Rozdział Trzydziesty Drugi

Dzień dobry/ Dobry wieczór!

Na samym początku, chciałabym wam polecić dwie autorki, które od niedawna, zaczęły swoją przygodę ze scenariuszami z Kuroko no Basket! Jeżeli ktoś jeszcze nie zajrzał do flightless007 i Minyoo_Killer, to serdecznie do nich zapraszam!

Dziewczyny mają świetne, świeże pomysły i piszą naprawdę zajebiście!

Nie przedłużając, zapraszam już do czytania! Miłej lektury~


GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy spóźnia ci się okres!

< Poniżej – pół żartem, pół serio. Tak dla podkreślenia pewnych szczegółów – wcielacie się w albo licealistów (raczej trzecia klasa), albo młodych studentów. Jak to mam już w nawyku, nie dałam klarownej odpowiedzi, czy spóźniający się okres jest efektem ciąży czy nie ( no bo wiadomo, że czasami cykl lubi robić nas w chuja, dziewczyny). >

Akashi

Nocowałaś u niego w weekend, gdy jego ojciec wyjechał w interesach. Późnym wieczorem, po małych, łóżkowych igraszkach, kiedy leżeliście w ciszy pod ciepłą kołdrą i wpatrywaliście się w sufit, Akashi zwrócił twarz w twoim kierunku.

— Zanim coś powiesz Sei, chcę żebyś wiedział, że to przed chwilą było... WOW! To było niesamowite!

Ku twojemu wszelkiemu zaskoczeniu, nie uśmiechnął się na twoją pochwałę. Patrzył w twoje oczy w jakimś dziwnym napięciu i milczał. Wyglądał jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Powoli uśmiech znikał z twojej twarzy.

— Sei, nie podobało ci się?

— Chwila.

— Poważnie mnie martwisz, co jest?

— Powiedziałem zaczekaj chwilę, tak?

Przełknęłaś nerwowo ślinę, gdy zwrócił się do ciebie nieco ostrzejszym tonem głosu. Zupełnie nie rozumiałaś jego zachowania. Nagle usiadł na miękkim materacu, a śliska kołdra odsłoniła jego nagi tors, eksponując wszelkie umięśnienie jego wysportowanego ciała.

— Trzydzieści sześć dni.

Zmarszczyłaś czoło i również usiadłaś, chwytając go za dłoń i zmuszając by na ciebie spojrzał.

— O czym ty mówisz?

— Spóźniasz się ponad tydzień — odparł, na co ty zamarłaś. — Teraz zdałem sobie z tego sprawę, bo kiedy masz okres, robimy dwutygodniową przerwę, a właśnie przed chwilą uprawialiśmy seks cztery tygodnie z rzędu.

— Czasami mam nieregularną miesiączkę, to normalne — szepnęłaś i uśmiechnęłaś się nieśmiało pod nosem, całując go w policzek. — Poza tym od kiedy zaczęłam brać tabletki antykoncepcyjne cykl mi się rypnął. Nie mówiąc już o tym, że przytyłam.

Po minucie milczenia, Akashi wyglądał na zupełnie przekonanego.

— Fakt, to możliwe. — Kiwnął głową i przyjrzał się twojej twarzy. — Co to za mina?

— Nie zaprzeczyłeś kiedy powiedziałam, że przytyłam.

— [Imię], ty nie jesteś gruba.

Odgarnęłaś gwałtownie kołdrę, wstałaś z łóżka, pozbierałaś szybko swoją piżamę z posadzki i skierowałaś się do drzwi na korytarz, skąd wydarłaś się na niego tak, że zadrżały pobliskie szyby w oknach.

— TO STWIERDZENIE WCIĄŻ NIE WYKLUCZA FAKTU, ŻE OSTATNIO PRZYTYŁAM!

Akashi uśmiechnął się tylko do siebie.

— Jednak nie mamy się czym martwić. Okres najwyraźniej właśnie się jej zbliża.

Aomine

Kiedy czekałaś aż Aomine otworzy ci drzwi od swojego mieszkania, obgryzałaś paznokcie z nerwów i tupałaś nogą. Jeszcze nigdy nie miałaś podobnego problemu, a w połączeniu z ostatnim ''wypadkiem'', to wcale nie zapowiadało się dobrze.

— Yo, co się dzieje [Imię]? Gadałaś mi przez telefon jak nawiedzona coś o dniach tygodnia, że zupełnie nic nie skumałem.

— Jesteś sam? W domu? — zapytałaś, wciskając się do środka i zaczęłaś biegać po jego mieszkaniu, zaglądając do każdego pomieszczenia, aby wybadać teren. Aomine powoli zamknął za sobą drzwi i podrapał się po karku, ziewając. Kiedy stanęłaś naprzeciw niemu, podparłaś się pod boki i ściągnęłaś brwi w buntowniczym geście.

— Nic dziwnego, że nic nie załapałeś, skoro opierdalasz się od samego rana!

— Zluzuj, jest dopiero dwunasta...

— CZTERNASTA!

— No i dobra, ale nie musisz przez to krzyczeć! — odkrzyknął w twoim kierunku i przycupnął na schodach prowadzących na piętro. — Może i czternasta, ale w sobotę, więc jestem usprawiedliwiony.

— Spóźnia mi się okres — postanowiłaś dłużej tego nie przeciągać i wyłożyć kawę na ławę — Rozumiesz? Dotarło do ciebie, czy przynieść skrzynkę energetyków?

— O kurwa.

Parsknęłaś ironicznym śmiechem i okręciłaś się dookoła własnej osi. To było niczym wiadro z lodowatą wodą na jego głowę. Przyglądał się tobie zupełnie już wybudzony, z lekko rozchylonymi ustami i wytrzeszczonymi oczami.

— I co teraz zrobimy? — zapytał cicho, na co ty wzruszyłaś ramionami. — Poczekamy aż... wróci na swoje miejsce?

Kise

Siedziałaś na zamkniętej toalecie, trzymając w rękach paczkę podpasek i liczyłaś dni, denerwując się, że ciągle się gdzieś potykasz. Wychodził ci zbyt długi rachunek i zupełnie ci się to nie podobało. W tym zamyśleniu nie usłyszałaś kroków swojego chłopaka, który zatrzymał się przed drzwiami łazienki. Z głębokiej zadumy wyrwało cię pukanie do drzwi.

— [Imię]cchi? — Niemal upuściłaś pudełko z rąk na dźwięk jego głosu. —  Wszystko w porządku?

