Rozdział 22
Wena dopisała^^ Dziękuję wam oczywiście za wszystkie komentarze i gwiazdki.
Rozdział 22
Harry miał mieszane uczucia, wchodząc nocą do cudzego domu. Na samą myśl, że jakiś czarodziej mógł sobie swobodnie wejść do mugolskiego domu, napawała go obrzydzeniem. Nie przemawiał do niego argument ukrywania się przed śmierciożercami. To nadal było skandaliczne naruszenie prywatności. Czarodziej, który pomieszkiwał sobie w cudzym domu, pod nieobecność właścicieli musiał być strasznym tchórzem. Nie skomentował jednak niczego. Ograniczał wymianę zdań z dyrektorem do absolutnego minimum.
Rozejrzał się po zdewastowanym salonie. Czerwone plamy na suficie i ścianach wyglądały na krew. Skrzywił się. Jeśli było to jakieś miejsce zbrodni, to nie miał zamiaru tu przebywać.
Już miał zrobić w tył zwrot, kiedy Dumbledore podszedł do stojącego w kącie fotela i dźgnął go różdżką.
– Dobry wieczór, Horacy – powiedział. Ku zaskoczeniu Harry'ego w kilka sekund fotel zmienił się w starszego czarodzieja. Nie spodobał mu się. Było w nim coś dziwnego, ale nie potrafił tego nazwać.
– Musiałeś tak mocno – spytał czarodziej. – Skąd wiedziałeś, że to ja?
– Zdewastowane pomieszczenie i nieuszkodzony fotel?
– Wiedziałem, że coś mi umknęło – mruknął czarodziej.
– To krew? – spytał Dumbledore, zerkając na sufit.
– Smocza. Moja ostatnia butelka.
Dwójka starszych czarodziejów po chwili stanęła plecami do siebie, wyciągnęła różdżki i zaczęła doprowadzać salon do odpowiedniego stanu. Harry oparł się o framugę, patrząc na to beznamiętnie. Naprawdę nie miał ochoty tu być, ale z jakiegoś powodu Snape twierdził, że wyjdzie mu to na korzyść. Nie miał pojęcia, co chodziło, ale po powrocie czekały na niego wyjaśnienia.
Po chwili pomieszczenie wróciło do pierwotnej postaci, a dwójka czarodziejów pogrążyła się w krótkie rozmowie.
– Harry, pozwól tutaj – odezwał się w końcu dyrektor. – Pozwól, że ci przedstawię mojego kolegę i dawnego współpracownika, Horacego Slughorna. Horacy to jest...
– Harry Potter – powiedział z zaskoczeniem w głosie Slughorn. – Cieszę się, że w końcu mam okazję cię poznać.
– Dobry wieczór – odpowiedział tylko Harry. Nie podobało mu się, jak ten mężczyzna na niego patrzył. Jakby był jakąś zdobyczą. To już skreśliło Slughorna z listy osób, które potencjalnie mógłby polubić chłopiec.
Złoty Chłopiec nie miał pojęcia, co Dumbledore chciał osiągnąć, kiedy pod pretekstem skorzystania z toalety zostawił go samego ze Slughornem.
– Nie myśl, że nie wiem, dlaczego cię tu przyprowadził – odezwał się nagle starszy czarodziej.
– Interesujące, bo ja też tego nie wiem – odpowiedział Harry. I szczerze mówiąc, nie obchodziło go to. Jedyne, o czym marzył, to wrócić na Spinner's End, porozmawiać z profesorem, a potem położyć się spać. Następnego wieczora jego rodzina musiała wracać do Stanów i naprawdę chciał spędzić z nimi jeszcze trochę czasu.
– Nie powiedział ci? – Starszy czarodziej wydawał się naprawdę zaskoczony.
– Dyrektor rzadko wyjaśnia mi cokolwiek – powiedział Harry zgodnie z prawdą. – Nie wiem, jaki był jego zamiar, przedstawiając nas sobie.
– Byłem nauczycielem w Hogwarcie – wyjaśnił Slughorn. – Albus chce, żebym wrócił do szkoły i znowu uczył. Jestem pewien, że chciał, żebyś mnie przekonał do tego pomysłu.
