Rozdział 16
Jak wam mija czas? Przyznam, że ostatnio jest rano tak zimno, że gdy wstaję, najlepszym pomysłem wydaje mi się wskoczyć ponownie pod kołdrę.
Rozdział 16
– Więc tutaj pan mieszka poza szkołą? – spytał Harry.
Kiedy rok szkolny dobiegł końca, wszyscy uczniowie wsiedli do pociągu i opuścili Hogwart, żeby spędzić wakacje w domach. Wszyscy z wyjątkiem Harry'ego. On z kolei miał spędzić wakacje w domu profesora Snape'a. Oczywiście powiedział o tym Ronowi i Hermionie.
Reakcja jego przyjaciół była dość przewidywalna. Ron zbladł w ciągu sekundy i wyglądał, jakby w kolejnej miał paść na ziemię, a Hermiona tradycyjnie zgadzała się z decyzją dyrektora. Niemal przewrócił oczami, kiedy zaczęła się rozwodzić nad całą sprawą.
Za to Ron, kiedy już znaleźli się sami w dormitorium chłopców, zaczął mu podpowiadać różne sposoby na przetrwanie w towarzystwie Nietoperza z lochów. Harry w końcu nie wytrzymał i zaczął chichotać.
– Co jest w tym śmiesznego? – spytał rudzielec. – Ja tu się o ciebie martwię.
– Wiem – zapewnił go Harry. – Nie śmieję się z ciebie tylko z całej sytuacji.
Przyjaciel popatrzył na niego z miną, która jasno mówiła, że nic z tego nie rozumie. Do Harry'ego dotarło wtedy, że musi powiedzieć mu o kilku rzeczach.
– Posłuchaj Ron – zaczął, poważniejąc. – Snape nic mi nie zrobi – zapewnił go.
– A skąd masz taką pewność? – dociekał najmłodszy Weasley.
– Obiecaj mi, że wszystko, co teraz usłyszysz, zachowasz dla siebie – poprosił go Harry.
– Zaczynam się bać.
– To nic złego. Chodzi o to, że... To Snape mnie wtedy znalazł – powiedział, bezwiednie znowu pocierając nadgarstek.
Przez kilka chwil panowała kompletna cisza. Harry miał wrażenie, że z powodzeniem mógłby teraz usłyszeć jakiegoś kornika, ryjącego w drewnie, albo tupot mrówki. Ron wyglądał, jakby właśnie oberwał Drętwotą.
– Snape cię wtedy...? – zdołał się w końcu odezwać.
Harry pokiwał głową i opowiedział mu o całym zdarzeniu, omijając oczywiste szczegóły takie jak ogrzewanie go własnym ciałem. Ron jak nic padły wtedy dosłownie. Za to przyznał mu się do uczęszczania na terapię i spędził dobre dwadzieścia minut, odpowiadając na pytania.
– Więc Snape nie tylko nauczył cię blokować umysł, ale też zorganizował ci fachową pomoc? – spytał. – Kurczę, stary. Gdyby powiedział mi o tym ktoś inny, a nie ty, nie uwierzyłbym – przyznał szczerze.
Harry wcale nie był zaskoczony. Jeszcze rok temu sam miał Snape'a za kompletnego dupka, którego życiowym celem, jest doprowadzić do płaczu jak największą liczbę Gryfonów.
– Z początku myślałem, że sobie ze mnie kpi – powiedział Harry. – Niby dlaczego miałby mi pomagać? Ale przekonałem się, że mówił poważnie. Wizyty u psychologa bardzo mi pomogły. Nauczył mnie mówić, co myślę.
– Widziałem, że zachodzi w tobie jakaś zmiana, ale nie znałem przyczyny. Osobiście myślałem, że tobie też buzują hormony. W końcu jesteśmy nastolatkami.
– Aż tak się nie mylisz. U mnie wygląda to troszkę inaczej. Nie ślinię się na widok każdych ładnych nóg tak jak ty – wyszczerzył się, a Ron rzucił w niego poduszką. Harry roześmiał się, odrzucając ją po chwili.
