Rozdział Dziewiętnasty

GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy zamieniacie się ciałami!

< Dość dziwny, ale jednocześnie zabawny scenariusz do napisania! Tylko, że szczerze nie mam pojęcia co mogłoby spowodować waszą zamianę ciał. Po prostu obudziliście się w nie swoich ciałach? Ostra popijawa? Jakieś dragi? Upadek z wysokości? Ktoś was zaczarował..? To pewnie zły urok rzucony przez tę dziwną sąsiadkę, która uważa się za medium i wkurzyliście ją, gdy nie powiedzieliście jej dzień dobry na chodniku. Niech tak będzie. >

Akashi

Siedzieliście na łóżku w jego pokoju i nie odzywaliście się do siebie. To nie tak, że byliście zupełnie spokojni... panikowałaś.

— S-Sei... C-co my zrobimy? — zapytałaś i spojrzałaś na niego, a raczej na siebie oczami pełnymi przerażenia. Akashi wpatrywał się w ciebie z zastraszającym opanowaniem. Jak on mógł nie panikować w takim momencie?!

— To dziwne patrzeć na samego siebie i nie być sobą jednocześnie, [Imię].

— Skończ z tym filozofowaniem! — krzyknęłaś czując jak puszczają ci emocje, po czym zerwałaś się na równe nogi. — Zobacz jak wyglądam! Czemu wyglądam tak jak ty, a ty jak ja?!

— [Imię], panika nic nie da. Opanuj się.

— KIEDY JA NIE POTRAFIĘ W TAKIEJ SYTUACJI!

— Teraz jesteś w moim ciele, [Imię]. Reprezentuj mnie godnie i proszę, przestań płakać.

— ALE JA JESTEM CHOLERNYM CHŁOPAKIEM! CZEMU JESTEM CHŁOPAKIEM I CZEMU MUSZĘ MIEĆ PENISA MIĘDZY NOGAMI?!

— Ekhem.

Umilkłaś i odwróciłaś się w stronę drzwi do pokoju gdzie stał rzecz jasna ojciec twojego chłopaka. Prócz tego, że ryczałaś jak bóbr, byłaś przerażona i wykrzykiwałaś te słowa... które przed chwilą wypowiedziałaś na głos, to jeszcze musiał was na tym wszystkim przyłapać jego tata. To znaczy teraz twój tata.

Twoje byłe ja, nigdy nie wyrażało więcej emocji na twarzy niż teraz, zwłaszcza, że wiedziałaś kto się pod nim krył. Nawet Akashi utracił swój tradycyjny spokój.

Aomine

— M-możesz przestać obłapiać się tak łapskami po moim ciele?

Kiedy pierwszy szok minął, Aomine po prostu rozebrał się do bielizny i zaczął skakać na skakance przed lustrem, twierdząc, że zawsze chciał cię kiedyś tak zobaczyć. Kiedy już się tym nacieszył, macał swój biust, twierdząc, że jest cholernie skoczny. Miałaś ochotę się załamać.

— To naprawdę jest lepsze niż telewizja.

— Daiki mieliśmy wymyślić jakiś plan! — wykrzyknęłaś i podeszłaś do niego, łapiąc go za ręce, aby przestał ciągle masować swoje cycki. Nagle uśmiechnęłaś się złośliwie. — Hej, jestem wyższa od ciebie. Mogę spojrzeć na ciebie z góry!

Twoja twarz posłała ci jakieś wyzywające spojrzenie.

— Naprawdę? Ale to moje własne ciało jest teraz wyższe ode mnie, więc w sumie to tak jakby... jakbym ja sam patrzył na siebie z góry. — Nagle zamrugał oczami przepełnionymi szokiem. —Jedyny, który może popatrzeć na mnie z góry, jestem ja sam.

— Och, zamknij się! — warknęłaś i rzuciłaś się na łóżko, zmęczona jego bezsensownym marudzeniem o sobie. Było ci tak niewygodnie. Te ciało było zupełnie inne od twojego. Takie... męskie. Takie umięśnione i wyrzeźbione. Westchnęłaś ciężko i naciągnęłaś kaptur swojej bluzy na głowę, jęcząc, że chcesz umrzeć.

Nagle poczułaś mocne klepnięcie w tyłek i obróciłaś się za siebie.

— Jezu, jakie to schizowe... — rzuciłaś, patrząc prosto na swoją postać, która uśmiechała się do ciebie szeroko. — Co jest? Wymyśliłeś już jak to naprawić?

— Oi, zróbmy to teraz.

— C-co?

— No wiesz, taka okazja może się już nie powtórzyć, a przyznaj, że to może być ciekawe doświadczenie!

— ZBOCZENIEC! — krzyknęłaś i walnęłaś go w twarz, jednocześnie uciekając w kąt łóżka.  — Tylko jedno ci w głowie, no nie wierzę!

— Jak mogłeś uderzyć dziewczynę? — parsknął nagle Aomine, z całych sił próbując powstrzymać się przed śmiechem. — [Imię], ale z ciebie damski bokser.

Kise

Gdyby ta sytuacja była tragiczniejsza niż sama w sobie jest... Ale nie, oczywiście Kise musiał się załamać na tyle, że to ty go uspokajałaś. Patrzyłaś z współczuciem jak twoja własna postać, siedzi skulona w kącie, wypłakując sobie oczy i buja się to w przód, to w tył, cały czas chlipiąc w chusteczkę.

— Hej, Ryouta wszystko się jakoś ułoży. — Sama w to nie wierzyłaś, ale widząc chłopaka w tym stanie, nie mogłaś nie skłamać. Po prostu przerażało cię to wszystko równie mocno co jego, ale jeżeli oboje się załamiecie, to kto wymyśli jakiś plan by to wszystko naprawić?

— Z-za trzy godziny mam ważną sesje zdjęciową, [Imię]cchi...

— Martwisz się tylko sesją zdjęciową? Masz naprawdę małe problemy, wiesz? O mój Boże, to ja będę musiała tam iść! — jęknęłaś boleśnie i opadłaś na pobliskie krzesło, chowając twarz w dłoniach. Przez myśl ci przeszło, że są takie ogromne, ale cóż się dziwić. Nie były twoje. — Co my zrobimy? A miałam się nie załamywać...

— Pójdę tam z tobą! Pomogę ci, to ważna sesja! Nie mogę z niej zrezygnować! — wykrzyknął Kise i skoczył w twoim kierunku wtulając się w ciebie. — [Imię]cchi, nie płacz, nie płacz już proszę.

— Martwię się, Ryouta.

— To nie jest teraz ważne! Razem sobie poradzimy, nie zostawię cię samej! — zapewnił Kise i pochyli się w twoją stronę z zamiarem pocałowania cię, gdy ty skrzywiłaś się z niesmakiem i zatkałaś mu usta dłonią. Twoje własne oczy popatrzyły na ciebie z jakimś wyrzutem.

— No wybacz, a-ale to jest zbyt dziwne. Nie potrafię pocałować samej siebie.

— Nie żartuj. Ja ciągle to robię!

Spojrzałaś na niego z szokiem sądząc, że się przesłyszałaś.

