Rozdział Dwudziesty

Dzień dobry/Dobry wieczór! 

Przepraszam, że tak długo czekaliście (rozdział miał się pojawić wczoraj i właściwie był już napisany, ale było naprawdę późno i zdecydowałam się go dodać dzisiaj), ale w sumie teraz to już będzie rutyna. Ogólnie piszę obecnie tylko po nocach, ale wciąż się staram. Mam nadzieję, że w tekście nie odbija się moje zmęczenie.

Ten rozdział jest bardziej przyziemny niż planowałam(a przynajmniej pierwszy scenariusz). No nic, mam nadzieję, że takie PapaAU! też da się lubić. A przynajmniej może kiedy indziej. Jeszcze raz dziękuję za pomysły!  

[PapaAU!]GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy uczy wasze dziecko jeździć na rowerze!

Akashi

Właściwie miałaś wrażenie, że Akashi wierzył w waszą córkę trochę bardziej niż ona sama. I w sumie nie dziwiłaś się. Po dłuższej obserwacji musiałaś zainterweniować, bojąc się możliwych konsekwencji tego niebezpiecznego przedstawienia.

— Sei... Ona nie wsiądzie od razu na rower bez bocznych kółek.

— Wsiądzie, [Imię].

— Ona nie potrafi jeździć. To tak ją chcesz nauczyć? Każąc jej wsiąść na rower i po prostu pojechać?

Akashi wyprostował się i popatrzył na ciebie zupełnie poważnie, po czym na swoją córeczkę, która wydawała się stracić zainteresowanie pięknym, błyszczącym rowerkiem i bawiła się już swoją lalką.

— Jeżeli chcesz kogoś czegoś nauczyć, wrzuć go na głęboką wodę.

— Ona ma pięć lat!

— Ale wciąż nosi moje nazwisko. — Dodał wciąż zupełnie poważny Akashi, a ty plasnęłaś się otwartą dłonią w czoło i kręcąc z niedowierzaniem głową, zabrałaś córkę z powrotem do domu, deklarując swojemu mężowi, aby poszukał po kieszeniach swoich spodni znaczenie epitetu ''odpowiedzialny rodzic''.

Aomine

Tak właściwie to... Chciał się po prostu położyć i przespać - o niczym innym nie marzył. Ostatnio nie dają mu żyć w pracy, a teraz ty jeszcze go dobijasz w jego własnym domu.

— Przecież młody jest już duży, może się sam nauczyć! Albo koledzy go nauczą!

— Tak, i czego jeszcze ma się ''sam'' nauczyć? Jak pić, palić i nienawidzić policję na czele z swoim ojcem? — warknęłaś tracąc całą cierpliwość i zatrzasnęłaś agresywnie drzwiczki od pralki, mierząc swojego męża wściekłym spojrzeniem. — Proszę cię, pomyśl dwa razy za nim coś postanowisz nie zrobić. Albo w sumie pomyśl trzy razy, no bo w końcu mówimy tutaj o twojej osobie...

— Bardzo zabawne. Wiesz, że robię z nim dużo innych rzeczy! Mały mnie kocha! — Walczył dalej, podczas gdy twoje resztki cierpliwości już rozkładały sobie ręczniki na plażach w odległych Karaibach. — Jestem dla niego numerem jeden!

— A jak dorośnie spadniesz tylko o jeden stopień, prawda?

— Dobra, nieważne. Gdzie ten cholerny rower?

I z takim pięknym entuzjazmem, Aomine ruszył z podekscytowanym synkiem ku przygodzie - na podjazd przed waszym domem. Właściwie to dobrze, niebezpieczne byłoby pozwolić im iść gdzieś dalej, a tutaj mogłaś wszystko kontrolować przez okno w kuchni.

— Tato, ale obiecasz, że mnie nie puścisz?

— No pewnie. Po prostu jedź i się nie obracaj. Pewność siebie jest najważniejsza, [ImięSyna].

Nie wierzyłaś własnym oczom, gdy po pięciu minutach Aomine zasnął na masce waszego samochodu, a wasz syn wpadł w turbulencje i przewrócił się na chodniku, zanosząc się płaczem. To był długi dzień dla stróża prawa.

Kise

Był baaardzo podniecony i podekscytowany. Na dzień przed, zabrał waszą córeczkę do sklepu z pojazdami jednośladowymi i wrócił z... kompletem rowerów dla całej rodziny. Gdy zapytałaś się co to znaczy, zaczął ci opowiadać, jak cudownie będzie wybierać się na rodzinne wycieczki i zwiedzać obrzeża miasta!

— Ryouta, ale my nie mamy na to czasu — wydusiłaś oglądając z szokiem paragon. — Czasami nie ma cię tygodniami, a moja praca również wymaga poświęceń nawet po godzinach! I... i czy ty zwariowałeś? Tyle pieniędzy za rowery?!

— Nie kupię czegoś co zaraz się zepsuje — mruknął pod nosem wyraźnie niezadowolony z twojej reakcji. — A [ImięCórki]cchi poparła mnie z tym pomysłem.

— Tak, ale ona ma pięć lat i wolno jej myśleć w ten sposób. A ty jesteś głową rodziny i... No jutro na obiad, wystawię ci chyba krzesło w garażu i każę po prostu napawać się widokiem twoich dzisiejszych zdobyczy.

— [Imię]cchi, nie uważasz, że trochę przesadzasz?

— Na szczęście rowery można zwrócić. Konfiskuję ten paragon, jutro to załatwię — oznajmiłaś, po czym wskazałaś palcem na najmniejszy z rowerków. — A teraz bierz [ImięCórki] do parku i naucz ją jeździć. Jej rower może zostać.

Może to jednak nie był dobry pomysł? Wrócili późno, kiedy się już porządnie ściemniło, a ty zbroiłaś się już w latarkę i płaszcz przeciwdeszczowy. Twoja córka wyglądała na zadowoloną i oznajmiła, że było nawet fajnie. Za to kiedy spojrzałaś na Ryoutę...

— Jak ty wyglądasz? Co ty masz we włosach? I na twarzy i...

— To było jak przeprawa przez pole minowe, [Imię]cchi — jęknął twój mąż, pozbywając się ubłoconych ubrań i wycierając nadmiar brudu z czoła i czupryny. — Nigdy więcej. Nie jestem w stanie za nią nadążyć! Teraz naprawdę cię podziwiam, bo ty opiekujesz się nią praktycznie cały czas!

Kuroko

To twój mąż pierwszy wpadł na ten pomysł i szybko go w tym poparłaś. Wiedziałaś, że nikt lepiej od Kuroko nie zna się na dzieciach i ufałaś mu w każdym calu. Podczas gdy ty zostałaś w domu, Kuroko wziął waszego synka na barana i wraz z jego małym rowerkiem udali się do parku, gdzie w bezpiecznym otoczeniu mały mógł nauczyć się jeździć.

— To jest kierownica, [ImięSyna]kun. Musisz ją trzymać w ten sposób, obiema rączkami to bardzo ważne.

— Tato... a jeżeli się przewrócę?

