"Może kolacja...?A może coś innego?"

Wylądowaliśmy cali i zdrowi. Najważniejsze, że CALI, to jest naprawdę wielkie szczęście. A wszytsko to przez nieuwagę Pata i Paula. Nah, niech się gołąbeczki kochają, co NAM to szkodzi... Właśnie wychodzę z Tordem z samolotu. Chłopcy wyciągają walizki... Chwila... Jakim cudem znalazły się tam walizki, skoro mamy tylko torbę z bronią...?
-Tord? Mam pytanko.
-Tak gwiazdeczko?
Wtedy pokazałam palcem na Paula i Pata, którzy wyciągali walizki ze schowka, a potem spojrzałam pytająco na rogacza. Był zmieszany. W dupie to mam, kocham go, ale jak?!
-Ty jesteś mistrzem Yodą, czy co? Jak ty to?
-Hehe, gwiazdeczko, byłem przygotowany... Na wszytsko, i nadal jestem ( ͡° ͜ʖ ͡°)
-Dobrze Mistrzu Yoda, a więc... Kiedy robiliśmy TO, miałeś gumkę?
-Hehe... Nie pomyślałem o tym gwiazdeczko...
I właśnje wtedy, moja mina mi zrzedła... Jak on się nie zabezpieczył... Mogłam być w ciąży? O SHIT... To nie może być pra...
-Gwiazdeczko, wszytsko w porządku?
-Nie, NIC NIE JEST W PORZĄDKU TORD. JA MOGĘ BYĆ W CIĄŻY! Chodź, trzrba kupić test...
-Żartowałem, zabezpieczyłem się...
-Kur... Tord zabije Cię, chociaż nie mogę, bo Cię kocham, to będzie trudna decyzja...
-Spokojnie, chodź.

~~~~~~~~~

Siedzieliśmy już w hotelu, ja oczywiście bez przebrania, ale Tord musiał je mieć. Był poszukiwany na całym świecie... No może nie na całym, ale na połowie?
-Gwiazdeczko?
-Tak Tordusiu?-odparłam.
-Pójdźmy gdzieś... Może kolacja? A może coś innego ( ͡° ͜ʖ ͡°)?
-Tord?
-Tak?
-Kocham Cię najbardziej na świecie-mruknęłam mu do ucha, na co cicho... Zamruczał? WTF?!
-Iii co jeszcze?
-I nie bądź zboczony...
-Dlaczego? Nie jestem!
-Wmawiaj sobie, wmawiaj-odparłam rozbawiona, na co Tord się obraził, ale po chwili się całowaliśmy. Mocno i namiętnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top