Rozdział Pierwszy
GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, w jakich okolicznościach zostaliście parą!
Akashi
Teraz kiedy się nad tym zastanawiasz, nie możesz uwierzyć, że naprawdę jesteś w związku z Akashim Seijuro. Tak, tym Akashim, z TYCH Akashich! Zebrało ci się właśnie na wspominki, bo właściwie to od samego początku nic nie zapowiadało się na to, że ze sobą razem skończycie. A jednak los jest przewrotny i teraz, gdy idziesz korytarzami swojego liceum, wszyscy patrzą na ciebie z niemałym podziwem, a czasem nawet... Z zazdrością? Cóż, Akashi był czarujący. Nie chodziło tylko o status, kawał z niego przystojniaka - ciężko było temu zaprzeczyć! Poznaliście się podczas długiej przerwy, gdy niemal spadłaś ze schodów, a on złapał cię za ramię, zapobiegając zapewne bolesnemu upadkowi. Raaany, nic dziwnego, że jest świetnym zawodnikiem drużyny koszykówki, skoro ma taki genialny refleks! Po tym ''wypadku'', wszystko jakoś potoczyło się samo. Z jakiegoś dziwnego powodu zaczęliście na siebie częściej wpadać w szkole. Być może właśnie to tamta sytuacja sprawiła, że zaczął cię zauważać.
— [Imię]? Od dłuższego czasu patrzysz się prosto w te zdjęcie. Coś nie tak?
Oderwałaś wzrok od złotej ramki w którą oprawiłaś waszą ulubioną samojebkę i odwróciłaś głowę w jego kierunku, jednocześnie uśmiechając się ciepło. Twój Seijuro.
— Wszystko w porządku. Akurat myślałam o tobie.
— Och. — Akashi zamrugał oczami po czym westchnął i położył swoje dłonie na twoich ramionach. — Mam nadzieję, że same dobre rzeczy.
Aomine
Leżąc na swojej części łóżka i wpatrując się w jego spokojną, pogrążoną w głębokim śnie twarz, myślałaś o tym jak właściwie to wszystko się zaczęło. Nie uważałaś się za jakąś superbombę z cycami jak donice, a przecież taki był ideał dziewczyny twojego chłopaka! Jak to się stało, że wybrał ciebie na swoją dziewczynę? Kiedy pierwszy raz zamieniliście ze sobą parę słów, ochrzaniłaś go zdrowo za znęcanie się psychicznie nad Sakurai'em. Od tamtej pory, przez długi czas darliście z sobą koty, robiąc sobie nawzajem na złość i obrzucając się różnymi wyzwiskami od których nie jednego rozbolałaby głowa. No, ale podobno od nienawiści, tylko krok do miłości, czy nie tak..?
Westchnęłaś ciężko i rozejrzałaś się po jego pokoju. Leniwe, piątkowe popołudnie to czas wspólnych drzemek i nie miałabyś nic przeciwko, gdyby nie fakt, że Aomine chyba nie rozumiał różnicy między ''drzemką'', a cholera głębokim snem.
— No mój Boże, już prawie dziewiętnasta, zaraz będę musiała się zbierać do domu, noo... — jęknęłaś cicho pod nosem, marszcząc czoło z irytacji. Nie miałaś jednak serca by go budzić. Powoli i ostrożnie podnosiłaś się z łóżka, uważając by nie wykonywać gwałtownych ruchów i już myślałaś, że uda ci się po cichu wymknąć z pokoju, gdy poczułaś uścisk na lewym nadgarstku.
— A dokąd to, [Imię]? Kopciuszek ucieka z balu?
— No proszę, śpiąca królewna się ocknęła. — Odgryzłaś się, ale poddałaś się swojemu chłopakowi, który przysunął cię do siebie i oplótł ramiona wokół talii. — Co się tak tulisz? Muszę uciekać do domu, głąbie. Nie trzeba było tyle spać.
— Mhm, nie marudź. Zostań na noc, co? Nic nie poradzę na to, że jesteś moją najlepszą przytulanką do poduszki.
Uśmiechnęłaś się pod nosem i pokręciłaś głową z niedowierzaniem. A jednak temu zboczonemu głąbowi naprawdę musiało na tobie zależeć.
