Rozdział 2
14 lat wcześniej
Nadal miałem w głowie rozmowę ojca z jego zaufanymi doradcami. Pamiętałem jeszcze we wspomnieniach jak rok temu pobiegliśmy z siostrą korytarzem, gdzie złapała nas matka zaciągając do pomocy w torturach. Nikt z nas nie mówiło niczego na temat rozmowy usłyszanej w gabinecie. Ciekawiło mnie, że rok minął, a po tajemniczych istotach z 80 piętra nadal nie było żadnego śladu. Może to były tylko jakieś puste mrzonki? Kaoni zrobiła się bardzo cicha i bardzo rzadko odstępowała matkę na krok raz czy dwa razy uśmiechając się półgębkiem w moją stronę. Od tamtego czasu byłem bardzo samotnie i nawet babeczki z lukrem nie mogły mnie pocieszyć. Zastanawiałem się czy spotkanie z dawnym nauczycielem było związane z tajemnicą o której ojciec nie chciał wspominać od czasu tamtej rozmowy.
Dziwiłem się, że nie zauważył nas, gdy tak po prostu weszliśmy do gabinetu, pewnie tak bardzo przejęła go ta informacja. Od tamtego czasu bardzo często w snach widziałem zarys sylwetki, która co noc wyglądała jakby przybliżała się o milimetr od poprzedniej nocy. Ani razu tajemnicza postać nie odezwała się, jednak z jakiegoś powodu wiedziałem, że ma przyjazne zamiary. Gdy się budziłem nie pamiętałem dokładnie o co chodziło tajemniczej istocie. Nauczyciel pojawił się ponownie, kiedy przechadzałem się po okolicy nucąc sobie piosenkę pod nosem. Poczułem jak włosy stają mi dęba i w tym momencie właśnie pojawił się uśmiechając się do mnie swoim charakterystycznym krzywym uśmiechem. Ciekawe czego chce, skoro od naszych zajęć związanych z opanowywaniem moich mocy minęło wystarczająco dużo czasu, żebym nie do końca pamiętał innego wyglądu nauczyciela niż ten co teraz. Podszedł do mnie niebezpiecznie blisko tak, że prawie mogłem zobaczyć jego zarost, który jak dobrze zapamiętałem zawsze był dokładnie przystrzyżony, a teraz niechlujnie rósł tak, że nie wiedziałem, że broda może być tak bardzo gęsta. Z zamyślenia i zachwycania się tym bliskim spojrzeniem na jego zarost oderwał mnie jego szept tuż przy moim uchu:
-Czyżbyś nadal się zastanawiał co dokładnie udało ci się usłyszeć w gabinecie i czemu to jeszcze nie nadeszło?- zamrugałem kompletnie zdezorientowany. Skąd on wie, że cokolwiek słyszałem? Przecież zniknął szybciej niż ta sytuacja się wydarzyła, więc jak? Kompletnie zszokowała mnie ta informacja, moje myśli głebiły się niczym chmura burzowa. Ledwo mogąc się odezwać wyjąkałem:
-Ale są Mistrz to wie? - nic nie mówiąc dotknął mojego czoła wyszeptując jakieś dziwne słowa w nieznanym przeze mnie języku. Poczułem jak czarny dym, który otaczał Nauczyciela wchodzi w moje usta, uszy i nos kompletnie nie mogąc złapać tchu. Moje oczy wywróciły się do góry i nagle w mojej głowie zaczęły pojawiać się bardzo wyraźne kształty i ogniste otoczenie. Nie wiedziałem co właściwie widzę, ale pierwszy co przykułą moją uwagę był tajemniczy mężczyzna mający zamiast oczu szczęki z ostrymi zębami, a jego usta wykrzywione były w przerażającym uśmiechu. Gdy się odezwał z jego szczęko-oczu wyłoniły się oczy, które od razu zostały przyciśnięte przez zęby tego dziwnego czegoś. Wyglądało to bardzo groteskowo i o mały włos nie dostałem odruchu wymiotnego. Obrócił się w moją stronę jakby wyczuwając moją obecność, po chwili odwrócił się spoglądając w miejsce, które nie mogłem dokładnie zauważyć. Uśmiechnął się pokazując kolejny rząd ostrych zębów w ustach wyglądających jak kły plusacza, mruknął coś w nieznanym przeze mnie dialekcie. Po chwili perspektywa zmieniła swój tor i ujrzałem płonące piętro, które z jakiegoś powodu wydawało mi się znajome. , Dachy domów płonęły zielonym ogniem, który wyglądał jakby pożerał każdy skrawek przestrzeni. Pierwszy raz widziałem coś takiego, nie wiedziałem, że kiedykolwiek zobaczę taką scenę. Czułem,że tajemnica, którą chciałem wyprzeć z pamięci chce się wydostać na zewnątrz. Gdy zobaczyłem ciało stworzenia leżącego w ogniu, pomyślałem tylko jedną rzecz:
Są blisko.
