Rozdział 1


Małe słowo wstępu.

Zawsze dziwiło mnie, że Harry po przybyciu do Hogwartu, był taki radosny i spokojnie pozwalał, aby wywierano na niego tak wielką presję. Wydawało mi się to kompletnie nie na miejscu. Tym sposobem narodziła się ta historia. Będzie smutno, będzie dramatycznie, a jak to się zakończy? Nie mam pojęcia. Dajcie znać, czy też mieliście podobne odczucia, kiedy czytaliście HP.

Rozdział 1

Wszyscy ludzie kłamią i Harry doskonale o tym wiedział. Już jako małe dziecko nauczył się, że nigdy nie należy wierzyć w to, co mówią inni. A już tym bardziej nie wierzyć w ich obietnice. Najwyraźniej kłamstwa były wpisane w ludzką naturę, ale on sam jakoś nie potrafił kłamać. Wolał milczeć i udawać, że wszystko jest w porządku. W końcu i tak nikt mu nie wierzył.

Harry popatrzył w niebo i westchnął cicho. Z jego ust wydobył się mały obłoczek pary świadczący o tym, że jest bardzo zimno. Zbliżał się koniec listopada, a on siedział w środku nocy na wieży astronomicznej i przypominał sobie całe swoje życie, usiane kłamstwami tych, którzy go otaczali.

Dursleyowie okłamywali go od zawsze i ignorowali. Harry był pewien, że często udawali, że nie istnieje. Zwłaszcza kiedy siedział cicho w swojej komórce pod schodami i nikt go nie widział. W podstawówce raz bąknął coś nauczycielce o tym, jak jest traktowany w domu. Oczywiście wuj i ciotka szybko dowiedzieli się o wszystkim. Harry został tak ukarany, że od tamtego czasu nie powiedział już nigdy nikomu nic na ten temat. W Hogwarcie jedynie poprosił o możliwość niewracania do wujostwa. Oczywiście nikt nie chciał go słuchać. I tak było zawsze.

Dla części czarodziejów był pławiącym się w chwale Chłopem, Który Przeżył, inni widzieli w nim replikę jego ojca, dla niektórych był obiektem ciągłej zazdrości, a jeszcze inni widzieli w nim możliwość zysku. Nikt nie widział po prostu Harry'ego, chłopca, który marzył jedynie o spokojnym życiu i żeby znaleźć w życiu chociaż jedną osobę, która dostrzegłaby to, czego inni nie widzą.

Zamiast tego myślał o śmierci, mając zaledwie piętnaście lat. Był na piątym roku w Hogwarcie i ten rok zaczął się równie fatalnie, co wakacje po Turnieju Trójmagicznym. Najpierw ignorowanie go przez jego niby to najlepszych przyjaciół. W czasie turnieju przekonał się, że na Rona nie ma co liczyć, więc jego zachowaniem nie był aż tak bardzo zaskoczony. Ale na Hermionie naprawdę się zawiódł. Nie myślał, że aż tak ślepo podąża za Dumbledore'm i wierzy mu wszystko. Po dotarciu na Grimmauld Place musiał znosić ciągłe opowieści Syriusza o jego ojcu i ich wspólnych wyczynach, wysłuchując przy tym, jak bardzo jest podobny do Jamesa.

Harry skrzywił się na samo wspomnienie o tym. Nie był podobny do ojca. Nie chciał być. Między innymi dlatego zapuścił nieco włosy, żeby coś odróżniało go od niego jeszcze bardziej. Nienawidził tych porównań. Utwierdzały go w przekonaniu, że dla jego ojca chrzestnego był kopią najlepszego przyjaciela. Kilka razy nawet Syriusz nazwał go Jamesem. Harry udawał wtedy, że niczego nie zauważył i nie pokazał po sobie, jak bardzo było mu przykro z tego powodu.

Dumbledore zignorował go zupełnie. Najpierw na przesłuchaniu w Ministerstwie, a potem w szkole. Harry przestał mu ufać całkowicie. Podobnie jak swojej opiekunce domu. Kiedy poszedł do niej porozmawiać na temat szlabanu u Umbridge, McGonagall kazała mu się jedynie nie wychylać. Do tego społeczność czarodziejów miała go aktualnie za kłamcę, który twierdził, że Voldemort powrócił. Był pewien, że część obwiniała go o śmierć Cedrica.