– Myślisz, że dasz radę przyjechać do nas, chociaż na tydzień? – spytał rudzielec.
Harry westchnął. Nie miał pojęcia i powiedział o tym wprost. Teraz kiedy Voldemort wykonał swój pierwszy krok, nie chciał, żeby ktoś był z jego powodu narażony.
– Jestem pewny, że ktoś ze śmierciożerców będzie obserwował Privet Drive – przyznał Harry. – Możliwe, że będą się także kręcić niedaleko Nory. Nikt nie wpadnie na pomysł, żeby szukać mnie w domu Snape'a.
– No to akurat jest strategicznie dobrze pomyślane – zgodził się Ron, pocierając brodę palcami. – No i będziesz miał spokój od krewnych, chociaż ja już wolałbym spędzić miesiąc z ciotką Muriel niż ze Snapem.
– On naprawdę nie jest taki zły prywatnie. Wiesz, że na co dzień musi udawać.
– I za to mogę faceta szanować. Ma cholernie niebezpieczne zajęcie.
W dniu wyjazdu Harry pożegnał się z Ronem i Hermioną, a potem czekał na Snape'a przy drzwiach do Wielkiej Sali. Siedział na swoim kufrze z klatką Hedwigi na kolanach. Już wcześniej wypuścił sowę, mówiąc jej, że tym razem nie wracają do mugoli. Zahuczała, jakby cieszyła się z tej zmiany sytuacji i odleciała.
Dwadzieścia minut później zjawił się profesor Snape. Harry popatrzył na niego, lustrując jego sylwetkę. Mężczyzna miał na sobie ciemne jeansy i czarną koszulę.
– Gotowy? – spytał, podchodząc do chłopca.
– Tak profesorze – odpowiedział, wstając. Severus jednym ruchem różdżki zmniejszył jego kufer i klatkę. Harry schował je szybko do kieszeni.
Kiedy znaleźli się poza bramami Hogwartu, mężczyzna złapał chłopca w pasie i aportował ich. Wylądowali w jakimś zaułku pomiędzy dość ponurymi budynkami, a chwilę później wyszli na główną ulicę. Tu już było nieco lepiej, chociaż w niczym nie przypominało to Privet Drive z jego wymuskanymi ogródkami i równo przystrzyżonymi trawnikami. Zatrzymali się przed jednym z tych starych budynków z cegły.
– Jesteśmy – powiedział Snape. – Nie spodziewaj się luksusów.
– Nie spodziewam się. Tutaj i tak będzie lepiej niż u Dursleyów – zapewnił go Harry.
Kiedy weszli do środka, chłopiec od razu rozejrzał się ciekawie. Salon wypełniały regały z książkami, oprawionymi w skórę. Harry mógł się założyć, że część z nich na pewno nie była legalna.
Hermiona użalała się kiedyś nad faktem, że nie ma dostępu do działu ksiąg zakazanych. Harry niezbyt był wtedy w stanie zrozumieć jej powody do smutku, ale z czasem stało się jasne, że dziewczyna uwielbiała wiedzieć. Gorzej, że swoją wiedzę wykorzystywała często, żeby się wywyższać ponad innych. Szczerze wątpił, żeby robiła to świadomie, ale większość uczniów w Hogwarcie nie lubiła jej. Spora ich część dziwiła się, że Harry się z nią przyjaźni. Harry jednak zawsze odpowiadał, że Hermiona ma swoje wady i zalety, jak każdy inny człowiek.
Dziewczyna nie była zła. Nie w dosłownym rozumieniu tego słowa. Potrzebowała mieć nad sobą autorytet, który byłby w stanie potwierdzić jej słowa.
– Niezły zbiór – przyznał chłopiec. – Zgaduję, że ministerstwo skonfiskowałoby go bez oporów?
– Oczywiście. Niektóre z tych ksiąg to białe kruki – wyjaśnił Snape.
Dom znajdował się w miasteczku Cokeworth, przy ulicy Spinner's End. Profesor wyjaśnił mu, że to jego dom rodzinny i teraz jest tutaj zdecydowanie lepiej, niż kiedy był dzieckiem.
