Rozdział Dwudziesty Piąty

Dzień dobry/Dobry wieczór

Scenariusze zrealizowane dzięki pomysłom użytkowniczki @PodgatunekLudzkiXD! Bardzo ci za nie dziękuje

Serdecznie zapraszam do czytania, przyjemnej lektury~


GoM + Kagami + Hanamiya +Takao + Kasamatsu, gdy ci się oświadcza!

< Rozdział jest miejscami przerysowany. Chciałam użyć różnych, ciekawych czy też uroczych sposobów na oświadczyny, a czemu by nie zrobić tego w scenariuszach? Wyciśnijmy z tego tyle, ile można - ja stworzę wam nastrój, a wy podejmijcie decyzję komu powiedziałybyście tak! >

Akashi

Miejsce

W tym wypadku jest wiele możliwości. Żeby nie skłamać, tych możliwości jest multum, bo kto jak kto, ale Akashi mógłby oświadczyć się na wiele sposobów, a przy tym nie byłby ograniczony przez budżet. A ponieważ jak w notce wspomniałam, scenariusze będą przerysowane - wybieram lot balonem ( z góry przepraszam jeżeli ktoś z was ma lęk wysokości - jestem pewna, że w takiej sytuacji Akashi wziąłby to pod uwagę).

Sytuacja

— Jesteś dzisiaj bardzo tajemniczy, wiesz Sei? — Uśmiechnęłaś się lekko i popatrzyłaś na niego jakoś podejrzliwie, zakładając nogę na nogę.

— Wydawało mi się, że już zdążyłaś się do tego przyzwyczaić.

— No dobra, co ty kombinujesz?

— Niespodzianka, [Imię] — odparł i jakby na zawołanie, limuzyna zatrzymała się. Gdy kierowca otworzył ci drzwi, wzięłaś głęboki wdech, a świeże, letnie powietrze załaskotało w twoje płuca. Letnia sukienka w której byłaś, załopotała na wietrze, podczas gdy ty wytrzeszczałaś swoje oczy, podziwiając zapierający dech w piersiach widok.

Czerwone, zachodzące słońce na tle pól, łąk i lasów.

— Mój Boże, Seijuro jak tu pięknie.

— Chodź ze mną.

Dopiero w tamtym momencie, gdy podałaś mu swoją dłoń, zorientowałaś się, że idziecie w kierunku wielkiego balona o pionowych czerwono-niebieskich pasach. Kiedy wzbiliście się na pewną wysokość, mogłaś nie tylko podziwiać zapierające dech w piersiach widoki, ale cieszyć się drogim szampanem z swoim ukochanym.

Z szerokim i szczerym uśmiechem na twarzy zwróciłaś się w jego stronę, łapiąc się dłonią za miejsce na piersi, gdzie ulokowane było twoje serce.

— Tak bardzo chciałabym coś teraz powiedzieć, ale zwyczajnie brak mi słów. To jest niesamowite.

— Zaczekaj na finał, [Imię].

— Finał? To jeszcze nie koniec niespodzianki!?

Fakt - to nie był koniec. Kiedy tylko słońce zniknęło za horyzontem, na niebie rozbłysły fajerwerki, a to było jeszcze wspanialsze do podziwiania niż samo niebo mieniące się wieloma odcieniami pomarańczy, różu i błękitu.

— [Imię].

Nie spodziewałaś się kolejnej niespodzianki, a już na pewno nie takiej.

— Pragnę tego od chwili, gdy po raz pierwszy się pokłóciliśmy w naszym wspólnym mieszkaniu, a ja uświadomiłem sobie wtedy jak wielkim obdarowałem cię uczuciem. Potrzebuję cię, nieważne jak często nie będziemy się ze sobą zgadzać. Tylko ty się dla mnie liczysz. — Klęczał i patrzył ci ze spokojem w oczy, a w wyciągniętej dłoni i otwartym pudełeczku tkwił mały, połyskujący klejnot na którego powierzchni odbijały się kolorowe refleksy sztucznych ogni. — Wyjdź za mnie, [Imię].

Aomine

Miejsce

Oczywiście, że wasze wspólne mieszkanie. To miejsce w którym oboje czujcie jeszcze większą więź was łączącą. Niezależnie czy akurat w milczeniu po prostu przebywacie w jednym pokoju, robicie coś wspólnie czy narzekacie na problemy w pracy.

Sytuacja

— Oi, już wróciłaś.

— Jak widać. Rany, padam z nóg! — Niemal rzuciłaś się na kanapę, jeszcze będąc w stroju roboczym i przymknęłaś powieki. Nagle poczułaś na ramieniu dotyk jego dłoni. — Niee teraz, próbuję odpocząć po ciężkim dniu w pracy.

— Nie robię nic złego, [Imię]. Chcę ci tylko pomóc się odprężyć.

— Ale już ci mówiłam, że-

— Rozbierz się, a ja przyszykuję ci kąpiel.

Umilkłaś i przyglądając się nieco podejrzliwie swojemu chłopakowi, powoli zaczęłaś odpinać guziki marynarki. Aomine przewrócił wymownie oczami i ruszył do łazienki, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem. Cóż mogłaś być odrobinkę zdziwiona, być może dlatego, że to niezwykła rzadkość, by po męczącym dniu pracy, Aomine był zdolny do zrobienia czegoś więcej niż rozwalenie się na kanapie w salonie i obejrzenie meczu koszykówki.