— Że co..?

— To znaczy... Eee, dziewczyny w agencji potrafią naprawdę uchwycić moje prawdziwe piękno, wiesz? Aż nie można się powstrzymać by nie dać sobie buziaka w lusterku! — Kise uśmiechał się z wyraźnym zakłopotaniem, podczas gdy ty pokręciłaś z niedowierzaniem głową.

— Ciekawe czego jeszcze się o tobie dowiem.

Kuroko

— Może proszę o zbyt wiele, nie wiem... Ale czy mógłbyś się wreszcie odezwać?

— ...

— Ja zdaję sobie sprawę, że to nie jest normalne, Tetsuya — odparłaś i z oczami pełnymi zgrozy, popatrzyłaś na niego, a raczej na siebie i przygryzłaś wargę. — Co my z tym zrobimy?

— [Imię]chan czy ty... Czy to jest ten czas twojego miesiąca?

— Umm, zorientowałeś się — szepnęłaś i utkwiłaś zawstydzone spojrzenie gdzieś w kącie pokoju. No to nie mogło być bardziej dziwne niż właśnie się stało. — Jezu, co my teraz zrobimy? Nie umiem grać w koszykówkę! J-ja nawet nie potrafię poprawnie trzymać piłki!

— [Imię]chan, uspokój się. Spójrz na mnie, proszę. — Otworzyłaś oczy i uśmiechnęłaś się delikatnie, gdy spostrzegłaś przed sobą swoją własną, zmartwioną twarz. To był jakiś koszmar z którego nie mogłaś się obudzić, prawda? — To na pewno minie. Na pewno wszystko wróci na swoje miejsce, zobaczysz.

— Tetsuya...

— Chyba powinienem iść do toalety. Albo i nie. Nie mam pojęcia.

Zaczerwieniłaś się jeszcze intensywniej i bez słowa wyjaśnienia, wcisnęłaś mu do rąk kolorową paczuszkę podpasek i wepchnęłaś go do łazienki, mówiąc, że wszystko mu wyjaśnisz. 

Midorima

— Nie rozumiem... Nic z tego nie rozumiem! To jest niemożliwe.

— Shin, przestań krzyczeć na cały dom.

— ZAWSZE MAM PRZY SOBIE SWÓJ SZCZĘŚLIWY PRZEDMIOT DNIA!

— Shin, ostrzegam cię po raz ostatni...

— Teraz... Powinienem mieć szczęśliwy przedmiot dnia dla raków, czy dla [TwójZnakZodiaku]?

— Shin, ty tak na serio..?

— Na wszelki wypadek pójdę kupić oba!

— SHIN!

— JA TUTAJ NAS RATUJĘ, [IMIĘ]!

[w przypadku bycia spod znaku raka czytelniku, Shin z całą pewnością kupiłby jeszcze jeden szczęśliwy przedmiot dnia]

Murasakibara

Skrzywiłaś się z bólu i pojękując, złapałaś się dłońmi za pulsującego bólem guza na czole.

— Boże, jak można być tak wysokim? To nienormalne, doprawdy... Znów zapomniałam, że mam ponad dwa metry wzrostu i przywaliłam głową w futrynę — jęknęłaś i wyciągnęłaś z lodówki coś zimnego, aby przyłożyć sobie do czoła.

— Ore, [Imię]chin, tutaj jesteś. Miałaś przynieść coś słodkiego.

— Przed chwilą zjadłeś pięć paczek żelków! — krzyknęłaś i popatrzyłaś na niego z niedowierzaniem. To było dziwne spoglądać na dół podczas rozmowy z nim. Baardzo dziwne. Ale chyba jeszcze dziwniejsze musiało to być dla niego. On w końcu zawsze na wszystkich patrzył z góry.

— To za mało. Potrzebuję więcej cukru.

— Dopóki jesteś w moim ciele, nie możesz tak dużo jeść! O nie, nie ma mowy!

— [Imię]chin, nie bądź okrutna!

Kagami

Oboje się załamaliście i oboje nie mieliście pojęcia co się właściwie dzieje. Kagami patrzył na ciebie z takim samym ogłupiałym wyrazem twarzy jak zawsze, mimo, że wyglądał jak ty. I wiedziałaś, że strasznie to do ciebie nie pasuje.

— Mam po prostu takie... maleńkie rączki. I... i jeszcze takie krótkie nogi.

— Ta, fajnie. Tęsknię za nimi, wiesz? W porównaniu z tymi wielkimi szkitami teraz — burknęłaś nieprzyjemnie, gdy obserwowałaś z boku jak ogląda z szokiem i załamaniem twoje ciało. Oj, przepraszam, że ci się nie podoba, nigdy nie narzekałeś!

— Chyba bym nawet wsadu nie zrobił z twoim ciałem. Hmm, w sumie to pójdę sprawdzić.

— Co? Ty chyba żartujesz! — Aż wstałaś z krzesła z wrażenia, gdy zobaczyłaś jak chwyta za piłkę do kosza i kieruje się do wyjścia. — Właśnie odkryliśmy, że zamieniliśmy się ciałami... A TY CHCESZ MI POWIEDZIEĆ, ŻE IDZIESZ PO PROSTU POGRAĆ SOBIE W KOSZYKÓWKĘ?

Hanamiya 

— Pamiętaj jak ważne jest to, abyś zachowywał się tak jak ja — powiedziałaś, rozglądając się dookoła w obawie, że ktoś mógłby ciebie usłyszeć. Byliście w drodze do szkoły. — To znaczy mówił jak ja, chodził jak ja, był uprzejmy wobec innych jak ja! Wyprostuj się i odgarnij włosy z twarzy. I błagam, popraw tę spódniczkę, wiesz dobrze, że nie noszę jej tak wysoko.

— Co ty bredzisz, dobrze jest.

— Nie, nie jest dobrze. Nie jest ani trochę dobrze! — Chwyciłaś go za rękę i zmusiłaś, żeby się zatrzymał. Staliście już przy bramie szkoły, zaczęłaś panikować. — Makoto, posłuchaj mnie uważnie, okej? Cieszę się w tej szkole nieposzlakowaną opinią pośród nauczycieli! Niedawno zostałam uznana za wzorową uczennicę i wolałabym żeby tak zostało, a przynajmniej dopóki nie przyjdzie mi wybierać kierunku studiów...

— Najwyżej przestaną cię lubić. — Miał głęboko w dupie twoją prośbę. — Wreszcie zrobię porządek z twoimi znajomymi. Większość ludzi z twojej klasy to i tak banda żałosnych dupków i idiotów.

— Ale ja nie chcę żebyś... M-Makoto, błagam cię! — Teraz to dopiero zaczynałaś panikować. — Pracowałam cały rok, aby zdobyć kolegów i koleżanki w klasie! Aby utrzymać się na szczycie, zyskać sympatię nauczycieli! Boję się, że ten jeden pokręcony dzień może wszystko przekreślić! Boję się, że wszystko popsujesz, bo mógłbyś to przecież z-zrobić!