Kiedy nie odpowiadałaś, jeszcze ostatni raz podejmując próbę policzenia dni od ostatniej miesiączki pociągnął za klamkę. Drzwi były zamknięte na zasuwkę.

— Możesz odpowiedzieć cokolwiek? Martwię się. Jeżeli zjadłaś coś i ci zaszkodziło to...

— Czekaj chwilę!

Schowałaś pudełko do szafki i otworzyłaś mu drzwi. W myślach podjęłaś jedyną chyba słuszną decyzję tego dnia. Musisz z nim podzielić się swoimi wątpliwościami. Jest twoim partnerem, nie możesz ukrywać się po kątach mieszkania wiecznie.

— Jesteś blada — stwierdził trzeźwo Kise i dotknął twojego czoła. — Boli cię głowa? Masz migrenę? To te skoki ciśnienia, prawda?

— Nie — odpowiedziałaś słabym głosem, nagle bojąc się jego reakcji. Postanowiłaś podjąć wszelkie ryzyko. — Nie dostałam miesiączki.

Przez chwilę Kise wpatrywał się w twoje oczy bez widocznych zmian emocji na jego twarzy, jakby szukając żartu. Pa paru sekundach, najwyraźniej zaniepokoiła go twoja poważna mina. Rozchylił usta i położył dłonie na twoich ramionach.

— Ale ty chyba nie myślisz, że mogłabyś... [Imię]cchi, no co ty! — Kise roześmiał się nerwowo. —  To, że spóźnia ci się okres nie znaczy od razu, że jesteś w ciąży! Moim siostrom też czasami pojawia się po tygodniu czy dwóch!

— A więc możesz mi zagwarantować, że to nic wielkiego, tak? — zapytałaś pospiesznie, kiedy Kise już miał wyjść z łazienki, dalej się uśmiechając. Zatrzymał się w pół kroku i popatrzył na ciebie, tym razem zachowując powagę.

— No nie — odparł, a ty nabrałaś powietrza w płuca. — Ale taką gwarancję z pewnością otrzymasz od lekarza, [Imię]cchi. Jeżeli chcesz, pójdę z tobą, ale proszę, poczekajmy jeszcze parę dni.

Kuroko

Bujałaś się to w przód to w tył, nerwowo obgryzając paznokcie prawej dłoni. Siedziałaś w pół ciemnym salonie, wszystkie okiennice były pozasłaniane, a jedyny strumień światła dostający się do pokoju wiódł z korytarza.

Serce waliło ci w piersi jak oszalałe, a ty zastanawiałaś się nad tym co ze sobą zrobisz. Nawet nie chciałaś myśleć jak zachowają się twoi rodzice, jeżeli teza twoja i Kuroko się potwierdzi.

— [Imię]san, już jestem. — Usłyszałaś głos Kuroko, skrzypnięcie frontowych drzwi i charakterystyczny dźwięk towarzyszący każdemu psu chodzącemu po drewnianych panelach. — Przepraszam, że tak długo mi to zajęło, ale spotkałem w sklepie Momoi-san.

Naprężyłaś się jak struna.

— Chyba nie widziała co kupujesz, prawda?

— Nie wydaje mi się — Kuroko wszedł powoli do salonu, zdejmując z siebie zimową kurtkę. Nigou dreptał za nim wesoło merdając ogonem. — Bardzo chciała złożyć nam wizytę. Z jednej strony źle się czuję z tym, że musiałem jej odmówić...

— Niby czemu? Ostatnio wpada do nas regularnie! — parsknęłaś rozeźlona i chwyciłaś za pudełko, które z kieszeni kurtki wyciągnął twój chłopak. — Niech sobie w końcu znajdzie swoją sympatię i się od nas odpieprzy!

Kuroko zamarł, wpatrując się w ciebie z jakimś smutkiem. Nigou momentalnie podkulił ogon i wyszedł z pokoju, zostawiając was samych w zupełnej ciszy.

— Wiem, że się denerwujesz [Imię]san, ale proszę cię, nie wyżywaj się z tego powodu na Momoi-san — powiedział cicho. — Nic przecież złego nie zrobiła. A poza tym jest naszą przyjaciółką.

Przełknęłaś ślinę i czując w sobie lekkie poczucie winy, skinęłaś z wahaniem głową. Może bardziej przejęłabyś się swoim wybuchem, gdyby nie przedmiot, który trzymałaś i obracałaś w dłoniach. W pewnej chwili poczułaś dotyk Kuroko na swoich plecach. Spojrzałaś na niego szklistym wzrokiem.

— To pewnie pomyłka... Nie muszę wcale tego robić. Jutro dostanę okres i wszystko będzie jak dawniej. I od tej pory zaczniemy bardziej uważać, Tetsuya!

— Ja też w to wierzę, [Imię]san — stwierdził. — Ale powinniśmy się upewnić.

Midorima

— Spóźniam się.

— Ile dni?

— Nie jestem pewna. Powinnam dostać okres jakoś w poprzedni czwartek, albo piątek.

Powoli przerażał cię ten jego spokój, gdy sięgnął po telefon i zaczął w nim czegoś szukać. Nie widziałaś jego twarzy, bo był obrócony do ciebie tyłem. W dodatku zupełnie nic nie mówił. Tak naprawdę nie wiedziałaś co sobie myśli.

— Shin, co robisz? — zapytałaś ostrożnie i podeszłaś do niego, łapiąc go za rękę. Miał lekko zmarszczone czoło, najwyraźniej coś go zmartwiło.

— Jest w naszym szpitalu pewien dobry lekarz. Pamiętam, że zapisywałem jego numer...

— Shin, ja nie jestem w ciąży! — powiedziałaś stanowczo i szarpnęłaś go, zmuszając by na ciebie popatrzył. — Nie mogę być! Nie skończyłam studiów, rodzice dalej myślą, że mieszkam w akademiku z przyjaciółką, nawet nie mają pojęcia, że uprawiam seks!

— Czy ty zdajesz sobie sprawę w jak poważnej sytuacji się znajdujemy? — zapytał krytycznym tonem Midorima i wrócił do przeglądania swoich kontaktów. — Niczego nie jesteśmy pewni dopóki nie zbada cię lekarz, nanodayo.

— A-ale...

— Jeżeli to fałszywy alarm, a oboje mamy taką nadzieję... — Zaczął ciężko wzdychając. — To mam w sobie więcej szczęścia niż rozumu. Nigdy więcej nie zgodzę się na stosunek bez zabezpieczenia, bez względu na to jak bardzo będziesz nalegać!