Harry jęknął cicho, przypominając sobie Puchona. W czasie turnieju zdał sobie sprawę, że starszy chłopak mu się podoba. Kiedy zaprosił na bal Cho i okazało się, że dziewczyna spotyka się z Cedriciem, zaczął mu się dyskretnie przyglądać. Cedric był przystojny, utalentowany i sympatyczny. Właśnie wtedy zaczął zdawać sobie sprawę z własnych preferencji. Z początku był przerażony tym, że zwrócił uwagę na kogoś tej samej płci. Jego wuj i ciotka zawsze bardzo negatywnie wypowiadali się na takie tematy. Dla nich wszystko, co wykraczało poza normę, było nie do przyjęcia. Nie powiedział o tym nikomu. Przestał ufać ludziom i nawet Ron i Hermiona nie mieli o niczym pojęcia. Sądzili, że stan Harry'ego jest spowodowany szokiem wynikającym ze śmierci Puchona. Po turnieju chciał mu powiedzieć o swoich uczuciach. Wiedział, że zostanie odrzucony, ale chciał to zrobić dla siebie, żeby pogodzić się głośno z tym jaki jest.

Nawet nie miał komu się wygadać. Hermiona namawiała go do rozmowy z dyrektorem, ale jak tu rozmawiać z kimś, kto cię unika? Poza tym mówiła tylko o tegorocznych egzaminach. Ron z kolei mówił głównie o Quidditchu i szkalował Ślizgonów, z Malfoy'em i Snapem na czele.

Snape... Nietoperz z lochów był chyba jedynym, przy którym paradoksalnie Harry czuł się w miarę normalnie. Jego zachowanie było czymś, co znał od zawsze. Zdawał sobie sprawę, że to nie jest normalne, ale nic nie mógł na to poradzić. Snape traktował go podobnie jak Dursleyowie i pomimo jego szkalujących go uwag, Harry wiedział jak się zachować. W jakiś sposób lekcje eliksirów uspokajały go.

Ale teraz miał po prostu dość wszystkiego. Większość szkoły patrzyła na niego jak na wariata albo żądnego sławy Złotego Chłopca. Nikt go nawet nie zapytał, jak się czuje po wydarzeniach na turnieju. Udawał więc, że wszystko jest w porządku, a tak naprawdę nie mógł sobie z tym poradzić. Był na krawędzi załamania i marzył, żeby to wszystko się skończyło. Nie miał już nawet siły walczyć. Nie napisał żadnego pożegnania, ale uznał, że i tak nikogo by to nie obchodziło. Wyjął różdżkę z kieszeni, przyłożył do nadgarstka i mruknął zaklęcie tnące. Nawet nie zabolało tak, jak się spodziewał. Do widoku krwi był przyzwyczajony, więc nie zrobiło to na nim wrażenia. Uśmiechnął się tylko smutno, zamykając oczy i mając nadzieję, że kiedy zaśnie, już się nie obudzi.

,,,

Severus Snape krążył po korytarzach Hogwartu w poszukiwaniu włóczących się po nocach uczniów. Doskonale wiedział, że część starszych uczniów umawiała się na schadzki po ciszy nocnej. Dzięki znajomości sporej ilości tajnych przejść w zamku z łatwością przyłapywał niesfornych uczniów, którzy najwyraźniej czuli na tyle bezkarnie, żeby ignorować ciszę nocną.

Swoje kroki skierował w stronę wieży astronomicznej. Niektórzy uczniowie uważali to miejsce za romantyczne i umawiali się tam na potajemne randki, mając nadzieję, że zimno odstraszy patrolujących korytarze profesorów. Severus przyłapywał tam kogoś średnio dwa razy w miesiącu, odbierał sporą ilość punktów i wlepiał szlabany. Oczywiście te najgorszego rodzaju. Po cichu wszedł po schodach na samą górę, zastanawiając się, kogo przyłapie tam tym razem. Nie spodziewał się jednak tego, co zastał.

Pod jedną ze ścian siedział Złoty Chłopiec, blady z niemalże niebieskimi od zimna ustami, a z rozciętego nadgarstka sączyła się krew, tworząc coraz większą kałużę.