Kąpiel była aromatyczna i naprawdę przyjemna. Tak po prawdzie dawno nie czułaś się tak odprężona jak w tamtej chwili. Świeczki, pachnący olejek kąpielowy, te kwiaty w wazonie... Coraz żarliwiej zaczynałaś się zastanawiać co wstąpiło w twojego mężczyznę.

— Daiki, awansowałeś, czy udało ci się dobrać swojej szefowej wreszcie do cycków? — zapytałaś żartobliwie po wyjściu z łazienki, ale ten w milczeniu zaciągnął cię do waszej sypialni i zmusił, byś położyła się na łóżku.

— Tch, nie mogę po prostu zrobić czegoś miłego dla mojej dziewczyny?

— Nie no możesz, ale... ale zachowujesz się odrobinie podejrzanie — mruknęłaś i obróciłaś się na wznak, starając się odprężyć. — No wiesz... tak inaczej niż zwykle.

— Rany, nie robisz nic - źle! Zaczniesz się starać - źle! Dogodzić wam kobiety — parsknął twój chłopak wyraźnie rozbawiony, po czym podszedł do drzwi i zgasił światło. Już miałaś zacząć się go wypytywać cóż w niego wstąpiło, gdy zupełnie oniemiałaś. Wpatrywałaś się szeroko otwartymi oczyma w świecący na suficie napis.

'' Chcę już na zawsze budzić się rano przy tobie i widzieć twoją piękną twarz. Proszę, zostań moją żoną, [Imię]. ''

Z wrażenia, aż poderwałaś się z łóżka do siadu, nie odrywając swojego wzroku z napisu. Kiedy z łzami wzruszenia zwróciłaś się w stronę drzwi sypialni, Aomine klęczał obok ciebie przy łóżku z pudełeczkiem w dłoni. Uśmiechał się.

— To jak będzie, skarbie? 

Kise

Miejsce

W jakiejś gustownej restauracji do której zawsze chciałaś się udać, ale sprytny Kise postanowił zatrzymać moment odwiedzenia tego miejsca na naprawdę specjalną okazję.

Sytuacja

Po wejściu do środka, byłaś zachwycona wnętrzem eleganckiej restauracji. Pozwoliłaś odebrać sobie płaszcz i już po chwili zaprowadzono was do wcześniej zarezerwowanego stolika. Oboje byliście w strojach wieczorowych, ty w wytwornej sukni, a on w garniturze.

— I jak ci się podoba, [Imię]cchi? — zapytał, gdy wręczono wam menu, a w tle przygrywał cicho skrzypek i pianista. — Zawsze chciałaś tutaj przyjść, prawda?

— Tak i wciąż jestem zaskoczona — wydusiłaś, rzucając okiem na dania. — Piękna niespodzianka, Ryouta.

Kiedy wybieraliście przystawki, wydawało ci się, że wszyscy goście się wam przyglądają, a czasem i szepczą między sobą, nie spuszczając waszej dwójki z oka. Kilka razy rozejrzałaś się dyskretnie dookoła, a następnie popatrzyłaś na Kise, który zdawał się jednak niczego nie zauważać. Z niewinnym uśmiechem na twarzy przeglądał kartę.

— Ryouta, mam takie dziwne wrażenie, że...

— Że?

— Wszyscy się na nas patrzą.

Kise w pierwszej chwili wyglądał na zaskoczonego, ale zaraz potem tylko zaśmiał się pod nosem.

— Bo piękna z nas para, [Imię]cchi!

— Nie. To musi być coś innego — wyszeptałaś, nachylając się bliżej ku niemu, uważając jednocześnie by nie strącić bukietu kwiatów oraz kieliszków z winem, które wam wcześniej podano. — Jeżeli znów jakieś twoje szalone fanki będą chciały zepsuć nam wieczór to-

— [Imię]cchi, spokojnie! Zaufaj mi, dobrze?

— Co?

— Po prostu mi zaufaj! — Rzucił niecierpliwie w twoją stronę i z wyraźną ulgą przywitał kelnera, który podał wam apetycznie wyglądające przystawki. Nie dało się nie zauważyć tego pierścionka z pięknym kamieniem, który finezyjnie został wyeksponowany na twoim talerzu. Zupełnie zszokowana, zakryłaś usta dłonią, a w tle usłyszałaś jak odsuwają się dziesiątki krzeseł na sali. Goście restauracji jakby w napięciu oczekiwali na dostarczenie ci tego wyjątkowego dania i jak jeden mąż podnieśli się ze swoich miejsc.

— [Imię]cchi.

Nawet nie zauważyłaś momentu, gdy Kise ukląkł przy twoim boku i przyglądał się twojej twarzyczce z miłością. W tle ludzie chyba zaczęli bić brawo, co było nieco dziwne, zważając na to, że jeszcze nic przecież nie powiedziałaś.

— Kocham cię i jeżeli ty kochasz mnie tak samo mocno to musisz powiedzieć tak. Nie ma na tym świecie nikogo innego z kim chciałbym dotrwać do końca swoich dni, więc jeżeli odmówisz, stracisz mężczyznę, który zawsze był i będzie po twojej stronie.

Kuroko

Miejsce

Ciężko stwierdzić. To mógłby być wasz dom, albo miejsce wybrane przez Kuroko, które dla was ma sentymentalne znaczenie. Na przykład pobliże tej wielkiej fontanny w parku, jezioro przy którym lubiliście spacerować razem z Nigou, albo jakaś urocza alejka, deptak.