Nadęłaś policzki niczym dziecko i skrzyżowałaś ręce na piersi.

— Jakoś nieszczególnie się wtedy opierałeś, wiesz?

— T-to zupełnie nie jest czas na takie dyskusje, [Imię]!

Murasakibara

Nie byłaś pewna, czy jest sens by mówić o twoich zmartwieniach Murasakibarze. Nie wydawało ci się jakoś, że pojmie wagę twojej niepewności, ale może chociaż wesprze na duchu dopóki sprawa się nie rozwiąże. Wciąż czekałaś na wynik testu.

— Hej... Atsushi?

— Hmm?

Powoli, na drżących z przejęcia nogach, weszłaś do kuchni i usiadłaś naprzeciwko niego przy stole. Uśmiechnęłaś się pod nosem, gdy zobaczyłaś jakie zajęcie sobie znalazł.

— Co robisz?

— Wieżę z czekoladowych pocky.

— Nawet wysoka.

Jakoś tak coraz ciężej było ci przejść do sedna sprawy. Wciąż był niczym duże dziecko, jak niby miałby zostać odpowiedzialnym rodzicem? Zwłaszcza, że wciąż byliście tylko uczniami liceum.

— Wiesz co? — Zaczęłaś cicho i chwyciłaś za jedno pocky, które wsadziłaś sobie do ust. Atsushi obdarzył cię takim spojrzeniem, jakbyś go właśnie obraziła. — Właśnie zrobiłam test ciążowy.

— Aha. — Tak jak myślałaś. Nie wyglądał na szczególnie przejętego. — I jaki ci wyszedł wynik, [Imię]chin?

— Wciąż czekam na rezultat — odparłaś i zmrużyłaś na niego oczy. — Ale ty wiesz, że jeżeli będzie pozytywny, to zostaniesz tatą, prawda?

Przez chwilę ciągle był zajęty swoim pocky, ale nagle jego wieża runęła i rozsypała się po całym stole. Niektóre pocky spadły na posadzkę i potoczyły się pod meble. Murasakibara patrzył na ciebie teraz zupełnie zaskoczony.

— Ale jak to? [Imię]chin, dlaczego?

Wzruszyłaś ramionami, starając się uspokoić.

— Bo... Bo producenci gumek zrobili nas w chuja, Atsu. Po prostu.

— Zmiażdżę ich za to.

— Brzmi nieźle. — Wzniosłaś kciuka w górę, mimo wszystko pokrzepiona. — Popieram twój pomysł.

Kagami

— Hej [Imię], wszystko okej?

— Yhym.

— Jakoś tak... Jesteś mało przekonująca, wiesz?

Westchnęłaś ciężko i podniosłaś się z sofy, po czym wdrapałaś się na jego kolana i wcisnęłaś twarz w zagłębienie jego szyi. Czując ciepło bijące z jego rozgrzanego ciała i ramion, które oplotły cię w pasie, poczułaś się bezpieczna.

Kagami niedawno wrócił z porannego biegu i zastał cię w tej samej pozycji na kanapie, w której cię zostawił. Skuloną i okrytą po uszy kocem.

— No dobra, gadaj co się dzieje?

— Ugh...

— Zdradziłaś mnie?

— TAIGA! — Automatycznie się wyprostowałaś i popatrzyłaś na niego z szokiem. — Jak możesz?!

— Przepraszam! — odparł pospiesznie, rumieniąc się wściekle na policzkach. — Chciałem ci jakoś pomóc i nie wiem... zmusić do mówienia! Ale i tak cholernie mi ulżyło.

— Mój problem to głupstwo, nie chcę ci tym zawracać głowy.

— Jeżeli to byłoby głupstwo, nie wyglądałabyś na tak załamaną — zauważył trafnie. — No już... ukradłaś coś?

— SKĄD TY BIERZESZ TE POMYSŁY?!

— NIE WIEM! CHCĘ TYLKO POMÓC!

— Spóźnia mi się okres! — wyjaśniłaś w końcu, a ręce opadły ci wzdłuż ciała. — To jest mój problem.

— O rany, a ja serio myślałem, że to coś poważnego...

— Taiga, to jest poważne — podkreśliłaś i poprawiłaś zwichrzone włosy. — Istnieje jakaś tam szansa, że mogę być w ciąży!

Kagami przez chwilę się zamyślił, przy czym śmiesznie zmarszczył czoło. Zdawało ci się, że wracał myślami do każdego razu gdy kończył i starał się przypomnieć, czy doszło wtedy do jakiegoś, małego wypadku. Po chwili pokręcił przecząco głową.

— Nie, to niemożliwe. Zawsze miałem prezerwatywę, a poza tym wychodziłem też na czas.

— Taa... zawsze.

Hanamiya

— Nienawidzę takich miejsc. Śmierdzi tu plastikiem i starymi ludźmi. 

— Makoto, proszę cię. Przestań.

— Po co w ogóle z tobą tutaj przyszedłem? I tak będę musiał zostać w poczekalni jak będzie cię badał. 

— Jako wsparcie duchowe, odpowiada ci to? Czy kompletnie masz już na mnie wywalone, bo być może mogę być z tobą w ciąży, i jedyne o czym myślisz to jak zgrabnie usunąć się z mojego życia? — syknęłaś tracąc i spokój ducha i cierpliwość, jaką zwykle posiadałaś w naprawdę dużej dawce względem swojego ukochanego chłopaka. 

Hanamiya popatrzył na ciebie uważnie i zrozumiał, że naprawdę znalazłaś się w zbyt stresującej dla ciebie sytuacji, aby było ci w tym momencie do śmiechu. Popatrzył na ciebie i trącił ramieniem, widząc, jak jest ci w tamtym momencie wyjątkowo ciężko.

— Ej, może i jestem dupkiem, dobra? Ale nawet ja mam swoje granice i nie zostawię cię tylko dlatego, że być może wpadliśmy — powiedział powoli i wyraźnie, starając się zmusić cię do nieustannego patrzenia mu w oczy. Tylko w ten sposób potrafiłaś wyczuć czy mówi prawdę, czy się z nią mija. Tym razem wiedziałaś, że nie kłamał. — Nie jestem gówniarzem, okej? Zostaniesz ze mną czy ci się to podoba czy nie, za głęboko w tym wszystkim siedzimy. 

