Rozdział 13
Tym razem będzie trochę zabawniej^^ Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Rozdział 13
Chyba jeszcze nigdy w całym swoim życiu Harry nie był tak szczęśliwy. Ten stan, mimo że pozytywnie wpływał na jego samopoczucie, przysparzał mu drobnych problemów. Wystarczyło, że przypominał sobie zdarzenia z tamtego wieczora, a srebrna mgiełka pojawiała się obok niego. Oczywiście rozmawiał na ten temat z Mistrzem Eliksirów.
Profesor znalazł w jednej ze starych ksiąg kilka informacji. Wynikało z nich, że czarodziej, który doświadczył nagle ogromnego szczęścia, bezwiednie manifestuje swoje uczucia za pomocą patronusa.
– Czyli jestem po prostu zbyt szczęśliwy? – zdziwił się Harry.
– Jakkolwiek głupio i niedorzecznie to zabrzmi, to właśnie tak jest – przyznał Severus.
Harry popatrzył na niego niepewnie.
– Ale mnie się to podoba – mruknął, rumieniąc się lekko.
– Zdziwiłbym się, gdyby ci się to nie podobało i nie każę ci przestać być szczęśliwym. Musisz po prostu zapanować nad manifestacją swoich uczuć. Wątpię, żeby rozsądnym było nagłe pojawienie się twojego patronusa. To mogłoby wywołać zbyt wiele pytań.
Harry wiedział, że mężczyzna ma rację, ale niewiele mógł zrobić. Sam widok Snape'a sprawiał, że czuł ciepło w piersi, a jego serce lekko przyspieszało. Nic nie mógł poradzić na to, że ciągle rozpamiętywał na nowo te gorące pocałunki i swój pierwszy raz. To było takie cudowne. Po raz pierwszy poczuł, jak to jest być naprawdę blisko kogoś, na kim mu zależy. Bardzo chętnie poczułby to znowu, ale wiedział, że na to nie ma szans. Profesor dał mu jasno do zrozumienia, że nie mogą ryzykować. Zastanawiał się, czy kiedy wojna się skończy, mężczyzna mógłby zmienić zdanie. Rozmyślał o tym dość często, co omal nie doprowadziło do katastrofy.
Snape odpuścił mu nieco na swoich lekcjach. Oczywiście nadal rzucał w jego stronę złośliwe uwagi dla niepoznaki, ale Harry szybko nauczył się odczytywać ich ukryty sens.
– Potter! – zagrzmiał Mistrz Eliksirów na jednej z lekcji. – Nie próbuj mi nawet mówić, że nie miałeś zamiaru wrzucić właśnie do tego czegoś, co na wyrost nazywasz eliksirem, skrzydeł muchy! Ale proszę bardzo! Stos brudnych kociołków czeka!
Te uwagi doprowadzały Gryfonów do oburzenia, a Ślizgonów do jawnej wesołości. Harry z kolei starał się nie uśmiechać i również wyglądać na wzburzonego. Takimi uwagami Snape zmuszał go do koncentracji, ale nawet on nie mógł przewidzieć wszystkiego.
Harry kończył właśnie ucierać korzeń waleriany, kiedy dyskretnie podniósł wzrok na profesora. Zagryzł wargę, kiedy ich oczy się spotkały. Znów poczuł to miłe ciepło w środku. I może wszystko byłoby dobrze, gdyby Pansy Parkinson nie wrzasnęła nagle na widok srebrnej mgiełki obok niej. Jej krzyk przestraszył siedzącego przed nią Crabbe'a. Chłopak podskoczył w miejscu i wypuścił z rąk muszlę ślimaka. Ta wpadła do jego kociołka. Wywar w nim zaczął nagle syczeć, niemożliwie śmierdzieć i pienić się, po czym wystrzelił do góry jak gejzer, ochlapując wszystkich w klasie. Nikt nie ucierpiał specjalnie z powodu oparzeń, ale smrodu z ubrań nie mogli się pozbyć. Nie pomagały nawet zaklęcia czyszczące ani odświeżające.
– Panno Parkinson! Od kiedy to się wrzeszczy w mojej klasie? – syknął do niej Mistrz Eliksirów, krzyżując ręce na piersi.