– POTTER! – krzyknął przerażony, dopadając do chłopaka. – Co ty zrobiłeś, idioto?!

Chłopak uchylił lekko powieki, ale nie popatrzył na niego. Jego wzrok był pusty i Mistrz Eliksirów wiedział, że musi działać szybko. Wyjął szybko z kieszeni swojej szaty kilka eliksirów, które zawsze nosił przy sobie. Zasklepił ranę chłopaka, a potem zmusił go do wypicia eliksiru uzupełniającego krew. Dopiero kiedy poczuł jaki chłopak jest zimny, naprawdę się przeraził. Puls był bardzo słaby.

Do lochów dotarł w rekordowym czasie, niosąc nieprzytomnego bachora na rękach. Wiedział, że jeśli zaniesie go do skrzydła szpitalnego, do śniadania cała szkoła będzie już o tym wiedzieć. A poza tym nie miał czasu na budzenie pielęgniarki. Musiał działać szybko, jeśli chłopak miał przeżyć. W swoich komnatach szybko nasmarował zasklepioną ranę na nadgarstku maścią, zabezpieczył opatrunkiem, a potem zaczął zdejmować z Pottera brudne od krwi i niemalże sztywne od zimna ubrania.

Zamarł na chwilę, widząc, jak chłopak jest drobny i chudy. Potrząsnął głową. Nie miał teraz czasu o tym myśleć. Ważniejsze było ogrzanie chłopaka. Wmusił w niego jakoś jeszcze dwa inne eliksiry, po czym zapakował do swojego łóżka i położył się obok, przygarniając go i ogrzewając własnym ciałem. Przyrzekł ochraniać tego chłopaka i nie miał zamiaru złamać tej obietnicy.

,,,

Było mu dziwnie ciepło. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek w życiu czuł coś takiego. Nie potrafił dopasować tego uczucia do czegokolwiek, co znał i to napawało go niepokojem. Powoli uchylił dziwnie ciążące mu powieki i zdał sobie sprawę, że na coś patrzy. Bez okularów nie widział za dobrze, więc powoli dotknął tego i zdał sobie sprawę, że to ludzka skóra. Dotykał czyjegoś ciała, a to znaczyło, że leżał obok innej osoby. W dodatku mężczyzny. Ale jak do tego doszło, nie mógł sobie przypomnieć. Ostatnie co pamiętał to wieża astronomiczna i zaklęcie tnące, którego użył.

– Skończyłeś mnie obmacywać, Potter?

Dłoń Harry'ego zatrzymała się. Znał ten głos aż za dobrze. Podniósł nieco głowę w górę i napotkał spojrzenie nauczyciela eliksirów. Poczuł, jak robi mu się sucho w ustach, kiedy zrozumiał, że leży nago obok swojego nauczyciela. Nauczyciela, który go nienawidził, a jednocześnie dawał złudne poczucie bezpieczeństwa. I który w dodatku miał teraz niewiele na sobie.

Odruchowo próbował się odsunąć, ale wtedy mocne ramiona przyciągnęły go ponownie.

– Potrzebujesz ciepła, Potter. Prawie zamarzłeś. Co ty sobie myślałeś, skończony kretynie? – syknął mężczyzna.

– Chciałem zniknąć. Mieć w końcu spokój – powiedział cicho.

– Co ty bredzisz, głupi bachorze? – spytał. Nadal nie mógł uwierzyć w to, że Potter chciał się zabić. – Chciałeś odebrać sobie życie i zostawić wszystkich, którzy na ciebie liczą?

– Tak...

Severus musiał policzyć w myślach do dziesięciu, żeby nie zakląć głośno. Co ten chłopak sobie myślał.

– Jakże egoistycznie z pana strony, panie Potter.

Słysząc to, chłopak znowu próbował się od niego odsunąć. Zrobił to tak gwałtownie, że spadł z łóżka, uderzając bokiem w zimną podłogę. Objął się ramionami, czując chłód i podkulił nogi. Severus wstał z posłania i naciągnął na siebie spodnie oraz koszulę.

– Głupi chłopak – mruknął tylko.