Kuroko spojrzał na niego z miłością i zmierzwił mu czuprynę. Jego syn tak bardzo przypominał mu samego siebie w dzieciństwie.

— Kiedy ja uczyłem się jeździć, też bałem się, że upadnę. Ale nie martw się, jestem cały czas przy tobie i będę pilnował aby nic ci się nie stało.

— Obiecujesz?

— Masz moje słowo, [ImięSyna]kun.

I to był idealny pokaz tego jak opiekować się swoim dzieckiem i jak uczyć go jeździć na rowerze. [Brawa dla tego pana poproooszę]

Midorima

Na początku uznał, że to głupota by to właśnie on miał nauczyć waszą córeczkę jeździć. Spojrzałaś na niego z niezrozumieniem, krzyżując ręce w buntowniczym geście na piersiach i zapytałaś o konkretny powód.

— Jest dziewczynką. To chyba oczywiste, że to ty powinnaś ją tego nauczyć, [Imię]!

No nic nie mogło cię bardziej tamtego dnia wkurzyć. Wiedziałaś jakim tsundere bywał twój mąż, ale czasem cię to po prostu przerastało. Robiąc mu krótką awanturę o tym, jakim beznadziejnym ojcem może być dla własnej córki, jeżeli nie będzie spędzał z nią wolnego czasu, przekonałaś go do swoich racji.

— Tatusiu..?

— Nie ruszaj się teraz, [ImięCórki].

— Tatusiu, ale naprawdę muszę to wszystko mieć na sobie?

— Cały czas. To dla twojego bezpieczeństwa.

— Ale to jest ciężkie...

Gdy z czystej ciekawości zajrzałaś do korytarza, pokręciłaś z niedowierzaniem głową. Oczywiście, że ochraniacze są ważne, ale wasza córka ledwie mogła się poruszać w tym całym kombinezonie i z tymi wszystkimi odblaskowymi ochraniaczami.

— Tatusiu, a to też jest mi potrzebne?

— Oczywiście. To twój szczęśliwy przedmiot dnia, dlatego nie zgub go i nie próbuj go zjadać!

Nie mogłaś się powstrzymać by się nie zaśmiać, gdy dostrzegłaś co Midorima dał twojej córce.

— A niby jak będzie jeździć rowerkiem z tym w rękach? No chyba nie myślisz, że będzie trzymać bochenek chleba w zębach, prawda?

Murasakibara

Normalnie szlag jasny cię trafił, gdy usłyszałaś kawałek dyskusji waszej córki z jej kochanym tatusiem.

— Poproś mamę, [ImięCórki]chin. To wszystko jest zbyt kłopotliwe...

— Co jest zbyt kłopotliwe? — wtrąciłaś się, zaciskając dłoń na wałku do ciasta. — Poświęcenie czasu swojemu jedynemu dziecku?

— [Imię]chin... — Murasakiara westchnął ciężko przyglądając się twojemu argumentowi, który trzymałaś w dłoniach. Nie mógł się doczekać obiadu na który przygotowywałaś gyozę, a teraz ma jeszcze narazić się na twój gniew? I to w chwili gdy dzierżysz tak niebezpieczną broń? — Ara, zajmuję podwójną porcję pierożków. Jak wrócę będę bardzo głodny.

Patrzyłaś jak odchodził, biorąc waszą wyraźnie uszczęśliwioną córeczkę na barana i westchnęłaś. Jak łatwo było nim czasem sterować.

Kagami

Gra w koszykówkę? Reguły tego sportu? Nawet wspólne zakupy w sklepach sportowych!

Ale zwykła pomoc w nauce jazdy na rowerku to już dla niego o jeden most za daleko. Kagami ciągle próbował ci wyjaśnić, że nie jest najlepszą osobą by nauczyć tak małe dziecko jeździć na rowerku.

— Myślałem, że no wiesz..! Że to z czasem jakoś samo przychodzi.

— Jazda na rowerze to umiejętność, którą się nabywa — wyjaśniłaś wykonując facepalm na swoim czole. — Nie rodzisz się z tą umiejętnością, ani nie zjawia się nagle ni z gruszki ni z pietruszki!

— A-ale...

— Słuchaj, trzymałeś naszego synka na rękach gdy się narodził. Nie będzie bardziej bezpieczny pod twoimi skrzydłami podczas zwykłej jazdy na rowerze, tak?

Kagami popatrzył na ciebie z ufnością, po czym westchnął ciężko. Udało ci się go przekonać gadką motywacyjną, ale w zanadrzu miałaś jeszcze małą manipulację, która działała za każdym razem. W końcu twojego męża zawsze bardzo dotykało to, gdy zarzucałaś , że coś jest dla niego po prostu za trudne.

Gdy chłopcy wrócili (znacznie później niż się spodziewałaś), obaj byli wilczo głodni, zmęczeni i... bardzo szczęśliwi. Oczy waszego synka praktycznie się świeciły gdy z zapartym tchem opowiadał ci o tym jak już po czwartym podejściu potrafił utrzymać równowagę bez bocznych kółek.

Najlepsze w tym wszystkim było to, że wspólnie spędzony czas, podrasował relacje ojciec-syn między twoimi mężczyznami.

Hanamiya 

— Makoto, proszę cię.

— Nawet nie ma mowy.

—Przecież to twoja córka!

— Twoja również i jakoś ci tego nie wypominam na każdym możliwym kroku.

— Bo to TY nie chcesz się nią opiekować!

Hanamiya popatrzył na ciebie wściekle znad gazety, po czym wycelował swoim palcem wskazującym między twoje oczy.

— Przypomnieć ci kto ostatnio musiał bawić się z nią w przyjęcie dla lalek? — syknął z jadem, na co ty uśmiechnęłaś się pod nosem na wspomnienie widoku miny twojego męża, gdy zajrzałaś do pokoju córki tamtego popołudnia. Żałowałaś, że musiałaś wyjść wtedy do pracy, bo miałaś ochotę wyciągnąć kamerę, albo aparat i uwiecznić tę przełomową chwilę. Hanamiya pijący z dziecięcej zastawy udawaną herbatę – no po prostu złoto.

— Mamo, tato! — I wtedy na scenę wparowała wasza mała gwiazda. Kropla w kroplę kopia swojego tatusia. Ta sama arogancka postawa, te samo groźne spojrzenie , a nawet identyczne brwi. — Nudzi mi się. Chcę iść na plac zabaw i nauczyć się jeździć na rowerze bez bocznych kółek!

Posłałaś Makoto wymowne spojrzenie, wyciągając ku córeczce rękę.

— Widzisz? Masz okazję znów spędzić trochę czasu z córką.

— Nudzi ci się, [ImięCórki]? Nie masz czasami jakiś lalek do zabawy w pokoju, czy coś? — parsknął niezadowolony Hanamiya, odkładając gazetę na bok i zwracając się przodem ku dziecku. Dziewczynka skrzyżowała rączki na piersi i zmarszczyła śmiesznie czółko.

— Wszystkie zakopałam w piaskownicy za domem — oznajmiła, mając przy tym bardzo poważną minę. — Wkurzały mnie ich radosne uśmiechy kiedy je torturowałam. Kto normalny śmieje się kiedy obcina mu się palce?