– Przepraszam – pisnęła dziewczyna. – Obok mnie nagle pojawiło się coś dziwnego – próbowała tłumaczyć.
– Niech mi pani nie próbuje wmawiać niedorzeczności! Minus dziesięć punktów! A wy co się gapicie?! – ryknął do reszty klasy. – Kto ostatni odda próbkę, będzie miał szlaban! – zagroził. Po jego słowach wszyscy rzucili się ponownie do pracy.
Tego wieczora Harry miał lekcje oklumencji i zgodnie z przewidywaniami, Severus urządził mu na początek pogadankę o odpowiedzialności i panowaniu nad sobą.
– Szczęście nie jest czymś, do czego jestem przyzwyczajony – powiedział w końcu Harry. – To dla mnie coś tak nowego, że nie wiem, jak mam nad tym zapakować.
– Twój patronus pojawia się nagle, w najmniej oczekiwanym momencie – przypomniał mu starszy czarodziej. – Skoro nie potrafisz zapanować do końca nad jego pojawianiem się, spróbujemy to przekuć w element zaskoczenia.
Harry nie bardzo rozumiał, co mężczyzna ma na myśli, ale wiedział już, że lepiej nie protestować. Profesor kazał mu przez dobre pół godziny, przywoływać patronusa samymi, pozytywnymi myślami, bez użycia różdżki. Szybko zorientował się, jakie uczucia u chłopaka przywołując srebrnego jelenia.
Westchnął głośno. Chłopak najwyraźniej przywiązał się do niego za mocno. Harry był jedną z tych osób, które nie zaznały wiele szczęścia w życiu. Ufając Severusowi, zaczął go utożsamiać z bezpieczeństwem i troską. Tak samo robiły zwierzęta, które nagle zostały uratowane i pokochały swojego pana. Dla niego były gotowe na wszystko. Nawet odepchnięte wracały i patrzyły na swojego panem wzrokiem, który pytał: Co zrobiłem nie tak? Obawiał się, że gdyby teraz odtrącił chłopaka, ten znowu targnąłby się na swoje życie. Zdawał sobie sprawę, że sam też w jakiś sposób przywiązał się do niego. Zrobił wielki błąd, idąc z nim do łóżka, ale nie potrafił żałować, że tak stało.
Wtedy, gdy odprowadził Harry'ego do wieży i wrócił do swoich kwater, usiadł w salonie i długo patrzył w ogień na kominku. Nie potrafił zrozumieć, jak to się stało, że dał się tak ponieść emocjom. Musiał w końcu sam przed sobą się przyznać, że zauroczył się tym chłopakiem i przez to złamał wszystkie zasady moralne jako nauczyciel. Nigdy nie pomyślał, że mógłby znaleźć się w takiej sytuacji, ale chłopak miał rację. Obaj w jakiś sposób potrzebowali bliskości i po prostu się stało. Obaj pozwolili, żeby instynkt wziął nad nimi górę.
Severus był nieco zaskoczony, że po traumie, jaką zafundował chłopakowi jego psi ojciec chrzestny, ten tak po prostu pozwolił sobie na intymną bliskość. Nie zapytał go o to, ale w czasie ćwiczeń oklumencji natrafił na to strzępki tego wspomnienia. Przepełnione było zaufaniem i pragnieniem. Harry potrzebował bliskości i dowodu, że taka intymność nie jest niczym złym. Rozumiał jednak, że nie mógł nikomu zdradzić, co zaszło między nimi. Obaj nadal spędzali ze sobą czas, ale starali się nie dotykać za bardzo i nie całować. Żaden z nich nie miał jednak pojęcia, czy wytrwają w tym postanowieniu.
,,,
Ani się obejrzeli, a nadszedł pierwszy egzamin. Uczniowie piątego roku chodzili podenerwowani, niektórzy bladzi na twarzach jak duchy, a inni zmieniali kolory jak kameleon. Hermiona cały czas siedziała z nosem w notatkach, Ron ćwiczył zaklęcia na jednym z talerzy, a Harry starał się cokolwiek zjeść. Wiedział, że jeśli niczego nie tknie, Snape zrobi mu kolejny wykład na temat odżywiania się albo wmusi w niego jakiś paskudny eliksir odżywczy. W końcu udało mu się wmusić w siebie dwa tosty i jednocześnie nie oszaleć z jęczącą Hermioną.