Dziesięć minut później Harry siedział na dywanie przed kominkiem w salonie Snape'a. Miał na sobie jeden z jego swetrów i dodatkowo otulony był grubym kocem. Chłopak był tak drobny, że topił się w nim.

– Trzymaj – odezwał się profesor, podając mu kubek z herbatą i fiolkę z eliksirem.

– Co to? – spytał chłopiec, biorąc ją od niego.

– Eliksir pieprzowy. Przyda ci się.

Chłopak tylko skinął głową i wypił go. Skrzywił się lekko i upił nieco herbaty z kubka, patrząc w ogień wesoło trzaskający w kominku.

Severus usiadł w fotelu i popatrzył na niego. Chłopak wydawał się być całkowicie zrezygnowany.

– Co ty chciałeś zrobić, Potter? – spytał po kilku minutach w ciszy.

– A jak się panu wydaje? – Chłopak nawet na niego nie spojrzał.

– Chciałeś zrobić coś egoistycznego. Jesteś taki sam jak twój ojciec. Myślisz tylko o sobie. Pomyślałeś, co stałoby się ze wszystkimi, gdyby ci się udało?

Harry milczał przez chwilę, patrząc w ogień.

– Tak... Musieliby w końcu pobrudzić sobie ręce – powiedział cicho.

Severus popatrzył na niego zaskoczony.

– Co ty opowiadasz?

– A nie jest tak? – Harry w końcu podniósł wzrok na niego. W oczach szkliły mu się łzy. – Zwalili wszystko na mnie. Nikt mnie nie zapytał, czy ja tego chcę. Nikt mnie nigdy o nic nie pyta. Nikt nie liczy się z moim zdaniem. Wszystkim się wydaje, że mnie znają, a tak naprawdę nikt nie ma pojęcia, jaki jestem. Wie pan dlaczego? Bo nikt nie chce mnie znać.

– Bredzisz, chłopaku – sarknął, ale w głowie zapaliła mu się czerwona lampka.

– Ja bredzę? – spytał. – Niech pan popatrzy na to z mojego punktu widzenia. Dzieciak, którego nikt nigdy nie kochał, nagle trafia do miejsca, w którym wszyscy go znają. Wiedzą nawet o tym, czego on nie wie. Czy to nie jest przerażające?

– Jakoś nie zauważyłem, żeby ci to przeszkadzało – zauważył starszy czarodziej.

– Potrafię świetnie udawać, kiedy muszę.

Udawać? Ten chłopak grał przez cały czas? Na gacie Merlina, o czym ten chłopak mówił? Severus miał wrażenie, że nie spodoba mu się efekt tej rozmowy.

– Nie powiesz mi, chyba że udawałeś, że podoba ci się to całe zamieszanie wokół twojej osoby? – spytał.

– Tak. Może mi pan nie wierzyć, ale tak. Nienawidzę być w centrum uwagi. Nigdy nic dobrego z tego nie wychodziło – przyznał, zaciskając mocniej dłonie na kubku z herbatą. – Zawsze miałem przez to tylko kłopoty. I nigdy nie zrobiłem niczego dla siebie. Zawsze musiałem być dla innych. Dlaczego mam pomagać ludziom, którzy nigdy nie zrobili niczego dla mnie?

Severus nie odzywał się. Chłopak nadal był mocno osłabiony po utracie takiej ilości krwi, ale najwyraźniej to rozwiązało mu język, bo mówił dalej.