Uśmiechnęłaś się delikatnie i ścisnęłaś jego dłoń, którą położył ci wcześniej na kolanie. Wyjątkowo ci na to pozwolił za co byłaś mu niewyobrażalnie wdzięczna. Naprawdę cieszyłaś się, że nie musiałaś sama siedzieć teraz w poczekalni do lekarza-ginekologa i choć wiedziałaś, że twój chłopak nie potowarzyszy ci przy badaniu, i tak było ci lżej na duchu.

— Dzięki, Makoto.

— Nie dziękuj, bo już mnie skręca od tego spijania sobie z dziubków. 

Takao

Siedzieliście na jego łóżku, w jego pokoju, oglądając śmieszne filmiki na youtubie. W pewnej chwili jego ojciec zapukał do pokoju, życząc wam miłej zabawy i informując, że wraz z jego mamą i młodszą siostrą przyjadą za niecałe dwie godziny.

Chyba właśnie na taki moment czekałaś.

— No to zostaliśmy sami, [Imię]chan! — zaświergotał wyraźnie zadowolony z takiego obrotu sprawy Kazunari i wychylił się jeszcze przez drzwi, nasłuchując, czy aby na pewno nikogo nie ma w domu. Przewróciłaś wymownie oczami, wyczuwając znajome podekscytowanie w jego głosie. —  Mamy dla siebie aż całe dwie godziny, dasz wiarę? W takim czasie można...

— Odrobić jutrzejsze zadanie domowe?

— Właś... zaraz, co? — Takao posłał ci spojrzenie pełne zdziwienia. — No nie żartuj, [Imię]chan! Hahahaha, wreszcie jesteśmy sami! Come on!

— Och, dobrze, że wspominasz o angielskim! Jest esej do napisania!

— Ale na następny wtorek, daj spokój — Takao objął cię w talii i odsunął twoje rozpuszczone włosy na jedną stronę szyi, by przyssać się do skóry. — Hmm? Dalej cię nie przekonałem?

— Wiesz co? — zaczęłaś cicho, po czym odsunęłaś go od siebie stanowczo i zmroziłaś groźnym spojrzeniem. — Właśnie przez takie zachowanie mamy teraz problem!

— Mamy... problem?

— Nie dostałam jeszcze miesiączki — powiedziałaś dobitnie uważnie obserwując jego reakcję. — Spóźniam się już tydzień z ogonkiem.

Takao przechylił lekko głowę na bok, zmarszczył nos i zamyślił się. Po chwili zaczął nerwowo chichotać, machając w twoim kierunku palcem wskazującym.

— Wrabiasz mnie, tak? To taki dowcip?

— A wyglądam jakbym żartowała?

— Trudno stwierdzić. Ty nie umiesz żartować... H-hej! [I-Imię]chan!

Chwyciłaś swoje rzeczy z oparcia krzesła, założyłaś plecak i skierowałaś się do wyjścia z pokoju. Kiedy twój chłopak zablokował ci drogę, podparłaś się rękoma pod boki.

— Wychodzę i wrócę, kiedy zaczniesz mnie traktować poważnie, Kazunari!

— Już, już, w tej chwili [Imię]chan! Usiądźmy i porozmawiajmy o tym, dobrze?

Kasamatsu

Wiedziałaś, że kto jak kto, ale twój chłopak potraktuje to bardzo poważnie.

I weźmie całą winę na siebie.

— Yukio, przestań — szepnęłaś, kiedy zaczął rozcierać palcami skronie, aby jakoś rozładować zdenerwowanie. — To nie jest z twojej winy. Wspólnie... eeto, straciliśmy wtedy ten jeden raz głowę, ale nic nie jest jeszcze pewne!

Kasamatsu nie wyglądał na ani trochę pocieszonego. Wziął głęboki oddech i spojrzał na ciebie marszcząc śmiesznie brwi.

— J-jak w ogóle liczy się te dni? Może się pomyliłaś, a-albo..!

— Powinnam dostać okres tydzień temu — powtórzyłaś po raz trzeci tego wieczora. — Wiem co mówię. Nie ma mowy o pomyłce.

— No to... co teraz zrobimy?

Tak właściwie, to sama nie potrafiłaś na ten moment odpowiedzieć sobie na te pytanie. Myślałaś, że będzie ci jakoś łatwiej, gdy zwierzysz mu się z tego zmartwienia, ale było chyba jeszcze gorzej. Kasamatsu wyglądał na totalnie załamanego.


GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy ktoś z jego drużyny nakrywa was w szatni!

< po prostu zaczęliście się całować, bo czemu nie (dobra, Takao jest wyjątkiem, ale to było silniejsze ode mnie, okej) i powoli sprawy zaczynają jakby zachodzić ku czemuś poważniejszemu >

Akashi

Siedziałaś na jego kolanach, coraz mocniej ściskając go w pasie swoimi nogami. Skupiałaś się na waszym niekończącym się pocałunku, który jak ci się zdawało, trwał już nieprzerwanie od dobrych pięciu minut. Twój chłopak, Akashi Seijuro siedział na ławce w szatni drużyny koszykówki Rakuzan. Niedawno skończył się trening i nikogo nie było już w pobliżu.

Sama nie byłaś pewna kto tak naprawdę zaczął te amory. Po prostu przebierający się Akashi, na ciele którego widziałaś strużki potu, pozostałego po wysiłku uwarunkowanego treningiem siłowym był zbyt apetyczny, żeby tak go zostawić samego. Rzuciłaś się na niego niczym kotka, a on zwyczajnie ci na to pozwolił. Może z góry to wszystko zaplanował? Znając jego, pewnie tak właśnie było.

— Mmhm... zaczekaj.

Złapałaś za jego dłoń, którą nagle wsunął ci pod podkoszulkę. Uniósł jedną brew w górę i przechylił delikatnie głowę na bok.

— Nie tego chcesz?

— To zupełnie nie tak, Sei — tłumaczyłaś, a dzikie rumieńce zabarwiły twoje policzki. — Po prostu... a co jeżeli ktoś nas nakryje?

— Ktoś nas nakryje? Niby kto?

— No ktokolwiek! — Brakowało ci cierpliwości, więc lekko się uniosłaś. — Choćby Hayama!

— Nie jest na tyle głupi by tutaj wchodzić, po tym jak kazałem wszystkim jak najszybciej stąd wyjść — oznajmił zupełnie opanowanym tonem, po czym uniósł cię lekko w ramionach i położył na wznak wzdłuż ławki, pochylając się ku twojej szyi, którą natychmiast obsypał pocałunkami. — Jakieś jeszcze argumenty przeciw zanim zejdę niżej? Masz pięć sekund, [Imię]...