— Ej, no co ty [Imię]... Chyba nie zaczniesz tu beczeć jak dzieciak jakiś, co? — W jego na pozór opanowanym tonie głosu dało się wyczuć nutkę zdenerwowania.

— Naprawdę zależy mi na opinii nauczycieli, moich koleżanek i kolegów z klasy, a ty to przecież ty! Jakbym cię nie znała, koniec końców na pewno coś odwalisz!

— Oi, nie waż się mazać, kiedy jesteś w moim ciele! EJ!

Nie minęła chwila, kiedy zaniosłaś się okropnym płaczem, starając się jeszcze zdusić łzy w gardle, ale pogorszyłaś tym samym tylko sprawę, zaczynając gulgotać i się nimi dławić. Hanamiya z drugiej strony wyglądał na coraz mocniej przejętego i poddenerwowanego, ale wiązało się to raczej z pogwałceniem jego wizerunku, niż twoimi osobistymi rozterkami.

— Dobra, wygrałaś, patrz! — Hanamiya złapał nagle za materiał spódniczki i zaczął go nerwowo obciągać ku ziemi. — Poprawiłem spódnicę, okej! Widzisz? Leży tak jak lubisz najbardziej, trochę ponad kolano! Serio, tylko się z tobą droczyłem, więc skończ ryczeć, kiedy wszyscy się na nas patrzą, do cholery!

Faktycznie patrzyli wszyscy.

Nawet jego drużyna, która zupełnie osłupiała na wasz widok. Wlepiali w ciebie oczy okrągłe w szoku jak monety. Hara i Seto ledwie powstrzymywali się od śmiechu, a Yamazaki wyciągnął komórkę i zaczął was nagrywać... Chyba nie do końca wierzyli w to co się dzieje. Hanamiya zresztą też nie. Płakałaś jak bóbr, wtulając się w jego klatkę piersiową i wrzeszczałaś, że chcesz do mamy.

Jak tylko uda mu się ciebie uspokoić , wyprawi ci piękny pogrzeb za te wszystkie cyrki.

Takao

Na początku był naprawdę bardzo zmartwiony. Jednak widząc cię w jeszcze gorszym stanie psychicznym, nie potrafił inaczej jak zrobić wszystko, abyś się tylko uśmiechnęła. Zaczął cię przytulać, rzucać mało śmieszne dowcipy, robił wszystko co w jego mocy by wesprzeć cię na duchu.

— Rany, [Imię]chan, serce mi pęka jak tak na siebie... z-znaczy na ciebie patrzę! — wyrzucił z siebie w końcu zupełnie kapitulując i podał ci kolejną paczkę chusteczek. — Spróbuj spojrzeć na dobre strony sytuacji... Wiesz ile się o sobie nauczymy?

— Tak? To świetnie. Oddaj mi najpierw moje ciało, kradzieju!

— [Imię]chan, wierz mi ja też tęsknię za... za pewnymi, męskim sprawami. A ty za damskimi! Ale najwyraźniej los... Eee...

— Zrobił mnie w chuja — odparłaś bezbarwnym tonem głosu, na co Takao nie wytrzymał i parsknął histerycznym śmiechem prosto w twoją twarz.

Kasamatsu

Ech... Szkoda gadać. Twój chłopak po prostu zwariował. Tak przeraził cię jego stan, że zupełnie zapomniałaś jaki jest wasz główny problem! Nie byliście sobą.

— Yukio, uspokój się. Popatrz na mnie, hej..! Yuu-chan, spójrz na mnie!

Na szczęście miałaś teraz trochę większą przewagę nad swoim chłopakiem i chwyciłaś jego dłonie, którymi chyba właśnie wyrywał sobie włosy. Przybliżyłaś go do siebie i zmarszczyłaś czoło ze złości. Czułaś pod swoim dotykiem jak Kasamatsu cały się trzęsie.

— Posłuchaj, to na pewno nie potrwa długo, tak? To na pewno minie, naprawi się samo, tak samo jak się zepsuło. Wrócimy do swoich ciał, jasne?! — Zapewniłaś go twardym i zdecydowanym tonem głosu, na co on przełknął ślinę i zaczął brać głębsze oddechy.

— T-to ja p-powinienem uspokajać ciebie... A-a nie t-ty mnie...

— Ta, ale kiedy jesteś w kobiecym ciele totalnie odbija ci palma, więc może przymknę na to oko. — mruknęłaś, kiwając z niedowierzaniem głową.


GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy całujecie się po raz pierwszy!

< Pierwsze pocałunki brzmią tak niewinnie i słodko. W rzeczywistości wszystko przedstawia się trochę inaczej i nawet zazdroszczę poniższym [Imię], bo trochę to wszystko wyidealizowałam. Ale to w końcu tylko scenariusze, podobnie jest z filmami i właśnie za to je tak kochamy. Mam nadzieję, że się ''rozpłyniecie'' choć troszeczkę podczas czytania! >

Akashi

Pierwszy raz miałaś okazję podziwiać wielkość jego posiadłości i piękno ogrodów, których nie powstydziłby się nikt z wyższego stanu. Może i nawet jakaś rodzina królewska. Uważałaś, że zielone otoczenie jego domu było wspaniałe, zapierające dech w piersiach i nawet nie musiałaś tego mówić. Czytał z ciebie emocje jak z otwartej księgi.

— [Imię], oczy ci się świecą.

Zarumieniłaś się i pochyliłaś twarz nisko, czując się lekko zawstydzona swoim zachowaniem. Kiedy zaproponował spacer wokół jego posiadłości, tymi pięknymi kamiennymi ścieżkami pośród krzaków róż i innych wspaniałych roślin, niemal nie zamykałaś ust z wrażenia.

— Wybacz. Chyba nie najlepiej się zachowuję, prawda? — odparłaś speszona i zerknęłaś wymownie w drugą stronę, udając, że zainteresowały cię motyle latające wokół kwiatów. Nagle poczułaś dotyk jego chłodnych dłoni na twojej. Akashi zacisnął lekko palce na twojej skórze.

— Cenię sobie szczerość u ludzi — oznajmił spokojnie, podczas gdy twoje serce właśnie próbowało się przebić przez twoje żebra na zewnątrz. — Widzę, że podoba ci się ten ogród.

— Tak, bardzo.

— Pamiętam, że moja matka go uwielbiała. Większość wspomnień jakie o niej mam pochodzą właśnie z tego miejsca.

Rozchyliłaś lekko usta i odważyłaś się by na niego spojrzeć. Drgnęłaś, gdy dostrzegłaś jak blisko siebie stoicie. Czując lekki stres, wzmocniłaś swój uścisk lewej dłoni, mocniej splatając wasze palce ze sobą. Czy to był ten moment kiedy uświadomiłaś sobie, że naprawdę się w nim zadurzyłaś?

Niewiele mówił o swojej matce, a sam fakt, że o niej wspominał, musiał o czymś świadczyć. Może o tym, że byłaś dla niego kimś więcej niż dobrą znajomą z jednej szkoły...