Sytuacja

To był ciepły wieczór, a wy wybraliście się na przechadzkę. Alejka była ślicznie oświetlona podwieszanymi lampkami, naokoło kręciły się inne zakochane pary, a pobliskie restauracje pękały w szwach. Na długi czas miałaś w pamięci jeszcze te wesołe rozmowy, śmiechy dzieci, zapachy jedzenia i poszczekiwanie Nigou, którego prowadziłaś na smyczy. Kuroko szedł tuż obok ciebie, trzymając cię mocno za dłoń.

— Wiem, że wielokrotnie powtarzałam jak uwielbiam te nasze spacery, ale ten jest jakiś wyjątkowy, Tetsuya!

— Tak myślisz, [Imię]san? — Kuroko spojrzał na ciebie z wyraźnym zaskoczeniem i jednoczesnym zainteresowaniem. Uśmiechnęłaś się do niego i wzruszyłaś ramionami.

— Po prostu tutaj jest tak pięknie... Nigdy nie chodziliśmy tędy wieczorami, może dlatego.

— Być może.

— Zdaje mi się, że jesteś jakiś tajemniczy dzisiaj. — Wypaliłaś po chwili i pociągnęłaś do siebie Nigou, gdy zaczął wyrywać się w stronę pobliskiej fontanny przy której bawiły się jakieś dzieci, machając ogonkiem radośnie. — To znaczy bardziej tajemniczy niż zwykle.

— Wybacz, ale nie bardzo rozumiem co chcesz mi przez to powiedzieć. Może usiądziemy, [Imię]san?

Spoczęliście na ławce pod małymi drzewkami, a światło z rozwieszonych lampionów padło na wasze twarze. Kuroko zaczął gładzić twoją dłoń.

— Cieszę się, że tu jesteś, [Imię]san.

— Ymm, a gdzie niby indziej miałabym by-

— Nie. — Wtrącił nagle, aż podskoczyłaś na swoim miejscu. — Cieszę się, że tutaj ze mną jesteś. Teraz, przy mnie.

Gdy dotarł do ciebie sens jego słów, poczułaś jak się rumienisz, więc odwróciłaś na chwilę zawstydzony wzrok na bok. To dało szansę Kuroko by po raz kolejny cię zaskoczyć, bo gdy ponownie na niego spojrzałaś, już przed tobą klęczał.

— Każdy kiedyś znajdzie miłość swojego życia, ja nigdy w to nie wątpiłem. Teraz jestem tego pewny, bo i mnie dopadło to szczęście. Spotkałem ciebie, [Imię]san. I pragnę byśmy na zawsze byli już razem.

Midorima

Miejsce

Nie wygląda na osobę, która jest zwolennikiem publicznego obnażania się z uczuć, więc zrobiłby to w domu. Albo przynajmniej w miejscu, gdzie mielibyście zapewnioną chwilę prywatności.

Sytuacja

Już na podjeździe, przed waszym wspólnym mieszkaniem miałaś jakieś złe przeczucia. Zamykając drzwi samochodu, zlustrowałaś cały dom czujnym wzrokiem i niezdarnie założyłaś kosmyk włosów za ucho. W żadnym oknie nie paliło się ani jedno światło. A to było bardzo zastanawiające, bo nie od dzisiaj znałaś grafik pracy twojego chłopaka. Czyżby coś mu wypadło? A może... Zdradza cię z kimś?

— Jejku, tylko spokojnie. Zaraz czarne scenariusze snuję! — Uspokajałaś samą siebie, po czym powoli skierowałaś się do mieszkania. Otworzyłaś drzwi i weszłaś do środka. Postanowiłaś zajrzeć do waszej sypialni z miejsca, bo być może Midorima istotnie wrócił do domu, ale był na tyle zmęczony, że nie czekał na twój powrót tylko położył się do łóżka.

Będąc u szczytu schodów na piętro poczułaś lekki podmuch zimnego powietrza i dostrzegłaś łunę światła wydostającą się przez szklaną ścianę na końcu korytarza. Wasz taras był pięknie przystrojony lampionami, na samym środku ustawiony był stolik, przybrany niczym w jakiejś drogiej restauracji. Jeszcze te kwiaty i cicha muzyka... Stojąc w samym wejściu przyglądałaś się temu w milczeniu, gdy poczułaś dotyk czyichś dłoni na swojej talii.

— To tylko ja, wybacz. — Uspokoił cię Midorima, gdy pisnęłaś przestraszona.

— O jejku... przestraszyłeś mnie — wydusiłaś i wtuliłaś się w niego. — Co to za okazja?

— Zatańczymy?

No dobrze, Midorima po raz kolejny cię zaskoczył! Zajrzałaś mu głęboko w oczy, po czym uśmiechnęłaś się nieśmiało i skarciłaś się za te głupie rumieńce na policzkach. W tle przygrywała piękna i spokojna melodia, a wy tańczyliście po środku tarasu, jakby zupełnie odcinając się od reszty świata. On prowadził. Był odrobinę sztywny i ten taniec z pewnością nie był tak perfekcyjny jak sobie zaplanował, ale jakże tutaj tego niedocenić.

— Shin, może powinnam się przebrać? — wyszeptałaś nagle, gdy zorientowałaś się, że on jest w eleganckiej, ciemnej koszuli i zostawia za sobą zapach męskich perfum. — Wciąż mam na sobie ubranie do pracy i...

— Ubranie nie jest tu najważniejsze, nanodayo.

— N-no dobrze.

— Usiądźmy.