— O rany! Prze-przepraszam Akashi, ale zapomniałem telefonu i tego... eee, sorry [Imię]!

Zdębiałaś zupełnie, a Akashi zamarł nad tobą, z dłonią wetkniętą pod twój stanik i lustrował swoim morderczym spojrzeniem Hayamę, uśmiechającego się głupawo w waszym kierunku. Plasnęłaś się cicho dłonią w czoło i westchnęłaś.

Czemu ty zawsze musisz mieć rację?

— Kotarou, czekaj.

Hayama zatrzymał się w półotwartych drzwiach, w chwili gdy miał właśnie uciec z jaskini lwa, zabrawszy swoją zgubę. Oj, nie wróżyłaś mu raczej niczego dobrego w tej sytuacji. A już na pewno, gdy Akashi poprosił cię o pięć minut przerwy i wyszedł razem z kolegą z drużyny na zewnątrz.

— Trzymaj się tam jakoś, Hayama-kun — szepnęłaś załamanym tonem i przetarłaś zmęczoną twarz dłońmi.

(ale tak serio, Hayama trzymaj się chłopie!)

Aomine

— Mmhm... poczekaj. Daiki czekaj, niech złapię oddech!

— Po co? — zapytał, uśmiechając się chciwie. — Uwielbiam kiedy nie możesz złapać tchu, gdy cię całuję.

Tsyknęłaś i z całej siły go od siebie odepchnęłaś, chcąc uwolnić się z jego uścisku. Nie miałaś z nim najmniejszych szans, nie kiedy był taki napalony. Przygwoździł cię całym swoim cielskiem do czyjejś szafki tak mocno, że zdawało ci się jak blaszane drzwiczki doznają wgniecenia. No po prostu świetnie, nie dość, że całujecie się w szatni sportowej to jeszcze niszczycie mienie szkolne.

— Mmmh..!

Poczułaś jak usta twojego chłopaka formują się w cwany uśmieszek, gdy nieprzerwanie cię całował, nawet nie pozwalając ci na jedno słowo. W pewnej chwili jego prawa dłoń zsunęła się niby niechcący na twoją pupę, a następnie wdarła się pod spódniczkę by schwycić za twój pośladek.

Podskoczyłaś lekko, nie spodziewając się po nim takiego ruchu i zaczerwieniłaś się wściekle, nie wierząc, że dalej się na to zgadzasz.

Ale to było takie podniecające i przyjemne. W każdej chwili mogliście także zostać nakryci, a to dodawało pikanterii. Mimo wszystko nawet nie brałaś pod uwagę takiej opcji. Chyba byś się spaliła ze wstydu...

— AOMINE, TY NIEWYŻYTA BAKTERIO!

Zszokowana nagłym krzykiem jego kolegi z drużyny, zebrałaś całą swoją siłę i odepchnęłaś go od siebie, na tyle mocno, że prawie wylądował na pobliskiej ławce. Do trzęsącego się ze złości Wakamatsu, dołączył po chwili kapitan, uśmiechający się w ten sam przerażający sposób jak zwykle.

— Yare, yare, dwa, gruchające ptaszki złapane w pułapkę. Sprytny lis ma was w garści. — powiedział, na co ty spuściłaś zawstydzony wzrok w czubki swoich butów. Aomine tsyknął.

— Niewiniątko się znalazło — parsknął i podniósł się na równe nogi, po czym objął cię w pasie i przyciągnął do siebie. — Powinniście dziękować mojej dziewczynie za to, że motywuje mnie do gry!

— Od początku wiedziałem, że twoje pojawianie się na czas w szatni przed meczem jest podejrzane.

— M-MOJA SZAFKA!

Jeżeli to było możliwe, zaczerwieniłaś się jeszcze mocniej na twarzy, kiedy Wakamatsu wytrzeszczył oczy na lekko wgniecione drzwiczki swojej szafki. Spojrzałaś krytycznym wzrokiem na Aomine, ale ten wyglądał jakby go to jedynie bawiło.

— ZEPSULIŚCIE MOJĄ SZAFKĘ! AOMINE, TY GNOJU, ZABIJĘ CIĘ ZA TO!

— Nie dramatyzuj, jest tylko lekko wgnieciona — Aomine dał ci klapsa w pupę i oboje skierowaliście się do wyjścia z szatni. — Wyklepiesz sobie i będzie jak nowa.

— KAPITANIE, CZY MOGĘ GO UDUSIĆ?

Kise

— Mhm, wreszcie w moich ramionach. Wreszcie na swoim miejscu.

— Ryouta, dusisz mnie!

— Staliście tam razem jak para i rozmawialiście sobie, a ja nie mogłem nic zrobić, [Imię]cchi!

Westchnęłaś ciężko i dałaś się porwać kolejnemu, mokremu pocałunkowi, przy czym wplotłaś swoje dłonie w jego miękkie, jeszcze wilgotne po prysznicu włosy. Mecz zakończył się już dawno, wygraną Kaijo oczywiście, a ty stałaś w pierwszym rzędzie kibicując swojej drużynie i przede wszystkim graczowi noszącemu numer siódmy na koszulce.

Jakoś tak się złożyło, że wpadłaś na swojego byłego, który nie chciał się od ciebie odczepić, ciągle zagadując cię jakimiś błahostkami. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Ryouta nie był w stanie zareagować, choć kilka razy przez myśl mu przeszło żeby rzucić w gościa piłką.

— Jaka znów para? — parsknęłaś, starając się delikatnie wyswobodzić z jego uścisku, ale ten stawał się coraz ciaśniejszy. — Próbowałam go zbyć, ale się przyczepił! Nie masz powodu by być zazdrosnym!

— Nie mam, mówisz...

— N-Nie tutaj — jęknęłaś, czując, że jeszcze chwila tych cudownych pocałunków i dasz się ponieść. — To wasza szatnia, jeżeli ktoś tutaj wejdzie!

— To będzie wiedział, że jesteś tylko moja, [Imię]cchi.

— Ugh, nienawidzę cię za to, Ryouta.

— A ja cię kocham.

Zamknęłaś oczy i zacisnęłaś lekko palce na jego rozpalonej skórze, po czym oplotłaś go gwałtownie nogami w pasie, a on chwycił cię za pośladki i skierował się w stronę pobliskiej ściany. Kiedy poczułaś zimny opór na swoich plecach, wiedziałaś, że nic już nie powstrzyma twojego chłopaka przed zmianą zdania. Całował cię tak zapamiętale i dotykał w miejscach, o których wcześniej nie myślałaś, że mógłby się odważyć. Rozchyliłaś usta i jęknęłaś miękko, po czym Kise przygryzł subtelnie dolną wargę twoich ust.