– Dwadzieścia lat temu, to była jedna z najbardziej niebezpiecznych ulic – opowiedział. – Ludzie mieli problem z pracą, kiedy fabryka upadła. Na szczęście ktoś ją kupił, zainwestował zapewne pokaźną sumę i praca ruszyła na nowo.
– Czyli lepiej nie wychodzić z domu po zmroku?
– Kiedyś przyznałbym ci rację. Obecnie sytuacja już taka nie jest. Budynki nadal są, jakie są, ale co roku sprowadza cię tu coraz więcej rodzin, które remontują te stare domy.
Złoty Chłopiec skinął głową. Wszystko wskazywało na to, że nie będzie tutaj źle. Na pewno lepiej niż u Dursleyów.
Profesor oprowadził go po domu. Na parterze był salon, kuchnia, łazienka i jego pracownia. Harry był pod wrażeniem, że wejście do niej znajdowało się za regałem z książkami. Przypominało mu to trochę jedno z tajnych przejść w Hogwarcie. Piętro z kolei zajmowała sypialnia Snape'a i dwa mniejsza pokoje. Harry nie miał nic przeciwko, żeby ulokować się w jednym z nich. Nie potrzebował więcej niż dach nad głową, miejsce do spania i czegoś do jedzenia.
– W domu możesz używać niektórych czarów – zapewnił go Snape.
– Ministerstwo ich nie wykryje? – spytał zaskoczony Harry. Właśnie wyjmował z kieszeni swój pomniejszony kufer i klatkę Hedwigi.
– Nie, jeśli nie będzie to żadne silne zaklęcie typu tarcza lub klątwy. Ten dom jest od kilkudziesięciu lat przesycany magią. Proste czary gospodarcze czy ćwiczenia szkolne nie wydostaną się poza jego bariery ochronne.
– Więc tutaj są jakieś bariery?
– Oczywiście, że tak. Nie czujesz ich, bo włączyłem cię do nich – wyjaśnił. – Podejdź na chwilę. Coś ci pokażę – polecił mu.
Harry ciekawie wyszedł z mężczyzną na korytarz, zamknął drzwi do tymczasowego pokoju chłopca i rzucił na drzwi jakieś zaklęcie. Drzwi po chwili zniknęły.
– Zapamiętaj to zaklęcie. Gdyby kiedyś jakiś śmierciożerca się tu zapuścił, możesz ukryć się w pokoju i rzucić to zaklęcie.
– Bardzo przydatne, ale mam nadzieję, że nie będzie konieczne.
– Ja też.
,,,
Harry zaoferował, że może gotować. W końcu chciał się jakoś odwdzięczyć za opiekę profesora.
– Zawsze gotowałem u ciotki, więc mogę to też robić tutaj. Tylko trzeba będzie uzupełnić lodówkę – przyznał, otwierając ją.
Zawsze zastanawiał się, jak czarodzieje przechowują żywność, skoro nie mają lodówek. Teraz już wiedział, że istniał rodzaj odpowiednika. Były to szafki, zabezpieczone zaklęciem chłodzącym i chroniącym jedzenie przed zepsuciem. W tej należącej do Snape'a znalazł tam tylko światło i pajęczynę. Skrzywił się widocznie na ten widok. Szybko wyjął różdżkę i wyczyścił ją jednym zaklęciem.
– Nie było mnie tu prawie rok – zauważył starszy czarodziej. – To oczywiste, że musimy iść na zakupy.
Dziesięć minut później wyszli z domu i poszli wzdłuż ulicy, kierując się do mugolskiego marketu. Harry nie był tym aż tak zaskoczony. W końcu było to mugolskie miasto. Kiedy weszli do środka, jakiś starszy mężczyzna przywitał się z Severusem.
– Dawno pana tu nie było – przyznał z uśmiechem. – Wszystko w porządku?
– Oczywiście. Rok szkolny się skończył, więc w końcu mogę odpocząć – odparł Severus.
– No tak. – Pokiwał głową na znak, że rozumie. – Bycie nauczycielem to ciężki kawałek chleba, ale może dać dużo satysfakcji.