Kise
Wow. Po prostu wow! Ale oni modyfikowali te wszystkie zdjęcia! Nawet Kise nie jest tak idealny w realu jak tutaj w gazecie...! No ale cóż, tak chyba wygląda cały ten show-biznes. Westchnęłaś ciężko i odstawiłaś nowe wydanie Zunon boy'a z powrotem na półkę sklepową. Tak szczerze, to kupowałaś te wszystkie gazety tylko ze względu na Kise, bo nigdy przesadnie nie interesowałaś się modą, a już tym bardziej kolekcjonowaniem jego photobooków. A jednak to ty tamtego dnia, stałaś między jego fankami, czekając na autograf. Nieee, nie dla siebie... Twoja MAMA cię o to poprosiła i było to co najmniej odrobinę niepokojące.
— Ech, Kise jak to się stało, że jestem twoją dziewczyną? — szepnęłaś sama do siebie i ostatecznie wrzuciłaś ten photobook do swojego koszyka, widząc niemal w głowie oczyma wyobraźni zawiedzioną twarz swojego chłopaka, który nie przestawałby ci marudzić nad uchem, że ominęłaś kolekcję plażową z nim na okładce.
— [Imię]cchi?
— Ryouta. Nie powinieneś być teraz w agencji? — zapytałaś niemało zaskoczona nagłą obecnością w sklepie twojego chłopaka. Ten szybko pocałował cię w policzek z czułością i mrugnął okiem zalotnie.
— Skończyłem dzisiaj szybciej! Twoja mama powiedziała, że cię tu znajdę.
— Och... No tak. Mama — mruknęłaś pod nosem, kiwając głową ze zrozumieniem. Twoja mama uwielbiała Kise i gorąco wam kibicowała. Wszystko byłoby dobrze gdyby... No gdyby nie była twoją mamą właśnie!
— Zabieram cię na dłuugi spacer, [Imię]cchi! Twoja mama mówiła, że wróci do domu późnym wieczorem i, że mogę u ciebie nocować. Co na to powiesz?
Och, cholercia... Jak ty go kochałaś. Czasem jednak i swatanie przez rodziców, jest czymś dobrym. To zabawne, że w pewnym sensie wszystko to zaczęło się przez twoją mamę.
Kuroko
Siedziałaś w kuchni, przy stole, obserwując swojego chłopaka, który praktycznie przykleił się do tarczy zegarka. I chociaż zaoferowałaś mu swoją pomoc, bardzo chciał sam zrobić dla was kolację. Był przy tym tak zdeterminowany, że nie potrafiłaś mu odmówić. Obserwowałaś więc go w zupełnym milczeniu, jak przygotowywał swoje popisowe danie - jajko.
Jakoś tak trochę dziwny moment na wspominki, ale twój umysł zalały obrazy waszych pierwszych spotkań i tego jednego - najważniejszego. Tego od którego wszystko się zaczęło! A zaczęło się zabawnie... Od jajek właściwie. Tylko ty mogłaś być na tyle niezdarna by wpaść na kogoś na samym środku przejścia dla pieszych, niosąc w rękach koszyk z jajkami. Rany, to było mega niezręczne. Żałowałaś, że nie ma w życiu opcji ''replay'', albo przynajmniej ''cofnij''. Po prawdzie w tamtej chwili Kuroko jeszcze nigdy nie poczuł się taki widzialny! Wszyscy się na niego patrzyli, no bo... Nie dało się nie zauważyć gościa, z którego mundurka szkolnego spływały żółtka z białkami i skorupkami.
— Gotowe [Imię]-chan.
— Och! Fajnie. N-nie ma to jak jajka na miękko! — mruknęłaś i uśmiechnęłaś się znacząco w stronę Kuroko, który postawił ci talerz z jedzeniem tuż pod sam twój nos. Odpowiedział ci podobnym uśmiechem, jednocześnie, zajmując miejsce przy stole naprzeciwko ciebie.
— Czasem dobrze jest być niewidzialnym, [Imię]-chan — oznajmił spokojnie. — Gdybyś na mnie wtedy nie wpadła, być może siedziałbym teraz gdzie indziej.
Jej, Bogu niech będą dzięki za twoją niezdarność! Ale jest coś w tym co mówił Kuroko. Prąd tamtych wydarzeń splótł was ze sobą i trzymał w uścisku do teraz.
Midorima
Zawsze chciałaś historii miłosnej rodem z kina najpiękniejszych filmów romantycznych. Twój chłopak i to jak go poznałaś... Ma mało z twoim marzeniem wspólnego. A jednak się udało! I jesteś szczęśliwa. Nie mogłabyś być bardziej, bo choć ta wstydliwa marchewka, ma jeszcze drobne problemy z okazywaniem uczuć, była cała twoja. Kochałaś Midorimę za to jaki był. Bo naprawdę był przy tobie w tych gorszych i lepszych chwilach, dając z siebie tyle ile mógł, byś nie była smutna.