— Oi, Oi, OI!

W jednej sekundzie atmosfera uciekła szybem wentylacyjnym, a tobie odechciało się wszelkich amorów. Poza tym Kise prawie cię upuścił na podłogę, kiedy oberwał czymś w głowę od kapitana.

— Ka-Kasamatsu-senpai!

— C-CO TY SOBIE MYŚLISZ?! ŻE JESTEŚ U SIEBIE W DOMU?! — wrzasnął czerwony na twarzy jak pomidor Kasamatsu, po czym zmroził cię swoim wkurzonym spojrzeniem. — Nie wierzę, że mu na to pozwoliłaś, [Nazwisko]san!

(nie wierzę, że po sześciu poniższych scenariuszach, zrobisz to samo z swoją dziewczyną, Kasamatsu! W TEJ SAMEJ SZATNI! Shame on you!)

Kuroko

— Nie powinniśmy, [Imię]san.

— Czy to nie jest w tym najlepsze, Tetsuya? — zapytałaś cicho i uśmiechnęłaś się do niego szeroko, przy czym kontynuowałaś swoją wędrówkę lewą dłonią, po jego torsie. — Łamiemy zasady.

— Naprawdę chcesz się całować w naszej szatni?

— Mmm... Naprawdę.

— Tylko, że szatnia kojarzy mi się z przepoconymi ubraniami Kagamiego, marną kuchnią trenerki i głośnym kapitanem — odparł powoli, na co ty rozejrzałaś się dookoła. — To nie jest najlepsze miejsce.

Naburmuszyłaś się lekko i wydęłaś policzki niczym małe, obrażone dziecko. Twój chłopak nie podzielał twojego pomysłu, psuł atmosferę, którą próbowałaś zbudować i w dodatku traciliście czas na niepotrzebną rozmowę.

— Mówisz tak jakbyśmy mieli nie wiadomo co robić! — wydukałaś i usiadłaś mu okrakiem na kolana, kiedy uprzednio pchnęłaś go lekko na ławkę. — Tetsuya, jesteśmy tutaj sami, a ja potrzebuję teraz twojej bliskości.

— [Imię]san...

— Proszę?

Twoim szczenięcym oczkom nikt nie potrafił odmówić - z twoim chłopakiem na czele. Przekonawszy go, ujął dłońmi twoje policzki i zaczął muskać twoje usta swoimi wargami. Na początku bardzo nieśmiało, z czasem coraz odważniej. Kiedy swoją dłoń przeniósł na twoje udo, które zaczął masować, czasami zadzierając o kant spódnicy, skrzypnęły drzwi szatni.

— Huh? [Imię] co ty tu... K-KUROKO?!

Zupełnie cię sparaliżowało, gdy Kagami oraz reszta drużyny wtoczyli się do środka i znieruchomieli na wasz widok. Poczułaś jakby Kuroko kurczył się na swoim miejscu, chcąc najwyraźniej zniknąć z ich pola widzenia. Uśmiechnęłaś się z zakłopotaniem, na widok ich opadniętych szczęk.

— Eem, d-dacie nam minutkę?

Kapitan nie wyglądał na zadowolonego. Chyba właśnie skazałaś swojego chłopaka na dodatkowy, morderczy trening.

Midorima

To oczywiste, że go do tego zmusiłaś.

Przyszpiliłaś swojego chłopaka do drzwi szatni, łapiąc go w sumie w ostatniej chwili, bo gdy tylko zapytałaś czy możecie się pocałować, mruknął coś niewyraźnie pod nosem, że jesteś niedorzeczna, zaczerwienił się, poprawił okulary i chciał uciec.

— [I-IMIĘ]?!

— Mmh... tylko trochę —  mruknęłaś i splotłaś dłonie na jego karku, po czym zmusiłaś aby się pochylił. — Niżej.

Przez kilka długich sekund, całowałaś swojego chłopaka, ocierając swój język o jego własny i próbując go nakłonić do włączenia się do tejże zabawy. W pewnej chwili złapałaś jego wolną rękę i położyłaś na swojej talii. Biedny Midorima, wciąż nie był pewny co ma zrobić i jak powinien się zachować. Tak bardzo chciał cię odepchnąć i doprowadzić do porządku, ale... nie potrafił oszukać swojego ciała.

— No proszę, jednak ci się to podoba.

— Z-zamknij się, nanodayo! — parsknął i pociągnął cię w stronę ławek, gdzie usadowiliście się wygodniej i wróciliście do namiętnych pocałunków. Odrobinę przeszkadzały ci jego okulary, ale Midorima nigdy nie pozwalał ci ich zdejmować. A nie były mu przecież jakoś szczególnie potrzebne, bo zawsze zamykał oczy w czasie pocałunków.

Właśnie zaczął podejmować coraz śmielsze kroki, wciskając swoją prawą dłoń pod twoją bluzkę, gdy ktoś wszedł do środka. W tym samym momencie zostałaś brutalnie zepchnięta z jego kolan i wylądowałaś na podłodze, nie wierząc, że twój chłopak mógł zrobić coś takiego. Takao stojący w półotwartych drzwiach, jeszcze przez chwilę wpatrywał się w waszą dwójkę z zupełnym szokiem, po czym wybuchł głośnym, histerycznym śmiechem.

Kiedy ty zbierałaś się z podłogi i posłałaś Midorimie spojrzenie pełne wyrzutu, ten cały czas przyciskał swoją torbę sportową do krocza. To chyba nie był twój najlepszy pomysł.

— SHIN-CHAN, NIE WIERZĘ! AHAHAHAH, NIE WIERZĘ W TO CO ZOBACZYŁEM!

— Nic nie widziałeś, Bakao — burknął, czerwieniąc się wściekle na policzkach. — [Imię] po prostu spadła z ławki.

— SHIN, TY DRANIU!

— NIE UMIESZ KŁAMAĆ, SHIN-CHAN! MAM JASTRZĘBI WZROK! AHAHAHAHA PRZYŁAPANI! CZEMU NIE MIAŁEM TELEFONU PRZY SOBIE?!

Murasakibara

Tylko sobie to wyobraź, jak wygodnie jest siedzieć na kolanach swojego chłopaka i dzielić się jednym pocky. Byliście sami w szatni, tak blisko siebie jak nigdy, zrodziła się z tego naprawdę cudna atmosfera, a gdzieś z tyłu twojej głowy migała mała, kolorowa lampeczka, która przyspieszyła bicie twojego serca.