Po minie Severusa Harry widział, że mężczyzna miałby wielką ochotę wyprowadzić staruszka z błędu, ale gryzie się w język. Chłopiec musiał zasłonić usta ręką, ale i tak uciekł mu cichy chichot. Starszy pan popatrzył na niego ciekawie.
– A to kto? – spytał.
– To jeden z moich uczniów – wyjaśnił Severus. – Ma niezbyt ciekawą sytuację w domu, więc zgodziłem się nim zająć, aż wszystko się unormuje.
– Miło pana poznać – powiedział Harry i uśmiechnął się do mężczyzny.
– Wzajemnie chłopcze. Kogoś mi przypominasz z twarzy – przyznał. – Ech, pamięć już nie ta.
– Z kim rozmawiasz tato? – spytała jakaś kobieta, podchodząc do nich. Harry zgadywał, że był dobre dziesięć lat starsza od Mistrza Eliksirów. – O proszę. Wrócił pan Snape. Uczniowie dali w tym roku wycisk? – spytała.
– Mam wrażenie, że niektórzy wręcz weszli na wyższy poziom idiotyzmu – powiedział wprost.
– Szkoła z internatem to zawsze jest wysiłek. Trzeba mieć oczy dookoła głowy.
Harry patrzył na nich ciekawie. Wyglądało na to, że ludzie z sąsiedztwa wiedzieli, że Mistrz Eliksirów uczy w szkole przez większą część roku. Dorośli rozmawiali chwilę, aż starszy pan nie wrócił znowu do tematu, że Harry kogoś mu przypomina.
– No jak to, tato? Już zapomniałeś o swoich dawnych sąsiadach? – spytała, a potem popatrzył na chłopca. – Przecież to oczy jak u Lily Evans. Gdyby miał rude włosy, uznałabym, że to jej brat.
– Znała pani moją mamę? – spytał Harry zaskoczony. Nie miał pojęcia, że jego matka pochodziła stąd, a potem sam siebie zganił mentalnie. Przecież Snape się z nią przyjaźnił jeszcze przed Hogwartem. Sam mu o tym mówił, więc to było logiczne, że musieli mieszkać gdzieś blisko siebie.
– Czyli jesteś synem Lily – uśmiechnęła się. – Byliśmy sąsiadami. Czasem pilnowałam Lily i jej siostry, ale osobiście nigdy nie przepadałam za Petunią. Miała koszmarny charakter. Nie wiem, jak jest teraz.
– Niewiele się zmieniło – mruknął chłopiec.
– Jakoś nie jestem zaskoczona. Ile masz lat? – spytała.
– W lipcu skończę szesnaście.
– Czyli nie poznałeś swoich dziadków. Jaka szkoda. To byli tacy sympatyczni ludzie – westchnęła. – Możesz wpaść kiedyś do nas. Chyba tata ma gdzieś jeszcze jakieś stare zdjęcia, to chociaż mógłbyś ich zobaczyć – zaproponowała. – Pan Snape wie, gdzie mieszkamy.
Harry popatrzył prosząco na swojego profesora. Nigdy nie słyszał nic o swoich dziadkach ani od strony matki, ani ojca.
– No dobrze – zgodził się mężczyzna.
– Świetnie. To wpadnijcie do nas jutro na obiad. A właśnie. Miałby pan jeszcze na stanie tę ziołową maść na stawy? Chyba pan ją przywoził od jakiegoś zielarza, ale tacie pomaga. W tej chwili to jego stawy tak skrzypią, że z powodzeniem może robić konkurencję zamkowi w drzwiach.
Starszy mężczyzna popatrzył na córkę z oburzeniem.
– Widzisz, jak się traktuje starszych chłopcze? – zwrócił się do wyraźnie rozbawionego Harry'ego. – Zero szacunku! No po prostu zero!
Po zrobionych zakupach skierowali się z powrotem do domu. Harry skorzystał z okazji i żuł sobie gumę. W jednej z toreb była też paczka owocowych cukierków i chipsy. Snape zgodził się na kupno tej, jak to ujął, mugolskiej tandety jedzeniowej tylko dlatego, że Harry był tak chudy, że jemu trochę słodyczy na pewno nie zaszkodzi.