Domyśliłaś się, że przygotowana kolacja nie wyszła spod jego rąk, ale to wciąż był piękny gest. Zjedliście w milczeniu, a ty postanowiłaś w końcu to z niego wyciągnąć. Nie dość, że był spięty, to jeszcze jakiś poddenerwowany. Jakby czymś się stresował.

— Ta kolacja to przez Ohaasę, tak?

Midorima był co najmniej zaskoczony twoim nagłym pytaniem.

— Proszę?

— Powiedzieli, że szczęśliwym przedmiotem dnia dla raków będzie zrobienie romantycznej kolacji czy coś takiego?

— [Imię]... — Milczał przez chwilę jakby szukając odpowiednich słów, aż westchnął i wyciągnął małe, aksamitne pudełeczko z kieszeni.

— Więc TO jest twój szczęśliwy prze-

— Po prostu pozwól mi powiedzieć, nanodayo! — Wtrącił, na co ty umilkłaś i... nagle zrozumiałaś. Wreszcie to do ciebie dotarło, przez co zupełnie opadła ci szczęka. Midorima chciał ci się oświadczyć. Mało tego, właśnie to robił!

— Wiem, że nie zawsze będzie tak pięknie jak teraz. Będą dni i chwile gdy będziemy się kłócić i po prostu mieć siebie dość. Ale ja wciąż tego chcę, bo pragnę ciebie [Imię]. Kocham cię. Jesteś moim największym szczęściem jakie udało mi się znaleźć. Wyjdź za mnie.

Murasakibara

Miejsce

Najpewniej wasze wspólne mieszkanie. Tak po prostu.

Sytuacja

Jeżeli chodziło o słodycze, to można powiedzieć, że to twój chłopak rządził w kuchni. Dlatego zawsze ufałaś jego wypiekom i kiedy wchodziłaś do waszego, wspólnego mieszkania czując unoszący się zapach w powietrzu, już wiedziałaś, że możesz spodziewać się czegoś fantastycznego.

— Co tak pachnie? — zapytałaś wesoło wkraczając do kuchni, ale Murasakibara natychmiast wypchnął cię za drzwi.

— Nie, [Imię]chin, jeszcze nie skończyłem. Wszystko zepsujesz.

— C-co?

Zupełnie ogłupiała jego dziwnym zachowaniem, czekałaś na jakieś wyjaśnienia, ale Murasakibara po prostu zamknął drzwi od kuchni, nie kwapiąc się tłumaczeniami. Postanowiłaś poczekać cierpliwie w salonie przed telewizorem, aż twój chłopak skończy pracować w kuchni. Trochę to zajęło.

— No wreszcie! Wyjaśnisz mi może o co... O c-co...

To był wielki i bardzo ładnie udekorowany tort, który trzymał Murasakibara. To co pierwsze rzuciło ci się w oczy, to ogromny, czekoladowy napis.

— Będziemy razem już na zawsze [Imię]chin. Tylko najpierw musisz powiedzieć tak!

Uśmiechnęłaś się pod nosem, gdy dostrzegłaś ślad kremu na policzku twojego chłopaka. A na torcie tkwił napis '' Kocham moją [Imię]chin. Weźmy ślub! ''

Kagami

Miejsce

Może polecielibyście do Ameryki, co? Czemu nie? To byłby dobry pomysł!

Sytuacja

Podobało ci się w Los Angeles. To było niezwykle przyjemne gdzieś razem z ukochaną osobą wyjechać w zupełnie nieznany ci rejon. To było jak inny świat, a twój chłopak mógł uchodzić jednocześnie za dobrego przewodnika. Cały pierwszy dzień spędziliście na długich, niekończących się wycieczkach, a kolejne były coraz bardziej porywające.

— Nie wierzę, że już jutro musimy wracać do domu — wymruczałaś i wtuliłaś się w ramię swojego chłopaka, gdy byliście w drodze do hotelu. Był spokojny, ciepły wieczór.

— Jeżeli chcesz możemy tu też przyjechać następnym razem — oznajmił Kagami i mocniej cię objął w pasie, podczas gdy ty cicho wymruczałaś mu swoje podziękowanie, za zorganizowanie tak wspaniałego wypadu do Ameryki.

Kiedy wróciliście do pokoju hotelowego nie dało się nie zauważyć różnicy. Przyszykowano wam romantyczną kolację na ładnie udekorowanym balkonie, a poza tym jeszcze te płatki róży na łóżku. Czy Kagami chciał ci coś przez to przekazać? Wyglądał na lekko zjedzonego przez stres, ale przyznał, że to był jego pomysł.

— [Imię]? — Tuż po kolacji twój chłopak po prostu złapał twoją dłoń. Miał bardzo ciepłe, wręcz wilgotne ręce, jakby naprawdę się czymś mocno stresował. Jeszcze te rumieńce na jego twarzy.

— Tak, Taiga?

— Chcę żebyś... żebyś wiedziała, że bardzo cię kocham i chciałbym żebyśmy zamieszkali razem jako... m-małżeństwo. Nikt jeszcze nie wprowadził tyle szczęścia do mojego życia co ty, [Imię]. Niech już tak zostanie. Wy-wyjdziesz za mnie?

Hanamiya

Miejsce:

Zdecydowanie wasze mieszkanie.

Akurat ostatnie co obchodzi Hanamiyę to zawieranie z tobą małżeństwa – tak naprawdę jakimś cudem poddał się presji jaką na niego nałożyłaś i łaskawie się oświadczył. Możesz sobie pogratulować daru przekonywania, dziewczyno.