– Każdy widzi we mnie tego, kogo chce. Dyrektor i cała czarodziejska społeczność swojego wybawcę, Ron sławnego kumpla, dzięki któremu może zaistnieć, Hermiona kogoś, kogo może strofować, Syriusz i Remus kopię swojego przyjaciela, Dursleyowie niepotrzebny problem. Nikt nie widzi we mnie po prostu Harry'ego. Nawet pan widzi we mnie tylko kopię mojego ojca, a ja nim nie jestem. Nie mam pojęcia jaki on był i nigdy się nie dowiem. Myśli pan, że jestem rozpieszczonym smarkaczem, a nie ma pan pojęcia, jak bardzo się pan myli. Nie wiem, co to znaczy być rozpieszczanym, ani jak to jest być kochanym. To dla mnie abstrakcja. Kiedy ktoś mnie przytula, nie mam pojęcia, jak powinienem reagować, co powinienem czuć – mówił, ocierając dłonią łzy, które zaczęły płynąć. – Syriusz jest moim ojcem chrzestnym, ale widzi we mnie dawnego przyjaciela, a nie swojego chrześniaka. Zdarza mu się powiedzieć do mnie James. Wie pan jakie to niemiłe? Ale nic nie mówię, żeby nie było mu przykro. Tak samo, jak nie powiedziałem mu, że nienawidzę psów. Boję się ich od czasu, kiedy jeden mnie pogryzł, gdy byłem mały. Wszystkie moje rzeczy są po moim kuzynie. Nigdy nie miałem niczego nowego. Dopiero gdy poszedłem do Hogwartu, mogłem sobie kupić nowe książki, czy kilka osobistych rzeczy. Wie pan, jak się czuje dziecko, które idzie do szkoły w zniszczonych rzeczach, które nie ma przyjaciół i z którego wszyscy się śmieją albo uważają za problem? – spytał.

Harry odwrócił wzrok znowu w stronę ognia i zapatrzył się w niego.

– Miałem już dość tego, że wszyscy tylko ode mnie wymagają, a nikt nawet nie zapyta, jak się czuję. Gdyby kogokolwiek to interesowało, wiedziałby, że psychicznie jest ze mną bardzo źle. Udaję, że wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę już mam dość. Nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić. Każdy czegoś ode mnie chce, ale nikt nie daje nic w zamian. Nikt nawet nie próbuje mnie zrozumieć. Paradoksalnie tylko przy panu czuję coś na kształt bezpieczeństwa.

Severus miał wrażenie, że się przesłyszał. Zawsze miał Pottera za Złotego Chłopca, który na każdym kroku wykorzystywał swoją pozycję i kochał być w centrum uwagi. Na jego pierwszej lekcji eliksirów nazwał go nawet ich nową znakomitością. A tymczasem Harry Potter okazał się nastolatkiem na krawędzi, który miał tak wszystkiego dość, że targnął się na własne życie. Nie tak to miało wyglądać.

– Nie czujesz się bezpiecznie w Hogwarcie? – spytał starszy czarodziej.

– Nie czuję się bezpiecznie w czarodziejskim świecie. Nie wierzę ludziom w nim. Nigdy nie zrobili nic, żebym im uwierzył czy zaufał. Moja ciotka i wuj... Okłamali mnie, jeśli chodzi o moich rodziców, to prawda. Ale nigdy nie ukrywali przede mną, że uważają moją obecność za niechcianą, nazywali mnie dziwadłem i na każdym kroku dawali mi odczuć, że powinienem być im wdzięczny za to, że mnie przygarnęli. Z panem jest podobnie. Obraża mnie pan, ocenia niesprawiedliwie i nie lubi. Ale nie ukrywa pan tego. Znam taki typ zachowania i wiem jak się wtedy reagować. Kiedy ktoś jest dla mnie miły, podskórnie czuję, że jest w tym jakieś drugie dno. Że ktoś czegoś ode mnie oczekuje. Niech pan sam powie, czy nie mam racji? – spytał, znowu patrząc na Severusa swoimi zielonymi oczami. – Dlatego chciałem umrzeć. Chciałem w końcu zrobić coś tylko dla siebie.

– Śmierć nie jest rozwiązaniem – odezwał się mocno zszokowany Severus. Starał się zachować kamienną twarz, ale nie było to proste po tym, co usłyszał. Zrozumiał w dość brutalny sposób, że ten chłopak pomimo otaczającego go tłumu był bardzo samotny.

– Naprawdę? To, czemu wszyscy twierdzą inaczej? – spytał Harry, ocierając ponownie łzy z policzków. – Przecież wszyscy chcą, żebym zabił Voldemorta. Czy to nie jest rozwiązanie poprzez śmierć?

Severus westchnął i skinął ledwo zauważalnie głową. Jeśli popatrzeć na to od tej strony, to chłopak miał rację.

– Nie zrobię tego – powiedział Harry. – Choćby się waliło i paliło, nie zostanę mordercą, bo inni tego ode mnie oczekują. Już wolę sam umrzeć. I udałoby mi się to, gdyby nie pan. Po co mnie pan ratował? – spytał z rozpaczą w głosie.