— Pamiętasz nasz pierwsze spotkanie, Shin? — zapytałaś i zerknęłaś w jego kierunku, jednocześnie wykonując znaczący ruch brwiami. Midorima oderwał swoje spojrzenie od rozgwieżdżonego nieba i poprawił nerwowym ruchem okulary.
— M-mieliśmy już do tego nie wracać, nanodayo!
— Och, no wiem, ale Shin! Daj spokój, z perspektywy czasu to nawet zabawne!
— Tch, niby z której strony? — mruknął niewyraźnie, a na jego policzkach rumieniec się pogłębił. — C-czy nie możemy po prostu w spokoju i w milczeniu posiedzieć?
Westchnęłaś ciężko i skinęłaś potakująco głową, dając Midorimie chwilę wytchnienia od twoich złośliwych dogadywanek. Gdy jednak oparłaś głowę o jego ramię, nie zaprotestował, o dziwo! Zazwyczaj w miejscach publicznych (w tym przypadku w parku) nie pozwalał sobie na takie, może i drobne zbliżenia między wami. Kochana marchewa. W myślach przeanalizowałaś wasze pierwsze spotkanie, gdzie Takao robiąc sobie żarty z Midorimy schował jego szczęśliwy przedmiot dnia do damskiej toalety... Akurat zmieniałaś poplamioną sokiem pomidorowym spódnicę. Cóż, niezręczne spotkanie przy umywalce, czemu nie?
Murasakibara
Lubiłaś chodzić z nim do tej lodziarni. Nie tylko ze względu na to, że podobnie jak twój chłopak wręcz przepadałaś za słodyczami, ale to było miejsce waszego pierwszego spotkania. Zawsze gdy przekraczałaś próg tego miejsca, zalewały cię ciepłe wspomnienia z przeszłości. To jak stałaś za nim w kolejce i nie wiedziałaś co podziwiać bardziej. Nietypowy kolor jego włosów, wzrost, czy zamówienie, na które pani za ladą wytrzeszczała swoje oczy, jakby poprosił o kilo gwoździ, a nie lody. O dziwo zebrałaś się wtedy na odwagę by do niego zagadać i od tamtej pory chodziliście do tej lodziarni razem. Atsushi nie miał żadnych oporów, by jeść lody w towarzystwie, zwłaszcza, że dzieliliście jedną pasję. Słooodycze. Kto by ich nie kochał?
— Ne, [Imię]chin, wezmę ci te co zawsze, dobrze?
— Um... C-co? Mówiłeś coś, Atsushi? — Otrząsnęłaś się z zamyśleń i zadarłaś głowę do góry by spojrzeć prosto w fioletowe oczy swojego chłopaka. Tamten zmarszczył czoło, jakby w geście poirytowania.
— Zawsze odlatujesz myślami jak tu jesteśmy. Czemu?
— Ymm... Nie wiem — skłamałaś, nie ukrywając przed samą sobą, że odrobinę cię jego pytanie zabolało. Spędzacie tutaj ze sobą pół życia, czy to nie jest oczywiste? Zajęłaś miejsce przy stoliku i poczekałaś na swojego chłopaka, który zjawił się po niedługim czasie. Właśnie przeglądałaś galerię zdjęć w swoim telefonie, jeszcze grając urażoną. Murasakibara nagle wyrwał ci urządzenie z ręki.
— E-EJ?!
— Najpierw coś zjesz. Spadł ci cukier, bo jesteś zła — wyjaśnił wyniośle, a tobie prawie oczy wyszły z orbit, gdy dostrzegłaś swój pucharek lodów w wersji XXkurrrwaXXL!
— ATSUSHI! W-wiesz, że tyle nie zjem i... Och. — Uśmiechnęłaś się, gdy zobaczyłaś smaki lodów dokładnie takie jak z pierwszego, waszego, wspólnego zamówienia. Murasakibara już pochłaniał swoje pucharki. - Dziękuję ci.
Kagami
Jak to się wszystko stało, że te amerykańsko-japońskie ciacho było twoje? Kagami oplatał cię w pasie swoimi ramionami, podczas gdy ty stawałaś na samych czubkach palców by go pocałować.
— N-No nie drażnij się ze mną, no! Niżej! — jęknęłaś, gdy specjalnie się nie pochylał i nie ułatwiał ci sprawy, wyraźnie podziwiając twoje wysiłki. Wspinaczka na wyżyny seksapilu. — Nie chcesz buzi?
