Jak jemioła dobyła swego

Z grupowego pomysłu wesołej rodzinki Himuro, Atsushi został zaproszony na Wigilię.
Tak, chcieli go spiknąć z Yadorigiko.
Tak, przyciągnęła go myśl o domowych ciastach.
Nie, nic nie podejrzewał.
Ubrany odświętnie, w czarny garnitur z wesołym krawatem ze Świętym Mikołajem przyszedł w gości, wyposarzony w sałatkę mamy i kilka upominków.
Dobrze się bawił. Mimo trójki rodzeństwa nigdy nie czuł takiego rodzinnego ciepła. Poznał też młodszego brata Yadori - Hoshio - oraz ich perskiego kocura, który był wielki, biały, gruby i wredny dla wszystkich z wyjątkiem swojej pani.
Licealistka uśmiechała się, rozmawiała ze zgromadzonymi przy stole, ale Murasakibara w jej oczach coś dostrzegł - smutek.
- Zostań, Shitsuji!
Atzushi odwrócił się w stronę dziewczyny. Bez słowa wyszła z jadalni.
- Muro-chin? Gdzie ona idzie?
Tatsuya spojrzał na przyjaciela, po czym zwrócił się do krewnych.
- Przepraszamy na moment - gestem ręki nakazał wyższemu podążyć za nim.
- Muro-chin?
- Atsushi. Co sądzisz o Yadori?
To pytanie zbiło go z tropu.
- Jest... Miła?
- Tak prosto z serca!
- Jest... - zastanowił się dłużej. - Jest marzycielką. Pragnie szczęścia.
- Czy podarujesz jej szczęście, Atsushi?
Fioletowowłosy od razu wiedział o co chodzi.
- Gdzie jej szukać?
- W pobliżu miejsca, gdzie poznali się jej rodzice.
Szybko skinął głową. Szybko założył buty i kurtkę, po czym wybiegł, rzucając kątem oka na przyjaciela.
Tatsuya wyglądał, jakby czuł to samo co Yadorigiko. Jego twarz wyrażało smutek, zwątpienie, poszukiwanie dawno utraconej nadziei.
- Muro-chin! Biegnę do Yadori-chin! - powiedział olbrzym, po czym wybiegł na dwór.
Był już późny wieczór, drogę oświetlały lampy uliczne oraz porozwieszane na drzewach lampki świąteczne.
Murasakibara myślał tylko o jednej osobie, dlatego nie przejmował się brakiem czapki, czy też rozpiętą kurtką. Co najdziwniejsze: nawet brak słodyczy go nie ruszał.
Biegł, kilkakortnie omal nie wywalając się na śliskiej drodze.
Nareszcie ją zobaczył. Ubrana była elegancko, w czarny płaszcz i zamszowe kozaki za kolana.
Stała odwrócona tyłem do chłopaka. Nie zdawała sobie sprawy z jego obecności.
Westchnęła.
- "Notice me"... Dobre sobie, w moim przypadku to nie działa - prychnęła. - Widzą tylko mój przeklęty wzrost. Na nic dbanie o cerę, włosy, ubrania, manicure... Nikt tego nie widzi... Czy kiedykolwiek jakiś chłopak spojrzał na mnie z myślą, że jestem piękna?
- Tak - zaskoczona odwróciła się w stronę Atsushi'ego. - Yadori-chin jest piękna - zbliżył się. Stał tuż przed nią. Była niewiele niższa od niego, ale zawsze niższa. - Yadori-chin jest urocza. Pracowita. Jedyna w swoim rodzaju.
Zawstydzona odwróciła wzrok zaszklonych oczu. Policzki miała czerwone z zimna i zawstydzenia. Nie potrafiła się odezwać.
- Yadorigiko - wzdrygnęła się. Rzadko słyszy swoje pełne imię. - Marzysz o pocałunku pod jemiołą? O prawdziwej miłości?
Pociągnęła nosem.
- Tak...
- Yare, yare... Ależ to nudne - otworzyła szerzej oczy. Zacisnęła dłonie w pięści, szykowała się do wybuchu. - Jesteś wyjątkowa, Yadorigiko. Jesteś dzieckiem jemioły... Powinnaś być bardziej oryginalna.
- Łaa!! - pisnęła zaskoczona, gdy silne ramiona koszykarza oderwały ją od ziemi. Spojrzała przed siebie. Gałązka wisząca na słupie znajdowała się teraz na jej wysokości, a nawet trochę wyżej.
Spojrzała w fioletowe oczy tego, który trzymał ją w swoich ramionach jak księżniczkę. Uśmiechnął się uroczo.
- Yadorigiko... Czy pocałunek NAD jemiołą nie będzie fajniejszy?
Odwzajemniła uśmiech mimo płaczu.
Murasakibara zbliżył się do niej. Złożył delikatny, a jednocześnie czuły pocałunek na jej ustach. Nie zostawała mu dłużna.
Kiedy oderwali się od siebie, Atsushi oblizał się.
- Yadori-chin... Jesteś słodsza od wszystkich słodyczy świata.

______________

Hime robi za Mikołaja i daje wam w prezencie słitaśny rozdzialik. Jak wam mija Wigilia? Ja spędzam ją we Wrocławiu u kuzynów. Kto już widzi prezenty pid choinką i czeka, aby się na nie rzucić?
Życzę wam wszystkich wesołych świąt! Aha... Jeszcze ktoś chciałby coś powiedzieć, więc żegnam się. Zostawcie komentarze!

Buyakuya: Oficer ASkopot mogłabyś znaleść porucznika Abarai? Wyszedł pijany z przyjęcia, jak spotka kogoś z innego oddziału to narobi nam wszystkim wstydu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top