– Dlaczego miałbym to zrobić? – spytał Harry. – Nie znam pana. Nie wiem, czego pan uczył ani kiedy.
– Uczyłem twoich rodziców – przyznał czarodziej i Harry niemalże wywrócił oczami. Czyli tu był haczyk. Jego rodzice znowu mieli posłużyć za przynętę, ale chłopiec nie był już tak naiwny, jak kiedyś. – Twoja matka była jedną z moich ulubionych uczennic. Bardzo zdolna dziewczyna. Aż ciężko było mi uwierzyć, że pochodziła z mugolskiej rodziny.
– Jest pan uprzedzony do mugolaków?
– Ależ skąd. Przed chwilą przecież przyznałem, że Lily była jedną z moich ulubionych uczennic. Przyjaźniła się z Severusem Snapem, który uczy cię eliksirów. Pewnie o tym słyszałeś.
– Tak. Coś tam słyszałem na ten temat – przyznał chłopiec.
Slughorn skinął na niego, żeby podszedł do kominka. Stały tam zdjęcia jego byłych uczniów. W miarę jak wymieniał ich nazwiska i opowiadał o nich, Harry zrozumiał, czemu Slughorn tak dziwnie na niego patrzył. Uwielbiał mieć znajomości ze sławnymi ludźmi, a potem chwalić się tym. Był pewien, że Snape nazwałby go „Kolekcjonerem znakomitości". Z całych sił starał się nie krzywić.
– I utrzymuje pan kontakt z nimi wszystkimi? – spytał uprzejmie.
– Muszę się ukrywać. Śmierciożercy od dawna usiłują mnie zwerbować, dlatego przenoszę się z miejsca na miejsce – wyjaśnił starszy mężczyzna.
– Proszę wybaczyć, ale to głupie. Wszyscy wiedzą, że najciemniej bywa pod latarnią, a Hogwart to w końcu najbezpieczniejsze miejsce w Wielkiej Brytanii. Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę.
– Nie. Nie mylisz się – potwierdził Slughorn. – Ale nie wiem, czy czuję się na siłach, żeby znowu uczyć.
– To już pana sprawa – stwierdził Harry wprost. – Osobiście skorzystałbym z okazji choćby na rok, żeby odpocząć od uciekania i ukrywania się.
– Czyli nie masz zamiaru mnie przekonywać? – zdziwił się mężczyzna.
– A dlaczego miałbym? Przecież i tak zrobi pan to, co uzna za słuszne. Ja tylko przedstawiłem panu swój punkt widzenia.
Slughorn przyglądał mu się dłuższą chwilę w milczeniu.
– Fizycznie jesteś podobny do rodziców, ale charakter masz zupełnie inny niż oni – powiedział. Harry nie potrafił powstrzymać grymasu, jaki wykrzywił mu usta.
– Nie rozumiem, dlaczego wszyscy oczekują, że będę do nich podobny – powiedział wprost. – Jestem sobą, a nie nimi.
– Horacy, myślisz, że mogę sobie pożyczyć ten magazyn? – spytał nagle Dumbledore, wchodząc ponownie do salonu. Harry był święcie przekonany, że podsłuchiwał, ale nie dał po sobie nic poznać.
– Co? A tak. Jasne – powiedział Horacy.
– Na nas już czas Harry – zwrócił się do chłopca. – Nic tu po nas.
– Już wychodzisz?
– Umiem rozpoznać, kiedy sytuacja jest przegrana.
Harry nie powiedziałby tego. Z doświadczenia wiedział, jakim świetnym manipulatorem był dyrektor i mógł się założyć o sto galeonów, że Slughorn połknął haczyk. Nie mylił się. Ledwo wyszli z domu, a czarodziej zawołał za nimi, że przyjmuje propozycję dyrektora, ale tylko na rok. Potem Dumbledore odprowadził Harry'ego na Spinner's End.
,,,
– No to słucham – powiedział Harry.
Siedzieli w salonie z kubkami herbaty w rękach. Severus nie położył się spać, czekając, aż Harry wróci.
– To dość skomplikowana sytuacja i proszę, żebyś nie dzielił się szczegółami nawet z panem Weasleyem. Możesz mu wspomnieć o pewnym rzeczach, ale nie zagłębiaj się w nie – polecił chłopcu.