— [Imię], wiem, że nigdy się nie mylę i że zawsze mam rację — powiedział nagle i prawie podskoczyłaś w miejscu, gdy ułożył swoją drugą dłoń na twojej talii. To była ta chwila kiedy motylki fruwały w twoim żołądku i cieszyły się, że tam się znalazły. — Wiem, że jesteś dla mnie wyjątkowa i chciałbym cię teraz pocałować.

— A-Akashi-kun!

— I wiem, że mi nie odmówisz, bo odwzajemniasz moje uczucie.

Zaczerwieniłaś się jeszcze mocniej i przymknęłaś powieki zupełnie onieśmielona jego pewną siebie gadką. Powiedział to wszystko bez żadnego zająknięcia, nieustannie zaglądając ci w oczy.

Przełykając resztki swojej nieśmiałości uniosłaś wyżej podbródek i uśmiechnęłaś się promiennie.

— Jak zwykle się nie mylisz, Akashi-kun!

Przysunął cię do siebie i powoli złączył wasze usta. Stojąc po środku pachnącego ogrodu, gdy słońce powoli zachodziło i niebo robiło się pomarańczowe, pewien ważny ktoś, skradł ci pierwszego całusa. Miałaś nadzieję, że będzie je kradł już na zawsze.

Aomine

Ten leniwy i zdecydowanie zboczony chłopak był często (ostatnio coraz częściej nawet) twoim partnerem do wieczornych wycieczek po mieście. Czy to drobne zakupy w spożywczaku, czy pożyczanie notatek i kserowanie ich w pobliskim sklepie, czy zejście głodowe w nieodległym i niezastąpionym w takich przypadkach Maji Burgerze.

Powodów do wypadów było wiele, a ty coraz częściej łapałaś się na tym, że chcesz je wynajdywać tylko po to by znów się z nim spotkać i rozmawiać.

— Te miejsce jest jednak najlepsze, gdy brakuje pomysłu na późną kolację — mruknęłaś z przekąsem, gdy Aomine przepuścił cię w szklanym przejściu waszego ulubionego fast food'a. Usłyszałaś za sobą jego chichot.

— Zdecydowanie. Ale można by w końcu odwiedzić inny lokal.

— ... — Milczałaś, a frytka którą miałaś właśnie wsadzić do ust zawisła w powietrzu wraz z twoją dłonią. Czy to miało znaczyć, że twój towarzysz też czerpie przyjemność z waszego towarzystwa i tych późnych wycieczek? To byłoby dla ciebie niebo.

— Tsk... To znaczy może kiedyś. Dobra, będę spadał już na chatę.

— C-co? Ale przecież dlatego wzięliśmy na wynos! — Wyparowałaś pospiesznie odwracając się za siebie i spoglądając na niego z paniką w oczach. Aomine zawahał się. — Ja tylko... Naprawdę musisz już iść? Myślałam, że... o rany... Nieważne. Idź już!

— Oi, [Imię]?

— Po prostu już idź!

— Ale zaczekaj...

— Dam radę, wiem gdzie mieszkam i w ogóle nie martw się o mnie — powiedziałaś, czerwieniąc się coraz mocniej na policzkach i szybko zatkałaś sobie swoje niewyparzone usta garścią frytek, nie mogąc uwierzyć, że odgrywasz taką zdesperowaną, zauroczoną nastolatkę. Chciało ci się płakać i nawet już oczy zachodziły ci łzami, gdy ktoś szarpnął cię z tyłu za łokieć.

Czekoladowy szejk i opakowanie z frytkami wylądowało na chodniku i raczej nie nadawało się już do spożycia, ale za to ty opierałaś się na dobrze zbudowanej klacie twojej cichej miłości.

— Jak mówię zatrzymaj się to się zatrzymaj! — Usłyszałaś niedaleko swojego ucha i drgnęłaś, gdy jego ramiona mocniej się na tobie oplotły. Wzięłaś głęboki wdech i nieświadomie wtuliłaś się mocniej w jego kurtkę, delektując się tym cudnym, męskim zapachem jego perfum, albo dezodorantu. — Rany, ale ci serce wali. Nawet przez nasze ubranie to czuję.

— Ach to..!

— Hej. Spójrz na mnie.

Nieśmiało zadarłaś głowę wyżej, gdy odkleiłaś się od niego i przełknęłaś nerwowo ślinę. Nawet jeżeli było już ciemno, pobliska latarnia dobrze oświetlała jego twarz. Miał niesamowite oczy.

— Słuchaj... nie jestem dobry w te klocki, więc... Więc jeżeli ci się to nie spodoba, masz moje pozwolenie na palnięcie mnie w łeb, okej?

— Co mi się nie spodoba? — wyjąkałaś, a wtedy chłopak zbliżył się do ciebie i zaatakował twoje usta. Mój Boże, to miał być twój pierwszy pocałunek? Bardzo, ale to bardzo chciałaś żeby Aomine mógł czytać ci w tamtym momencie w myślach. Naprawdę zwolnij, bo za chwilę zadławisz się własną śliną!

Ale cóż... Chyba ostatecznie nie miałaś mu tego właściwie za złe.

Kise

Spotykaliście się już jakiś czas i właściwie to coraz poważniej zaczynałaś się nad tym wszystkim zastanawiać. Nad wami. Nad tym czy właściwie coś was łączy i czy macie jakąkolwiek szansę. Wtedy właśnie zadzwonił do ciebie Kise i uprzedził, że bez żadnych wymówek porywa cię na wieczór.

Kiedy już byliście na tym nocnym spacerze, Kise wyjawił, że nie ma praktycznie żadnych planów wobec tego waszego spotkania. Chciał być po prostu spontaniczny i świeży. Z jakiegoś powodu strasznie ci się to spodobało i zorientowałaś się w tamtym momencie jak Kise i jego obecność na ciebie wpływają.

Definitywnie się w nim zadurzyłaś po uszy.

— Ne, [Imię]cchi, widziałaś moje ostatnie zdjęcia w Zunon Boy?

— Nie kupuję twoich photobooków i dobrze o tym wiesz — odparłaś i westchnęłaś ciężko. Co to znaczy spotykać się z modelem.

— Tak szczerze to myślałem, że może zmieniłaś zdanie, ale to nic. Naprawimy to!

— Ugh, nie kupuję takich rzeczy, Kise-kun. Ale jestem pewna, że wyszedłeś świetnie no bo ktoś taki jak ty zawsze dobrze wychodzi i...

— Ktoś taki jak ja?

— To znaczy ktoś taki piękny miałam na myśli! — Powoli zaczynałaś tracić dobry wątek, a razem z tym swoją twarz i całe opanowanie. Chyba właśnie obnażałaś się z swojego uczucia do blondyna i to w najgorszy z możliwych sposobów. — Rany, taki przystojny chciałam powiedzieć. Bo jesteś przystojny i... i... i nie tylko ja tak uważam, bo..! Wszyscy tak myślą i myślę, że wszyscy tak uważają też i w ogóle... Boże, zabij mnie za to.

Schowałaś czerwoną ze wstydu twarz w dłoniach, marząc by zapaść się pod ziemię. Przez dłuższy czas nic się nie działo, aż nie poczułaś jak chłopak chwyta za twoje nadgarstki.

