Rozdział 36: Wypadałoby w końcu porozmawiać o dziurach...

Pov.Scar

- Co to kurwa było? - zapytał Albus kiedy wielki, ogromny huk rosprysł się białym światłem.

Lada moment księżyc miał stanąć w całkowitej czerwieni, a ja nie byłam w stanie walczyć przez okropny ból wywołany blizną Catariny. Wraz z ciotką Potter'a oraz ojcem mojego strażnika uciekliśmy do gabinetu mojego przodka. Z początku potrafiłam posłusznie siedzieć według planu Blake'a i wysłuchiwać się w pojedyncze uderzenia walki. Nawet próbowałam liczyć ile padło uderzeń, jednak darowałam sobie po piętnastu. Dopiero biały huk sprawił iż nie licząc się z bólem próbowałam opuścić gabinet Merlina.

- Musimy pomóc przyjaciołom. - powiedziałam próbując otworzyć zamknięty przez panią Weasley-Granger gabinet.

- Scar nie będziesz w stanie walczyć. - powiedział Albus, który złapał mnie za rękę ciągnąc z dala od drzwi.

- Kurwa Albus nie interesuję mnie to! On tam jest! - próbowałam wyszarpać rękę, którą Potter mocno zaciskał.

W tamtym momencie podziwiałam Hermionę i Dracona. Stali i wpatrywali się w nas bez namiętnego wyrazu twarzy i wyczekiwali. Nie wątpię w to że byli przerażeni. Ich bliscy również walczyli na dziedzińcu, a oni musieli pilnować małolaty przez którą całe to zamieszanie. Nie komentowali naszych przekleństw, ponieważ one dosłownie opisywały wszystko co działo się w naszych umysłach.

- Wiem że on tam jest! Sam jestem przerażony na myśl że stało się coś Angel, ale kurwa na miłość boską Scarlett nie pomożemy im jeśli nie będziesz w stanie zawalczyć z mumią na sterydach! - wykrzyczał Albus, a w jego oczach dostrzegłam załamanie.

Odetchnęłam czując jak łzy spływają mi po policzkach. Albus poluzował uścisk widząc moje łzy, po czym przysunął mnie do siebie zatrzymując mnie w mocnym uścisku. Zaczęłam szlochać czując bezradność. Byłam jak lalka rzucona w kąt, porzucona. Chciałam coś pomóc, a nie byłam w stanie.

Byłam słaba...

- Alohomora! - krzyk białowłosej uwielbiającej jedzenie oraz kreatywnej dilerki z naszej paczki rozległ się za drzwiami gabinetu.

Odwróciliśmy się w kierunku drzwi, które po chwili otworzyły się ukazując białowłosą w towarzystwie starszych gryfonów oraz ślizgona o blond włosach. Rzuciłam się natychmiast w jego kierunku łącząc nasze usta w mocnym pocałunku kompletnie ignorując wszystkich w pomieszczeniu. On żył i tylko to się dla mnie liczyło.

- Mamy maleńką zmianę planów – powiedziała Angel, kiedy niechętnie odsunęliśmy się od siebie.

Uniosłam brew słysząc słowa białowłosej, po czym spojrzałam na towarzyszy dziewczyny nawet nie komentując ich wyglądu niczym z horroru.

- Evelyne straciła przytomność, a Blake również zaraz opadnie z sił. - powiedziała Sasha, chwilę później dodając.

- Catarina rośnie w siłę z coraz to większym zaczerwienieniem księżyca. Już nie odwleczemy, nieuniknionego. Scar musi zmierzyć się z Cateriną.

- W takim razie jaki jest znowu plan? Co proponujesz, Sash? - zapytał Albus przytulając białowłosą, podczas gdy Hermiona i Draco podeszli do naszej grupy.

- Nie dasz rady jej zabić – stwierdziła kobieta, po chwili dodając.

- Ale może nie będziesz musiała.

- Co proponujesz, Granger? - zapytał pan Malfoy krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Może wystarczy ją uwięzić. Pozbawić mocy? Coś chyba jest możliwe...

Podczas, gdy przyjaciółka pana Potter'a podawała różne pomysły wstrzymania śmierci czarownicy, spojrzałam z błyskiem na moich towarzyszy. Oni doskonale wiedzieli co mam na myśli i nawet ojciec Scorpius'a domyślił się naszej cichej konwersacji.

- Masz pomysł młoda? - na pytanie mężczyzny, Hermiona spojrzała w moim kierunku.

Uśmiechnęłam się kiwając głową, po czym włożyłam dłoń do kieszeni spodni. A żeby było pewne że mam...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top