prolog
Miłość od zawsze była dla mnie zbyt prywatnym uczuciem, abym był w stanie głośno dzielić się nim ze światem. Przywykłem do trzymania jej wewnątrz swojego serca, sprawnie unikając wyznawania jej komukolwiek, nawet jeżeli podświadomie czułem, że „kocham cię" chce w końcu zostać wypowiedziane. Nie wiem, dlaczego tak było, ponieważ nie przeżyłem żadnej tragedii ani nie zostałem brutalnie potraktowany przez kogoś bliskiego mojemu sercu. Może jako ludzie podświadomie uciekamy od tego, co otacza nas z każdej możliwej strony?
Pamiętam, jak miałem szesnaście lat, a moi rodzice przy każdej możliwej okazji mówili, że mnie kochają. Chociaż może wydawać się to z lekka irytujące, zwłaszcza kiedy jesteś nastolatkiem, to ja zawsze bardzo to doceniałem. To było miłe, w końcu wcale nie musieli tego mówić, bo zdawali sobie sprawę z tego, że nigdy nie potrzebowałem miliona potwierdzeń ich słów. Z biegiem czasu coraz częściej myślę o tym, że być może tak mi się to podobało, ponieważ ja sam nie miałbym na tyle odwagi czy śmiałości, aby pozwolić sobie na tak śmiałe wyznania nawet w kierunku ludzi, których miłość była niczym chleb powszedni.
Od zawsze łatwiej było mi przelewać swoje emocje na papier. Nie jestem typem osoby, której wyzwolenie dałoby kolokwialne walenie pięścią w ścianę czy krzyk. W gruncie rzeczy od dziecka wystarczył mi tylko mój zeszyt, który z wierzchu nie różnił się niczym od tych szkolnych z matematyki czy biologii. Dlatego właśnie moi rodzice, choć brzmi to absurdalnie, ponieważ nasze sypialnie były obok siebie, prędko zaczęli dostawać ode mnie listy na każdy możliwy temat. Opowiadałem im o tematach mi ciężkich, kiedy czułem żal do świata albo gdy pokłóciłem się ze swoim najlepszym szkolnym kolegom. To nie tak, że przestałem z nimi rozmawiać, bo uwielbiałem nasze pogawędki o wszystkim, ale były sprawy, o których jakoś niespecjalnie miałem ochotę mówić, patrząc tacie w oczy.
Nie był to sposób rozmowy, którą poleciła nam moja terapeutka, ale kiedy się o nim dowiedziała wydawała się być zadowolona z systemu jaki sobie wymyśliliśmy. Właściwie to z jakiegoś powodu byłem pewien, że go skrytykuje, ponieważ rozmowa powinna być chyba na pierwszym miejscu. Pewnego razu podczas comiesięcznej rozmowy z rodzicami zapytała się, czy mogłaby przeczytać jeden z takich listów. Od zawsze szanowałem tych ludzi za ich uczciwość oraz fakt, że traktowali mnie na równi ze sobą, a nie jak gówniarza, który nie ma nic wartościowego do powiedzenia. Nie byli i nie są tymi nadętymi dorosłymi, w których za nic w świecie nie chciałoby zamienić się żadne dziecko. Dlatego, kiedy powiedzieli mi o prośbie, którą skierowała w ich stronę pani Lee, ani przez chwilę nie poczułem niepokoju. Widziałem, że to co jest między nami zostanie między nami, a żadne tajemnice nie opuszczą murów naszego mieszkania na poddaszu w ścisłym centrum Daegu.
Oczywiście w pewnym stopniu ufałem mojej terapeutce, ale mimo to nie czułem potrzeby mówienia jej zbyt wielu rzeczy. Bo po co? Ja właściwie nigdy nie czułem potrzeby mówienia komuś wszystkiego. Nie tylko dlatego, że sama myśl o tym wydawała się być dla mnie totalnym wyjściem ze strefy komfortu, ale prawda jest taka, że nie czułem potrzeby, aby ktoś wiedział tak wiele. Przynajmniej do czasu.
Zawsze kiedy mówię o swojej pierwszej miłości to jako pierwszą wymieniam muzykę, ale gdybym miał wskazać tą jedyną, która niesie za sobą coś więcej niż cierpienie autora czy litry wylanych łez to bez wahania wskazałbym Hwang Soyeon.
Wracam, tym razem na dłużej. Dajcie znać co myślicie, jak zwykle czekam na wasze komentarze.
- O.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top