— [Imię]cchi, jesteś urocza gdy się zawstydzasz, wiesz?

— W-weź sobie tak nie żartuj.

— Hej, chcę coś zrobić. Bardzo, bardzo mocno. To miało poczekać na koniec naszej randki, jak odprowadzę cię do domu, ale...

— R-randki?

Kise uśmiechnął się czarująco, a ty ponownie spaliłaś raka. Nigdy tak nie nazywaliście swoich spotkań. To pierwszy raz gdy zauważyłaś, że Kise traktuje cię tak poważnie.

— Zamknij oczy, [Imię]cchi.

— A-ale...

— Bo ładnie proszę i nalegam.

Zrobiłaś więc o co prosił i po chwili już całowaliście się wolno, delikatnie z rękoma ciasno splecionymi ze sobą pomiędzy wami. Mały kawałek raju.

Kuroko

Wspólny spacer z Kuroko i Nigou to była już rutyna od pewnego momentu.

— Mamo wychodzę! Wrócę o tej co zawsze! — krzyknęłaś nakładając na siebie sweter zapinany na guziczki i wyszłaś z domu. Kuroko już na ciebie czekał obserwując z delikatnym uśmiechem na twarzy jak czule witasz się z Nigou, machającym ogonkiem jak szalony na twój widok.

— Do parku?

— Tak. Nie będzie ci zimno, [Nazwisko]san? Wieczory są coraz chłodniejsze — oznajmił twój towarzysz, a ty niechętnie odwróciłaś się w stronę domu. Tak szczerze nie chciało ci się tam wracać po dodatkową bluzę. Nie chciałaś też dawać powodu mamie, aby wcisnęła ci śmieci do wyrzucenia albo jakąś listę z zakupami.

— Będzie okej, to ciepły sweter!

— Skoro tak, to dobrze. Nie chciałbym żebyś z mojego powodu zachorowała i ominęła lekcje, zostając w domu.

— Ale jak z twojego powodu! Daj spokój, Kuroko-kun! Jest świetnie, naprawdę!

Gawędząc wesoło weszliście do parku, gdzie większość czasu przesiedzieliście na ławce, rozmawiając. Nie sądziłaś, że rozmowa może przechodzić z taką gładkością. Tak jakby słowa wychodziły z was same, aumysł nawet nie decydował co chce konkretnie powiedzieć.

Tego rodzaju uczucie... To chyba coś więcej, prawda?

— Och, Nigou!

— Pójdę po niego!

— [Nazwisko]san, zaczekaj!

Pobiegłaś w stronę stawu, gdzie przez waszą chwilową nieuwagę zadreptał sobie szczeniak. Siedział teraz na samym końcu pomostu i płakał, najwyraźniej bojąc się wody. Powoli by go nie przestraszyć podeszłaś do niego i mówiąc słodkie słowa, zwabiłaś go do swoich ramiona, po czym podałaś Kuroko, który przyszedł za tobą.

— Dziękuję, ale naprawdę powinienem był to zrobić sam i...

Ale nie zdążyłaś usłyszeć co chciał ci jeszcze powiedzieć Kuroko, bo źle stanęłaś na deskach, twoja stopa się wykrzywiła, a ty wrzasnęłaś przerażona, po czym wpadłaś prosto do stawu. Wypłynęłaś na powierzchnię ciesząc się, że nie jest głęboko i schwyciłaś dłoń bladego ze strachu Kuroko. Nigou szczekał obok niego, podskakując nerwowo w miejscu.

— Raany... Nie ma to jak kąpiel o tej porze.

— [Nazwisko]san, ty drżysz.

— T-trochę chłodno, się zrobiło p-prawda?

Kuroko bez zbędnych słów zarzucił swoją kurtkę na twoje ramiona, po czym zaczął energicznie za nie pocierać. Uśmiechnęłaś się pod nosem i przymknęłaś oczy, wciąż trzęsąc się z zimna.

— Dzię-dziękuję ci.

Wtedy poczułaś jego ciepły oddech i wargi, które dotknęły twoich własnych. Nie pozwoliłaś sobie jedynie na szok, zacisnęłaś dłonie na jego podkoszulce i przyciągnęłaś delikatnie do siebie, pogłębiając pocałunek. Zgodziłabyś się wpaść tam jeszcze raz, gdyby to zmusiło Kuroko do postąpienia tego odważnego kroku waszej relacji.

Midoirma

Siedziałaś na krześle przy jego biurku i próbowałaś zmobilizować wszystkie szare komórki swojego mózgu, aby skupić się na matematyce, ale... Coś wyjątkowo dzisiaj nie szła ci ta nauka. Wzdychając ciężko oparłaś czoło o blat biurka i wypuściłaś ołówek z dłoni, który potoczył się na podłogę.

Jak niby miałaś się skupić, gdy uczyłaś się razem z nim? I byliście cały czas tak blisko siebie! To naprawdę słabo z twojej strony, że umyślnie uwaliłaś poprzedni test z trygonometrii byleby tylko mieć powód, aby się z nim spotkać.

— [Nazwisko], zacznij trochę uważać. Znów zrobiłaś ten sam błąd co w poprzednim zadaniu.

— Naprawdę?

— Wytłumaczę ci to jeszcze raz, ale to już ostatnie podejście — oznajmił i popatrzył na ciebie krytycznie, przez co poczułaś się nawet odrobinę urażona. Nie byłaś głąbem z matematyki, po prostu chwytałaś się wszystkiego, żeby być przy nim. Aby słuchać jego głosu, patrzeć na jego twarz, rozmawiać z nim o wszystkim i o niczym!

— Spójrz na ten wzór. Przecież go znasz. Wiem, że go znasz, więc nie rozumiem jak możesz ciągle nie wiedzieć jak wykonać te zadanie — powiedział Midorima i poprawił swoje okulary. Kiedy milczałaś uparcie, jeszcze zbierając się z biurka, chłopak westchnął i wyciągnął coś z pobliskiej szuflady.

Uniosłaś jedną brew w górę, gdy zupełnie znienacka wcisnął ci coś w ręce. Zamrugałaś oczami przyglądając się przedmiotowi.

— Krawat? Ale dlaczego..?

— To twój szczęśliwy przedmiot dnia. Może teraz pójdzie ci trochę lepiej, choć wciąż sądzę, że gdybyś mogła, zrobiłabyś te zadanie bezbłędnie — oznajmił i zasiadł przy biurku, tuż obok ciebie. Spojrzałaś na niego i nagle zawiesiłaś sobie na szyję jego osobistą część garderoby, co poskutkowało nagłym atakiem kaszlu i wyraźnymi rumieńcami na policzkach z jego strony.

— Nie musisz g-go zakładać..!

— Midorima-kun? Ja chyba chciałabym ci wreszcie coś powiedzieć, a teraz kiedy jestem uzbrojona w ten szczęśliwy przedmiot wierzę, że nic nie pójdzie źle. — Sama nie wierzyłaś w to co robisz, ale pochyliłaś się ku niemu i szybko pocałowałaś go w usta.