Obejrzałaś się powoli na Makoto, po czym odchrząknęłaś znacząco. Ten cholerny drań się uśmiechał... Musiał podrzucić jej ten pomysł kiedy wyszłaś wtedy z domu! Przecież to jasne jak słońce, tylko sprawiał przed tobą pozory, że grzecznie bawi się w picie herbatki.

— W tej chwili bierz ją na plac zabaw i lepiej spraw, żeby tym razem nie bawiła się w kata — wyrzuciłaś z siebie groźnie i zmrużyłaś na niego oczy. — Policzę się z tobą jak wrócicie.

Takao

To twój mąż przyniósł do domu piękny prezent dla waszego synka, twierdząc, że jest już wystarczająco duży by zacząć naukę jazdy na rowerku. Aż ci się ciepło na sercu zrobiło widząc jak mały się cieszył, a twój mąż podrzucał go do góry, powtarzając jak świetnie będą się razem bawić.

— Spójrz, te kółka zdejmiemy dopiero gdy opanujesz podstawy!

— Tato, a muszę mieć na głowie ten hełm?

— Pffft, to kask [ImięSyna]! I musisz go mieć, chroni twoją główkę przed urazami. Jakbyś spadł i uderzył się, mogłaby ci się stać krzywda — wyjaśnił Takao, po czym posadził chłopca na rowerku. Ten wyglądał jednak na spiętego, nawet nie złapał się kierownicy.

— Mogłaby mi się stać k-krzywda?

— Hej, ale ja cały czas będę przy tobie! — Takao uśmiechnął się do chłopca i zmierzwił mu włosy. No po prostu serce topniało jak ich obserwowałaś. — Złapię cię zanim upadniesz. Przysięgam!

Kasamatsu

Kiedy wasza córeczka poprosiła was o rowerek i powiedziała, że wszystkie jej koleżanki z podstawówki już potrafią jeździć, poczułaś się mentalnie źle, że zupełnie nie pomyślałaś o tym wcześniej. Spojrzałaś na swojego męża, który zamyślił się.

— [Imię]? — Oczywiście, że zwracał się z tym do ciebie. — Co o tym myślisz? Może... Może fakt, moglibyśmy kupić jej rower. Jest już dosyć duża.

— Zajmiesz się tym? Mam jeszcze dużo pracy, a ty masz dzisiaj wolne popołudnie— powiedziałaś i szybko ucałowałaś go w policzek zanim zdążył coś powiedzieć. Kasamatsu zaczerwienił się i kiwnął sztywno głową, obiecując, że się tym zajmie. Wasza córeczka podskakiwała w miejscu szczęśliwa, że dostanie to o co poprosiła.

Kiedy jednak wieczorem oboje wrócili do domu, nie wyglądała dłużej na taką zadowoloną. Gdy zapytałaś się o co chodzi, dziewczynka poskarżyła się, mówiąc, że tata ciągle jej na każdym kroku pilnował.

— Nie nauczę się jeździć, jak będzie mnie cały czas trzymał za rękę!

Nafuczała jeszcze na swojego tatę i zamknęła się w pokoju, podczas gdy ty czekałaś na wyjaśnienia od wyraźnie zmęczonego męża. Ten zmarszczył czoło, gdy zaczęłaś naciskać.

— N-no i co mam ci powiedzieć?! Jest moją małą córeczką, muszę ją chronić! Obiecałem to sobie, tobie i jej jak tylko ją urodziłaś i słowa dotrzymam!


[PapaAU!]GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy gubi wasze dziecko w supermarkecie!

Akashi

Miał już wzywać wszystkie służby policyjne, SWATY, FBI i Bóg wie jeszcze co. Nie wierzył w to co się dzieje, bo zaczął naprawdę powoli panikować. Czemu nigdzie nie było jego dziecka? Odwrócił się dosłownie tylko na chwilę i jego córka po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Przecież zawsze miał wszystko pod kontrolą! Przepychając się dość brutalnie przez tłum ludzi nawoływał imię malutkiej, aż usłyszał znajomy płacz. Ta ulga, której doznał w tamtym momencie... nie do opisania.

— [ImięCórki], nie będziemy o tym mówić mamie. Lepiej jej nie denerwować.

Aomine

Tylko na chwilę spuścił z niego swój wzrok. Ale ten mały zdawał się być sto razy sprytniejszy i szybszy od niego, co z czasem zaczynało go mocno irytować. Na Boga, przecież to sześciolatek! Jakim cudem jest szybszy od niego?

Aomine dałby sobie głowę urwać, że wydawało mu się jak cały czas trzymał go za rękę. Jakim cudem mu uciekł? Znalazł go kilka alejek wstecz, gdzie mały przykleił się do wystawy z... gazetkami erotycznymi. Chyba było w nim więcej jego genów, niż twoich. (Tato, a co to jest? - Eee takie urządzenie do masażu - Tato, a mama ma podobnego w szufladzie pod twoimi skarpetkami! - przepraszam, ale nie żałuję)

— Oi, kolego! Ani słowa mamie, bo oboje nas wytarga za uszy, jasne?! Jezu, gdzieś ty zawędrował... Gdyby twoja matka wiedziała, to by mi głowę przy samej dupie urwała.

Kise

Czy on naprawdę właśnie zgubił swoje dziecko? To brzmiało nie tyle co okropnie, ale jak o nim świadczyło? Poczuł jak nagle zaczęło mu się robić sucho w gardle, a dłonie zaczęły mu drżeć z przejęcia. Biegał jak opętany, szukając wokół siebie małej sylwetki dziecka o złotych warkoczach i błękitnej sukience z białym misiem w rękach. Krzycząc rozpaczliwie był bliski histerii, gdy jakaś starsza kobieta przyprowadziła mu jego zapłakane, przestraszone dziecko. Nie wierzył, że zostawił ją samą w dziale ogrodnictwa, między tymi wszystkimi, strasznymi urządzeniami...

— No dobrze, najważniejsze, że już wróciłaś do tatusia, [ImięCórki]cchi! N-nie mówmy o tym mamusi, dobrze?

Kuroko

Najpierw pomyślał, że musi być naprawdę okropnym ojcem i że chyba nie nadaje się na opiekuna przedszkola, skoro potrafi zgubić w pewnej chwili własne dziecko. Wtedy przeszło mu przez myśl, że być może ta sytuacja ma miejsce właśnie dlatego, że to jego syn. Czasem naprawdę ciężko go było dostrzec. Kiedy w końcu go znajduje w dziale z książkami, zaczytanego w jakąś bajkę z kolorowymi obrazkami, nie puszczał już ani na chwilę jego dłoni.

— [ImięSyna]kun, musimy się trzymać razem, dobrze? I nie wspominajmy mamie o tym małym wypadku. Niech to będzie nasz sekret.