– Na brodę Merlina! – nie wytrzymał w końcu Ron. – Uspokój się Hermiono! Jako jedyna z nas masz gwarancję, że zdasz wszystkie SUMy na wybitny.
– Nikt tego nie wie – zaperzyła się dziewczyna. Harry jęknął tylko w myślach, czując, że kolejna kłótnia pomiędzy jego przyjaciółmi wisi w powietrzu.
Wychodząc z Wielkiej Sali, natknęli się na egzaminatorów, których witała Umbridge, a nie Dumbledore. Dyrektor wprawdzie zajął się przygotowaniem sali egzaminacyjnej, ale Harry podejrzewał, że różowa ropucha zwyczajnie chciała pokazać, że ministerstwo nad wszystkim panuje.
Godzinę później usiedli wszyscy ponownie w Wielkiej Sali. Cztery stoły domów zostały zastąpione pojedynczymi ławkami, w których usiedli w kolejności alfabetycznej. Egzaminator wyjaśnił im zasady i Harry rozejrzał się dyskretnie po kolegach z roku. Niektórzy nadal wyglądali blado, ale dłonie Hermiony drżały, jakby już chciał złapać za pióro i zacząć pisać.
Harry nie miał większego problemu z częścią pisemną. Ostatnio dość często zaszywał się w bibliotece albo, ku irytacji Snape'a, w jego salonie i uczył się.
– Nie masz innych miejsc na naukę? – spytał mężczyzna.
– Tutaj jest spokojnie – wyjaśnił, podnosząc głowę znad podręcznika zaklęć. – Przeszkadzam? – spytał cicho.
– Nie – mruknął tylko profesor.
Severus już jakiś czas temu przywykł do obecności Gryfona w swoich kwaterach. W końcu sam pozwolił mu tu przychodzić. Z początku obawiał się, że będą kusić się nawzajem swoją obecnością i w diabły pójdzie samokontrola ich obu. Tak się jednak nie stało.
Harry zaakceptował fakt, że w jakimś sensie są razem, ale osobno. Nie przeszkadzało mu to. Nie wymuszał bliskości ani pocałunków. Oczywiście, że nie miałby nic przeciwko nim. W końcu był nastolatkiem, któremu hormony zaczynały buzować. Nie potrafił jednak rozmawiać na takie tematy tak swobodnie, jak jego koledzy z dormitorium. Nie raz tematem numer jeden przed snem były u nich dziewczyny. Komentowali dosłownie wszystko. Ich nogi, biusty, włosy, czy są ładne, czy chcieliby je pocałować. Nie mieszał się w te rozmowy. Oczywiście, że zauważał, że niektóre dziewczyny są ładne, ale nie były dla niego atrakcyjne.
Widział, że Cho Chang była ładna, Parvati Patil i jej siostra również. Nawet Luna Lovegood była ładną dziewczyną. Ale nie pociągały go fizycznie. Dlatego, kiedy koledzy spytali go, czy według niego Lavender Brown jest ładna, przyznał, że tak. Jednak na pytanie, czy chciałby się z nią umówić, odparł szczerze, że nie. Wprawił tym kolegów w konsternację.
– To, że dziewczyna jest ładna, nie znaczy, że od razu trzeba się z nią umawiać – powiedział tylko.
Nie raz kusiło go, żeby wyjąć ukryty w kufrze magazyn i przejrzeć go ponownie. Prędzej jednak dałby się posiekać, niż miałby się tłumaczyć, gdyby ktoś go nakrył. Za to, któregoś wieczora Dean przekonywał kolegów, że mugole mają całkiem fajne pisma erotyczne.
– Wkręcasz nas – powiedział Ron. – Harry! On nas wkręca, prawda?
Złoty Chłopiec podniósł wzrok znad listu, który pisał do Remusa.
– A o co chodzi? – spytał.
– Dean mówi, że mugole mają pisma, w których są zdjęcia nagich kobiet.
– No mają takie – potwierdził Harry. – I co w związku z tym?
Oczy Rona, Seamusa i Neville'a zrobiły się wielkie jak galeony, a Dean popatrzył na nich z triumfem.