– Bo masz po co żyć, głupi bachorze – powiedział stanowczo.

– Doprawdy? – Harry popatrzył na niego z niedowierzaniem.

– Masz swoich przyjaciół. Może nie są idealni, ale ich masz. Możesz na nich liczyć.

– Jasne... – Harry zaśmiał się cicho. – Już pokazali, jak im na mnie zależy. Ignorując mnie i ślepo podążając za dyrektorem. Stary manipulator... Nienawidzę go...

– Potter, mówisz tak, bo jesteś rozżalony – zauważył Severus.

– Rozżalony? Tak... jestem rozżalony. I zawiedziony. Tym wszystkim. Wszyscy ode mnie tylko wymagają. Że będę jak ojciec, że pokonam Voldemorta, że będę wybawcą świata czarodziejów. Ale nikt nigdy nie zaproponował mi pomocy, nikt nie spytał, czy ja tego chcę. O czym marzę. Wszyscy pewnie oczekują, że będę chciał zostać aurorem, jak mój ojciec. Dlaczego nikt nie widzi po prostu mnie? Czy proszę o tak wiele? Jedna osoba... Żeby chociaż jedna osoba zobaczyła po prostu mnie i chciała mnie poznać. To tak dużo?

Severusowi ciężko było patrzeć w te zielone oczy. Tak bardzo przypominały mu oczy Lily, ale jej nigdy nie były tak smutne. Nigdy nie ziała w nich taka pustka.

– Zaczynam się zastanawiać, jakim cudem jesteś Gryfonem, mając taki tok rozumowania – przyznał starszy czarodziej.

Harry zaśmiał się gorzko.

– Prawie skończyłem jako Ślizgon – przyznał szczerze. – Tiara chciała mnie przydzielić do Slytherinu – wyjaśnił, widząc zaskoczony wzrok profesora.

– Więc czemu nie trafiłeś do domu węża?

Harry westchnął i opowiedział mu o tym, co mówili Hagrid i Ron, a potem jak Malfoy zraził go do siebie i nie chciał mieć z blondynem nic wspólnego.

– Poza tym wszyscy mówili, jak to moi rodzice byli Gryfonami. Uznałem, że tak właśnie powinno być. Dopiero potem zrozumiałem, że to był ogromny błąd. Ale było już za późno. Stało się i musiałem żyć z konsekwencją swojego wyboru.

– Posłuchaj mnie uważnie, Potter. Życie jest ciężkie i niesprawiedliwe. Nic na to nie poradzimy, ale możemy znaleźć sobie cel w życiu i do niego dążyć – powiedział w końcu Mistrz Eliksirów, ostrożnie dobierając słowa. Miał wrażenie, że cokolwiek by teraz nie powiedział, chłopak zrozumie to opacznie.

– Nie mam celu w życiu. Jak mam go mieć, jeśli życie stawia przede mną jedynie śmierć? – spytał.

– Potter... Wygląda na to, że masz depresję – mówił, powoli wstając z fotela i przyklękając przy chłopaku. – Widzisz wszystko w czarnych barwach. Z tego, co zrozumiałem to efekt twojej sytuacji życiowej. Ale z tego można wyjść. Potrzebujesz pomocy. Z twoim uporem możesz to pokonać, ale nie możesz znowu próbować czegoś takiego – dodał, wskazując na opatrunek na nadgarstku.

– Niech pan nie będzie dla mnie miły...

– Bo czujesz się wtedy niepewnie?

Harry pokiwał głową.

– Wolisz, żebym się z ciebie naśmiewał i wytykał palcami twoje błędy?

– To nie jest miłe, ale znajome... Bezpieczne...

– Potter... To nie jest bezpieczne. Wpędza cię tylko bardziej w twoje czarne myśli.

– Więc czemu się pan nade mną znęcał?