Midorima

Najpierw idzie z nią ramię w ramię, potem przez chwilę rozmawia ze spotkanymi przypadkiem znajomymi z pracy i kiedy rusza dalej, jest już zupełnie sam. Wykrzykuje imię córki, obracając się dookoła w porywie nagłego zastrzyku adrenaliny. Przecież to mogło być porwanie! Albo nawet gorzej! Z chwilą gdy miał zamiar skontaktować się z ochroną, słyszy krzyk swojej córki, która z płaczem przytula się do jego nogi. Całe szczęście, jest cała i zdrowa!

— [ImięCórki], nie rób mi tego więcej, rozumiesz? I nie mów mamie, że cię na chwilę spuściłem z oka. Nie zgubiłem, tylko spuściłem z oka, nanodayo!

Murasakibara

Totalnie zdarzało mu się to często, ponieważ witryny wszystkich piekarń, cukierni czy zwykłych sklepów tak rozpraszały jego uwagę, że jego córka notorycznie gubiła się w tłumie. Będąc zapobiegliwą, zawsze przyklejałaś do wszystkich jej kurtek karteczkę z jej imieniem, nazwiskiem i numerem telefonu Murasakibary. Wszystko by dmuchać na zimne.

— Are, znów mi uciekłaś, [ImięCórki]chin... Ale nie mówmy o tym mamie. Znów będzie na mnie krzyczeć.

Kagami

Panika. 

Całkowity paraliż ciała, zimne poty, drżenie rąk i totalna panika. Co robić? Od czego zacząć poszukiwania? Pytał się kolejnej przechodzącej obok osoby czy nie widziała sześcioletniego chłopca w pobliżu, prócz tego od czasu do czasu nawołując jego imię. W końcu po bezowocnych poszukiwaniach, usłyszał informację nadaną przez mikrofon i odetchnął z ulgą. Dobrze, że wasz syn odziedziczył po tobie inteligencję i wiedział gdzie się zwrócić o pomoc.

— Rany, tata prawie dostał zawału, nie znikaj tak więcej! No i... No i lepiej żeby mama o tym nie wiedziała, dobra? Tak tylko mówię. (Pfft, boi się ciebie)

Hanamiya  

Z racji swojej spostrzegawczości dość prędko zorientował się, że zgubił w tłumie swoją córkę. W tamtej chwili odetchnął z ulgą.

— No i fajnie.

Odwrócił się i ruszył w stronę panelu informacji, aby nie latać jak głupi po supermarkecie i szukać dziewczynki w każdej alejce, tylko poprosił o pomoc fachowców i nadał ogłoszenie przez mikrofon. A co to niby on pierwszy zgubił swoje dziecko w markecie? Przynajmniej przez chwilę mógł cieszyć się ciszą, spokojem i samotnością. Kiedy tylko [ImięCórki] się znalazła, popatrzył na nią poirytowany, po czym przykleił kolorową nalepkę na kieszonkę jej kurteczki na której wypisał swój numer telefonu (dostał ją od gościa z ochrony, podobno dość często rodzice gubią dzieciaki w tym sklepie *ekhem*całepokoleniecudów*ekhem*).

— Twoja matka będzie spokojniejsza, a ja nie będę musiał specjalnie się wysilać w razie gdybyś znów się zgubiła. Zawsze ktoś cię znajdzie i do mnie zadzwoni, proste jak budowa cepa. 

Takao

— To niemożliwe — szeptał, rozglądając się dookoła gorączkowo. 

Jakim cudem wasz syn tak po prostu zniknął mu z oczu? A co z jego jastrzębim wzrokiem? To przez to, że się zaczyna starzeć, prawda? Nie, no, Takao po prostu wariował. Oczyma wyobraźni widział ciebie, która przytula waszego zapłakanego i przestraszonego synka, jednocześnie wrzeszcząc na niego za to, że spuścił go z oczu. Na szczęście znalazł go w dziale z zabawkami. Och, co za ulga, że tak dobrze znał waszego synka!

— [ImięSyna]! Nie rób mi tak więcej, martwiłem się, gdy tak zniknąłeś! Mama się o tym nie dowie, oj nie może się dowiedzieć. Nie chcesz chyba zostać bez tatusia, prawda?

Kasamatsu

Między cichymi przekleństwami, składał błagania do Boga, by wasza córeczka była cała i zdrowa i odnalazła się w jednej sekundzie. Był na siebie wściekły, że przez jedną, głupią sytuację, zgubił własne dziecko. (Piękna kobieta chciała wcisnąć mu do rąk ulotkę i Kasamatsu tak się zawstydził/zakręcił, że zupełnie zapomniał gdzie się znajduje, nie mówiąc o tym, że był razem z córką) Jak może teraz sobie zaufać? A gdy ty się dowiesz, pewnie więcej nie pozwolisz by wyszedł gdzieś z waszym dzieckiem we dwójkę. Nawet by się nie zdziwił gdybyś tak zarządziła, choć złamałoby mu to serce.

Nagle wykrzyknął imię dziewczynki i mocno ją do siebie przytulił, kiedy znalazł ją skuloną w alejce z pluszakami.

— Tata dawno się tak nie przestraszył, jak teraz! Już więcej nie puszczę twojej ręki, obiecuję [ImięCórki]! T-tylko nie mówmy o tym mamie. Tak będzie lepiej.


[PapaAU!]GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy wychodzi pierwszy raz z wózkiem na spacer i spotyka dawnych kolegów z drużyny!

Akashi

Miejsce:

Akashi z pewnością po prostu zabrałby córeczkę do ogrodu przy posiadłości, ale poza tym jakiś pobliski park też byłby nie najgorszym miejscem na spacer.

Spotkanie dawnych kolegów:

Usiadł na ławce, kiedy zorientował się, że jego córeczka zasnęła. Tak trudno było ją uśpić, chodził chyba godzinę po tym parku.

Otoczenie było spokojne, w pobliżu mały placyk zabaw, a w nim bawiące się dzieci i ich zabiegani rodzice. W takiej chwili mężczyzna dziękował sobie za zasłużony urlop, który sam sobie przydzielił. (Akashi sam sobie szefem)

Nagle z zamyśleń wyrwał go wrzask i ktoś wykrzyknął jego imię.

— Waaah, Akashi! To naprawdę ty?!

— Och? — Akashi tylko przez chwilę zdawał się wyglądać na zupełnie zaskoczonego, gdy rozpoznał dawne twarze. — Kotaro, Reo, Eikichi, Chichiro.

— Pewny siebie jak zawsze. Minęło tyle lat, a ty nic się nie zmieniłeś, Sei-chan! — powiedział z podziwem Mibuchi, spoglądając na twarz dawnego kapitana drużyny, jakby wyszukując najdrobniejszej zmarszczki, do której mógłby się przyczepić. Najdrobniejsza niedoskonałość...

— No prawie — wtrącił bezbarwnym i zobojętniałym tonem głosu Mayazumi i spojrzał wymownie na biały, elegancki wózek z wielkimi kółkami (jak cholera moje serce podbijają wózki w stylu retro). — Teraz jesteś ojcem.

— Owszem. Ja i [Imię] niedawno zostaliśmy rodzicami — oznajmił z dumą w głosie i zajrzał z delikatnym uśmiechem do wnętrza wózka. Jego dawni znajomi z liceum wymienili między sobą dziwne spojrzenia.

