między życiem a śmiercią cz.1

Piotr z jękiem kopnął w dżwi tym samym wywazając je. Wyszedł z auta które leżało do góry kołami.
- GUTEK!!!  Wrzasnął
- Tutaj. Usłyszał słaby głos na miejscu pasażera.
- Trzymaj się już idę. Powiedział jednak ból w nodze był zbyt silny i kuśtykał. Otworzył dżwi i wyciągnął chłopaka najdelikatniej jak potrafił.
- Jesteś cały?  Zapytał zmartwiony
- Chyba....... Powiedział słabo
Chłopak jeknął przez ból w ramieniu gdzie wbił się spory odłamek szkła. Piotr rozejrzał się i zobaczył że Konarska uciekła a auto które ich prawie zabiło zawraca w ich kierunku.
- To Dolański. Wychrypiał Piotr kładąc się na mokrej trawie.
- Guciu musisz uciekać proszę, oni chcą Ciebie. Powiedział
- Nie..... Zostawię Cie. Powiedział i zaczął się podnosić a następnie wziął Piotra pod ramię.
Pov.Piotr
Ucieklismy do lasu. Szliśmy najszybciej jak to tylko możliwe. Nie było zasięgu więc nie mieliśmy jak zadzwonić. Starałem się ignorować ból w prawej nodze. Gutek tak jak powiedział nie zostawił mnie.
- Wytrzymaj szefie. Powiedział drżącym głosem i oparł się o drzewo.
- Odpocznijmy chwilę. Powiedziałem i przytrzymałem Gucia który położył głowę na moim ramieniu. Oddychał głęboko a ja rozejrzałem się dookoła i wyjąłem telefon próbując zadzwonić. Bezskutecznie.
- 2 km dalej jest klinika. Usłyszałem Gucia.
- Masz zamiar tam iść?  Zapytałem
- Damy radę, powiedział.
Po chwili usłyszałem jakieś głosy i szelest.
- To oni musimy iść dalej. Powiedziałem i znów zaczęliśmy iść.
Oboje byliśmy zmęczeni i przemęczeni. Pogoda w ogóle sprawy nie ułatwiała, wiedziałem że musimy się pośpieszyć bo inaczej nas zabiją albo zmarzniemy. Oswietlałem drogę telefonem by w razie czego się nie przewrócić co kilka razy nam się zdarzyło. Szliśmy już tak z 20 minut. Miałem nadzieję że Konarska i Dolański odpuscili. Gutek zaczął kaszleć. Szliśmy coraz bardziej chwiejnym krokiem.
- Sz- szefie ja nie dam rady już iść. Usłyszałem słaby i zmęczony głos chłopaka.
- Przepraszam. Wyszeptał i po chwili runelismy na błotnistą ziemię. Nie miałem nawet jak go złapać.
- Guciu !  Gutek co się dzieje! 
Oświetliłem chłopaka i dopiero teraz zobaczyłem że z ramienia leci krew a rękaw kurtki jest cały czerwony.
- Gutek wytrzymaj. Powiedziałem i próbowałem wstać. Następnie powoli wziąłem chłopaka pod ramię jednak, nie dałem rady z nim iść. Był zbyt wyczerpany. Ja zresztą też nie miałem sił.
- Odpoczniemy i miejmy nadzieję że nas znajdą. Powiedziałem i po chwili przybliżyłem się do chłopaka by położył głowę na mojej klatce piersiowej.
- Będzie dobrze Gutek. Tylko proszę nie śpij za długo. Westchnąłem i jedną ręką przeczesałem młodemu włosy. Sam z całych sił starałem się nie zasnąć. Najwyraźniej Dolański dał sobie spokój z poszukiwaniami. To był jedyny plus tej sytuacji. Drugi był taki że przestało padać. Patrzyłem na rozgwieżone niebo, otulając ramionami śpiącego bruneta.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top