Rozdział 33 Caterina, niezwykle niebezpieczna świnia...
Pomimo wielu opisów Baltazara nigdy nie byłam w stanie w pełni wyobrazić sobie postaci zabójczyni Merlina. Jedyne co przychodziło mi niezwykle łatwo to blizna, która łączyła mnie z kobietą. Faktycznie była w tym samym miejscu co moja i mogłaby zostać nazwana kopią, jednak prawda była okrutniejsza, ponieważ wpatrywałam się oryginał swojego przekleństwa.
Catarina wyglądała niezwykle młodo. Przypominała z wyglądu zwykłą dziewiętnastolatkę, chociaż jej prawdziwy wiek pozostawał wiele do życzenia. Wiem że była starsza od ciotki o dwa lata i rówieśniczyła wiekiem mojemu krewniakowi. Jednak ciekawi mnie czy zaskoczyłaby wyglądem swoich byłych przyjaciół?
Catarinie nie wyglądała już jak w wizji. Jej włosy zmieniły się w loki i przybrały koloru krwi, zaś oczy zaczerniły się do tego stopnia iż nie byłam w stanie ujrzeć białek jej oczu. Ubrana w piękną fioletową suknie niczym z średniowiecznej bajki jak księżniczka, była uczennica Merlina sunęła przy granicy z barierą po czarnej mgle.
W jednej dłoni trzymała różdżkę, zaś w drugiej dłoni tworzyła kulę w kolorze mgły. Zapewne to nimi próbowała zniszczyć barierę profesora.
- Wreszcie Cię widzę potomku Merlina. - powiedziała z nienaturalnym, okropnym uśmiechem czarownica.
- Długo kazałaś mi na siebie czekać.
- Scorpius zabierz Scarlett. Już – poleciła Sasha wyciągając swoją różdżkę.
Bariera Blake'a co prawda dalej stała, ale nie było pewne ile zostało nam jeszcze czasu. Dlatego również byliśmy zmuszeni odwlekać wszystko co się da, aż do momentu przybycia nauczyciela.
Scorpius nie zdążył nawet zrobić kroku w moją stronę kiedy poczułam okropny, piekący ból w miejscu blizny. Krzyknęłam głośno padając na kolana, dłonią łapiąc się w miejsce bólu. Chwilę później zdałam sobie sprawę iż nie krzyczę sama. Scorpius również złapał się niczym lustrzane odbicie w miejsce mojej blizny na swoim policzku i padł obok mnie na kolana.
- Cholera jasna – syknął Albus podbiegając do nas z Angel, podczas gdy Sasha i Kriss wyciągnęli różdżki w kierunku Cateriny.
Czarownica po raz kolejny przywaliła z całej siły w barierę profesora, a przy tym uderzeniu poczułam wibrację. Pomimo bólu spojrzeliśmy z Scorpem w kierunku naszych towarzyszy.
- Bariera zaraz padnie, a oni nie dadzą radę iść. - warknął Kriss zerkając na Sashę, która w milczeniu analizowała wszystko.
- Nie damy rady ich przenieść.
- Nie będziecie już musieli. - głos Blake'a niczym zbawienie zjawiło się w najbardziej potwornym przez nas momencie.
Spojrzeliśmy w kierunku dźwięku. Blake niczym bohater wtargnął na dziedziniec zamku, a zanim jak gwardia królewska stąpali inni. Nie byli nam obcy.
Evelyne, Malfoy'owie, Potter'owie, Weasley'owie, co nie którzy nauczyciele Hogwartu z McGonagall oraz Hagridem na czele. Było ich wielu i wielu z nich już miało doświadczenie z okrutną sprawą jaką wymawiała w sobie wojna. Byli ci, którzy walczyli w bitwie z Voldemortem i wygrali.
Wygrali, ale niestety po raz kolejny zmuszeni zostali do wojny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top