— Powinniśmy... gratulować? — zapytał głupio Nebuya, drapiąc się po odsłoniętym karku, na co Hayama wyskoczył do przodu, kołysząc się na boki z podekscytowania.

— Ne, ne jak ma na imię?! To chłopiec czy dziewczynka?! Ile ma lat?!

— To maleństwo pewnie nie ma jeszcze roku! Poza tym ogarnij się i przestań krzyczeć, zbudzisz je! — jęknął Mibuchi, przybierając pełen pożałowania wyraz twarzy. Kiedy odwrócił się w stronę czerwonowłosego westchnął. — To naprawdę wspaniałe usłyszeć, że tak dobrze ci się układa, Sei-chan. Oby tak już zostało.

— Tego jestem pewny — odparł Akashi i nagle posłał mordercze spojrzenie Hayamie, który, bardzo chcąc zajrzeć do wózka, uderzył w nie kolanem. Miłą atmosferę przerwał gwałtowny płacz dziecka. (minuta ciszy dla Hayamy)

Aomine

Miejsce:

Po Aomine można by się spodziewać wszystkiego chyba. Ale podejrzewam, że wybrałby coś spokojnego - jakąś cichą uliczkę. Gdzieś gdzie chodzi mało ludzi.

Spotkanie dawnych kolegów:

— Proszę, proszę, proszę... Kogo moje piękne oczy widzą. Przecież to Aomine Daiki.

— O Boże, tylko nie wy — jęknął przeciągle Aomine, mimo wszystko uśmiechając się jakoś nostalgicznie pod nosem. To już naprawdę tyle lat minęło? Czasem miał wrażenie jakby to była jedna chwila. — Dlaczego z wszystkich ludzi na świecie, musiałem dzisiaj spotkać akurat was?

— Oi, oi! Nie widzieliśmy się ponad dziesięć lat, a ty narzekasz? — Imayoshi nie zmienił się wiele, może prócz faktu, że się odrobinę postarzał. Wciąż nosił okulary i wciąż diabolicznie się uśmiechał. Aomine poczuł ciarki na plecach, gdy ten zajrzał do wnętrza wózka.

— Hej, hej zaraz! — Zasłonił wózek własnym ciałem, marszcząc czoło z irytacji. — Nie chcę żeby mój syn dorobił sobie przez ciebie koszmarów!

— Yare, yare, jakiś ty wrażliwy się zrobił przez to ojcostwo — odparł rozkładając ręce na boki. — Daj spokój. Jeśli chcesz wiedzieć też mam rodzinę i nikt nigdy nie nazwał mnie drugim Freddim Kruegerem.

— Nie mogę uwierzyć, że jakaś kobieta mogła powiedzieć ''tak'' przy ołtarzu, a potem jeszcze zgodziła się by urodzić tobie dziecko.  — Wyrzucił z siebie, powoli ogarniając się z szoku Wakamatsu, na co Aomine tsyknął i popatrzył na niego z furią. — No bo... Kto niby mógłby za niego chcieć wyjść?

— Coś ty powiedział?

— PRZEPRASZAM!

— O-Oi, Ryou! Nie mówiłem do ciebie..!

— Przepraszam, że go nie powstrzymałem! Przepraszam, że to powiedział! Przepraszam, że ciągle przepraszam! Przepraszam!

Imayoshi westchnął ciężko i pokręcił głową z niedowierzaniem. A to spotkanie mogłoby przejść o wiele gładziej i przyjemniej, gdyby Aomine nie był... no, Aomine.

Kise

Miejsce:

W zasadzie to może na placyk zabaw? Ojcowie często wybierają te miejsce na spacery z dziećmi. Nawet tymi mniejszymi w wózkach. To doprawdy uroczy widok. A skoro to Kise to... podwójnie uroczy widok.

Spotkanie dawnych kolegów:

Kise westchnął ciężko, gdy zaczęło mu powoli brakować pomysłów. Jego córka zaczęła płakać z chwilą, gdy wszedł w teren placu zabaw i mimo jego usilnych prób nie przestawała łkać i wypłakiwać sobie tych pięknych, złotych oczu.

— No już, już [ImięCórki]cchi. — Kise przytulił ją do siebie, rozsiadając się wygodniej na ławce i delikatnie zaczął poklepywać jej plecki, w myślach zupełnie panikując. — Co tatuś powinien zrobić żebyś przestała płakać, skarbie? Chcesz jeść? Jesteś śpiąca? Jest tutaj za głośno? Wracamy do domku..?

Zaczynał się zastanawiać nad kolejnymi wariantami, gdy zrozumiał, że wpatruje się cały czas w twarz pewnego mężczyzny, który... obserwował go od dłuższego czasu z wyraźnie zaszokowanym wyrazem twarzy.

— Przecież to jest... KASAMATSU SENPAI! — wykrzyknął i wolną ręką pomachał energicznie w jego stronę. Przeklął jednak w myślach, gdy zorientował się, że prawdopodobnie swoim wrzaskiem ogłuszył swoją córeczkę. — O Boże, przepraszam [ImięCórki]cchi!

— Oi, Kise. Jezu, to naprawdę ty?

Kise podniósł swoją głowę i poczuł tajemnicze ciepło rozlewające się w jego sercu. Toż to cały pierwszy skład drużyny z Kaijo i to w jej najlepszych latach. Aż się łezka kręci w oku.

— Chryste, jak ty trzymasz te dziecko? Daj.

Kise był tak sparaliżowany z nagromadzonych emocji, że nawet na chwilę się nie zawahał by przekazać zapłakaną córkę w ramiona dawnego kapitana drużyny. Moriyama zajrzał mu przez ramię i uśmiechnął się.

— Masz piękną córeczkę. Podobna do ciebie — stwierdził trzeźwo. — Będziesz miał kogo od niej odganiać gdy będzie nastolatką.

— WAAAH! MATWOJEOCZZZYKISEE!

— Zamknij się, bo ogłuchnie — parsknął Kasamatsu, kopiąc Hayakawę w łydkę dla opamiętania się. — Urodę może i odziedziczyła po tobie, ale mam nadzieję, że charakter po [Imię].

— Ugh, senpai. Też miło was widzieć — mruknął Kise i uśmiechnął się pod nosem, ogarniając ich wszystkich swoim roziskrzonym spojrzeniem. — Całkiem dobrze radzisz sobie z małymi dziećmi, Kasamatsu-senpai.

Kise okłamałby się gdyby stwierdził, że jest ojcem idealnym, podczas gdy obcy człowiek potrafił uspokoić jego płaczące dziecko, a on nie. To był lekki cios dla niego po prawdzie.

— Oczywiście, głąbie — rzucił Kasamatsu i ostrożnie przekazał śpiącą dziewczynkę w ramiona jej ojca. — Najpierw dwójka młodszych braci, kuzynostwo, a teraz jeszcze własne dziecko. Życie jest jednak czasem prawdziwą bajką, prawda?

