Rozdział 1

Giltena, lipiec, rok X793.

Magowie z Fairy Tail, po tych całych zajściach z "Białą Wiedźmą", Smokożercami i podróżami w czasie, ruszyli dalej kontynuować misję. O ile ich pamięci nie myliła, to zostało im jeszcze 3 smoki do zapieczętowania. Ignia, Selene i Viernes, którzy mogą okazać się silnymi przeciwnikami.

Żeby dojechać do następnego miasta, musieli pojechać pociągiem. Dla Natsu i Wendy nie był to dobry pomysł. Woleli lepiej pójść pieszo. Ale no cóż. Jest ich w drużynie pięcioro, licząc Happy'ego i Carle to siedmioro. Pięć osób było za pociągiem, a dwie za spacerem. Więc Natsu i Wendy nie mieli szans. I przegrali głosowanie.

Wsiedli do pociągu i ruszyli.

-Eeee...nie dobrze mi...- wjęczał Natsu, który robił się powoli zielony na twarzy.

- Mi...też...- powiedziała również Wendy, która opierała głowę o okno pociągu.

- Dacie radę. To tylko godzina drogi. - powiedziała Lucy, próbując "pocieszyć" przyjaciół.

- Godzina? - zapytali smoczy zabójcy.

- To za długo...- powiedziała Wendy.

- Ale nas pocieszyłaś...- powiedział Natsu.

- Przepraszam.

- Za karę...położę głowę na twoich kolanach....może się lepiej poczuję...gdy odpocznę. - powiedział chłopak, kładąc głowę na kolanach Lucy.

- Niech Ci będzie. Ale jak będziesz żygać to celuj w Happy'ego.

- Zgoda...

- Dlaczego akurat na mnie, miał być się zeżygać? - zapytał Happy.

- To będzie twoja kara za to, że zrobiłeś sobie z mojej walizki kuwetę. - powiedziała Lucy, patrząc złowrogo na Happy'ego.

- Hehe...to było zabawne. Mam ochotę znowu ci nasiuśać do walizki.

- Nawet nie próbój! - krzyknęła dziewczyna.

- Aye.


***


Sakura City, Giltena.

Po tej godzinie, byli już na miejscu.

- Nareście wolni! - krzyknął radosny Natsu.

- Hura! Nareszcie! - krzyknęła również radosna Wendy.

- Cieszą się jak małe dzieci. - powiedział Gray.

- No cóż. Na to już nic nie poradzisz. - dodała Erza.

- To gdzie teraz idziemy? - zapytała Carla.

- Na jedzonko. Jestem głodny. - powiedział Natsu.

- Przecież jadłeś z dwie godziny temu. - powiedział ciemnowłosy.

- Tak wiem. Ale teraz znów jestem głodny. Więc pora na żarełko. - powiedział Natsu.

- Ty to jesteś głodomor.

- I to wielki. - powiedział różowowłosy i poszedł w stronę restauracji, która stała niedaleko dworca.

- Cały Natsu. - powiedziała Lucy, lekko się uśmiechając.

- Ciekawe po kim jest takim MEGA głodomorem? - zapytała Wendy.

- Może Igneel był taki? - powiedział Gray.

- Nie Igneel. - powiedział Exceed.

- A skąd to wiesz? - zapytała Lucy, Happy'ego.

- Bo się go kiedyś, zapytałem czy po Igneel'u jest taki żarłokiem? A on powiedział, że nie. Że Igneel, jadł mniej od niego. - powiedział Happy, do przyjaciół.

- To po kim, on tak tyle je? - zapytał Gray.

- Dobre pytanie. Zapytaj się go. - powiedziała Erza.

- On ci odpowie, "nie wiem".

- A skąd wiesz?

- Bo go to kiedyś spytałem. - zaśmiał się lekko niebieski kot.

- No czyli znasz już odpowiedź. - powiedziała Erza w stronę Gray'a.

- Mało mi to dało.

- Ty naprawdę jesteś ciekawy, po kim on tyle je? - zapytała go, czerwonowłosa.

- Trochę.

- Jeśli mam być szczera, to też jestem trochę ciekwa. - wtrąciła się Lucy. - Po kim, nasz Natsu jest takim żarłokiem.


***


W tym samym czasie, Sakura City, Bar "Cherry".

W barze przy stoliku siedziała dwójka ludzi, jedno z nich miało ubrane na sobie szary płaszcz z kapturem, a druga osoba miała też płaszcz z kapturem tyle, że koloru brązowego, na stole siedziały dwa małe zwierzaki, które też miały na sobie płaszcze z kapturami. Tyle, że czarne. Było widać, że to zwierzęta, bo spod płaszczy wystawały im ogony.


*strzałki pokazującena ogony z pod płaszczy*

- Mniam....mmmm....przepyszne...- powiedział mężczyzna, który zajadał zawartość z talerza, nawet dość szybko.

- Ty uważaj, bo się zakrztusisz. - powiedziało jedno ze zwierząt.

- Nie...nie zakrztuszę się...mmmiammmmiammm...

- Ty to potrafisz zjeść. Gdzie ty to wszystko mieścisz? - zapytała kobieta, siedząca naprzeciwko jego.

- Tutaj. - pokazał na swój brzuch. - Ah...i wyjedzone. Było przepyszne.

- Jakim cudem ty to wszystko sam zjadłeś? - zapytał drugi zwierzak.

- Bo jestem Mistrzem w jedzeniu wielkiej ilości potraw. Ha ha. - powiedział mężczyzna w brązowym płaszczu.

- Mistrz Wszystkich Głodomorów Na Świecie. - powiedziała kobieta.

- Tak jest! Wielki Pan D! Mistrz Wszystkich Głodomorów Na Świecie! - krzyknął mężczyzna.

- Nie znam, żadnego innego głodomora jak ty. - powiedziała kobieta.

- Bo jestem jedynym w swoim rodzaju. - powiedział w stronę kobiety.

- Przepraszam bardzo. - do baru weszło dwóch strażników miasta. Obaj podeszli do ladu. - Czy widział pan może tego mężczyznę? - pokazał palcem na zdjęcie, które trzymał w ręku.

- Nie. Niestety nie widziałem. - powiedział barman.

- Kogo oni szukają? - zapytał mężczyzna w brązowym kapturze.

Jeden ze strażników wziął rękę ze zdjęciem w dół. Trzymał ją tak, że było widać kto znajduje się na zdjęciu.

- O kurde. To ja.

- Co? - zapytała cała trójka. - Jak to?

- Spójrzcie.

Spojrzeli na zdjęcie, które znajdowało się w ręku mężczyzny stojącego przy ladzie. I faktycznie to był on. Ten mężczyzna, który uważa siebie za największego żarłoka na świecie.

- No nie wierzę. - powiedziała kobieta, w szarym płaszczu.

- Spadamy stąd. - powiedział i wstał z krzesła.

Poprawił kaptur, żeby nie było go dobrze widać i ruszył w stronę drzwi. Reszta poszła za nim.

Nie zauważeni wyszli z baru.

- Czy ty zawsze musisz wpakowywać się w kłopoty? - powiedziała kobieta, będąc zła na niego.

- Wiesz dobrze, że tak, kochanie. - powiedział do niej z uśmiechem na twarzy.

Ona jedynie wywróciła oczami.

I poszli przed siebie.

C.D.N.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top