Harry skinął głową. Jeśli Snape wymagał od niego dyskrecji, to był w stanie się dostosować.
– W tym roku nie będę was uczył eliksirów, tylko obrony – powiedział mężczyzna wprost. Harry poczuł, jak opada mu szczęka.
– Co? – zdołał tylko powiedzieć. – Dlaczego?
– Z dwóch powodów. Dumbledore uznał, że ponieważ Czarny Pan wrócił, jest wam potrzebny ktoś, kto nauczy was bronić się przed klątwami. To pierwszy powód. Drugim jest to, że będę miał na oku pewne zachowania. Eliksiry są przedmiotem, na którym wymaga się skupienia. Na obronie będę miał większą możliwość obserwacji.
– Chodzi o Malfoya, prawda? – spytał Harry.
– Między innymi.
– Dyrektor wie o wizycie, jaka miała tu miejsce?
– Oczywiście. Musiałem mu powiedzieć. Mimo wszystko martwię się o Draco. On nie jest zły. Nie ma cech, które sprawiłyby, że dobrowolnie dołączyłby do Czarnego Pana.
Harry milczał przez chwilę. Profesor miał rację. Malfoy był zwykłym pozerem. To całe jego gadanie o czystości krwi i wyższości jednych czarodziejów nad innymi wynikało ze strachu. Zakładał też, że blondyn mógł być zazdrosny o uwagę, która przez lata skupiała się na drobnym brunecie. Kiedy Harry odrzucił jego ofertę przyjaźni, musiał być to wielki cios dla młodego arystokraty.
– On się boi – powiedział tylko.
Mężczyzna skinął głową.
– Większość czarodziejów się boi. Nawet ci, którzy nie okazują tego na co dzień. Strach jest czymś nieodłącznym w życiu każdego człowieka. Jest potrzebny.
– Czy nie byłoby lepiej, żeby ludzie byli odważni? – spytał Harry.
– Pomyśl o tym logicznie. Gdyby wszyscy byli odważni, robiliby masę głupich rzeczy. Nie potrafiliby ocenić ryzyka i czym może skutkować ich brawura.
– Och... No tak... – zgodził się chłopiec. – Czyli pierwszego września wszyscy przeżyją szok – stwierdził.
– Może pan Weasley nie padnie, kiedy to usłyszy – stwierdził Snape, a Harry uśmiechnął się lekko. Może nie.
,,,
Harry poczuł smutek, kiedy musiał się pożegnać z kuzynami. Świetnie się z nimi bawił i żal mu było, że już muszą wyjechać.
– W przyszłe wakacje musisz koniecznie do nas przyjechać – powiedział mu Noah. – Ty też jesteś u nas mile widziany, Severusie – przyznał.
– Być może skorzystam z oferty – przyznał Mistrz Eliksirów.
– Możesz też zabrać swojego przyjaciela, Harry – zapewniła go Britney. Według niej Ron był dobrze wychowanym chłopcem. Harry z trudem powstrzymał rozbawienie. Mając taką matkę jak Molly Weasley, nie było siły, żeby było inaczej.
– Spodziewajcie się paczki ode mnie – powiedział kuzynom chłopiec. – Muszę tylko się dowiedzieć, jak to dokładnie działa.
Wieczorem Harry poszedł położyć się wcześniej. Severus domyślał się, że miało to związek z wyjazdem jego krewnych i chłopak najwyraźniej potrzebował pobyć przez chwilę samemu.
Kiedy sam się w końcu położył, usłyszał nagle ciche pukanie do drzwi.
– Wejdź – powiedział krótko.
– Przepraszam – mruknął Harry, kiedy wszedł i zamknął za sobą drzwi.
– Za co?
– Jest późno i obaj powinniśmy odpoczywać – przyznał.
Severus usiadł powoli i skinął na Harry'ego, żeby usiadł obok. Złoty Chłopiec powoli usiadł na łóżku mężczyzny i oparł głowę o jego ramię.
– Co się dzieje? – spytał starszy czarodziej, kiedy Harry milczał.
– Sam nie wiem. To głupie. Powinien iść – powiedział cicho. Chciał się odsunąć, ale Mistrz Elikirów przytrzymał go w miejscu.
– Nie zamykaj się znowu w sobie. Spróbuj powiedzieć mi o tym, co czujesz.