Wróciłem do swojego ciała jakby cały czarny dym wrócił do swojego pana. Kaszlnąłem głośno i wychrypiałem
-Dlaczego mi to pokazałeś? Co to ma znaczyć? Czemu mi pomagasz?-nauczyciel uśmiechnął się krzywo, kiwnął głową i zniknął.
Opadłem bez sił na ziemię kompletnie skołowany. Co mam teraz zrobić?
Nie miałem pojęcia dlaczego ta wizja tak mnie przeraziła i skąd wziąłem tą pewną myśl o ich bliskim położeniu. Odetchnąłem chwilę i po wstaniu od razu pobiegłem do ojca.
Neozjusz siedział na swoim fotelu patrząc na dokumenty w wielkim skupieniu. Nie zauważył nawet, że wszedłem do gabinetu głośno trzaskając drzwiami. Uniosłem się tak, że usiadłem na biurku koło ojca przyglądając się co tak właściwie czyta. Zauważyłem jedynie słowo Ewakuacja, a reszta wydawała mi się kompletnym bełkotem. Szturchnąłem go w ramię chcąc w końcu zwrócić na niego uwagę.
Wymamrotał coś pod nosem drapiąc się po ramieniu gdzie go dotknąłem. Westchnąłem stwierdzając, że jednak czas wytoczyć ciężką magię. Uniosłem biurko, krzesło i dokumenty w powietrze. W tym samym momencie ojciec zorientował się, że coś jest nie tak podskakując na krześle prawie z niego spadając.
-Azem! Co ty wyprawiasz?!- uśmiechnąłem się półgębkiem
-Chciałem tylko zwrócić na siebie Twoją uwagę Ojcze- machnąwszy ręką położyłem wszystkie rzeczy z powrotem na swoje miejsce. Mina ojca była tak zszokowana, że oczy o mało nie wyszły mu z orbit. Wyjął z kieszeni chusteczkę, którą przetarł czoło. Po czym skrzyżował ręce na piersi wbijając we mnie zabójcze spojrzenie:
- O co chodzi Azem? - westchnąłem
- Chciałem się zapytać o pewną rzecz, która dręczy mnie już od roku- ojciec zmarszczył brwi- Razem z Kaoni słyszeliśmy co powiedziałeś, gdy byli u ciebie twoi przyjaciele. Mówiliście coś na temat jakiś istot z 80 piętra. Czemu tak się ich obawiasz?
- Neozjusz wyprostował się nagle na krześle. Wydawało mi się, że postarzał się o kilka lat, bo jego włosy zrobiły się siwe, wręcz białe. Nigdy nie widziałem go w takim stanie. Nie sądziłem, że jakakolwiek moc mogłaby to spowodować. W gabinecie nastała cisza, nie było słychać niczego prócz cichego tykania zegara, który wisiał na ścianie. W końcu ojciec wziął głęboki oddech i zaczął:
-Dowiedzieliśmy się od ludzi z 79 piętra, że nie mają kontaktu ze swoimi sąsiadami z 80 piętra. Chcieli to sprawdzić, ale za każdym razem, gdy wysyłali swoich ludzi, zawsze wracali martwi. Nikt nie wiedział co się mogło stać. Jednak któregoś dnia pojawił się jeden z nich. Miał paszczę na miejscu oczodołów, które przytrzymywały oczy. Usta wykrzywione w drapieżnym grymasie. Nikt nie mógł zrozumieć co mówi.