''Jeszcze chwila i będziemy robić coś nieprzyzwoitego! I to w szatni! ''

— Ne, [Imię]chin, jesteś cała czerwona na twarzy. — Zauważył trafnie lekko niewyraźnym tonem głosu Murasakibara, kiedy wasze usta dzieliły może dwa centymetry czekoladowego pocky. — Może powinnaś się poddać?

— Nigdy!

— Tch! Te pocky jest moje — warknął i zmarszczył poirytowany czoło, jeszcze dając ci ostatnią szansę i czekając aż odpuścisz. Nie miałaś takiego zamiaru rzecz jasna. — Sama tego chciałaś!

Wyczułaś moment gdy mocniej rozchylił usta, najwyraźniej chcąc zabrać całą resztę słodyczy dla siebie i zaatakowałaś równocześnie w wyniku czego, pocałowaliście się. To był wyjątkowo słodki, czekoladowy pocałunek i pewnie dlatego, Murasakibara się w niego tak zaangażował. Przysunęłaś się do niego bliżej i wczepiłaś palce w rozpuszczone, fioletowe włosy chłopaka. Wielkie dłonie Murasakibary znalazły sobie w tym czasie dość wygodne miejsce u dołu twoich pleców. Kiedy uniosłaś nogi ponad ławkę aby opleść nimi swojego ukochanego w pasie, strąciłaś niechcący otwarte opakowanie żelków na posadzkę. Ku twojemu zdziwieniu, Murasakibara jedynie drgnął na dźwięk szelestu paczki, ale nie odrzucił cię.

Chciałaś krzyczeć z radości. Byłaś dla niego tak ważna jak słodycze. A nawet bardziej!

— Ojć... Atsushi, [Imię]chan. Nie wiedziałem, że jesteście... zajęci.

Nie dałaś rady odpowiednio zareagować na wtargnięcie do szatni Himuro i reszty drużyny, bo Murasakibara wciąż cię do siebie przytulał. Najwyraźniej niewiele go obchodziło czy ktoś was zobaczy, czy nie.

— MURASAKIBARA, OPANUJ SWOJE ŻĄDZE CHOCIAŻ PRZY SWOICH STARSZYCH KOLEGACH!

— Po prostu dajmy im pięć minut. — Uspokoił Fukui'a Himuro i uśmiechnął się z zakłopotaniem do reszty. — Zaczekajmy przed szatnią, co? Kapitanie, wszystko w porządku? Czy to łzy?

— To takie niesprawiedliwe! — jęknął załamanym tonem głosu Okamura i klęknął w progu, kryjąc twarz w dłoniach. — Jeszcze nigdy nie pocałowała mnie żadna dziewczyna, a on po prostu się z jedną obściskuje! I TO W NASZEJ SZATNI!

— O mój Boże, oni to robią obok mojej szafki... 

— To brzmi niewłaściwie, kiedy mówisz to w taki sposób.

Kagami

Cóż to był za pocałunek!

Poczułaś jak robi ci się gorąco. Sposób w jaki Kagami cię dotykał, całował i jeszcze patrzył. To pierwszy raz gdy nie mieliście zamkniętych oczu i dodawało to porządnej szczypty pikanterii. Kagami posyłał ci tak wygłodniałe spojrzenia, jakby był prawdziwym zwierzem uwolnionym chwilę wcześniej z klatki.

Rany, jak ci się to podobało.

— Mhm.

— Pocałunek na szczęście, huh? — wydyszał ciężko i złapał cię za nogę w zgięciu kolana, po czym przycisnął cię mocniej do siebie. Staliście oparci o szafki, jego drzwiczki były jeszcze otwarte, ponieważ złapałaś go kiedy akurat się przebierał. — Podoba mi się taki amulet, [Imię].

— Jestem pewna, że dzisiaj wygracie ten mecz, Taiga.

— Jeżeli obiecasz podobny pocałunek jako nagrodę, to zwycięstwo mamy już zagwarantowane.

— Lubię kiedy jesteś taki pewny siebie... Aaah!

Zadrżałaś kiedy zassał ci skórę na szyi i zamknęłaś oczy, delektując się cudnym mrowieniem w miejscu na ciele poddawanym pieszczotom.

— Oi, nie za dobrze wam dzieciaki?

Kagami właśnie w tamtym momencie zachłysnął się własną śliną, ale nie to było najbardziej niepokojące. On po prostu w jednej sekundzie wepchnął cię do swojej otwartej szafki i zamknął w środku.

— Ka-kapitanie, ja tu nic n-nie tego! — wyjąkał niewyraźnie, uśmiechając się z zakłopotaniem i przyciskając plecy do drzwiczek swojej szafki. Miałaś ochotę go za to zamordować, mając nadzieję, że sama jakoś przetrwasz, bo powoli brakowało ci powietrza. Przepocone koszulki twojego chłopaka jak i jego buty na zmianę czy skarpetki, nie zachęcały cię specjalnie do nakłonienia swoich płuc do pracy.

— Przestań małpować, Bakagami i ruszaj na halę. Mecz się za chwilę zacznie.

— J-już! Senpai!

— Nie sądzę by [Nazwisko]san, zasłużyła sobie na te tortury, Kagami-kun. Wypuść ją z swojej szafki, proszę.

— KUROKO! SKĄD TY SIĘ TUTAJ WZIĄŁEŚ?!

— Tak po prawdzie byłem tutaj cały czas, po prostu mnie nie zauważyliście.

— TY CHOLERNY ZBOCZEŃCU!

— Chciałem wyjść, ale kapitan mnie uprzedził.

(ktoś mi kiedyś w komentarzu napisał Tetsu-Zboczetsu i mi się teraz przypomniało)

Hanamiya 

— Jak to jest całować się z samym trenerem drużyny Kirisaki Daiichi w szatni, hmm?

— Och, Makoto. — Westchnęłaś i oplotłaś swojego chłopaka jeszcze mocniej w pasie. Na swojej szyi czułaś jego gorące pocałunki, a czasami przyjemne mrowienie kiedy zagryzał ci skórę zębami. Mruknęłaś z przyjemności, czując jak wzdłuż kręgosłupa przechodzi ci przyjemny dreszcz. Było ci tak dobrze, że aż brakowało ci do tego słów. 

