Rozdział 31 Jak na sprawdzianie... przejebane...

 Ból po upadku chyba zdarzył się każdemu kto podróżował świstoklikiem. Zwłaszcza nowicjuszom. Sama do nich należałam i nikt nie był zaskoczony kiedy finalnie upadłam na metalowe kafelki twarzą w ich cudownym kierunku.

- Żyjesz? - powiedział zmartwiony Scorp pomagając mi podnieść się.

- Nienawidzę tego – westchnęłam podnosząc się na równe nogi, aby po chwili rozejrzeć się po nowym otoczeniu.

- Gdzie jesteśmy?

- W zamku Merlina, dokładniej na dziedzińcu jedno zdanie Blake, a sprawiło że omal nie dostałam zawału.

Zamek nie wyglądał na zaniedbany przez czas. Piękny, idealnie przycięty żywopłot wykazywał iż pomimo biegu lat ktoś opiekował się tym miejscem. Podobnie jak Hogwart nie przypominał w żadnym stopniu miejsca krwawej rzezi.

- Jak? - tylko tyle udało mi się wykrztusić widząc piękno miejsca gdzie wieki temu rozległa się tragedia.

- Po śmierci Merlina jego pomocnicy sami z siebie zaczęli dbać o piękno tego miejsca. Wedle mojej teorii może ojciec im przepowiedział przed śmiercią że jego krew tutaj powróci. Oni zaś wpoili swojej krwi dbanie o ten teren. - wyjaśnił Blake kierując się w kierunku schodów.

Podążając za moim krewnym wspinaliśmy się po schodach i oglądaliśmy piękno zamku Merlina. Chyba nikt nie wierzył że on istnieje, a nawet nie liczni którzy wierzyli zapewne myślą że zostały po nim gruzy.

Weszliśmy do komnaty, która wyglądała jak odzwierciedlenie gabinetu McGonagall. Jedyne co wyróżniało to miejsce to wielkość oraz portrety, a nawet również liczebność ksiąg i wielki teleskop w kierunku nieba.

Blake natychmiast podszedł do teleskopu, po czym przeglądając przez jego oko zaklął głośno. Nie zapowiadało to niczego dobrego.

- Catarina próbowała przyspieszyć czas pełni. - powiedział mężczyzna podchodząc szybko i zdecydowanie do brzozowej szafy.

- Mamy dwa dni do walki.

- Dwa dni?! No zajebiście od pełni do pełni, coś jeszcze? - warknął niezbyt zadowolony Kriss, chociaż nie dziwiłam się.

Jeśli to co mówił Blake było prawdą to jedna noc tak naprawdę mogła trwać więcej. Niczym jak w cholernej mugolskiej bajce „Śpiącej Królewny" przespaliśmy czas, który mógł nam pomóc w walce z morderczynią Merlina.

- W takim razie co teraz? - zapytałam wujka, który ostrożnie wyciągnął z odmętów szafy pudełko, przypominające wielkością starą pozytywkę.

- Teraz jedyne co mogę to was uzbroić i liczyć na to że Catarina nie spróbuję znów przyspieszyć czasu. - westchnął nauczyciel otwierając pudełko.

Czułam w duchu że Blake wiedział że nadzieja umrze z momentem w, którym Caterina stawi się w posiadłości Merlina. Mimo to jednak w tym momencie nadzieja mogła być naszym zbawieniem. Profesor ostrożnie podawał nam zawinięte elegancko chusteczki. Ostrożnie odwinęłam zawartość i dostrzegłam piękny wisiorek z wyrytym symbolem smoka. Spojrzałam po towarzyszach.

Sasha otrzymała bransoletkę z pięknymi wyrytymi liśćmi, zaś Angel kolczyki w kolorze bieli w kształcie gwiazd. Chłopcy otrzymali sygnety, które jedynie różniły się kolorami oraz grawerem. Kriss, posiadał czerwony z wilkiem, Albus zielony z liściem, a Malfoy czarny z wyrytym herbem swojego domu. Zaskoczeni spojrzeliśmy na Blake, który doskonale domyślał się pytania odnośnie sygnetu mojego strażnika.

- Jako że twój przodek był zaufanym przyjacielem Merlina, otrzymał od niego ten sygnet. Wedle jego woli miał go otrzymać jego następca. - wytłumaczył spokojnie Blake, podczas gdy my zakładaliśmy błyskotki na ręce.

- Dzięki nim będziecie w stanie czarować bez posiadania różdżek. W ten sposób możecie mieć przewagę, ale nie możecie ich zdjąć ani dać sobie odebrać. Wystarczy tylko ich noszenie, a wszystko powinno wyjść naturalnie.

- Coś jeszcze musimy wiedzieć zanim będziemy skazani na walkę z szurniętą babą? - zapytała Angel krzyżując ręce na piersi, przez co profesor zagryzł wargę.

Wyglądał jakby analizował wszystko co powiedział. I to nie dzisiaj, a w ostatnim czasie naszej nauki poza murami Hogwartu.

- Kiedy znajdziecie się w pobliżu sekretnego przejścia, bądź miejsca ukrytego przed oczami magii. Amulety zaczną wibrować. - powiedział Blake, po chwili dodając.

- Teraz to wszystko. Muszę w tym momencie jednak was opuścić, Catarina się zbliża.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top