Przez chwilę Harry nie odzywał się.
– Nie wiem, jak nazwać to, co czuję – powiedział w końcu. – Dumbledore po raz kolejny udowodnił, że jestem dla niego tylko środkiem, do osiągnięcia celu. Mógł przekonać Slughorna sam, ale wolał posłużyć się mną. Nie zaufam mu po raz kolejny. On może myśleć, że mi pomaga, ale ja wiem, że nigdy tak naprawdę o mnie nie dbał. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby nagle oznajmił mi, że mam być ofiarą dla Czarnego Pana.
Severus spiął się. Obawiał się, że Harry nie był wcale tak daleki od prawdy. Albus Dumbledore potrafiłby poświęcić każdego dla większego dobra. Jednostka nie miała dla niego większego znaczenia. Harry był celem Voldemorta i wszyscy o tym wiedzieli. Uważali za oczywisty fakt, że Harry pokona Czarnego Pana i nikogo nie obchodziło, czy wyjdzie z tego w jednym kawałku. Mógł się założyć, że gdyby Harry zginął, wyprawiliby mu pogrzeb, a potem każdy zapomniałby o nim i nawet nie odwiedziłby później jego grobu.
– Pomogę ci – zapewnił go, wsuwając dłoń w jego włosy.
– Dziękuję – mruknął Harry, wtulając się mocniej w jego ramię. – To takie dziwne.
– Co takiego?
– My – powiedział chłopiec. – Przez tyle lat nie mogliśmy znieść siebie nawzajem. Nigdy nie pomyślałbym, że będzie pan osobą, która najbardziej mi pomoże.
– Życie lubi zaskakiwać – stwierdził Severus. Sam był zaskoczony, że ich relacja zmieniła się tak bardzo w ciągu ostatniego roku. Nie potrafił już nienawidzić tego chłopaka, ale nie potrafił też nazwać tego, co do niego czuł.
– Tak. Nawet bardzo – powiedział Harry. – Moi krewni są na to najlepszym dowodem.
– Smutno ci, że wyjechali.
– Tak, ale zostaniemy w kontakcie i może zobaczymy się w kolejne wakacje. Byłoby fajnie pojechać do Stanów. O ile dożyję do tego czasu.
– Dożyjesz – powiedział profesor.
– Jest pan tego pewien?
– Wierzę w to.
– Dziękuję – powiedział Harry. – Pójdę do siebie. Dobranoc.
– Możesz spać tutaj, jeśli chcesz. – Severus sam nie wierzył, że to powiedział, ale chłopak wyglądał, jakby teraz nie chciał być sam.
Harry zawahał się, ale chwilę później położył się obok profesora. Uśmiechnął się lekko, patrząc na niego. To był jeden z tych jego szczerych uśmiechów, kiedy znowu pokazywał siebie.
Leżeli tak blisko siebie, że Harry czuł ciepło, bijące od drugiego ciała. To było bardzo intymne i podobało mu się. Gdyby ktoś spytał go, czy był zakochany w swoim profesorze, powiedziałby szczerze, że nie. Hary nie wiedział, czym była miłość. Nie rozumiał tego uczucia. Znał definicję, ale nikt nigdy nie nauczył go kochać, więc dla niego było tylko abstrakcją. Nie wyobrażał sobie siebie w jakimś cukierkowym związku, które często obserwował w Hogwarcie. Te wszystkie podchody, nieśmiałe uśmiechy i cała ta romantyczna otoczka. To nie było dla niego.
Harry potrzebował obok siebie kogoś, kto da mu poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. I być może z czasem nauczy go, czym była miłość. Nie oczekiwał niczego takiego od Severusa. Nie był głupi i nie sądził, żeby kiedykolwiek mogli być razem. Nie w sytuacji, gdy niemalże czuli oddech Voldemorta na karku.
Severus zdawał się myśleć dokładnie o tym samym. Delikatnie pogłaskał chłopca po policzku. Obrysowywał palcami kształt jego twarzy. Harry zarumienił się, kiedy palce dotknęły jego ust. Popatrzył mężczyźnie w oczy i palce szybko zostały zastąpione przez usta. Poczuł, jak robi mu się gorąco. Był nastolatkiem i miał momenty, gdy jego hormony szalały.