– Ha! Mówiłem wam!
Później Ron spytał Harry'ego szeptem, czy przeglądał kiedyś taki magazyn i czy trudno go zdobyć.
– Raz przeglądałem – przyznał. W końcu nie musiał mówić, że to było pismo dla gejów. – Wiem, że Dudley ma kilka w swoim pokoju. Widziałem, jak je przemycał. Pewnie chowa je pod materacem, żeby ciotka ich nie znalazła.
– I można je kupić, czy coś?
Harry pokiwał głową. Nie wspomniał jednak, że trzeba być pełnoletnim. Ubolewał nad tym, bo sam chętnie kupiłby kolejny magazyn. Wracając z terapii, mijali market i salon prasowy. Nigdy jednak nie poprosił o wejście, do któregokolwiek. Snape pewnie zrobiłby mu kolejne kazanie, gdyby dowiedział się, co Harry chciał kupić. Może kiedyś uda mu się zdobyć kolejny egzemplarz.
Tymczasem skupiał się na nauce i cieszył obecnością Mistrza Eliksirów. Coraz częściej myślał też nad swoją przyszłością i analizował, w czym jest naprawdę dobry. Miał już spotkanie z McGonagall w sprawie swojej przyszłej kariery, ale nadal nie miał pojęcia, kim chciałby być. Do tej pory wierzył, że nie będzie żył na tyle długo, żeby znaleźć jakąkolwiek pracę. Z pomocą Snape'a i terapeuty zaczął w końcu wierzyć, że może jednak czeka go jakaś przyszłość. Tylko jaka?
,,,
Po obiedzie czekał ich pierwszy egzamin praktyczny. Z nim Harry również nie miał specjalnych problemów. Na pewno poszło mu lepiej od zdającej obok niego Parvati. Dziewczyna miała wyczarować śpiewający imbryk do herbaty i filiżanki. Najwidoczniej była tak zdenerwowana, że przelała swoje emocje w zaklęcie i jej imbryk popełnił samobójstwo, staczając się ze stołu.
Po kolacji wszyscy jego koledzy byli tak zajęci wkuwaniem, powtarzaniem i, jak to było w przypadku Hermiony, analizowanie, co zrobiła źle na egzaminie. Harry był pewien, że zdała bez problemów, ale Hermiona była Hermioną. Skorzystał więc z okazji i wymknął się pod peleryną niewidką do lochów.
Mijał właśnie Wielką Salę, kiedy zauważył znikające za rogiem czarne szaty. Bardzo znajome czarne szaty. Uśmiechnął się i szybko podążył za ich właścicielem, starając się zachować ciszę. Zatrzymał się gwałtownie, kiedy za zakrętem omal nie zderzył się z Umbridge. Ta właśnie instruowała Mistrza Eliksirów odnośnie jego kolejnych lekcji.
– Przejrzałam pański program nauczania i nie wiem, czy to rozsądne, żeby uczniowie uczyli się warzyć eliksir wigoru – zaskrzeczała.
– Uczyć to oni się mogą. Zapewniam panią, że poprawnie uwarzy go może dwie osoby na cały rocznik – prychnął.
– Sugeruje pan, że nie w Hogwarcie nikogo, kto byłby w stanie poprawnie uwarzyć wszystkie nauczane eliksiry?
– Ja nic nie sugeruję. Niektórych uczę od siedmiu lat i zastanawiam się, jakim cudem dostali się do klasy owutemowej. Program nauczania jest niezmienny od lat. Jeśli ma pani jakieś sugestie względem niego, sugeruję rozmowę z radą nadzorczą szkoły. Jestem pewien, że Lucjusz Malfoy z radością pani wysłucha.
Harry z trudem powstrzymał chichot, widząc gwałtownie blednącą Umbridge. Najwyraźniej nie pałała do niego specjalną sympatią. Po chwili patrzył, jak odwraca się na pięcie i szybko odchodzi.
Mistrz Eliksirów odprowadził ją wzrokiem i już miał skręcić w zejście do lochów, gdy Harry odezwał się.
– Cześć.
– Co ty tu robisz? – syknął cicho, kiedy Harry wyłonił się spod peleryny. – Jest prawie cisza nocna. Wracaj do dormitorium.