Niektórzy mówili, że był to zapomniany język zwany uuti. Mówi się, że używali go starożytny lud wielbiący smoki. Zamordował prawie wszystkich z piętra zostawiając jedną osobę, która ostatkiem sił zdążyła uciec. Wiemy, że oprócz tych dziwnych paszczy na oczodołach przypominają pół elfy, pół demony. Mają spiczaste uszy i rogi zaokrąglone przy końcach sterczące z policzków.
Są bardzo potężni, gdyż używają zielonej magii z czarnymi drobinkami. Do tego czasu nie wiedziałem o takim rodzaju czarów. Potrafią dzięki niej niszczyć wszystko i wszystkich na swojej drodze. Od roku są dopiero na 140 piętrze, więc do naszego jeszcze mają daleko-
zamarłem kompletnie zszokowany i zdezorientowany. Już są na 140 piętrze od roku, przecież niedługo będę u nas w tym tempie. Czemu ojciec się tym nie martwi?!
To, że mieszkaliśmy na 1289 piętrze nic nie znaczyło, gdyż każde piętro niezależnie od odległości było połączone z naszym bezpośrednim tunelem magicznym dającym nam oraz innym mieszkańcom Kogirceec bezpośredni dostęp do najbliższych ludzi króla. Nie mogłem w to uwierzyć, jak to możliwe, że tak szybko się poruszali. Zwykle przemieszczanie się po piętrach było bardzo wyczerpujące i długie. Najszybciej docierało się w ciągu tygodnia może dwóch. Westchnąłem próbując powstrzymać się od krzyknięcia z przerażenia. Spojrzałem jedynie na ojca, obróciłem się i wyszedłem nie dając mu odpowiedzi na tą wiadomość.
Gdy szedłem korytarzem usłyszałem moje imię, które powtarzało się praktycznie w nieskończoność, jednak dopiero po którymś z kolei zatrzymałem się.
Wtedy zauważyłem, że przede mną stoi matka trzymając swoje ulubione zajęcie tortur nożyce. Patrzyła na mnie zmartwionym i zarazem wkurzonym wzrokiem, wzięła ręce pod boki po czym wywarczała:
Azem! Wołam cię już prawie z 10 minut! Czemu nie odpowiadasz od razu? Kaoni już czeka na nas w miejscu zabaw, a ty się jeszcze gdzieś obijasz? Ruchy!- złapała mnie za nadgarstek pociągając w kierunku miejsca, gdzie spędzała większość swojego życia szukając najlepszych sposobów na zadanie największego bólu. Nie czułem do nikogo kogo skrzywdziłem litości, jednak teraz najbardziej czego chciałem to pójść do kuchni i upiec jakieś babeczki, żeby się odprężyć. Gdy weszliśmy do pomieszczenia zauważyłem, że krew na ścianach stała się jeszcze grubsza niż ostatnim razem zalewając wszystkie możliwe miejsca na białej ścianie nie zostawiając nawet jednej wolnej przestrzeni. Kaoni stała przy stole patrząc na nieruchomy kształt, który prawdopodobnie był jakimś biednym stworzeniem, które zapuściła się na nasz teren nie proszone. Prawdopodobnie już nie żyło, ale matka zawsze najbardziej lubiła pokazywać nam idealne tortury w momencie, gdy nie było słychać niepotrzebnych krzyków. Nie zauważyłem, kiedy puściła mnie zostawiając mnie tuż przy ofierze. Jednak zanim mogłem się niej przyjrzeć ziemia się zatrzęsła. Matka natychmiast zasłoniła Kaoni całym ciałem próbując ją uchronić przed łamiącym się sufitem, który o dziwo nie zmieniał swojego wyglądu. Patrzyłem na to w niedowierzeniu. Jak to się mogło dziać? Co się dzieje?
Spojrzałem na Kaoni, która obserwowała pękającą ścianę w dziwnym wyrazie twarzy. Od razu podniosłem ponad ziemię matkę razem z siostrzyczką i razem z nimi biegłem w kierunku wyjścia. Zauważyłem, że ojciec wychodzi ze swojego gabinetu zamykając gwałtownie drzwi. Widać było z daleka jego rozbiegane spojrzenie i bladą od strachu twarz.
Chciałem krzyknąć, żeby do nas podszedł, albo uciekał, wtedy zobaczyłem niebieskie światło i po chwili totalnie nic.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top