Sytuacja:

Był późny, ciepły i letni wieczór. Skończyłaś brać prysznic, który przepędził z twojego ciała nie tylko brud, ale przede wszystkim ogólne zmęczenie i troskę.

Nie okłamywałaś już dłużej samej siebie - martwiło cię twoje obecne życie. Niby byliście razem z Hanamiyą w całkiem stabilnym związku już niezły kawał czasu i nie zanosiło się na to, aby coś miało się między wami zmienić. Lubiłaś nazywać was porządnie zbudowaną drużyną, jednakże czując upływające lata, miałaś wrażenie, że zaczynasz oczekiwać od niego czegoś więcej. Chciałaś stabilizacji, małżeństwa. Czemu ty ciągle musisz mu we wszystkim ustępować, a on nie może się zgodzić na głupi ślub?

— Zwolniłam ci łazienkę. — Rzuciłaś się na łóżko, kiedy tylko weszłaś do sypialni. Makoto leżał na swojej części w pełni zaintrygowany książką, którą trzymał w dłoniach. — Co czytasz?

— Nic co by cię interesowało — mruknął, przewracając stronę i nawet nie poświęcając ci chwili swojej uwagi. Prychnęłaś na to cicho, po czym usiadłaś na materacu i zaczęłaś szczotkować włosy.

— Zazwyczaj jesteś zbyt zmęczony o tej porze, żeby wciąż robić za największego dupka na świecie.

— O, naprawdę? Jeszcze nawet nie zacząłem być dzisiaj dla ciebie prawdziwym dupkiem, a ty marudzisz.

— Phi.

Hanamiya czując jak wzbiera w nim poirytowanie, zerknął na twoją postać znad stronic książki i zmrużył oczy. Zwykle toczyliście swoje dyskusyjne bitwy do ostatniej kropli potu, a teraz ty tak po prostu odpuściłaś. Zachowywałaś się trochę jakby przestało ci zależeć i to mu się nie spodobało. Przez minutę przyglądał się w milczeniu jak czeszesz włosy, po czym postanowił przerwać te denerwujące go, milczenie i najprawdopodobniej zrobić najgłupszą rzecz w swoim życiu.

Poruszyć ten temat.

— Pamiętasz nasze ostatnie kłótnie na temat małżeństwa?

Udało mu się uzyskać twoją uwagę w ułamku sekundy. Nie zdziwił się, a raczej jeszcze bardziej wkurzył.

—Tak?

— Tch, ta żałosna nadzieja w twoim głosie jest cholernie irytująca! — wybuchł i rzucił książkę na pobliski stolik. — Od kiedy tyle dla ciebie znaczy głupi papierek i para obrączek?! Wiedziałaś, że nie jestem typem, który jest zmuszony deklarować naszą głupią miłość przy świadkach, żebyś ty była zadowolona! Jakoś tyle lat to akceptowałaś, dlaczego właśnie teraz?

— Bo chcę nosić twoje nazwisko — odparłaś przejętym tonem głosu, czując jak zaczynasz się rumienić. — Bo chcę być już twoja na zawsze i wiedzieć, że łączy nas już coś więcej niż miłość, ale...

— Umowa? A zresztą o co ja cię w ogóle pytam, to jasne że chodzi o pieniądze.

Zmarszczyłaś nos i czoło, a w twoich oczach stanęły łzy. Dlaczego musiał być taki?

— Jesteś strasznym, głupim egoistą — wydusiłaś, przez zduszone z emocji gardło i odwróciłaś się do niego plecami, chcąc ukryć spływające po policzkach, niechciane strużki łez. To jasne, że go znałaś najlepiej na całym świecie i wiedziałaś, że nie należy do tych co to pchają się do żeniaczki, ale jakoś tak... O rety, sama już nie wiedziałaś czego się dokładnie po nim spodziewałaś.

A jednak podczas następnej nocy, Hanamiya zmieniłzdanie. Tak po prostu, ni z gruszki ni z pietruszki zakomunikował, że możeciewziąć ten cholerny ślub skoro tak bardzo tego chcesz. Co prawda to nie byłopytanie a stwierdzenie faktu, to jedno, a po drugie do najromantyczniejszychoświadczyn zdecydowanie się nie kwalifikowało. Ale ostatecznie i tak miałaś togdzieś, ucieszyłaś się bardziej niż mogłaś to sobie wyobrazić.

Ucieszyłaś się bo go znałaś i wiedziałaś, że gdyby naprawdę tego nie chciał, nic nigdy nie zmusiło by go do tego żeby postąpić wbrew sobie. Nic i nikt, nawet ty sama. 

— Kocham cię, Makoto — powiedziałaś, rzucając mu się w ramiona. I chociaż odpowiedział ci tylko męczeńskim westchnieniem, poczułaś jak w talii oplata cię swoimi rękoma i delikatnie ściska.

Takao

Miejsce

Zamykam oczy i widzę Tako klęczącego na piasku, gdzieś na plaży. W tle spienione fale rozbijające się o siebie i zachodzące słońce.

Sytuacja

— To było miłe spędzić wolne popołudnie na plaży, Kazu — powiedziałaś cicho, gdy siedzieliście na piasku przyglądając się zachodzącemu słońcu. Woda i niebo przybrało teraz piękny kolor czerwieni i pomarańczy. — Powinniśmy częściej tutaj przychodzić.

— Mówiłem, że znam genialne miejsce, [Imię]chan!

— Mówiłeś, mówiłeś.