– Nie mogłem tam wytrzymać. To jakieś szaleństwo – przyznał szczerze. – Wszyscy po prostu wariują przez te egzaminy.
– Co nie zmienia faktu, że zaraz złamiesz szkolny regulamin. Możesz być pewien, że z radością odejmę ci punkty za szwędanie się po szkole.
– Nikt mnie nie widzi – zauważył chłopak, wskazując na swoją pelerynę. Wzdrygnął się, kiedy zza rogu dało się słyszeć miauczenie pani Norris. Popatrzył prosząco na swojego profesora.
– Chodź – burknął tylko starszy czarodziej i Harry szybko podążył za nim do jego kwater.
Kiedy tylko drzwi się za nimi zamknęły, Severus ściągnął z niego pelerynę i rzucił ją na oparcie fotela.
– Siadaj – polecił. Sam machnął różdżką i kilka chwil później Harry trzymał w rękach kubek z herbatą. – Pomyślałby kto, że powinieneś być grzecznym chłopcem i uczyć się na kolejny egzamin.
– Nie nauczę się już więcej – odparł. – Poza tym Hermiona doprowadza mnie do obłędu. Najchętniej zarwałaby nockę na powtórkę i zmusiła do tego innych.
– A ty z kolei uznałeś, że najlepszym wyjściem będzie chwilowa ucieczka?
– Coś w tym rodzaju.
Mistrz Eliksirów westchnął i usiadł w fotelu.
– Jesteś niemożliwy – powiedział tylko, a Harry uśmiechnął się lekko. – Wolę cię jednak takiego, niż próbującego zrobić sobie krzywdę. Co nie zmienia faktu, że powinienem cię ukarać.
– Po prostu mnie pan lubi.
Profesor popatrzył na niego i pokręcił głową.
– Jestem niemożliwym bachorem z wysokim mniemaniem o sobie – skomentował.
– Czyli mnie pan lubi. W każdym razie ja pana też lubię – zapewnił go i upił trochę herbaty z kubka.
– To jest właśnie to, o czym mówię.
– Niech panu będzie.
– Jak ci poszedł egzamin? – spytał po chwili ciszy Mistrz Eliksirów.
Harry uśmiechnął się lekko.
– Myślę, że w porządku. Na pewno lepiej niż niektórym. Przynajmniej mój imbryk nie stoczył się ze stołu. Słyszałem, że Ron miał lewitować tacę z zastawą, żeby pokazać płynność ruchów, ale coś mu nie wyszło i taca uderzyła egzaminatora w czoło.
Mężczyzna skrzywił się. To nie był najgorszy incydent, jaki wydarzył się na egzaminach.
– A ty co miałeś zrobić? – spytał.
– Rozpalić ogień w kominku, wyczarować strumyk i kilka innych dość łatwych zaklęć. Trochę tylko przesadziłem przy strumyku i wyszedł mi wodospad – przyznał. Przez chwilę patrzył na Snape'a bez słowa.
– No mów. O co chodzi?
– Zastanawiałem się, co chciałbym robić w przyszłości.
Severus był pozytywnie zaskoczony tym, co powiedział chłopak. Wyglądało na to, że terapia naprawdę daje coraz lepsze efekty. Harry przestał mówić o śmierci i próbował znaleźć sobie cel w życiu.
– Kiedyś zapytałeś mnie, czy byłbyś w stanie zostać Mistrzem Eliksirów – przypomniał mu Snape.
Harry pokiwał głową.
– Tak – przyznał. – Ale chyba nie mam talentu w tej kwestii. Sam pan zresztą wie o tym najlepiej. To będzie cud, jak zdam egzamin na zadowalający.
– Moim zdaniem masz szansę na wyższą ocenę, jeśli tylko nie spanikujesz i skupisz się na zadaniu – przyznał. – Wracając jednak do kwestii zawodowych, to przecież miałeś spotkanie z profesor McGonagall na temat swojej przyszłej kariery. O ile mnie pamięć nie myli, powiedziałeś jej wtedy, że nie zamierzasz zostać aurorem.
– Nadal nie zamierzam – zapewnił go chłopiec. – Skupiałem się na tych samych przedmiotach, z których dobry był mój ojciec, bo wszyscy myśleli, że będę taki, jak on. Zastanawiałem się, czy nie mógłbym zostać historykiem albo terapeutą.
