Rozdział 7: Mówią że Anioły są grzeczne... nie wierz w to tylko uciekaj!

- No proszę, proszę kogo my tu mamy? Córka dementora i syn Voldemorta, którzy rozwalili ścianę. Tylko po co? Co chcieliście tym osiągnąć?- oschły głos Rosaline Parkinson pojawił się w naszych uszach kiedy tylko weszliśmy wraz z gryfonami do domitorium Slytherinu.

Poza córką Pansy Parkinson w pomieszczeniu znajdowała się jeszcze trójka ślizgonów.

Syn i córka Blaise'a Zabini, przyjaciela ojca Scorpius'a - Zacary i Kelayla Zabini oraz nieznany nam pierwszoroczny.

- A za wami jak widzę banda gryfonów. Jak wam w ogóle nie wstyd zadawać się z nimi? Jakim prawem wpuszczacie ich do naszego domitorium? Jakim...

- Skończyłaś już pusty łbie?- przerwała ostro Angel, na co wszyscy obecni spojrzeli na gryfonkę.

- Jak Ty mnie nazwałaś?- zapytała groźnie Parkinson, na co Angel skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.

- Co ty ogłuchłaś? No nareszcie dawać mi tu alkohol, świętujemy.- powiedziała z wrednym uśmiechem Angel, na co ja i Scorpius spojrzeliśmy na siebie z miną mówiącą " Zaraz będzie potrzebna Pani Pomfrey".

- Uważaj na słowa...

- O nie, Parkinson to Ty uważaj na słowa. Nie pozwolę Ci poniewierać moim przyjaciółmi. Jestem nazywana dzieckiem bliźniaków Weasley. Uwierz mi nie chcesz by na twoją gębę spadło coś co sprawi że sylikonowe cycki ci wypadną, a makijaż zniknie. - powiedziała chłodnym i pewnym siebie głosem, podchodząc do córki Pansy.

Dziewczyna widząc że gryfonka podchodzi do niej zaczęła się powoli cofać. Nie cofnęła się daleko, ponieważ dotknęła ściany. Kiedy Angel się zatrzymała na przeciwko ślizgonki, Parkinson zgryzła wargę.

- A wtedy uwierz mi. Nie chcesz nie chcesz się przekonać do czego jestem zdolna. Mam świadka.- powiedziała oschle Angel, pokazując palcem na Albusa.

- Do teraz mam koszmary.- mruknął chłopak na co ja zmarszczyłem brwi.

Chyba nie chce wiedzieć o co chodzi.

Parkinson była przerażona i to kompletnie. Była blada i nie była w stanie nic powiedzieć. Zupełnie jakby gryfonka zabrała jej całą pewność siebie.

Rosaline nic nie powiedziała. Powoli i ostroznie wtulona w ścianę skierowała się w stronę swojego domitorium.

- Bez obrazy, Angel... Ale twoje imię nie jest trafione.- powiedział nie pewnie Scorpius, na co dziewczyna zaśmiała się.

- Ta wiem. - powiedziała nastolatka, po chwili odwracając się w naszym kierunku, następnie dodając.

- To co robimy?

- Zmieniamy Ci imię na Zajebisty Demon?- zaproponował Albus.

- Zajebistość to moje drugie imię.- powiedziała gryfonka dumnie.

- A nie Bluberry?- spytał się Malfoy, na co Angel spojrzała na niego złowrogo.

- Siedź cicho Malfoy, kompletnie nie czaisz tematyki rozmowy.- powiedziała Angel, na co ślizgon zaśmiał się.

- Może zagramy w szachy? - zaproponował po krótkiej chwili Albus, na co ja, Angel i Scorp kiwnęliśmy twierdząco głowami.

- Ja niestety odpadam. Muszę załatwić jedną ważną rzecz. Do zobaczenia.- powiedział gryfon po czym opuścił nasze domitorium zostawiając naszą grupę w pokoju wspólnym.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top