Nagle Takao poruszył się i popatrzył na ciebie z jakimś podnieceniem. Słony wiatr targał jego czarną grzywką i muskał twoje policzki. Powietrze było zupełnie czyste, aż chciało się oddychać.

— Zanim wrócimy, [Imię]chan, co powiesz na zbudowanie zamku z piasku?

— C-co?

— No dalej, co to za wyraz twarzy? Sto lat tego nie robiłem, chodź! — krzyknął wyraźnie rozbawiony twoją zaskoczoną miną, po czym pociągnął cię w jakieś miejsce nieopodal wody, gdzie oboje klękliście i zaczęliście stawiać pierwsze piaskowe wieże oraz mury.

Takao wiedział co mówił - to było niesamowite przeżycie! Taki powrót do beztroskiego dzieciństwa, gdzie wszystko było o wiele prostsze i ciekawsze. Mokry piasek przyjemnie się formował w twoich dłoniach, a ty śmiałaś się, że czujesz jakbyś znów miała dziesięć lat.

— Hej, [Imię]chan, pójdziesz po jeszcze trochę wody?

— Jasne.

Całkowicie pochłonięta zabawą, zrobiłaś o co poprosił, nawet nie zdając sobie sprawy jak zrobiło się już późno. Słońce niemal całkowicie zniknęło za horyzontem. Kiedy jednak wróciłaś do swojego chłopaka z napełnioną butelką wody, od razu upuściłaś ją na ziemię. Takao uśmiechał się w twoją stronę, widząc, że dostrzegłaś błyszczący klejnot, który umieścił parę chwil wcześniej na najwyższej wieży zamku.

— Kazu, co to ma-

— [Imię]chan, niedawno uświadomiłem sobie bardzo prostą rzecz. — Takao wziął pierścionek i powoli zaczął go nakładać na twój palec. — Kiedy dociera do mnie fakt, że uśmiecham się sam do siebie zawsze wtedy myślę o tobie. Proszę, zostań moją żoną.

Kasamatsu

Ja naprawdę nie wiem co innego niż w mojej innej książce, mogłabym tutaj sklecić. Po prostu opisałam to tam tak szczegółowo, że nie widzę sensu by na siłę coś teraz wymyślać. Fakt, że Akashi i Aomine również tam mieli swoje pięć minut, ale shot z Kasamatsu był moją jedyną, pewną wizją jego oświadczyn! Także zapraszam do rozdziału z Kasamatsu w Żyli długo i szczęśliwie[KnB FutureAU!]


GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy bierzesz z nim ślub!

Akashi

Znając Akashiego, dobrze wiedziałaś, że nie masz żadnych powodów do zmartwień. Wszystko było dokładnie zaplanowane, nie było nawet mowy, że coś mogłoby pójść nie po waszej myśli.

Sam moment zaślubin był tak wielką uroczystością, że huczało o nim w całym mieście. Do ślubu jechaliście białą, pięknie przyozdobioną bryczką. On był w eleganckim, czarnym garniturze, a ty w najdroższej sukni ślubnej w całym Tokio. Krótko mówiąc, wesele na bogato! Tak się bawią arystokraci.

Z chwilą gdy szłaś do ołtarza, a biała, długa suknia ciągnęła się za tobą, nie mogłaś się powstrzymać przed szerokim uśmiechem na twarzy. Jedynie bukiet czerwonych róż, które trzymałaś w dłoniach drżał nieznacznie, zdradzając twoje przejęcie. Akashi patrzył na ciebie z powagą, ale gdy zatrzymałaś się obok niego, złapał cię za dłoń i lekko ścisnął, masując kciukiem twoją skórę.

— Zawsze uważałem cię za piękną kobietę, ale dzisiaj wręcz lśnisz, [Imię].

Aomine

Stał tam samotnie przy ołtarzu i bujał się lekko na piętach, starając się odgonić od siebie te wszystkie nerwy. Zdawało mu się, że zdążył się już porządnie spocić w tym garniaku. Myślami wracał do momentu swoich oświadczyn i z niewytłumaczalnego powodu, zaczynał zastanawiać się czy dobrze postąpił. Szybko się jednak skarcił za to, że mógłby mieć jakieś wątpliwości w tej chwili.

Uroczystość była skromna, choć kościół był niemal przepełniony gośćmi. Do ślubu jechaliście waszym samochodem (albo radiowozem z włączoną syreną), który wcześniej przyozdobiono balonami i kwiatami. Twoja suknia ślubna była dopasowana do twojego ciała, w większości koronkowa, ale nie wyzywająca. Lekko ciągnęła się za tobą, podobnie jak welon.

Z chwilą gdy organista rozpoczął swój koncert i Aomine odwrócił się w stronę wejścia do kościoła, przyjemne ciepło rozlało się w jego piersi. Odetchnął lekko i uśmiechnął się, starając opanować łzy wzruszenia w kątach oczu (w końcu jest mężczyzną, nie będzie przecież płakał!). To był wielka chwila.

— Hej, piękna. Uwierzysz, że za parę minut będziemy małżeństwem? Co? Nie, ani trochę nie jestem zdenerwowany! Jestem spokojny jak nigdy, [Imię]!

Kise

Nie wiedział co zrobić z swoimi dłońmi, które w pierwszej kolejności chciał schować do kieszeni, ale potem uświadomił sobie jak bardzo byłoby to nieeleganckie. Kilka razy poprawiał krawat i białą chusteczkę wciśniętą do butonierki. Wydawało mu się, że czeka na ciebie przed tym ołtarzem całą wieczność i pewnie dlatego był taki poddenerwowany.