Chłopak wpatrywał się w twoje oczy z wyraźnym szokiem i kiedy nie odpowiadał, pomyślałaś, że to była decyzja, której pożałujesz. Na szczęście okazało się być inaczej, bo złapał cię za ramię gdy już miałaś odejść.

— To ja p-powinienem b-był zrobić pierwszy krok, nanodayo — powiedział twardo i przysunął ciebie do swojego ciała, zdejmując okulary z nosa, gdy ponownie się pocałowaliście.

Murasakibara

Twój fioletowowłosy przyjaciel miał tego dnia wielką ochotę na popcorn, więc zaproponowałaś wypad do kina. Murasakibara zgodził się od razu, mówiąc, że nieważne o czym będzie film, tak długo jak będzie otoczony popcornem, będzie mu wszystko odpowiadało.

Uznałaś, że to dobry moment by jakoś zadziałać i zacieśnić wasze więzi. Albo przynajmniej pokazać Murasakibarze, jak postrzegasz waszą relację...

— Hmm? A ty nie kupujesz popcornu, [Imię]chin?

— Co? Och... A ty naprawdę to wszystko zjesz?

— Yhym. To podstawowa porcja, pewnie będę musiał w trakcie filmu wyjść i kupić na dokładkę.

O rany... On wsuwał wszystko jak odkurzacz. I jeszcze przy tym tak dobrze wyglądał. To było bardziej niż niesprawiedliwe. Wzruszając ramionami odparłaś, że nie masz chyba ochoty na popcorn i weszliście na salę.

Byłaś ciekawa reakcji Murasakibary na to jak dowie się, że zabrałaś go na film... Romantyczny. Strasznie się zawiodłaś, gdy zauważyłaś, że jakoś specjalnie go to nie przejęło. Po prostu skupiał się na jedzeniu popcornu i okazjonalnie zerkał w stronę ekranu. To całkowicie zepsuło twój dobry humor.

— [Imię]chin, czemu wyglądasz na taką przygnębioną?

— Jest spoko. Oglądam film — odparłaś obojętnie i westchnęłaś, gdy para zakochanych w sobie ludzi właśnie zaczynała się całować. Murasakibara trącił twoje ramię.

— Ne, smutno ci bo też byś tak chciała? 

— C-co?

Nagle, zupełnie niespodziewanie chłopak przysunął cię do siebie i zaczął całować, a ty jeszcze przez sekundę, próbowałaś zrozumieć co własnie się dzieje. Słony smak ust fioletowowłosego w jakiś sposób podziałał na ciebie niczym afrodyzjak i uczepiłaś się jego ramion, zatapiając się mocniej w jego wargach.

Kiedy się od siebie oderwaliście, Murasakibara uśmiechnął się ledwie widocznie pod nosem i wcisnął ci do rąk jedno z jego wielu pudełek powiększonej prażonej kukurydzy.

— Chyba zrobiłem ci ochotę na popcorn. Możesz go zjeść, masz moje pozwolenie, [Imię]chin.

Kagami

To był mecz, który zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Obie drużyny szły łeb w łeb, zdobywając naprzemiennie punkty, a czasu było coraz mniej. Nawet z trybun, widziałaś jak zmęczeni byli już zawodnicy Seirin i... Nawet Kagami. Nie daliby sobie rady w dogrywce, dogrywka oznaczałaby ich przegraną.

— Dalej Kagami! — krzyknęłaś odruchowo, przykładając swoje dłonie do ust. Nagle oprzytomniałaś. —D-dalej Seirin!

Trochę się zawstydziłaś, że za pierwszym razem wymieniłaś tylko nazwisko swojego przyjaciela. Przecież miałaś kibicować całej drużynie, a to wyglądało tak jakby zależało ci tylko na... Ech. Nie ma kogo oszukiwać, czułaś coś do niego! I wiedziałaś, że to mocniejsze uczucie od zwykłej przyjaźni.

Z rozmyślań wybudził cię grzmiący dźwięk zegara, wyznaczający koniec meczu. Sędzia przyznał ostatni zdobyty przez Seirin kosz i to dało im jednopunktową przewagę dzięki której wygrali. Uśmiechnęłaś się radośnie i otarłaś jedną łzę z policzka. Postanowiłaś jeszcze im pogratulować, więc zagłębiłaś się w korytarze budynku i bez problemu trafiłaś pod szatnie.

Gdy zawodnicy wraz z Riko na czele wyszli, wyrzuciłaś z siebie swój podziw wobec ich ciężkiej pracy i zwycięstwa. Wszyscy ci podziękowali, ale... Kagami był jakiś nie swój.

— Nie czekajcie na mnie. B-będę za dziesięć minut, obiecuję!

— Kagami-kun? — Spojrzałaś na niego pytająco, a reszta drużyny wymieniła między sobą jakieś znaczące spojrzenia, po czym zniknęli za rogiem korytarza zostawiając was samych. Poczułaś jak łapie cię lekki stres i zmusiłaś się, aby uśmiechnąć się w jego stronę.

Kagami z jakiegoś powodu był zarumieniony i wyglądał na zakłopotanego.

— Czy coś się stało?

— Nie. T-to znaczy nie wiem! Jeszcze nie! No bo...

— Tak?

— ... Tsk, naprawdę nie nadaję się do takich wyznań! [Imię], czy mogę cię pocałować? — Wypalił i popatrzył na ciebie wyczekująco, zaciskając swoje dłonie w pięści. Ponieważ byłaś w zupełnym szoku, udało ci się jedynie skinąć głową, nie mogąc przestać się uśmiechać jak głupia.

Kagami złapał cię pod pupą za uda i swoimi silnymi ramionami podniósł cię i uśmiechnął się chwilę przed tym, jak złączyliście wasze usta w słodkim pocałunku. Dłonie ulokowałaś na jego wilgotnym jeszcze od potu karku i zaciskając oczy ze wzruszenia, jęknęłaś cicho, na co on mocniej na ciebie naparł. To była chwila warta wszystkich niepowodzeń i przykrości, które kiedykolwiek cię spotkały.

Hanamiya

Kiedy tylko chłopcy z drużyny wyjaśnili ci ze szczegółami co wydarzyło się w czasie poobiedniego treningu, już wiedziałaś w jakim nastroju zastaniesz Hanamiyę. Podziękowałaś im za poświęcony ci czas i ruszyłaś do gabinetu pielęgniarki, czując gdzieś w kościach, że jeszcze pożałujesz tej decyzji. Można było to porównać z wkurzaniem lwa przez kraty. Najlepsze było to, że później dobrowolnie miałaś zamiar do środka klatki wejść, żeby powiedzieć mu cześć i zapytać jak tam mija dzionek. Co prawda Hanamiya i tak zwykle traktował cię ulgowo, ale nic tak nie wytrącało go z równowagi jak własna kontuzja.

— Biedna ta pielęgniarka, której przyszło opatrywać nos Hanamiyi Makoto — mruknęłaś, zatrzymując się przed odpowiednimi drzwiami. Przez krótką chwilę stałaś pod nimi jak wryta, wsłuchując się w perfekcyjną ciszę zaległą po drugiej stronie. — Kurde, mam nadzieję, że jeszcze żyje.