– Terapeutą? – Starszy czarodziej był bardziej niż zaskoczony tym pomysłem. – Skąd ten pomysł? Wydawało mi się, że twoje własne przeżycia są wystarczające dla jednego czarodzieja i nie potrzebujesz problemów innych.
– I tak i nie. – Harry westchnął cicho. – Myślałem nad tym, co mnie spotkało. Na pewno nie jestem jedynym, który ma problemy w domu. Nieważne już na jakim tle. Zastanawiam się, czy ktoś pomaga takim dzieciakom. Czy są magomedycy, którzy specjalizują się w czymś takim? Taki odpowiednim psychologa, do którego chodzę?
Severus zastanowił się przez chwilę. Zaczynał rozumieć punkt widzenia Harry'ego.
– Nigdy nie słyszałem o czymś takim. Oczywiście są magomedycy, którzy zajmują się problemami psychicznymi, ale to specjalizacja ogólna. Nie dzieli się na dzieci i dorosłych.
– Może właśnie powinna – zasugerował Harry. – Dzieci i nastolatki nie myślą jak dorośli. Sam coś o tym wiem. Bardzo długo nie zdawałem sobie sprawy, że coś jest nie tak. Pan był pierwszą osobą, która mi naprawdę pomogła i zapewniła profesjonalną pomoc. Jestem panu naprawdę wdzięczny za to.
Mistrz Eliksirów poczuł, że jego policzki zrobiły się cieplejsze.
– Jestem twoim nauczycielem. To oczywiste, że zwracam uwagę na pewne rzeczy.
– Jakoś wcześniej pan tego nie robił w moim przypadku.
– Nie mogłem. Wiesz dobrze, że publicznie nie mogę być dla ciebie miły.
Harry zgodził się z nim. Gdyby ktoś przyłapał Snape'a na byciu miłym dla Harry'ego Pottera, mężczyzna znalazłby się w ogromnym niebezpieczeństwie i byłby spalony jako szpieg.
Chłopiec wiedział, że Voldemort nie raz wzywał Mistrza Eliksirów. Nie musiał nawet pytać kiedy. Po prostu czuł gdzieś z tyłu głowy delikatne szarpnięcie. Nie miał wizji o spotkaniach, ale nadal odczuwał te najsilniejsze emocje mrocznego czarodzieja.
– Myślę, że to byłoby dobre, gdyby takie dzieciaki mogły z kimś porozmawiać o swoich problemach – przyznał szczerze. – Sam już wiem, jak bardzo może to pomóc. Dlatego zastanawiam się, czy nadawałbym się na kogoś takiego.
– Najpierw bądź pewien, że to nie ma nic wspólnego z twoim niedoszłym kompleksem bohatera.
– To nie ma z tym nic wspólnego – zapewnił.
Severus machnął tylko ręką, jakby nie do końca mu wierzył.
– Na razie zdaj egzaminy. Potem możesz na spokojnie myśleć, o zawodowym pomaganiu innym – parsknął.
Harry zachichotał cicho. Uwielbiał sarkazm tego mężczyzny. Uwielbiał jego i najchętniej spędzałby z nim cały czas. Niestety, było to niemożliwe.
– Chyba muszę wracać do wieży – przyznał, zerkając na zegar. Było już po ciszy nocnej. – Jeszcze Ron zacznie panikować, że mnie nie ma i narobi zamieszania.
Chłopiec wstał z kanapy i sięgnął po swoją pelerynę, kiedy nagle otoczyły go od tyłu silne ramiona. Zarumienił się mocno. Obiecywali sobie unikać fizycznych kontaktów.
– Co? – Odwrócił głowę, żeby spojrzeć na profesora, kiedy poczuł ciepłe usta na swoich. Delikatny pocałunek posłał wzdłuż jego kręgosłupa iskrę. – Dlaczego?
– Na szczęście – usłyszał. Uśmiechnął się szeroko i już miał coś powiedzieć, kiedy obok nich pojawił się srebrny jeleń. – Na gacie Merlina! Co ja ci mówiłem?! – ryknął Snape. Harry w odpowiedzi jedynie zaczął się śmiać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top