Kościół był pełen gości, wszystko było zapięte na ostatni guzik. Spod kościoła miała was zabrać wynajęta limuzyna. Sala, którą zarezerwowaliście prawie dwa lata wcześniej została pięknie udekorowana, dostaliście cynk, że wszystko jest cacy, a tort dotarł bez przygód z cukierni i właściwie... Wszystko szło tak gładko, że oboje byliście zaskoczeni tak dobrą organizacją.

Miałaś na sobie wspaniałą, rozkloszowaną, białą suknię z odkrytymi ramionami, przepasaną czerwoną wstęgą w talii, która zawiązana była w luźną kokardę u dołu twoich pleców. Gdy w końcu pojawiłaś się w wejściu kościoła i zaczęłaś iść do ołtarza, Kise uśmiechnął się z wyraźną ulgą.

— [Imię]cchi... Jesteś perfekcyjna. Mogę już cię pocałować?

Kuroko

Jego pokerowy wyraz twarzy wciąż się nie zmieniał. Nikt kto mu się przyjrzał nie mógł szczerze powiedzieć, że Kuroko się stresuje. Wręcz przeciwnie - wyglądał na zupełnie opanowanego. Stał przed ołtarzem, ale cały czas wpatrywał się w wejście do kościoła, jakby nie chcąc ominąć okazji by zobaczyć cię wchodzącą do środka.

Uroczystość miała być skromna, urządzona w waszym mieszkaniu, gdzie zaproszeni byli tylko członkowie rodziny i najbliżsi przyjaciele. Spod kościoła mieliście jechać waszym przystrojonym samochodem, a Kuroko uważał za zabawne by założyć Nigou mały krawacik.

Miałaś na sobie kremową suknie, która była prosta i skromna z niewielkim rozcięciem u dołu. W dłoniach trzymałaś bukiet z czerwonych róż i białych kalii. Kuroko nie potrafił ani na chwilę spuścić cię z oczu, chcąc dobrze zapamiętać sobie ten niezwykły moment w jego życiu.

— Tak bardzo chciałbym powiedzieć coś błyskotliwego w tej chwili, ale przy tobie zupełnie tracę głowę, [Imię]san. Wyglądasz zjawiskowo.

Midorima

Uważał, że szczęście jest tego dnia po waszej stronie. Kilka dni przed uroczystością śledził Ohaasę intensywniej niż wcześniej, a kiedy się dowiedział, że na ten dzień oboje wypadacie wysoko w rankingu, zupełnie się uspokoił. Być może dlatego był taki opanowany czekając na ciebie przed ołtarzem. A przynajmniej robił takie wrażenie.

Braliście ślub w małym kościółku, zaproszeni goście to była wasza najbliższa rodzina i paru przyjaciół. Miałaś na sobie dopasowaną, białą suknię z koronkowymi rękawami oraz odkrytymi plecami. W dłoniach trzymałaś bukiet z frezji.

Z chwilą gdy organista zaczął grać Marsz Mendelsona, jakiekolwiek resztki stresu, zwątpienia czy inne mieszane uczucia opuściły umysł Midorimy i odwrócił się w twoją stronę, zdobywając się na ledwie wyraźny, nieśmiały uśmiech.

— Jesteś gotowa, [Imię]? Dobrze się czujesz? Jesteś dość blada. Stres? Jestem przy tobie. Nie martw się niczym głuptasie, wszystko będzie dobrze, nanodayo. Musi być.

Murasakibara

Chyba jeszcze do końca nie zdawał sobie sprawy z powagi tej sytuacji, cały czas intensywnie myśląc jedynie o menu w restauracji czy waszym ślubnym torcie. Jednak prawdziwe nerwy ogarnęły go dopiero gdy znalazł się w kościele i nie było cię przy nim. Obracał się i rozglądał gorączkowo na wszystkie strony, patrząc po twarzach gości, by cię odnaleźć.

Na ten dzień wypożyczyliście biały, drogi samochód, a zaproszeń wysłaliście ponad setkę. On miał na sobie nowy garnitur, włosy spiął w niski kucyk, a w butonierkę jeden z gości wcisnął mu fioletową różę. Ty miałaś na sobie niemalże balową, rozkloszowaną, z tiulowym dołem suknię, która w pasie miała rządek materiałowych, białych kwiatów. Długi welon podtrzymywała twoja przyjaciółka.

Murasakibara z chwilą gdy cię zobaczył, wytrzeszczył lekko oczy i poczuł, że ręce same mu się rwą, by porwać cię w ramiona i okręcić.

— Ne, wyglądasz tak słodko i uroczo, [Imię]chin. Niech już będzie po wszystkim, chcę się z tobą poprzytulać.

Kagami

Stojąc tam przy ołtarzu w samotności - bez ciebie przy swoim ramieniu, czuł się odrobinę nieswojo i w myślach nieustannie cię nawoływał, błagając byś przypadkiem się w ostatniej chwili nie wycofała. Przełykał nerwowo ślinę, czując że gardło ma wyschnięte na wiór. Poza tym zaczął się niekontrolowanie pocić i ukradkiem wycierał wewnętrzne strony swoich dłoni o spodnie od garnituru.

On miał na sobie elegancki garnitur z muchą, a twoja śnieżnobiała suknia była dopasowana do twojego ciała do połowy ud, gdzie wykończona była tiulowymi falbanami sięgającymi ziemi. Suknia trzymała się jedynie na twoim biuście.