Zawahałaś się tylko na chwilkę, po czym pociągnęłaś śmiało za klamkę i weszłaś do środka. W salce było biało i sterylnie, a ciemnowłosy Hanamiya przyciskający zakrwawioną chusteczkę do nosa nijak się tam nie wpasował. Siedział na kozetce z głową pochyloną ku szeroko rozstawionym na boki kolanom, włosy zasłaniały mu całą twarz. Chłopak nawet się nie poruszył gdy weszłaś, ani tym bardziej nie podniósł na ciebie wzroku.

Pielęgniarki nie było na horyzoncie.

— Karma wraca, co? — powiedziałaś, pozwalając sobie na bycie uszczypliwą. Dostrzegłaś, że jego ramiona lekko się podniosły, ale chłopak wciąż się nie pofatygował, aby na ciebie spojrzeć. — Hara musiał ostro przywalić ci tą piłką w twarz, to strasznie dużo krwi na jednej chusteczce...

— Ciekawe skąd taki wniosek.

— O Boże.

Zasłoniłaś dłonią usta, gdy chłopak wyprostował się i podniósł na ciebie wzrok, jednocześnie odsuwając chusteczkę od twarzy. Miał całe mnóstwo zaschniętej krwi w okolicach nie tylko nosa, ale także ust, brody i przede wszystkim na jasnym podkoszulku. Przy jego wrednym uśmiechu, całość jego postaci malowała się co najmniej makabrycznie.

Wyglądał jak klasyczny psychopata.

— Boli? — zapytałaś raczej odruchowo, odgarniając nerwowo włosy za ucho.

Hanamiya popatrzył na ciebie jak na idiotkę, a ty skarciłaś się w duchu za zadanie mu tak idiotycznego pytania. Nie mogłaś wyjść z niczym bardziej sensownym, bo znalazłaś się w raczej niespotykanej sytuacji. Co prawda sztuka dyskretnego faulowania nie brała się z powietrza, ale chłopcy z Kirisakii Daichii zazwyczaj wychodzili z takowego treningu bez szwanku, ewentualnie z drobnymi siniakami.

A już tym bardziej Hanamiya, mistrz uników jak to lubiłaś go po cichu nazywać.

— Myślisz, że siedzę tu dla własnej przyjemności, głupia?

— Złamałeś nos?

—Dawno wylądowałbym na ostrym dyżurze, tępa idiotko.

— Fakt — zgodziłaś się z nim niechętnie, czując jak zaczynasz mieć dość jego podłego humoru, a policzki czerwienieją ci ze złości. — Ale wiesz, rozwalony nos nie znaczy od razu, żebyś mógł wyładować na mnie swoje nerwy.

Spojrzał na ciebie jakoś wyzywająco, najwyraźniej gotów na to, aby się z tobą jeszcze bardziej podroczyć, ale ty nie miałaś najmniejszej ochoty na te jego głupie gierki. Zmoczyłaś świeżą chusteczkę pod kranem, wycisnęłaś z niej nadmiar wody i stanęłaś tuż przed nim, przybierając kamienny wyraz twarzy.

— A teraz się nie ruszaj, jeśli chcesz żeby nie bolało.

— Pfhym! — parsknął wymijająco, ale nie oponował, gdy lewą dłonią ujęłaś jego podbródek i uniosłaś lekko ku górze, zmywając powoli i ostrożnie wszystkie zaschnięte plamy krwi z jego twarzy. Starałaś się w pełni skoncentrować na tym jednym zadaniu, ale ciężko ci było pracować, czując na sobie te jego spojrzenie. Świdrował cię wzrokiem na wylot, i to zupełnie bezwstydnie! Miałaś ochotę zasłonić mu oczy chociażby ręką, ale to by nic nie dało. Fakt, w tej pozycji twarz miał zwróconą ku twojej własnej, ale mógł na przykład przymknąć oczy, albo udawać, że liczy dziury w suficie czy coś.

A tak jeszcze zdradzisz się ze swoimi uczuciami, przez te cholerne rumieńce!

— Tsk.

— Ach, wybacz! — bąknęłaś, zdając sobie sprawę, że w efekcie głębokiego zamyślenia, musiałaś być niedelikatna. — Chociaż w sumie należało ci się za bycie takim wrednym dupkiem.

— Hipokrytka — szybko skomentował. — Jeśli właśnie zrobiłaś mi umyślnie na złość, to sama jesteś wredną pindą.

— Ja ci tylko się odwdzięczyłam.

Wyrzuciłaś brudną chusteczkę do kosza, po czym wzięłaś woreczek z lodem z pobliskiej lodóweczki i odrywając jego dłoń od nabrzmiałego i zaczerwienionego nosa, przyłożyłaś mu go w miejsce, w którym już pojawiała się opuchlizna.

Nagle parsknęłaś śmiechem.

— Co cię tak bawi? — zapytał bez ogródek, marszcząc groźnie brwi.

— Wyglądasz jak klaun!

— Tch, [Imię] do cholery, nie ruszaj tak tą ręką...

— Nic nie poradzę, że trzęsę się przez ciebie ze śmiechu!

— Taki jestem dla ciebie śmieszny, taa?

— Zamiast nosa masz bakłażan! — wydukałaś, dławiąc się śmiechem na widok jego czerwonej ze złości twarzy. Hanamiya najwyraźniej nie podzielał twojego dobrego humoru. Może powinnaś mu była podstawić lusterko, żeby się w nim przejrzał?

— Dobra dość tego, bo jak się zaraz nie uspokoisz, to pożałujesz.

— Pfft, jak próbujesz udawać poważnego, wyglądasz jeszcze bardziej idiotycznie.

— No i sama tego chciałaś!

— Huh?

W ułamku sekundy zdarzyło się kilka rzeczy na raz, wprawiając cię w stan bliżej nieokreślonego bezdechu, czy raczej paraliżu umysłowego. Najpierw poczułaś jego dłonie na dole swoich pleców, które zmusiły cię, abyś usiadła mu na kolanach i przylgnęła do niego możliwie jak najciaśniej.

A przynajmniej na tyle blisko, żeby mógł dotknąć swoimi lekko spierzchniętymi wargami, twoich ust.

Zamarłaś w tej jednej chwili zamykając szczelnie oczy, aby uniknąć kontaktu wzrokowego z tym oślizgłym gadem, bo twoje serce na pewno by tego nie zdzierżyło. Aby nie pozwolić sobie na utratę zmysłów, czy rozumu, zaczęłaś skupiać się na tych drobnych rzeczach, które w tamtym momencie odczuwałaś.

Na cieple jego oddechu w okolicach policzka, na dotyku jego szorstkich, lekko zwilżonych warg na twoich ustach, na sile z jaką jego ręce trzymały cię w ciasnym uścisku i na jego średnio wygodnych kolanach, które wżynały ci się w tyłek. Ale niewygoda nie miała znaczenia, nie w takiej chwili.

Hanamiya Makoto właśnie cię całował.

— Mmhm.