Kagami szybko oblał się rumieńcem i uciekł w bok lekko zawstydzonym spojrzeniem, jednocześnie pochylając się ku tobie, mamrocząc pod nosem parę niewyraźnych słów. Ciesząc się ze swojego zwycięstwa obdarowałaś go słodkim pocałunkiem, po czym uwiesiłaś się mu na ramieniu. Pożegnania zawsze takie były.
— Musisz jechać?
— Yup. Potrzebuję porady od Alex. Wiesz, że... że gdybym naprawdę nie musiał, zostałbym w Japonii.
— Taak, wiem.
To nie było rozstanie na wieki, miał uciec tylko na niecały tydzień. Lotnisko w tym wypadku, teoretycznie nie powinno być dla ciebie jakimś przyjemnym miejscem. A jednak było. To tutaj wpadłaś na Kagamiego z bagażem, a twoja torba na rzepy rozpięła się i uwolniła całą swoją zawartość. Jak dobrze, że Kagami ci wtedy pomógł. Jak dobrze że już następnego dnia odkryłaś, że chodzicie do jednego liceum! Kochany tygrys.
— Wrócę zanim zdążysz powiedzieć ''T-tęsknię za tobą'' — wymamrotał, na co ty nadęłaś policzki i spochmurniałaś.
— Tęsknię za tobą!
— No dobra... Nie aż tak szybko — odparł chichocząc cicho, po czym jeszcze raz się pocałowaliście, odrobinę dłużej. — Kocham cię, [Imię].
Hanamiya
Siedziałaś na trybunach, kibicując swojemu zespołowi jak podczas każdych meczów, gdy Hanamiya wystawiał wyjściowy skład na boisko. Widząc jak drużyna przeciwników wyłamuje się powoli z gry, zaczęłaś intensywniej się przyglądać swojemu chłopakowi. Skrzywiłaś się z boleścią, gdy podczas kradzieży piłki "niechcący" uderzył w nos asa przeciwnej drużyny własnym łokciem.
Rzecz jasna sędzia niczego nie zauważył.
W tamtym momencie przypomniałaś sobie swoje rozterki sprzed pół roku, gdy dotarło do ciebie, że Hanamiya Makoto poważnie przyciągał twoje oko. Jednocześnie jednak wypierałaś się myślom, że mogłabyś się zakochać w typowym złym chłopcu. To było dziwne i trudne do pojęcia. W końcu nienawidziłaś ludzi, którzy nie grali fair, a drużyna Kirisaki Daichii do niewinnej nie należała. Z czasem jednak, gdy zostałaś faktycznie zauważona przez Hanamiyę, powoli wyparłaś z umysłu wszystkie wątpliwości. I w ten sposób zostaliście parą.
— Makoto, jak ty to zrobiłeś? — zapytałaś samą siebie i pokręciłaś z niedowierzaniem głową.
Mecz zakończył się wygraną Kirisaki Daichii, a ty tradycyjnie udałaś się pod szatnię zwycięzców i oparłaś się plecami o ścianę naprzeciwko drzwi. Kiedy Hanamiya stamtąd wyszedł, uśmiechał się jak to już miał w zwyczaju i podszedł do ciebie. Wciąż był jeszcze spocony po wysiłku fizycznym i ciemne włosy kleiły się do jego skóry.
— Jak ci się podobał mecz? — zapytał z kpiącym uśmiechem i położył dłonie na twoich biodrach. — Mówiłem, że ich rozniesiemy.
— Ano mówiłeś — odpowiedziałaś, wpatrując się w jego oczy. — Kiedy wychodziłam to widziałam jak ich asa zbierali z parkietu i wynosili na noszach. Chyba się popłakał.
— Muzyka dla moich uszu. — Pochylił się i wpił się agresywnie w twoje usta, a ty oplotłaś ręce wokół jego szyi i westchnęłaś. Diabeł czy anioł... To nie było ważne, tak długo jak twój serce mówiło za siebie.
Takao
To człowiek z którym mogłabyś wygłupiać się całe życie! Te niekończące się przerwy pełne waszych chichotów, drażnienia Midorimy i wspólnych dyskusji o mniej i bardziej ważnych rzeczach. Jednak długo żadne z was nie mogło przestąpić granicy przyjaźni i powiedzieć ''Hej, to chyba już coś więcej niż kumpelstwo!'' Nie wiedziałaś ile jeszcze moglibyście tak tkwić, ciągle martwiąc się o to, że jednym wyznaniem miłości, zepsujecie swoją genialną przyjaźń. Gdyby tylko nie tamta sytuacja w szatni...