Kuroko

Miejsce:

Jakaś spokojna alejka, w pobliżu cichy strumyk i drewniany mostek, a wokoło drzewa sakury. Piękny obrazek dopełnia Kuroko prowadzący dziecięcy wózek z uśmiechem na ustach i Nigou drepczący obok jego nogi z języczkiem na brodzie. (Omg wyobraziłam to sobie i to jest po prostu taki aww)

Spotkanie dawnych kolegów:

Na początku mężczyźni, którzy po latach postanowili się spotkać, przechadzali się alejką rozmawiając ze sobą o prowadzonym obecnie życiu, gdy dostrzegli samotnie stojący wózek na horyzoncie.

— Powinniśmy to gdzieś zgłosić? H-hej, słuchacie mnie?

— Och, Hyuuga, spójrz! Przecież to zupełne maleństwo.

— Nie dotykaj, jeszcze coś mu zrobisz!

— A gdzie jego rodzice? Chyba go nie porzucili, co nie?

— Nie wygaduj głupot, muszą gdzieś tutaj być..! Zaraz! — Mężczyzna w okularach spojrzał w stronę czerwonowłosego mężczyzny, który z wyraźnym terrorem wymalowanym na twarzy wdrapał się na pobliską ławkę. — Kagami, co ty wyrabiasz?

Hau, hau!

— Ghaa! Cho-Cholera, zabierzcie go ode mnie!

Riko pierwsza parsknęła śmiechem, gdy dostrzegła psa, skaczącego wesoło w pobliżu Kagamiego. Doprawdy, ten jego paniczny strach przed tymi zwierzętami był naprawdę rozbrajający.

— Ano. Przepraszam?

I to była ta chwila gdy wszyscy zawodnicy dawnego klubu koszykówki Seirin zamienili się w Kagamiego widzącego na swojej drodze psa. (nie wspominając o tym, że sam Kagami Taiga zwalił się z ławki)

— KUROKO?!

— Tak właściwie to moje dziecko i zaręczam was, że nie odszedłem od wózka dalej niż trzy metry, aby wyrzucić zużytą chusteczkę do śmietnika. Musieliście mnie nie zauważyć.

Hyuuga plasnął się dłonią w czoło, mamrocząc pod nosem coś o dawnych przyzwyczajeniach, podczas gdy Izuki najwyraźniej wyszukiwał się w tej całej sytuacji jakiegoś żartu. Kiyoshi poklepał przyjacielsko Kuroko po ramieniu i uśmiechnął się do niego ciepło.

— No proszę, jesteś tatą! Gratuluję!

— No już, Kuroko-kun, chwal się! To chłopiec, tak? — Riko rozklejała się nad wózkiem, podczas gdy Kagami biegał gdzieś w pobliżu starając się uciec Nigou, który się do niego przyczepił.

— Tak. Ma na imię [ImięSyna]kun i ma niecały rok. To pierwszy raz gdy wyszedłem z nim zupełnie sam na spacer.

— Wyglądasz na naprawdę szczęśliwego.

— Bo tak w rzeczywistości jest.

Midorima

Miejsce:

Najprawdopodobniej gdzieś blisko domu. Nieważne czy park, czy po prostu uliczka. W pobliżu jego domu, by w razie czego, mógł szybko dostać się do samochodu. Zapobiegliwy Shin-chan.

Spotkanie dawnych kolegów:

Midorima długo musiał się przekonywać by zdecydować się na samotny spacer z waszą córeczką. Kiedy jednak podjął w końcu decyzję, był przygotowany na każdą możliwą ewentualność. Mleko - jest! Smoczek - jest! Ulubiony kocyk - jest! Pampersy - są!

— Tylko spokojnie, nanodayo. — Uspokajał sam siebie pod nosem, coraz bardziej oddalając się od domu. — Masz wszystko pod kontrolą. Nic nie może pójść źle. Jest zupełnie dob-

— SHIN-CHAN?

Cholera w złą godzinę to wszystko wypowiedział, prawda?

Nie miał zamiaru konfrontować się z dawnym przyjacielem ze szkoły w taki dzień jak ten! Miał być perfekcyjny, tylko on i jego córeczka! Jak Takao się rozgada lub co gorsza zacznie się śmiać, maleńka się zbudzi, a wtedy automatycznie zacznie płakać!

— Że niby raki są pierwsze w rankingu, tak? — parsknął sam do siebie i przyspieszył kroku, pamiętając, żeby za żadne skarby świata się nie odwrócić. (jasne, że poczekał aż będzie najwyżej w rankingu by wyjść na spacerek z córeczką)

— Shin-chaaan, zaczekaj!

— Takao, prawdopodobnie słychać cię nawet w Grenlandii. Gdyby chciał z nami pogadać, zatrzymałby się.

Midorima przystanął i odwrócił się za siebie gwałtownie. Miał dobrą pamięć do twarzy i głosów, a to brzmiało zupełnie jak jego dawni senpai z Shuutoku. Wytrzeszczył oczy.

— Miyaji-san, Otsubo-san, Kimura-san...

— Oi! Shin-chan, bo się obrażę! — parsknął udawanym śmiechem Takao, gdy mężczyźni go dogonili i podali sobie dłonie na przywitanie. Takao aż zaniemówił z wrażenia, gdy usłyszał niewyraźne gaworzenie dochodzące z dziecięcego wózka.

— Jezus Maria... W całym moim życiu chyba nie doświadczyłem takiego szoku jak teraz! - wydusił z siebie, aż cofając się o krok. — TY MASZ DZIECKO!

Midorima sposępniał i poprawił okulary, jednocześnie mierząc dawnego przyjaciela krytycznym spojrzeniem.

— I co w tym niby dziwnego, nanodayo?

— PRZECIEŻ TY JESTEŚ OJCEM! Pfff, nie mów mi, że kupujesz swojemu dziecku te horoskopowe pierdoły, błagam, bo wtedy prawdopodobnie posikam się ze śmiechu!

— Kimura, mamy może ananasy? — wtrącił nieco zirytowany Miyaji, na co tamten uśmiechnął się zupełnie rozbrojony jego pytaniem.

— Wydaje mi się, że zostały po nich tylko licealne wspomnienia i sentyment.

Murasakibara

Miejsce:

Spacer do jakiejś kawiarni, cukierni, gdzie usiadłby na tarasie, na świeżym powietrzu, jedząc i jednocześnie pilnując swojego dziecka.

Spotkanie dawnych kolegów:

Murasakibara rozłożył się wygodnie na swoim krześle i pożerał kolejną kremówkę, wpatrując się w wielkie oczy swojej córeczki, która niedawno się zbudziła. To był doprawdy przeuroczy i zarazem dziwny obrazek : fioletowowłosy olbrzym, jedzący górę ciastek i maleńkie dzieciątko w wózku, które robiło na niego wielkie oczęta (jestem pewna że musiałaby mieć przynajmniej dwa-trzy latka, zanim pozwoliłabyś Murosiowi samemu się nią zaopiekować).

