ROZDZIAŁ XXVI

[NIESPRAWDZONY]

Właśnie żegnałam się z Seulem. Zostawiałam wszystko losowi. Czekałam na lotnisku, wspominając to, jak stawiałam swoje pierwsze kroki w tym kraju. Jak zaczynałam od zera, bo zostałam okradziona, a bliźniaki mi pomogły. Jak spotkałam pierwszy raz Seunghyuna, to wspomnienie powiększyło uśmiech na mojej twarzy.

- Dlaczego tak szeroko się uśmiechasz? - zapytał TOP.

- Przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie... Czy pamiętasz, kiedy to było? - zapytałam go, patrząc na niego.

- Hmm... Czy to nie było wtedy w klubie? - zapytał ożywiony.

Myślał, że zgadł, ale jednak tak nie było.

- Nie, to było tu, na tym lotnisku. Wówczas ja przyleciałam z Polski, a wy chyba wracaliście z Japonii. Wtedy nie wiedziałam, kim jesteście, ale przez pomyłkę przyczepiła się moja torba do waszego bagażu. Pewnie nie będziesz pamiętał, to był naprawdę prawdopodobnie nic nieznaczący dla ciebie mały epizod, lecz dla mnie miało to bardzo duże znaczenie. Wtedy pierwszy raz przyleciałam do tego kraju.

Seunghyun spojrzał na mnie i podrapał się po głowie, jakby się zastanawiał.

- Wiesz, że jednak pamiętam taki epizod?

*****
Kilka lat wcześniej.

Właśnie śmiałem się z Daesunga, bo przez grzywkę chłopak prawie się przewrócił, lecz mój dobry humor prysł, gdy zobaczyłem, że tłum ludzi idzie w naszą stronę. Co jak co, ale na lotnisku zawsze, gdy mamy przylecieć lub gdzieś lecimy, zawsze takie sytuacje się zdarzają.

Nie lubię tego, zawsze muśmy wtedy pokazywać, że jesteśmy profesjonalistami i być uprzejmi. Jest to bardzo męczące...

Wracaliśmy teraz z Osaki i od razu mieliśmy iść na konferencję prasową. Praca pracą, ale jednak potrzebowaliśmy trochę ciszy i spokoju.

Nagle otoczyli nas nasi ochroniarze i dzięki temu poczułem się bardziej komfortowo. Mogłem być sobą.

Wszyscy podeszliśmy do taśmy po nasze bagaże. Oczywiście jak to ja zawsze mający pecha, mój był zaczepiony o kogoś innego. Już miałem szukać właściciela, gdy usłyszałem ciężkie westchnienie. Obok mnie stała dziewczyna.

Była niska, niższa o głowę ode mnie. Miała długie kasztanowe włosy.

Właśnie sięgnęła po bagaże, gdy ją zaczepiłem. Odwróciła się w moją stronę i powiedziała:

- Coś się stało? - zapytała po angielsku.

Dobrze, że język ten miałem opanowany i ją zrozumiałem, bo to byłby obciach żeby jednak nie zrozumieć.

Zmierzyłem ją od dołu do góry i zatrzymałem się na jej pięknych oczach.

Zatraciłem się w nich. Były przejrzyste jak spokojny ocean. Ten kolor, niebieski wołał mnie. Jeszcze nigdy takich oczu nie widziałem. Poczułem dosłownie, jakby ktoś walnął mnie obuchem w głowę. Trochę to trwało, zanim wróciłem. Czułem się jak jakieś śliniące się dziecko na lizaka.

Weź się w garść chłopie!

- To moja walizka. - powiedziałem bardzo niskim i lekko zachrypniętym głosem.

Cud, że nie zacząłem się jąkać.

-Och! - odparła, po czym dodała: -Je-est zacz-e-piona o moją.

Spojrzałem jeszcze raz w ich kierunku, po czym zacząłem się drapać po głowie.