Obściskiwaliście się tuż przy jego szafce, siedząc razem ławeczce i żadnemu z was dwojga nawet nie wpadło do głowy, że możecie zostać przez kogoś nakryci. Ty myślałaś, że wszyscy zawinęli się już do domu, a Hanamiya miał właściwie głęboko gdzieś czy zostaniecie przyłapani czy nie. 

No i tak też się stało, gdy drzwi się otworzyły i do środka weszli Kentaro i Hara. 

— Cholera jasna! — Przejęłaś się najbardziej z całej waszej czwórki i zeskoczyłaś swojemu chłopakowi z kolan, natychmiast poprawiając spódniczkę, która lekko się zadarła. 

— Co jest, nie umiecie pukać? — warknął Hanamiya lekko zirytowany faktem, że ktoś mu przerwał w tak przyjemnym momencie. Balon z gumy, który nadmuchał Hara pękł, oblepiając mu pół twarzy. — Wynocha mi stąd, bo jak widać jesteśmy w trakcie razem z [Imię]. 

— Sorry, Hanamiya — Powiedział nieco zachrypniętym tonem Kentaro, przeskakując lekko rozbawionym spojrzeniem to z twojej osoby, to z kapitana. — Nie wiedzieliśmy. Mogłeś tabliczkę wywiesić czy coś...

— Coś ty powiedział? — zapytał szybko Hanamiya, wysyłając mu ostrzegawcze spojrzenie, po czym obaj nieproszeni goście się zamknęli i szybko wypadli z szatni. — Umrą na jutrzejszym treningu. Będą się czołgać po tym cholernym parkiecie i błagać żebym ukrócił ich cierpienia. 

Takao

— Oi, [Imię]chan, już wychodzisz?

— Um... w końcu się chcesz przebrać, prawda? Twój kapitan mówił, że za pięć minut chce cię widzieć na hali, na rozgrzewce — mruknęłaś, a na twoje policzki wpłynęły rumieńce. — Poczekam na ciebie na korytarzu.

— Nie musisz, ani trochę mnie nie zawstydzasz!

— A-ale...

— To co powiesz na darmowy, mini-striptiz, huh? — podpytał cię, szczerząc się jakoś dziwnie w twoją stronę. Najwyraźniej bardzo podobał mu się fakt, jak bardzo cię zawstydza w tamtym momencie. — Całkiem nieźle się ruszam, nieskromnie mówiąc.

Nie mogąc z siebie wydusić ani słowa, po prostu stałaś tuż obok drzwi szatni niczym sparaliżowana i obserwowałaś, jak ściągał z siebie szkolny mundurek. Przez cały czas miał przylepiony do twarzy nęcący uśmieszek i nie odrywał od ciebie wzroku. Był podczas swojego małego przedstawienia tak uwodzicielski i kuszący, że niemal zapomniałaś jak się oddycha.

W pewnej chwili, obrócił się do ciebie tyłem i zaprezentował ciekawy napis na szarych bokserkach, kręcąc przy tym biodrami.

— TAKAO, MY NA CIEBIE CZEKAMY, A TY ODWALASZ TU TAKIE CYRKI?!

— M-Miyaji-san! — Wreszcie mógł wskoczyć na twoje miejsce i samemu się zawstydzić. — Hahaha c-czemu nie słyszałem jak wchodzisz, senpai?

— MOŻE DLATEGO, ŻE BYŁEŚ ZBYT ZAJĘTY KRĘCENIEM TYŁKIEM PRZED BIEDNĄ I PRZERAŻONĄ [IMIĘ]?! — Kontynuował swoje wrzaski Mijayji Kiyoshi, podczas gdy Takao bił rekord w najszybszym wciskaniu się w strój sportowy. — [Imię], czy on cię do tego zmusza? Przysięgam, że za to odpowie! Kimura dzisiaj zapomniał, ale jutro na pewno przyniesie do szkoły tego cholernego ananasa!

Kasamatsu

— [I-Imię] nie... P-po prostu nie!

— Mmm, ale dlaczego? Jesteśmy przecież tutaj sami, tak? — zapytałaś niewinnym tonem głosu i przywarłaś mocniej do jego klatki piersiowej. — Brakowało mi tego, ostatnio nic tylko treningi, albo nauka, kapitanie.

— Tch... Ktoś może tutaj wejść, głąbie.

— I co z tego?

— J-jestem kapitanem drużyny, oni mają mnie szanować, a nie robić sobie ze mnie żarty!

— Żarty? Z ciebie? — Przeniosłaś dłonie na jego umięśnione ramiona i lekko ścisnęłaś, na co ten przełknął nerwowo ślinę. — Nie odważyliby się żartować z swojego senpaia. Jesteś taki twardy, Yukio.

Istotnie, mięśnie miał ze stali.

Ale drobna aluzja i dziwne, tajemnicze skojarzenie przechyliło szalę twojego zwycięstwa, gdy z męczeńskim jękiem, zaatakował twoje usta. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie Kise. Przeklęłaś go w duchu, bo zwykle spóźniał się na treningi z powodu swoich obowiązków modela, ale akurat tego dnia musiał przyjść oczywiście wcześniej.

— Ops! Przepraszam, przepraszam! — Zaśmiał się nerwowo, podczas gdy ty przyłożyłaś dłoń do czoła swojego chłopaka, bojąc się, że w sekundę dostał gorączki. — Nie myślałem, że senpai może być taki drapieżny. I żeby robić w szatni, mrau! Gdy tylko Moriyama-senpai to usłyszy, nie uwierzy mi!

Po tych słowach Kise zniknął za drzwiami, a ty miałaś nadzieję, że Kasamatsu pozbiera się w końcu do kupy i nie będziesz musiała wybijać tego numeru na pogotowie.

On chyba przestał oddychać.


Hejo, Marli jest tutaj!

Dziękuję wam za wsparcie komentarzowo-gwiazdkowe! Postaram się wziąć w garść i napisać prędko kolejny rozdział, choć wolę nie składać już żadnych obietnic. Mam zamiar przebrnąć do trzydziestu pięciu scenariuszy i wrzucić rozdział specjalny. Może być taki deal? Będę was informować na bieżąco.

Za wszelkie błędy przepraszam, pozdrawiam~


TEMAT/Y TRZYDZIESTEGO TRZECIEGO ROZDZIAŁU:

GoM + Kagami + Hanamiya + Takao + Kasamatsu, gdy jego rodzeństwo/koledzy z drużyny robią mu pranka!

[ potrzebuję więcej uroczych braci Kasamatsu i wrednej siostrzyczki Midorimy, okej ]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top