— Nie podzielę się. [Imię]chin powiedziała, że nie jesz takich rzeczy — mruknął i wydął wargi, gdy zrozumiał, że córka przez cały czas wodziła wzrokiem za ciastkami, które zjadał. — Nie wolno ci. Pijesz tylko mleko i jesz te mało smaczne papki ze słoiczków. (na pewno ich próbował) Ara, to jest dla twojego tatusia.

— ...

— Nie patrz tak na mnie [ImięCórki]chin, nie dam ci tego.

Pewnie ta cudowna wymiana zdań jeszcze by się ciągnęła, gdyby nie zjawiła się grupka mężczyzn, z których jeden rozpoznał Murasakibarę, wytrzeszczając na niego oczy.

— Atsushi?! Minęło tyle lat i...

— Muro-chin... Ore? To wy.

Murasakibara nie wyglądał na bardzo przejętego. Nie tak bardzo jak pierwszy skład klubu koszykówki liceum Yosen. Były kapitan i Fukui właśnie zbierali swoje szczęki z podłogi.

— Atsushi ty... To naprawdę twoje dziecko? — wydusił oniemiały Himuro, podchodząc do niego bliżej i uśmiechnął się czarująco do dziewczynki, która wyciągnęła do niego swoją rączkę. — Niesamowite. Jest do ciebie taka podobna!

— Nawet on znalazł sobie żonę i założył własną rodzinę!

— Okamura, nie rozpaczaj tylko zrób sobie w końcu operację plastyczną — mruknął zupełnie nie poruszony nagłym napadem depresji byłego kapitana drużyny, Wei Liu. (biedny Okamura, w końcu znajdziesz tą jedyną)

— Hej, zobaczcie! Himuro podbija serca dziewcząt w każdym wieku — wtrącił nagle Fukui i wskazał głową na czarnowłosego, który wziął wyraźnie szczęśliwą z tego powodu dziewczynkę w ramiona. Murasakibara nadął policzki.

— I tak jest dla ciebie za młoda, Muro-chin — mruknął i zabrał maleńką z jego rąk, przysuwając ją do siebie. — [ImięCórki]chin, jest tylko moja i [Imię]chin. Niczyja więcej.

Kagami

Miejsce:

Boisko koszykówki (Marli ogarnij się) Placyk zabaw, to jest to! Nic innego sensownego nie wpadłoby mu do głowy po prostu.

Spotkanie dawnych kolegów:

Kagami strasznie się stresował. Poprzedniej nocy prawie oka nie zmrużył no bo... O tyle, że od roku jest odpowiedzialny za tę małą istotkę, tak teraz jest zupełnie sam na placu boju! Drżącymi dłońmi wsadził chłopcu do ust smoczek i uśmiechnął się z ulgą, gdy przestał marudzić pod noskiem i zaczął jedynie się w niego wpatrywać swoimi wielkimi oczkami.

— Umm... no c-co? Powinienem coś do ciebie mówić, prawda? — powiedział głupio, czerwieniąc się lekko na policzkach i rozejrzał się na boki, jakby bojąc się, że ktoś mógłby go podsłuchiwać. Na szczęście każdy był zajęty sobą i swoimi pociechami. — Ymm... [Imię] mówiła, że lubisz jak się z tobą rozmawia, więc... Eee cześć?

— Jesteś w tym naprawdę beznadziejny, Kagami-kun.

Minęło parę sekund zanim Kagami zorientował się, że ktoś coś do niego powiedział. W jednej chwili wydarł się na cały głos i podskoczył na ławce, z przerażeniem orientując się, że ma towarzystwo.

— CO TO MA BYĆ?! — wrzasnął, wytrzeszczając oczy na Kuroko, który siedział dosłownie, ramię w ramię z nim. — NIE WYSKAKUJ JAK FILIP Z KONOPI!

— Nie wyskakuję — odparł z zupełnym spokojem. — Tak po prawdzie to ty się do mnie dosiadłeś. Ja cały czas tutaj siedziałem.

— Oi, przecież to Kagami!

— Kagami-kun! Przyszedłeś sam z wózkiem z dzieckiem! — wykrzyknęła Riko Aida i po chwili całe byłe Seirin zmaterializowało się tuż przed nim. —Twoja żona musi być bardzo odważna. W życiu bym cię samego z tak małym dzieckiem nie wypuściła z domu!

— Hej, spójrzcie! — Izuki pochylił się nad wózkiem i pomachał grzechotką przed chłopcem. — Ma jego brwi! Wdał się w tatusia!

— O-Oi...

— To niesamowite Kagami-kun. — Kuroko spojrzał na niego z zupełną powagą. — A więc naprawdę wydoroślałeś. Mimo wszystko wciąż sobie ciebie nie wyobrażam opiekującego się tak małym dzieckiem w samotności.

—Tch... Kuroko. Doskonale sobie radziłem zanim przyszliście! — odburknął, zarumieniony i wyraźnie zawstydzony, na co wszyscy się zaśmiali.

Hanamiya

Miejsce:

Wolałby udać się w miejsce, gdzie nie kręci się zbyt wiele ludzi. Może jakaś spokojna aleja? Na pewno nie plac zabaw. Chyba pękłaby mu głowa od nadmiaru krzyków i płaczu dzieciaków, których przyprowadzają tam dorośli.

Sytuacja:

— Dlaczego nie pamiętam jakim cudem dałem się jednak na to wszystko namówić, co [Imię]? — zapytał cicho samego siebie, kiedy zatrzymał wózek obok pustej ławki miejskiej. Przez chwilę wpatrywał się w dziecko bez większego zainteresowania, po czym nagle dziewczynka uniosła rączki ku górze i zaczęła nimi wywijać w jego kierunku.

Hanamiya uniósł lewą brew.

— No co? Czego ode mnie chcesz, smarku? — zapytał zajadliwie, obserwując nerwowe ruchy dziecka, które zaczęło wykopywać nóżkami kocyk. — Wyglądasz jak stary, pomarszczony kartofel. Nie wiem co takiego [Imię] i teściowa w tobie widzą, bo obie równie stuknięte nazywają cię swoją księżniczką.

Dziecko roześmiało się perliście, wciskając piąstkę do buzi i pokrywając ją obficie śliną. Hanamiya skrzywił się i sięgnął po opakowanie chusteczek.

— [Imię] jest co prawda zaślepiona tą całą miłością do ciebie, ale kochana teściowa to chyba powinna zmienić okulistę...

— Ej, to przecież Hanamiya! — Yamazaki pierwszy go wypatrzył zza drzew. — No Hanamiya, mówię wam!

— Skąd on wytrzasnął wózek z dzieckiem?

— Nie wiem, ukradł komuś?

Hanamiya zwinął zużytą chusteczkę w kulkę i wykonał perfekcyjny rzut do kosza, po czym zwrócił się w stronę nadchodzących starych znajomych z liceum. Trochę przytłoczyła go burzliwa przeszłość. Nastolatek bez zobowiązań, z pieniędzmi w kieszeni zapewnionymi przez rodziców, bez większego ciężaru odpowiedzialności na karku, samotny, przebiegły, niszczący życia swoich wrogów...

Rany, czasami naprawdę za tym wszystkim tęsknił.