Kagamiemu zaparło dech w piersiach na twój widok i w miarę upływu melodii, dotarło do niego, że cały czas uśmiecha się w twoją stronę jak głupi.

— Wow wy-wyglądasz.... po prostu wow! [Imię], jesteś najpiękniejszą panną młodą na całym świecie!

Hanamiya 

Zachodził w głowę jak mógł pozwolić sobie na to, żebyś okręciła go sobie dookoła palca do takiego stopnia, aby na to wszystko jednak przystał. Od dwóch godzin go mdliło i miał zupełnie wysuszone z nerwów gardło. Na cholerę sprosiłaś tyle gości? I jeszcze ta twoja straszna rodzina, której nie cierpiał i był pewny, że darzą go co najmniej podobnym uczuciem, jak nie zdwojonym w sile. Przez zdecydowaną większość uroczystości miał taką minę jakby pojawił się na własnym ślubie za karę, albo został do tego zmuszony, zaszantażowany, przegrał zakład i tak dalej. Kiedy jednak zobaczył ciebie, nastrój odrobinę mu się polepszył. Dawno nie widział na twojej twarzy takiej mieszaniny pozytywnych uczuć... No i wyglądałaś obłędnie.

Długa, opięta, biała suknia z koronkami i delikatnym dekoltem. W dodatku jeszcze ten bukiet herbacianych róż, które tak kurczowo ściskałaś w dłoniach. Od razu dostrzegł, że trzęsą ci się dłonie, gdy weszłaś do kościółka. Jeszcze kiedy pojawiłaś się u jego boku i dotknęłaś jego ramienia jakby chcąc upewnić się, że na pewno tam jest obecny, mógł dostrzec jak drżałaś z nadmiaru emocji.

— Pękasz? Przed budynkiem stoi całkiem ładny, biały merc, możemy teraz do niego pójść i po prostu odjechać. Bez bagażu, bez niczego, tylko my dwoje, szeroka droga i nieustająca podróż. Decydujesz się na taki układ, czy jednak wybierasz ten nudny ślub?

Takao

Nie wyglądał na zdenerwowanego. Ani trochę. Tak po prostu nucił pod nosem Marsz Mendelsona. Ot z nudów, w oczekiwaniu na przybycie panny młodej. Rany, miał ochotę złapać się za głowę i wyrwać z niej parę włosów, zrobić cokolwiek by poczuł coś innego niż ten niekończący się stres! A mógł strzelić sobie meliskę na początek dnia. Cholera.

Miał na sobie czarny garnitur, podczas gdy ty byłaś w białej, falbaniastej sukni ślubnej z odkrytymi ramionami i plecami. W dłoniach trzymałaś bukiet niebieskich frezji, a włosy upięłaś do góry. Jeden z kwiatów tkwił nieopodal twojej skroni.

Takao westchnął z chwilą gdy weszłaś do kościoła i zaczął spokojniej oddychać, marząc o tym by ta uroczystość ślubna już się zakończyła. Wyglądałaś tak pięknie. Chciał po prostu mieć cię już całą tylko dla siebie.

— [Imię]chan! Już zaczynałem się martwić, że mnie zostawiłaś, wiesz? Wyglądasz niesamowicie! Nie mogę się doczekać aż przeniosę cię przez próg naszego domu!

Kasamatsu

Zerkał na zegarek na lewym nadgarstku -nieustannie. Nie mógł przestać zastanawiać się czemu ten czas tak wolno mija. Stał przy tym ołtarzu wystawiony jak kaczka na widok wszystkich ludzi zebranych w kościele i drżał na całym ciele. Czemu wciąż cię nie było? Ile to będzie trwało? Chyba nie zmieniłaś zdania i wciąż chcesz zostać jego żoną. Na samą taką myśl poczuł jak nikłe śniadanie podchodzi mu do gardła. Nerwy całkowicie go opanowały.

Miał na sobie czarny garnitur, choć równie dobrze wyglądałby w szarym, albo granatowym. Twoja suknia była stosunkowo prosta, bez żadnych udziwnień. Na cienkich ramiączkach, z rozkloszowanym dołem i zwykłą, białą wstążką przewiązaną w pasie. Piwonie i róże były twoim małym bukietem.

Na twój widok jednocześnie mu ulżyło, ale i na nowo złapał go stres. Wyglądałaś tak pięknie, że bał się iż nie zdobędzie się na żadne słowa. Jak niby złoży przysięgę, rumieniąc się i jąkając?

— Wy-wy-wy..!

(Nie masz wyboru - musisz go uspokoić, jeżeli chcesz by był w stanie sklecić jakieś zdanie!)


Hejo, Marli jest tutaj!

Mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy i te scenariusze są w porządku - nie są chaotyczne i mają jakikolwiek sens. 

Jak już jest tradycyjnie, chcę podziękować za wasze komentarze i wszystkie gwiazdki. Każda wasza aktywność daje mi porządnego kopa motywującego, za co jestem nieopisanie wdzięczna!

Następny rozdział mam nadzieję niedługo, za wszelkie błędy przepraszam, pozdrawiam~


TEMAT/Y DWUDZIESTEGO SZÓSTEGO ROZDZIAŁU:

GoM + Kagami + Hanamiya +Takao + Kasamatsu, gdy po raz pierwszy prosisz go aby zapiął/odpiął ci stanik!

GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy wpadacie na twojego byłego chłopaka!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top