Większe dłonie szybko pozbawiły go tego, co miał na sobie i znalazł się na plecach, przyciśnięty do łóżka przez Snape'a. Czasem zastanawiał się, czy seks z kimś innym byłby taki sam. Czy też byłoby tak namiętnie i czy ta inna osoba sprawiłaby, że czułby się właśnie tak? Szybko jednak dochodził do wniosku, że na razie nie chciał tego sprawdzać. Jego libido nie było na poziomie jego kolegów, którzy ciągle budzili się rano w stanie gotowości do działania. Wątpił jednak, żeby z rówieśnikami było podobnie.
Harry jęknął, kiedy jedna z dłoni wsunęła się między jego uda, pieszcząc go. Mógłby dojść tylko dzięki temu. Bardzo długo wstydził się swojego ciała. Uważał, że jest chudy i brzydki. Nikt nigdy nie wyprowadził go z błędu. Kiedy wkroczył do świata czarodziejów, nic się nie zmieniło. Dla nich był tylko Chłopcem, Który Przeżył, a nie Harrym. Gdyby ktoś chciał się z nim umówić, zrobiłby to tylko dlatego, że był sławny.
Snape taki nie był i dlatego Harry czuł się przy nim tak swobodnie. Mężczyzna nie udawał niczego, nie wyznawał mu uczuć, ani nie robił nic, co napawałoby Harry'ego wstrętem. Szedł z nim do łóżka z własnej woli i nie żałował. Nie czuł się w żaden sposób wykorzystywany.
Owinął mężczyznę nogami, wbijając stopy w jego plecy za każdym razem, gdy przez jego ciało przechodził dreszcz. To było fascynujące, patrzeć, jak twarz Mistrz Eliksirów rozluźnia się pod wpływem rozkoszy. Traciła wtedy ten zawzięty wyraz. Harry uważał, że Snape na swój osobliwy sposób jest atrakcyjny. Nie miał zamiaru kiedykolwiek uzewnętrzniać tej myśli. Gryfoni wysłaliby go do szpitala, gdyby nagle wyskoczył z czymś takim. W takich chwilach jak ta, mężczyzna należał tylko do niego i umysł chłopca tworzył kolejne miłe wspomnienie.
,,,
Rano, kiedy Harry obudził się nadal w łóżku Severusa, obawiał się, że zrobi się cokolwiek niezręcznie. W końcu jeszcze nigdy nie budzili się obok siebie. Nic takiego jednak się nie stało i odetchnął z ulgą. Nie chciał przez swoje zachowanie z poprzedniego wieczora, stracić tej nici porozumienia między nimi.
Przy śniadaniu Mistrz Eliksirów poinformował go, że musi zacząć warzyć eliksiry do skrzydła szpitalnego i będzie zajęty przez większość dnia.
– Ufam, że znajdzie sobie zajęcie – powiedział.
– Mogę iść znowu na plac i pojeździć na rolkach? – spytał chłopiec.
Severus zastanowił się przez chwilę, oceniając ryzyko. Nikt poza Albusem i Ronem Weasleyem nie wiedział, że Złoty Chłopiec tu jest. To było mugolskie miasto. Oczywiście Voldemort wiedział, gdzie mieszka Snape i choćby z tego powodu ta okolica była omijana. W końcu nie atakuje się miejsca zamieszkania swojego poplecznika.
– Dobrze, ale masz na siebie uważać i uciekać, jeśli tylko zauważysz coś podejrzanego – zgodził się.
– Jasne – zapewnił go Harry z uśmiechem. Biodra nadal troszkę go bolały po ostatniej nocy, ale uznał, że trochę ruchu dobrze mu zrobi. Kiedy więc Severus zniknął w swojej pracowni, chłopiec zabrał rolki i wyszedł z domu.
Plac na szczęście nie był jakoś daleko i niedługo później Harry jeździł już dookoła, ćwicząc ruchy, skręty i hamowanie, tak jak uczył go Lesley. Naprawdę polubił taką aktywność fizyczną. Quidditch był ekscytujący, ale to była gra zespołowa. Cieszył się, że miał okazję spróbować jakiegoś indywidualnego sportu.
