1.7. Śmiertelne klasy
Szliśmy krętymi korytarzami, przez co i ja i blondyn zaczynaliśmy się irytować. Kookie na szczęście jeszcze spał, więc nie musiał przeżywać tych katuszy. Mijaliśmy wiele drzwi, jednak każde były zaspawane, przez co musieliśmy iść dalej i dalej zatęchłymi korytarzami... Tym razem nie było już żadnych zdjęć na ścianach, w sumie to dobrze, bo było to przerażające. Weszliśmy w jakiś ślepy zaułek i nagle światło rozbłysło a muzyka jak w wesołym miasteczku zaczęła roznosić się echem po domu. Rozglądałem się spanikowany - tak samo jak mój towarzysz. Patrzeliśmy na wszystkie strony, po czym ujrzeliśmy, jak się okazało, małżeństwo stojące po drugiej stronie sali na jakiś kolumnach. Obserwowałem wszystko dokładnie przysuwając sie coraz bliżej do szyby. Położyłem Kooka na ziemi i nagle zobaczyłem jak w tym zamkniętym przeszklonym pokoju zaczynają ruszać się ostre wahadła przyczepione do sufitu. Było ich strasznie dużo, przez co byłem przerażony. Mnie dotknąć nie mogły, ale tę parę już tak. Starałem się dostrzec jak można im pomóc a Jimin starał się nawet rozbić szybę, niestety nasze starania ograniczyły się do znalezienia kolejnej kasety. Włożyliśmy ją w urządzenie przed nami i wsłuchaliśmy się w głos, który częściowo zagłuszał okropną cyrkową muzykę, przez którą miałem coraz większe ciarki.
- Jeonie, Tae... Jesteście parą i wiecie jakie to uczucie kochać kogoś. Ta para przed wami niedługo weźmie ślub, jednak czy oni są dobrzy? Spójrzcie z mojej perspektywy... Oboje są mordercami, którzy niszczą życie innym nie szanując go. Pomożecie się im wydostać? Jeśli tak to przed wami są dwa otwory na rękę. Wsuńcie je tam a maszyna zacznie je miażdżyć, jednak dzięki temu ostrza przestaną się ruszać a para będzie mogła spokojnie przeskakiwać. Możecie jednak im nie pomagać i utrudnić wyprawę po ocalenie. Życie lub śmierć, dokonaj wyboru. - Po tych słowach usłyszeliśmy trzask a kaseta ucichła. Popatrzyłem na nich z lekkim obrzydzeniem... Na pulpicie maszyny zaczęły wyświetlać się zdjęcia ich ofiar, teraz to już nie tylko Kookowi jest niedobrze. Popatrzyłem na blondyna a on zestresowany na mnie.
- Pomóżmy im. Zmienią się - powiedział pewnie patrząc mi w oczy. Znów zaczęliśmy przypatrywać się parze.
- Przestaniecie mordować? - zapytałem ciekawy nie spuszczając z nich wzroku.
- Tak! Obiecuje! Narzeczonego też będę pilnować. Weźmiemy ślub i będziemy najbardziej perfekcyjną parą w Korei. Przyrzekam! - wrzasnęła zrozpaczona laska, a ja westchnąłem ciężko i złapałem moje włosy miedzy palce.
- Dobra, obmyślcie drogę a potem mówcie, kiedy mamy zatrzymać ostrza! - wrzasnąłem głośno i popatrzyłem na otwór a następnie na towarzysza.
- Damy radę prawda? - zapytałem z nadzieją a on uklęknął przed machiną. Zrobiłem to samo i czekałem aż poproszą o pomoc.
- Dobrze wiemy! - krzyknął mężczyzna a mój oddech niekontrolowane przyspieszył w panice.
- Teraz! - wrzasnęła kobieta a my oboje wsunęliśmy dłonie w zimne otwory czując, jak ich ścianki zaczynają miażdżyć nam dłonie, przez co nasz krzyk rozbijał sie po ścianach domu budząc też przy tym Kooka. – Już! - krzyknęła a ja przestałem naciskać guzik na końcu maszyny uwalniając tym samym moja biedną, obolałą dłoń. Poczułem ciężar na moich plecach i dłonie oplatające mnie.
- Tae ja... Ja to zrobię – szepnął Kook, po czym, kiedy usłyszał sygnał, wsunął dłoń do maszyny, a ja go tuliłem. Para skakała z kolumny na kolumnę pokonując coraz większy dystans. Gładziłem jedną dłoń Kooka czując jak wtula swoją głowę w mój kark płacząc i piszcząc z bólu. Kook wysunął dłoń słysząc, że zabójcy znów myślą, co dalej. Usłyszeliśmy krzyk kobiety, przez co wszyscy troje się podnieśliśmy patrząc, co się dzieje. Wisiała w połowie drogi ledwo trzymając się palcami na krawędzi przepaści. Jej narzeczony od razu pojawił się obok i położył się pomagając kobiecie się podnieść. Kibicowaliśmy im, aby dali radę, jednak wtedy jedno z ostrych wahadeł przeleciało przez ciało mężczyzny a oni oboje spadli. Patrzyliśmy zastygli w miejsce gdzie jeszcze przed chwila byli, jednak teraz leżały tam jedynie jego nogi i część jelit, które powoli dyndały na krawędzi. Krew ciekła mozolnie brudząc całą kolumnę i skapywała kilka metrów w dół na martwą parę. To było przerażające, pobiegłem w bok i zwróciłem wszystko, co miałem w żołądku
-----------------------*-*-------
Kocham was ryże
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top