Zachęcona przyjemnym, mrowiącym ciepełkiem rozchodzącym się po całym twoim ciele, odpowiedziałaś na jego pocałunek i odważyłaś się ulokować jedną dłoń na jego policzku, a drugą wsunąć w ciemne włosy z tyłu głowy. Nagle Hanamiya zerwał kontakt i syknął przeciągle.

Dotarło do ciebie, że za mocno się przytuliliście i prawdopodobnie byłaś bliska, zgniecenia jego nosa. Ach, ten biedny, poszkodowany i napuchnięty bakłażan.

— Boli cię? W takim razie może przyłożę więcej lodu albo pójdę poszukać pielę-...

— Jeszcze jedno słowo, a zepchnę cię z kolan, dotarło?

Skinęłaś sztywno głową, a twoje oczy bez większego zastanowienia skupiły się na jego wargach, tęskne za ich dotykiem. Hanamiya chwycił za twoje dłonie, które zarzucił sobie za kark, po czym wrócił do pieszczenia twoich ust, tym razem z znacznie większym zaangażowaniem.

W tym samym momencie do środka weszła szkolna pielęgniarka, która od razu zaczęła się na was z miejsca wydzierać. Nie zdążyłaś nic konkretnego powiedzieć na swoje usprawiedliwienie, kiedy zostałaś wyrzucona z salki, a drzwi gabinetu zamknęły się za tobą z hukiem. Przełknęłaś z trudem ślinę i odetchnęłaś głęboko, orientując się w porę, że cały czas wstrzymujesz w płucach powietrze. Powoli położyłaś dłoń na klatce piersiowej.

Jeszcze kilka sekund temu czułaś w tym miejscu przez wszystkie warstwy ubrań jego szaleńcze bicie serca. 

Takao

Ostatnio coraz więcej czasu spędzaliście poza domem. Częściej wybieraliście też miejsca w których górowała natura. Parki, długie spacery po leśnych ścieżkach, czy dalsze wyprawy pociągiem w nieznane, zielone tereny.

Wszędzie, byleby z tobą, Takao-kun.

Przez to, że tak właśnie myślałaś, wiedziałaś, że zaczynasz być po uszy zakochana w tym czarnowłosym chłopaku. Rany, naprawdę skradł twoje serce, skoro godziłaś się na każde jedno spotkanie, czasem nawet rezygnując z własnych, wcześniejszych planów aby zobaczyć się z nim.

— Hej, [Imię]chan, jak długo właściwie się znamy? — zapytał nagle podczas jednej z waszych nocnych przechadzek. Był środek lata.

— Już dość długi czas. A wliczać w to twoje wiadomości internetowe, czy nie?

— Pfff, czuję jakby to wydarzyło się kilka lat temu!

— Taa... Ja też.

Przechadzaliście się dalej w milczeniu, ciesząc się swoją bliskością i pięknym nieboskłonem na którym błyszczały setki gwiazd. Wspaniała chwila aby zatrzymać się na moment, trochę dłużej przyjrzeć się temu i stwierdzić, że czasem warto jest zwolnić trochę, by docenić takie zazwyczaj niewidzialne dla ludzi smaczki.

W pewnej chwili sprowokowana przez niego wskoczyłaś do pobliskiej fontanny i zaczęłaś go ochlapywać wodą, na co Takao śmiejąc się w głos, dołączył do ciebie. Długo bawiliście się w tej wodzie i nagle mieliście moment... Chwilę intymności gdy poślizgnęłaś się, a Takao zręcznie porwał cię w swoje ramiona, przy czym pochylił swoją twarz bardzo blisko twojej.

— Masz piękne oczy, [Imię]chan — wyszeptał nagle i powoli zaczął przymykać swoje powieki, zbliżając się ustami do twoich. W jednej chwili podłapałaś temat i dotknęłaś jego policzków, pozwalając sobie zatracić się w tym pierwszym pocałunku.

Kasamatsu

Początki waszej znajomości były dość... trudne.

Może i Kasamatsu się starał jak mógł, ale wciąż ciężko było ci wyciągnąć z niego choćby dłuższe zdanie. Zauważyłaś jednak, że na boisku, z piłką do kosza w dłoniach zmieniał się nie do poznania, dlatego uknułaś pewien plan zbliżenia was do siebie.

— W ten sposób?

— Tak. Właśnie w ten sposób, [Nazwisko]san.

Westchnęłaś i wrzuciłaś piłkę do kosza, ciesząc się faktem, że wleciała idealnie. Kasamatsu spoglądał teraz na ciebie trochę inaczej, jakby już wyzbył się pierwszego strachu i przebił przez najgrubszy mur wokół swojej śmiałości. Nawet się uśmiechnął, gdy spojrzałaś na niego podekscytowana swoimi zdolnościami.

Nie myśląc wiele skoczyłaś w jego kierunku i chłopak musiał cię złapać byś nie zrobiła sobie krzywdy. Gdy zorientowałaś się co zrobiłaś, chciałaś się wycofać, ale poczułaś, że jego uścisk na twojej talii tylko się wzmaga, więc pozostałaś zupełnie spokojna.

— Kasamatsu-san, jesteś świetnym nauczycielem — powiedziałaś, chcąc przerwać narastającą między wami ciszę. Chłopak wyglądał jakby nie mógł czegoś przełknąć. Brakowało tylko by zaczął sinieć na twarzy. — Dziękuję ci za pomoc.

— N-nie ma sprawy!

— Powinnam się jakoś odwdzięczyć, prawda? — podpytałaś, gdy dotarło do ciebie, że cały czas patrzysz się na jego usta i nieustannie myślisz o tym, aby ich spróbować.

— N-nie musisz!

— Och... To dziwne, ale wiem, że to ci się spodoba — odparłaś z każdym kolejnym słowem coraz bardziej zbliżając do niego swoje usta. Pocałunek był stosunkowo krótki, ale ważne było dla ciebie to, że nie zostałaś przez niego odrzucona. Wręcz przeciwnie.

Kasamatsu przycisnął cię do siebie jeszcze mocniej, spijając z twoich warg słodki jęk, jaki z siebie wtedy wydobyłaś. Wreszcie jakiś progres między wami!


Hejo, Marli jest tutaj!

Rozdział dziewiętnasty zakończony! 

Dziękuję za pomysły na scenariusze, w rozdziale dwudziestym wraca do nas kochane PapaAU! (Bo dlaczego nie, dawno nie było ) Dla Marli każda chwila jest dobra by wcisnąć rozdzialik PapaAU! 

Kolejne pomysły na scenariusze podsunęła mi kochana flightless007 (która ma naprawdę fantastyczne pomysły do PapaAU!) i siostra Sleepy-senpai, dziękuję!

Za wszelkie błędy przepraszam, pozdrawiam~


TEMATY DWUDZIESTEGO ROZDZIAŁU:

[PapaAU!]GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy uczy wasze dziecko jeździć na rowerze!

[PapaAU!]GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy gubi wasze dziecko w supermarkecie!

[PapaAU!]GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy wychodzi pierwszy raz z wózkiem na spacer i spotyka dawnych kolegów z drużyny!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top