– Ciebie to silniejszy wiatr przewróci – skomentował tylko.
W domu Harry wypakował zakupy do szafki, zostawiając sobie tylko to, z czego planował gotować.
– Czyli wszyscy tutaj wiedzą, że pan uczy? – spytał Harry, krojąc warzywa.
– Nigdy tego nie ukrywałem. W końcu nie ma mnie tu większą część roku. Wolałbym, żeby nikt nie próbował wzywać mugolskiej policji albo pogotowia, żeby sprawdzić, czy żyję.
Harry przyznał, że to było logiczne.
– A co z domem?
– Nakładam zaklęcie, które zniechęca do wejścia każdego, kto wszedłby na teren domu.
– A gdyby próbował jakiś czarodziej? – Harry nie potrafił powstrzymać swojej ciekawości.
– Jeszcze nie spotkałem takiego idioty – przyznał szczerze Snape.
Złoty Chłopiec uśmiechnął się tylko, wracając do gotowania. Mistrz Eliksirów musiał przyznać, że szło mu to całkiem sprawnie. Może nie był jakimś wirtuozem patelni, ale posiłek, który przygotował był całkiem smaczny.
– Myśli pan, że pana wezwie? – spytał Harry, kiedy zmywał naczynia po obiedzie.
Severus spiął się.
– Skąd to pytanie?
– Sam nie wiem. W roku szkolnym pana wzywał – zauważył. Harry wiedział o kilku wezwaniach, ale podejrzewał, że było ich znacznie więcej.
– Tego nie sposób przewidzieć. Równie dobrze mogę po prostu otrzymać jakieś zadanie do wykonania. Zawsze zajmowałem się eliksirami, ewentualnie składałem do kupy rannych.
– Nawet Bellatrix?
– Bellatrix to specyficzny przypadek. Ona nie odczuwa bólu tak, jak normalny człowiek. To tylko moje domysły, ale nie zdziwiłbym się, gdyby miała uszkodzone niektóre nerwy. Kilka razy musiałem ją doprowadzać do porządku. Musiałem rzucać na nią kilka zaklęć, bo inaczej leczenie byłoby niemożliwe. Gorzej, że brak odczuwania bólu, czyni ją dodatkowo niebezpieczną.
– Chodzi o klątwy?
– Dokładnie tak. Ponieważ nie odczuwa ich tak intensywnie, jak inni, może wyprowadzić szybki kontratak. Miej to na uwadze, gdybyś kiedyś musiał stanąć naprzeciw niej.
– Zna pan chyba sporo sekretów śmierciożerców – zauważył chłopiec.
– Znam głównie tych, którzy uczęszczali ze mną do szkoły.
– A Lucjusz Malfoy?
– Lucjusz Malfoy to polityk. Działa głównie na tym polu w ministerstwie.
– Mówiąc o ministerstwie... Myśli pan, że doniósł swojemu panu, że zabrałem przepowiednię?
– Biorąc pod uwagę, że tego samego wieczoru miałem wrażenie, że moje ramię spłonie, to jestem tego pewien. Ty chyba też to wtedy odczułeś?
Harry nie zaprzeczył. Mimo barier w swoim umyśle odczuł gniew Voldemorta. Jego wściekłość musiała wyjść poza skalę, ponieważ dopadła go okropna migrena, a w nocy miał koszmary.
– Wie pan... Coś mnie zastanawia od jakiegoś czasu – przyznał nagle Złoty Chłopiec. Severus popatrzył na niego pytająco. – Jest pan w zasadzie podwójnym szpiegiem, ale jest pan pewien, że jest pan jedynym?
– Co masz na myśli?
– Przypomniał mi się profesor Quirrell. Zastanawiałem się, czy Czarny Pan mógłby kogoś opętać i zmusić do szpiegowania. Wtedy nikt by się nie zorientował.