- Będziemy musieli w jakiś sposób je odczepić. Po czym skierowałem swój wzrok na pozostałych chłopaków i krzyknąłem do nich: - Ej! Chyba spóźnimy się na konferencję, bo mam mały problem. - rzekłem już po koreańsku.

Pozostali chłopcy podeszli do nas.

- Aigo, T.O.P. jak zwykle masz problemy.

Zarzucił mi GD, tak jakbym serio wpadał codziennie w tarapaty, a to przecież maknae zazwyczaj w nie wpada. Dzisiaj naprawdę mam pecha. Najgorsze jest to, że zazwyczaj to moje akcje rozpamiętują...

- No, mam takiego pecha przez wyjazdy, że chyba więcej nie będę brał udziału w koncertach.

Wszyscy zatraciliśmy się w rozmowie, nawet nie zauważyłem, że torba została odczepiona, a dziewczyna odeszła.

Jeszcze na długo ją zapamiętałem. Takich oczu się nie zapomina, tym bardziej że zostawiła po sobie ślad w postaci spinki do włosów.

Sięgnąłem po nią i się jej przyjrzałem.

Była cała ze srebra, skąd to wiem? Ano miała próbę. Na niej był piękny kamień. W zasadzie nie wiem, czy to kamień. Jest naprawdę piękny. Był koloru starej, bardzo dobrej whisky. Takiej co chciałby się pić cały czas, ale to jest ta jedyna, gdzie pijesz ją tylko okazjonalnie. Nie zauważyłem nawet, że głośno powiedziałem:

- Chyba się zakochałem...

W tle usłyszałem tylko jeszcze głośne:

-CO?!

*****

Wróciłem do rzeczywistości. Wtedy nie wiedziałem, że ten kamień to bursztyn.

Dowiedziałem się kiedyś przypadkiem nawet, skąd pochodził. Przybył do Korei, aż z Polski.

Byłem ciekaw tej dziewczyny i jej pochodzenia. Dziś już wiem, że jest tutaj ze mną.

-Pamiętam to, zostawiłaś wówczas małą rzecz na mojej torbie. Chciałem Ci to zwrócić, ale nie mogłem cię znaleźć. Kto by pomyślał, że po kilku latach znów się spotkamy. Świat w takim przypadku naprawdę jest mały...

Gdy to powiedziałem, uściskałem ją mocno, tak by wiedziała, że naprawdę ją kocham.

- To naprawdę miłe, to tak jakbyś czekał na mnie te kilka lat... - powiedziała, cicho szlochając. - Szkoda, że nie możesz lecieć ze mną do Polski, że musisz odbyć służbę.

- Mi też to zbytnio nie odpowiada, ale taki mamy już obowiązek. Wiesz o tym... Ile ja bym dał, żeby polecieć na wakacje razem z tobą.

Staliśmy razem we dwoje, nieświadomi reszty ludzi i tuliłem ją, tak jakby zaraz miała na zawsze mnie opuścić. Oczywiście, że tak było, ale miała niedługo wrócić. Ostatnio, jej babcia ciężko zachorowała i chciała się nią zaopiekować.

Nie chce jej puszczać samej...

- Czy coś by się stało, jeśli jednak byś została i nie leciała tam? Mam cię porwać?

- Seunghyun wiesz, że nie mogę... Muszę lecieć. Zanim się obejrzysz, wrócę do ciebie, a ty będziesz miał pół służby za sobą...

- No tak... Kocham cię! Następnym razem gdy się zobaczymy oddam ci małą rzecz. Mam nadzieję, że się ucieszysz na jej widok!

Jeszcze chwilkę staliśmy razem przytuleni do siebie, po czym pożegnaliśmy się i rozłączyliśmy.

Widziałem, jak już wchodziła do terminala.
W mojej głowie grało dużo emocji, naprawdę nie chciałem, żeby mnie opuszczała w tej sytuacji. Dopiero co się zeszliśmy...

To będzie naprawdę dla nas bardzo trudny czas...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top