– Bo nie lubiliśmy się z twoim ojcem. Bardzo. – Severus westchnął, bijąc się z myślami. W końcu uznał, że chłopak ma prawo poznać jego punkt widzenia. – Jak wiesz, jestem szpiegiem, a co za tym idzie, nie mogłem okazać ci sympatii przy dzieciach Śmierciożerców. To byłoby niebezpiecznie dla nas obu. A jeśli chodzi o twojego ojca... Od samego początku nie pałaliśmy do siebie sympatią. On i twój ojciec chrzestny obrali mnie sobie za cel do dość wrednych żartów. I był chyba też dość mocno zazdrosny o twoją matkę.

– O mamę? Nie rozumiem... – przyznał chłopak.

– Twoją matkę znałem jeszcze przed rozpoczęciem szkoły. Mieszkaliśmy niedaleko. Zaprzyjaźniliśmy się.

– Nie wiedziałem... Czyli ciotkę Petunię też pan zna?

Severus pokiwał głową.

– Ciotka nienawidzi czegokolwiek związanego z magią – przyznał Harry. – Nawet mnie...

– To nie do końca tak. Prawda jest nieco bardziej skomplikowana. A Petunia nie chce o niej mówić, bo pewne wspomnienia są dla niej zbyt bolesne. – Harry popatrzył na swojego nauczyciela pytająco. – Petunia była zazdrosna, kiedy okazało się, że Lily jest czarownicą, a ona nie. Chciała iść do Hogwartu, ale z oczywistych powodów było to niemożliwe. To zazdrość wyzwoliła w niej ten gniew, a potem żal. Obwinia magię, że przez nią straciła jedyną siostrę. Mnie nie lubi, bo to ja powiedziałem twojej mamie, że jest czarownicą. Przyjaźniliśmy się do momentu koszmarnej kłótni, której zawsze potem żałowałem. Padłem wtedy ofiarą bardzo wrednego żartu w wykonaniu twojego ojca. Zachciało mu się mnie upokorzyć przy większej części szkoły, a twoja mama próbowała mi pomóc. Byłem jednak w takim stanie, że zwyzywałem ją. Pogodziliśmy się dopiero na krótko przed jej śmiercią. Nikt o tym nie wiedział, ale chyba czuła, że może stać się coś złego. Zawsze miała ten swój zmysł.

– Czemu nikt nigdy mi o tym nie powiedział? – spytał Harry.

– Przyjaźń Ślizgona i Gryfonki. Jak to brzmi twoim zdaniem?

– Biorąc pod uwagę to, co wiem, to... trochę dziwnie?

– No właśnie Potter, no właśnie.

– To jakim cudem moja mama wyszła za tatę, skoro był takim dupkiem?

Severus uśmiechnął się lekko.

– Nazywasz swojego ojca dupkiem? – spytał niedowierzając.

– Jeśli tak się zachowywał, to znaczy, że nim był. I tyle w tym temacie. Syriusz też jest dupkiem. W dodatku krótkowzrocznym. Tak samo Remus... Bo brali w tym udział.

– Lupin nigdy nic nie zrobił – zauważył Snape.

– No właśnie. A skoro się z nimi przyjaźnił, to był przy tym obecny. I pozwalał im na takie zachowanie. Więc jest współwinny temu, co się stało. Wiem, jak to jest, kiedy ktoś się nad tobą znęca i nie życzę tego nikomu – mruknął cicho.

– Nie licząc mnie... twoi krewni? – spytał.

– Nie znęcał się pan nade mną. Nie w taki sposób jak oni – poprawił się. – I nie mam żalu. Jestem dziwny. Wiem to...

– Nie jesteś dziwny, Potter. Nie bardziej niż ja – zauważył Snape.

– Preferuje pan mężczyzn? – wypalił Harry, zanim zdążył się powstrzymać. Dosłownie sekundę później mógł zobaczyć, jak blade policzki profesora pokrywają się lekkim rumieńcem.

– Na brodę Merlina, Potter! Może by tak trochę taktu? – syknął.

– To drażliwy temat? – spytał Harry.

– Nie, ale to wyjątkowo niegrzeczne pytać o coś takiego.

– Przepraszam – powiedział cicho Harry, opuszczając wzrok. – Po prostu... Myślałem, że będę miał się kogo poradzić... Najwyraźniej nie...

– Zapytam wprost, skoro ty się nie krępowałeś, Potter. Jesteś gejem, że o to pytasz? – Severus zdołał się jakoś uspokoić, zanim zadał to pytanie. Chociaż domyślał się, co usłyszy. Potter był w wieku, kiedy odkrywało się powoli własną seksualność.