Udało mu się zahamować i nie polecieć w tył, kiedy usłyszał jakieś pokrzykiwania i spomiędzy starych budynków wypadł jakiś chłopiec o ciemnych włosach. Dzieciak obejrzał się za ramię przestraszony i przyspieszył. Harry już miał do niego krzyknąć i spytać, czy coś się stało, kiedy ten dosłownie zniknąć. Złoty Chłopiec był tak zaskoczony, że dopiero po chwili zwrócił uwagę na grupkę chłopców, która również wybiegła spomiędzy budynków. Najwyraźniej rozglądali się za dzieciakiem.
– Ej ty! – jeden z nich krzyknął do Harry'ego.
– Co? – odkrzyknął.
– Widziałeś tu takiego małego knypka?
– Przelotnie, bo pobiegł tam – powiedział Harry, wskazując im kierunek, w którym widać było obecną fabrykę. Na oko chłopcy wyglądali na jakieś dziesięć, może jedenaście lat i chyba nie byli zbyt inteligentni, bo nie zastanawiając się nad słowami Harry'ego, pobiegli we wskazanym kierunku.
Kiedy zniknęli z pola widzenia, zaczął się rozglądać za chłopcem. Z własnego doświadczenia wiedział, że przypadkowa aportacja nie mogła być na wielką odległość. Miał sto procent pewności, że dzieciak był czarodziejem, ale Snape twierdził, że poza nim nie mieszkali tu inni. Musiał zatem być mugolakiem.
Mijał właśnie jedno z rosnących na dziko wokół placu drzew, kiedy rozległ się szelest. Podniósł głowę i zobaczył nad sobą tamtego chłopca. Trzymał się mocno gałęzi.
– Możesz zejść. Poszli sobie – powiedział do dzieciaka.
– Nie wiem jak – pisnął.
– Spróbuj zejść powoli jak najniżej. Nie bój się. Pomogę ci – zapewnił go.
Dzieciak powoli zaczął schodzić z drzewa, wspomagając się wskazówkami Harry'ego i po kilku minutach stanął na ziemi.
– Dzięki – powiedział.
– Nie ma za co – zapewnił go Harry i uśmiechnął się. – Co robiłeś na tym drzewie? – spytał. Chciał dyskretnie potwierdzić, że chłopiec jest czarodziejem.
– Ja nie wiem – odparł. – To pewnie zabrzmi głupio, ale nie wiem, jak się na nim znalazłem. Biegłem, a tu nagle pyk i siedziałem na gałęzi.
– Często zdarza ci się coś takiego?
Chłopiec popatrzył na niego, jakby go oceniał. Po jego minie widać było, że nie był pewien, czy powinien odpowiadać na to pytanie starszemu o kilka lat chłopakowi. Musiał jednak dostrzec szczere zaciekawienie na twarzy Harry'ego, bo po chwili skinął głową.
– Czasem dzieją się dziwne rzeczy. Na przykład, kiedyś byłem zły, bo Tony wrzucił mi piórnik do kałuży. Pomyślałem coś w stylu, żeby jego włosy zzieleniały i nagle jego włosy stały się zielone. Albo, kiedy Erika śmiała się z mojej koszulki. Nagle jej spódniczka zniknęła i została w samych majtkach. A niedawno dostałem taki dziwny list, który przyniosła sowa. I tam pisało coś dziwnego.
– Dziwnego? – spytał Harry. Już miał pewność, że chłopiec musiał być mugolakiem.
– Tam było napisane, że zostałem przyjęty do Hogwartu. Ale dziadek i babcia nigdy nie słyszeli o tej szkole. Ktoś napisał, że to szkoła magii i dziadek mówi, że to musi być jakiś głupi żart.
– Jak masz na imię? – spytał chłopca.
– Caleb.
– Ja jestem Harry. I zdradzę ci tajemnicę. Ten list nie był żartem. Hogwart istnieje – zapewnił go z uśmiechem. Chłopiec popatrzył na niego, robiąc wielkie oczy. – Jesteśmy tacy sami. Jesteś czarodziejem, Caleb.
---
Jestem ciekawa, jakie macie hobby? ^^ Albo co sprawiawam przyjemność. Ja mam bardzo zróżnicowane zainteresowania.
Jeśli moje pytania was denerwują, to dajcie mi znać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top