– Obawiam się, że to ślepy trop. Jakkolwiek twoje rozumowanie jest całkiem logiczne, tak zauważ, że w Hogwarcie nie ma wielu dorosłych.
– Tylko że ja nie myślałem o dorosłych.
Mistrz Eliksirów popatrzył na niego mocno skonsternowany. Chłopiec niechcący zwrócił jego uwagę na dość istotną sprawę, której nigdy nie brali pod uwagę. Do Hogwartu uczęszczały przecież dzieci śmierciożerców, a biorąc pod uwagę fakt, że pan ich rodziców powrócił, mógł wpaść na pomysł stworzenia sobie armii małych szpiegów. Dziecka nikt nie mógłby podejrzewać.
– Nie jest to niemożliwe, ale nie sądzę, żeby coś takiego miało miejsce – powiedział w końcu ostrożnie.
– Zawahał się pan – zauważył Harry.
– Ponieważ wolałbym, żeby taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Dzieci nie powinny brać udziału w wojnie.
– Z jednym wyjątkiem, którego nikt nigdy nie pyta o zdanie – westchnął chłopiec cicho.
– Harry. Na pewne rzeczy nie mamy niestety wpływu. Mogę ci tylko pomóc i przygotować cię na wszelki wypadek.
– Głupia przepowiednia – burknął chłopiec, odkładając ostatni talerz do wysuszenia. – Jak można w ogóle wierzyć w takie rzeczy? To tak jakby człowiek nie miał własnego rozumu. A to, że jeden z nas zabije drugiego, to już w ogóle jest jakaś jedna, wielka pomyłka.
Obaj usłyszeli całą przepowiednię w gabinecie dyrektora. Harry nalegał na to wtedy tak długo, aż Dumbledore ustąpił. Padło wtedy wiele niecenzuralnych słów pod adresem starego manipulatora. Złoty Chłopiec omal nie stracił wtedy nad sobą panowania. Na szczęście jego magia nie wybuchła ponownie, za to dyrektor nasłuchał się, co jego Gryfoński ulubieniec o nim myśli. Skończyło się na tym, że Harry opuścił gabinet, głośno trzaskając drzwiami. Potem, ku zaskoczeniu Severusa, kolejne kazanie zrobiła dyrektorowi Minerwa, wyzywając go od upartych osłów. Dalszego ciągu mężczyzna nie słyszał. Wyszedł tak szybko, jak tylko nadarzyła się okazja.
Idąc do lochów, myślał o tym, że ich szalony plan się powiódł. To był prawdziwy cud, że udało im się dostać do ministerstwa i z niego wrócić, a jedyną osobą, która zauważyła Harry'ego, był Lucjusz Malfoy. Wolał nie wyobrażać sobie, co by się stało, gdyby któraś część nie wypaliła. Obaj zapewne znajdowaliby się właśnie w lochach Czarnego Pana, czekając na tortury. Potem zostaliby zapewne spektakularnie zabici na oczach innych czarodziejów.
Voldemort był psychopatą, ale był też niezłym strategiem. Przez lata, krok po kroku, budował swoje poparcie i zyskiwał popleczników. Gdyby nie cud, że klątwa zabijająca odbiła się wtedy od Harry'ego, mogliby teraz żyć pod rządami Czarnego Pana. Rzadko, ale zdarzało mu się zastanawiać, jakby to było. Czy naprawdę idea czystości krwi byłaby nadrzędna? Czy tylko tacy czarodzieje mieliby prawo do edukacji? Nie miał pojęcia. I szczerze mówiąc, chyba wolałby jednak nigdy się o tym nie przekonać.
– Przepowiednia niekoniecznie musi oznaczać pewnik – powiedział Snape.
– Więc jak miałbym ją traktować? – spytał Harry.
– Jak wskazówkę.
– Wskazówkę? – Chłopiec popatrzył na niego, nie rozumiejąc. – Do czego?
– Jak go pokonać.
---
Małe pytanko do was (znowuXD). Jakiego rodzaju książki i opowieści lubicie? Ja jestem wielkim fanem science fiction, ale nie pogardzę czym innym, jeśli mnie odpowiednio zainteresuje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top