1.6. pokój z sejfem
Kiedy w końcu się uspokoił podnieśliśmy się i ruszyliśmy dalej. Korytarz nie okazał się jakiś strasznie długi, bo już po dwóch zakrętach byliśmy pod jakimiś drewnianymi drzwiami. Nacisnąłem okrągłą klamkę i naparłem na drzwi, ale nic to nie dało. Zacząłem się z nimi siłować i kopać je jak najmocniej mogłem, jednak na nic się to nie zdało.
- Kookie chodź, pomóż mi - powiedziałem i naparliśmy na nie razem, wpadając do pokoju. Usłyszeliśmy jakby jakieś suwanie sznurka, po czym znów rozbrzmiał głos na nagraniu. To się nigdy nie skończy... Popatrzyłem na ogromny ekran na ścianie po mojej prawej stronie. Kookie usiadł na ziemi nie przejmując sie niczym. Nie mam mu tego za złe, był blady jak ściana a jego ciemne oczy co chwilę się przymykały... Nie był w stanie mi pomóc.
- Tym razem mam dla was prezent. Jednak by dostać zawartość sejfu, która może ocalić Tobie życie, Tae, musicie dać coś od siebie. Zapewne nie rozumiecie, już wam tłumaczę... Taehyung, około godziny temu wypiłeś truciznę, która powoli zabija cię od środka, w sejfie jest antidotum, ale by sejf się otworzył musicie dać coś swojego. Macie dwie minuty... - Popatrzyłem na Kooka a potem na stół, obok którego usiadł. Na metalowym blacie leżały sznurki, noże i miski. Przerażony patrzyłem na to czując jak ściska mi żołądek. Podszedłem do stołu i związałem materiał na przed ramieniu... Muszę uciąć rękę... Muszę. Przyłożyłem ostrze do łokcia i powoli przycisnąłem ostrze do skóry, przez co krew pociekła ciurkiem kapiąc do miski. Zacząłem wrzeszczeć i płakać patrząc na zegar...
- Kook... Nie dam rady. - Płakałem i rzuciłem nożem w bok. Popatrzyłem na mojego chłopaka a on nagle poderwał się i zwymiotował wprost do wagi. Patrzyłem na niego zdziwiony i przytuliłem go do siebie, kiedy zaczął opadać na podłogę. Popatrzyłem ma zamek i czas... Zaliczyło! Dało się to obejść. – Boże, kocham cię Kook - szepnąłem głaszcząc ramię mojego chłopaka... Jest genialny... Cudowny i cały mój.
- Nie dam rady więcej rzygać - szepnął wtulając się we mnie. Popatrzyłem na stalowe pudełko w kącie pokoju. Na górze było napisanie "otworzy się za..." i czas lecący w dół. Mamy kilka minut, więc usiadłem z Kookiem na kolanach na dość starym fotelu. Zacząłem go głaskać i miziać powoli obserwując go. Widziałem, że usnął, więc po prostu podziwiałem jego spokój. Uśmiechnąłem się, bo przecież to gdzie jesteśmy jest okropne a on i tak mógł usnąć. Wyglądał jakbyśmy co najmniej znów byli w domu, no... Nie licząc tych wcięć w policzkach i okropnych worów pod oczami, które sprawiały, że jego blada cera wydawała się jeszcze bardziej biała. Położyłem go na fotelu, aby się nie obudził, niech się wyśpi, bo przecież musi się na prawdę źle czuć. Ruszyłem powoli po kolorowej, acz wyblakłej wykładzinie do sejfu i otworzyłem go. Jednak nie było tam tylko strzykawki, poczułem jak moja krew zaczyna buzować mi w żyłach pompując coraz więcej adrenaliny. Patrzyłem na bodajże dwudziestoletniego chłopaka, który siedział zwinięty w kuleczkę z maską na twarzy. Zacząłem go lekko szturchać a on wziął nagle głęboki wdech zaczynając się tym samym wiercić, burząc tym samym ułożone blond włosy. Był ładny, ale... Ale nie tak jak mój Kook.
- Kim jesteś? – zapytałem, powoli pomagając mu wyjść z klatki. Patrzył na mnie zagubiony trzymając się za głowę.
- N- nie pamiętam... - szepnął a ja westchnąłem i wziąłem strzykawkę, jednak usłyszałem znów ten głos.
- Co teraz zrobicie? I ty i Jungkook macie w sobie truciznę, jednak strzykawka jest tylko jedna. Żyj lub umieraj, twój wybór - przekazało nam urządzenie, które trzymał tajemniczy blond chłopak. Popatrzeliśmy po sobie a ja po chwili zerknąłem na Kooka... Nie mogę go zostawić. Ja muszę z nim żyć, dla niego...
- Nie znam cię, ale błagam, ja... Ja mam chłopaka, chcę z nim spędzić całe życie i na prawdę go kocham, wiem, że to trudne, ale daj mi jej użyć - zacząłem go błagać a w oczach miałem łzy.
- Ja...ja...- szepnął patrząc na strzykawkę. - Weź ją, ale obiecaj mi, że na wolności weźmiecie ślub. - Uśmiechnął się a ja wstrzyknąłem sobie jej zawartość wzdychając z ulgą.
- Dziękuję - Uśmiechnąłem się i przytuliłem go.
- Spoko... I tak nie pamiętam mojego życia - zaśmiał się i wstał powoli. - To co teraz? Gdzie jesteśmy? - zapytał mnie a ja podszedłem do Kooka głaszcząc go ze spokojem.
- To chora gra... Musimy być grzeczni i słuchać tego gościa. - Wziąłem mojego młodszego chłopaka na ręce i podszedłem w stronę drzwi. - Jak mam cię nazywać? - zapytałem szeptem patrząc na blado-włosego obok mnie. Był dość wysoki więc w sumie może się przydać.
- Nie wiem... Mów jak chcesz a... To twój chłopak? - zapytał wskazując na malucha.
- Tak. Nazywa się Jungkook i cały czas wymiotuje - szepnąłem zmartwiony i ruszyliśmy korytarzem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top