Jakiś chłopak ze starszej klasy, wrzucił ci do szafki list z wyznaniem miłosnym. Oczywiście, że Takao był wtedy przy tobie, oczywiście, że zaglądał ci przez ramię i w ogromnym skupieniu, z zmarszczonym czołem, czytał jego treść. Uśmiechnęłaś się wtedy tylko z jednego powodu. Pierwszy raz otrzymałaś coś takiego od obcej osoby! To był odruch. Ale dzięki temu Takao szybko zdradził się ze swoimi uczuciami, zalewając cię wodospadem pytań. ''Chyba nie masz zamiaru odpowiedzieć? On nawet cię nie zna w połowie tak dobrze jak ja! ''
— Hej, [Imię]-chan, spójrz! Coś wystaje z twojej szaaa~aafki!
— Och, Kazu! — Uśmiechnęłaś się ciepło do swojego chłopaka, który szybko pocałował cię w usta, póki szatnia była pusta i obserwował jak otwierasz list. Co jakiś czas otrzymywałaś takie wiadomości od swojego chłopaka, z deklaracją wiecznej miłości i listą rzeczy, które sprawiają, że każdego dnia jeszcze mocniej się w tobie zakochuje. Kto by pomyślał, że taki z niego romantyk?
Kasamatsu
Czekałaś na niego pod samymi drzwiami szatni, tak jak zawsze w każdy piątek. Tym razem przyszłaś trochę szybciej niż zazwyczaj, więc wiedziałaś, że będziesz musiała sterczeć na tym korytarzu odrobinę dłużej. Ta jednak chwila samotności pozwoliła ci zanurzyć się we wspomnieniach.
Przecież ten chłopak był na tyle nieśmiały, że nie potrafił zamienić ani jednego słowa z jakąkolwiek dziewczyną! Zaraz się czerwienił na całej twarzy, trzęsły mu się dłonie z nerwów, nie mógł opanować drgawek... A jednak jakimś cudem, skończyliście jako para. Taaa, cud. Należałaś do klubu muzycznego, gdzie grałaś na gitarze i pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie natknęłaś się właśnie na kapitana drużyny koszykówki Kaijo w sklepie muzycznym. Też wgapiał się jak w obrazek w te wszystkie, błyszczące, wypolerowane gitary. Podłapaliście temat i powoli zbliżyliście się do siebie, maleńkimi kroczkami. Musiałaś mu dać dużo czasu i przestrzeni, by udało mu się w końcu przełamać najgorszy stopień swojej nieśmiałości.
— [I-Imię]? Długo czekasz?
— Yukio! — Uśmiechnęłaś się na widok swojego chłopaka, który wyszedł z szatni męskiej, już przebrany w mundurek. Miał jeszcze lekko wilgotne włosy po prysznicu, a na policzkach błądziły delikatne rumieńce. Albo pozostałości po wysiłku fizycznym, albo to twoja sprawka. — Może całus na powitanie?
— GHA! Zwa-zwariowałaś?! W szatni jest reszta mojej drużyny!
Zdecydowanie twoja sprawka.
— Chodźmy już. Nie mogę się doczekać, żeby odebrać nową gitarę! — powiedziałaś i pociągnęłaś go za rękę. Szybko wydostał się z twojego uścisku i unikając twojego spojrzenia, mruknął coś zezłoszczonym tonem o miejscu publicznym. Westchnęłaś ciężko i popatrzyłaś na niego z niedowierzaniem. — Daj spokój. Chciałam cię tylko potrzymać za rękę!
Kasamatsu zerknął na ciebie po chwili uporczywego milczenia, po czym zmarszczył czoło i splótł swoją dłoń z twoją własną. To miłe patrzeć, jak dla ciebie walczył z swoją nieśmiałością wobec kobiet.
Hejo, Marli jest tutaj!
Pierwsze koty za płoty, a tak! Nie mogłam zacząć od niczego innego niż takiego scenariusza. To takie trochę... Wprowadzenie? Myślę, że tak właśnie jest.
Mam nadzieję, że scenariusze w miarę ciekawe, przyznaję, że gdy to pisałam, widziałam te wszystkie sytuacje oczyma wyobraźni. Jakbym oglądała anime w niemym kinie xD
Za wszelkie błędy przepraszam, jeszcze końcowa notka dotycząca następnego rozdzialiku, pozdrawiam~
TEMATY DRUGIEGO ROZDZIAŁU:
GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy pierwszy raz śpicie w jednym łóżku!
GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy zsunie się z ciebie ręcznik po wyjściu z łazienki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top