– Tak mi się wydaje – przyznał. – Ale nikt o tym nie wie. Nie wiem, jak to jest postrzegane wśród czarodziejów. Nie chcę być jeszcze dziwniejszy, niż jestem, a nie miałem odwagi nikogo zapytać.

– Różnie z tym bywa. Jedni to zaakceptują, a inni nie. Wśród czystokrwistych lepiej milczeć na ten temat. Oni są nastawieni na przedłużenie rodu i nawet jeśli ktoś z nich ma takie preferencje, to żeni się, a na boku ma kochanków.

Harry spuścił głowę w dół na swoje kolana. Może i lepiej, że nic nie powiedział Cedricowi? Może stałby się jeszcze wdzięczniejszym obiektem artykułów w Proroku, niż jest teraz? Westchnął głośno. Czemu jego życie nie mogło być proste, chociaż w jednym aspekcie?

– To nie jest koniec świata, Potter – usłyszał głos Snape'a.

– Jasne... To nie pana zdjęcie ciągle widnieje w gazetach. Nie pana oskarżają o bycie wariatem – prychnął.

– Potter... Kiedy skończysz szkołę, będziesz mógł wyjechać daleko stąd i ułożyć sobie życie tak jak chcesz.

– Dlaczego nie mogę tego zrobić już teraz? – spytał, patrząc Severusowi w oczy. – Bo wszyscy czegoś ode mnie chcą, tak? Bo najpierw muszę myśleć o innych? Bo inni wpędzają mnie ciągle w poczucie winy? Niektórzy mówią, że to ja zabiłem Cedrica, bo chciałem wygrać turniej. Ja nawet nie chciałem brać w nim udziału. Gdyby nie Crouch Cedric by żył, ale wszyscy obwiniają o jego śmierć mnie albo mówią, że to był wypadek.

– Potter, nikt cię nie obwinia o śmierć Diggory'ego.

Harry zaśmiał się sucho.

– Nikt? Myśli pan, że jestem głuchy? Mogę mieć bardzo kiepski wzrok, ale słuch mam dobry. Wiem, co o mnie mówią. „Morderca Cedrica", „Wariat, który twierdzi, że Sam-Wiesz-Kto powrócił", „Żądny uwagi Złoty Chłopiec". Nawet część Gryfonów tak mówi, a ta chrzaniona Umbridge tylko czeka, aż znowu się odezwę i wpakuje mi szlaban. Jak ja mam mieć wiarę w cokolwiek i chęć do życia, jeśli nie mam wsparcia od nikogo? – spytał cicho. – Ludziom tak łatwo jest zwalić na kogoś winę, ale wie pan co? Kiedy zrozumieją, że Voldemort powrócił, nie zrobię nic, żeby im pomóc.

– Będziesz patrzył, jak Śmierciożercy mordują czarodziei? – spytał Snape. Zaczynał rozumieć rozgoryczenie chłopaka, ale nie sądził, że ten odwróci się od nich. Albus popełnił kolejny, wielki błąd. Pierwszym było umieszczenie Harry'ego u Dursleyów.

Kiedy Harry przybył do Hogwartu, był uśmiechnięty. I to pewnie ten uśmiech zmylił wszystkich. A teraz po pięciu latach Snape dowiaduje się, że syn Jamesa Pottera był gnębionym nastolatkiem z depresją, który nie miał pojęcia, jak przyjmować pozytywne emocje i gesty w jego kierunku. Harry Potter nie był wymarzonym wybawcą świata czarodziejów. Był nastolatkiem z bagażem doświadczeń, którym obdzielono by spokojnie kilku dorosłych, a które to doświadczenia przygniotły go do tego stopnia, że targnął się na własne życie.

Severus zdał sobie sprawę, że także popełnił ogromny błąd. Harry był tak naprawdę zdany tylko na siebie. Nie miał nikogo, z kim mógłby szczerze porozmawiać o swoich problemach, a on Severus Snape był osobą, przy której chłopak paradoksalnie czuł się bezpiecznie. I co on miał zrobić w takiej sytuacji?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top