— Ech, kogo ja widzę. — Pozwolił sobie na krzywy uśmiech, ignorując na chwilę gorączkowe nawoływanie córeczki z wózka. — Klub wiecznych prawiczków, co?

— Zabawne — odparował Seto i zaprezentował mu swoją dłoń z obrączką lśniącą na palcu. — Oni to być może, ale ja ułożyłem sobie życie.

— Pantofel — mruknął Furuhashi. — Zgromadzenie zgrzybiałych tatuśków. Żal mi was. Z uciążliwymi bachorami na głowie, żonami wyciągającymi kasę z portfela, kolejna nudna praca, bo rodzina i takie tam pierdoły... Nigdy bym nie pomyślał, że kto jak kto, ale ty pójdziesz na coś takiego, Hanamiya.

— Tsk, a co ty możesz niby wiedzieć o ojcostwie? Albo o rodzinie. — Zbulwersował się nagle Makoto i sięgnął do wózka, aby wziąć domagającej się jego uwagi córeczkę na ręce. — Widzisz ją? To MOJA córka. Moja i [Imię]. To będzie najmądrzejsze dziecko świata, zakoduj to sobie w tym pustym łbie. 

Takao

Miejsce:

Przeszedłby z wózkiem całe miasto i ani na chwilę jego usta by się nie zamknęły. Przegadałby calutką drogę z swoim synkiem. (choć ten odpowiadałby mu co najwyżej słabym gaworzeniem)

Spotkanie dawnych kolegów:

Takao gwizdał sobie spokojnie pod nosem, gdy zauważył, że prawdopodobnie uśpił swojego synka tą niekończącą się rozmową. Powoli zaczął się kierować w stronę domu, gdy zauważył coś, co na chwilę nie pozwoliło mu zrobić kroku.

— Przecież to... Rany, to niemożliwe! — mruknął do siebie i przyspieszył, ostrożnie pchając przed sobą wózek. Na pewno się nie mylił, a przynajmniej jego jastrzębi wzrok go nie oszukiwał. To były te same zielone włosy, które poznał w liceum. W dodatku wędrowały sobie w bardzo ciekawym towarzystwie, które również było mu dobrze znane. Normalnie był bliski wzruszenia, gdy przypomniały mu się młodzieńcze lata pełne beztroski i sportowej rywalizacji.

— Shin-chan..? — Pociągnął za rękaw koszuli tego mężczyzny, którego dogonił na światach przy przejściu dla pieszych.

— Przepraszam, ale my się znamy?

— Pfft! Nie udawaj, Shin-chan! — parsknął śmiechem, zupełnie rozpoznając już dawnego przyjaciela. Przecież jego duma pewnie nie pozwalała mu go pamiętać. Nic się nie zmienił. — Nie mów, że Miyaji-san i reszta to twój szczęśliwy przedmiot dnia, czy coś. Co to za spotkanie? I to beze mnie!

— Takao, nie było z tobą żadnego kontaktu — odparł nieco zaskoczony Otsubo, po czym uśmiechnął się gdy wskazał palcem na wózek. — To twoje?

— Nie, z wypożyczalni — rzucił, po czym wypiął klatkę piersiową z dumą. — Oczywiście, że moje! Ma na imię [ImięSyna]chan!

— Świetny kocyk. Czy to ananasy? — wtrącił Miyaji zaglądając śmielej do wózka, na co Takao zachichotał.

— Przypominał mi o najlepszych latach mojej młodości, nie mogłem się powstrzymać by go nie kupić! — rzucił wesoło, po czym spojrzał na Midorimę. — Ne, Shin-chan, może chcesz go potrzymać?

— Ani mi się waż, nanodayo — odparł, automatycznie cofając się krok za siebie. — Jeżeli jest taki jak ty, wolę trzymać się na bezpieczną odległość.

— Och, Shin-chan no fun!

Kasamatsu

Miejsce:

Na bank poszedłby do parku. Wiadomo natura, spokój, ławeczki, zielono, słonecznie, świeże powietrze.... Ach, dużo by wymieniać. Po prostu relaks dla obojga. I dla Kasamatsu i dla jego córeczki.

Spotkanie dawnych kolegów:

Właśnie zauważył, że dziewczynka zaczęła marudzić i kręcić się, rozkopując nóżkami kocyk i ciągle wypluwając swój smoczek. Zatrzymał się przy pobliskiej ławeczce i wziął ją na ręce, mówiąc pod nosem spokojnym tonem głosu zupełnie nieważne słówka.

— Nakarmimy cię, tak? Jesteś głodna, prawda? — mruczał pod nosem, jedną ręką wciąż ją do siebie przyciskając, a drugą przygotowując butelkę z mleczkiem. — Widzisz jak zadziałała na ciebie wycieczka z tatusiem? Nabrałaś apetytu.

— Kasamatsu-senpai?

— Huh?

Mężczyzna podniósł swój wzrok na grupkę mężczyzn, którzy zebrali się przed nim i zupełnie go zatkało. Ostatkiem sił się powstrzymał, by nie podnieść się gwałtownie z tej ławki i krzyknąć czegoś niecenzuralnego - był po prostu w takim głębokim szoku.

— Wow... To twoje dziecko, senpai?

— Ma różowe ubranko, więc zgaduję, że to ona — stwierdził Moriyama, kiwając z uwagą głową. — Kolejna ważna kobieta w twoim życiu, co?

— KASAMATSUSENPAAAIJESTATATĄ!

— Jezus Maria... Czy w ogóle wyszliście z liceum? — parsknął na wpół rozbawiony na w pół zezłoszczony Kasamatsu, patrząc kolejno na każdego z nich i jednocześnie karmiąc jeszcze swoją córeczkę. — Nic się nie zmieniliście. Ani z wyglądu, ani tym bardziej z zachowania...

— Senpai, to było niemiłe! — odparł pospiesznie Kise i wpatrzył się w dziewczynkę, którą trzymał kurczowo w ramionach Kasamatsu. — Jest śliczna i niesamowicie mi ciebie przypomina!

— Naprawdę?

— Tak samo śmiesznie marszczy czoło jak ty i wzdyma policzki!

— Ożeż ty... Masz szczęście, że trzymam dziecko, bo inaczej już bym cię skopał Kise Bakayaro!


Hejo, Marli jest tutaj!

Rozdział dwudziesty - jest! No ładnie Marli, naście się już skończyło, teraz idziemy już tylko w dół.

Do tych scenariuszy notorycznie słuchałam z jakiegoś pokręconego powodu Can't help falling in love Presleya, ale dzięki temu naprawdę przyjemnie mi się to pisało. (Polecam muzykę do tworzenia, naprawdę pomaga - chyba, że komuś przeszkadza w skupieniu, to wtedy nie xd)

To  dobry moment by napisać, że kolejne scenariusze podrzuciła mi droga Siviria. Dziękuję! 

Za wszelkie błędy przepraszam, pozdrawiam~


TEMATY DWUDZIESTEGO PIERWSZEGO ROZDZIAŁU:

GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy poznaje twojego ojca!

GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy twoja mama bardzo go lubi i jest nadopiekuńcza wobec niego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top