Rozdział 24: Scorpius! Przestań mierzyć w łazience z Albusem różdżki!

Kiedy profesor eliksirów zaczął odpowiadać na nasze pytania nie sądziliśmy że dowiemy się tylu rzeczy.

Słowo daje świadomość tego iż w moich żyłach płynie krew jednego z najpotężniejszych czarodziejów była czymś czego nie spodziewałam się w żadnym wypadku.

Chociaż jednak bardziej zaskoczyło mnie to że Scorpius został nazwany przez profesora eliksirów "Strażnikiem Merlina".

Tak to było właśnie najbardziej szokujące.

Wszyscy dosłownie wpatrywaliśmy się w pierworodnego Draco Malfoy'a, który sam był w nie mniejszym szoku.

- Co proszę? Ja strażnikiem Merlina? - zapytał po dłuższej chwili Scorpius.

- Tak. Ród Malfoy'ów był jednym z sojuszników Merlina pomimo jego poglądów na temat czystości krwi. Strażnikiem samego Merlina był sam Sprout Malfoy, który zmarł chroniąc na prośbę Merlina jego ciężarną córkę. W chwili kiedy umierał Malfoy, Merlin do niego przyszedł. Na łożu śmierci Sprout I tata poprzysięgli sobie że ich rodziny zawsze będą się strzec, a Strażnik z rodu Malfoy'ów pomoże potomkowi Merlina obalić Caterinę. Dwa dni po śmierci Sprout'a, Caterina zamordowała Merlina.- odpowiedział Blake, a w jego oczach widać było smutek na wzmiankę o śmierci ojca.

Widać że mimo kary jaką otrzymał bardzo go kochał I szanował, jednak nie mógł przecież obwiniać się za to pokochał uczennicę Merlina.

- Ciekawe czy Merlin i Sprout spodziewaliby się że tak się zaprzyjaźnią- mruknął oparty o fotel Albus, który chwilę później syknął łapiąc się za kostkę u nogi I spadając na podłoge.

- Angel za co to?

- Tak profilaktycznie kochanie, tak profilaktycznie.- odparła przekręcając oczami gryfonka, której wzrok powędrował na Blake'a.

- Czyli na Scar poluję jakaś psychiczna babeczka, którą wystawił facet dla przyjaciółki? A Scorpius to co jej pitbull ochronny? To szalone zostawić osieroconą dziewczynę samą bez ochrony zwłaszcza że ktoś poluje na nią, a jako małe dziecko blizny nie zakryje...

- Kto Ci powiedział panno White że Scarlett pozostała bez ochrony?- zapytał nauczuciel pierwszy raz wypowiadając moje imię zupełnie jakbym nie była jego uczennicą.

Angel uniosła zdziwiona brew jakby wyczekując kontynuacji odpowiedzi profesora.

- Kiedy ojciec obdarzył mnie karą długiego życia nie tylko mi wydał taki wyrok. Moja ukochana, jego uczennica Evelyne również otrzymała ten sam los. W przeciwieństwie do mnie jednak ona wyjechała wraz z Annelise i jej mężem, aby chronić ich dziecko oraz ich potomków. Przez ten czas pisaliśmy do siebie listy aż kontakt urwał się szesnaście lat temu. W ostatnim liście mówiła że opiekuję się ciężarną żoną zmarłego potomka naszej krwi i że ciąża jest zagrożona. Teraz jednak rozumiem dlaczego ucichła.- przerwał na moment czarodziej spoglądając na mnie przez co ja sama również nabrałam pewności co do słów mężczyzny.

- Twoja matka zmarła kilka dni po twoich narodzinach, lecz nie byłaś sama. Evelyne dopilnowała tego.

W tym momencie dosłownie mnie przytkało. Wychowywała mnie sama uczennica Merlina, przeklęta za miłość kochanka mojego profesora eliksirów i zmuszona do ochrony mej krwi kobieta, która jeszcze pięć lat temu poszła ze mną na pokątną wybierać różdżkę oraz uczyła mnie pierwszych zaklęć i latania na Nimbusie 2000 z czasów kiedy w Hogwarcie uczył się ojciec Albusa.

Westchnęłam opierając się głową o ramie ślizgona czując jak natłok informacji rozpiera mi czaszkę. Cholera za dużo tego...

- Myślę że Scarlett musi odpocząc. Trochę za dużo informacji jak na jeden dzień.- powiedział spokojnie ślizgon biorąc jedną dłoń pod kolana, zaś drugą pod plecy.

Nim zorientowałam się co się dzieje poczułam jak Malfoy unosi mnie I wstaje z swojego miejsca. Nie miałam siły się tym razem sprzeciwiać, więc po prostu pozwoliłam się nieść zamykając oczy.

Pov.Angel

- Między nimi coś jest?- zapytał pan Malfoy kiedy tylko jego syn wyniósł padniętą Scarlett z salonu.

- I tak i nie. Teoretycznie miłości sobie nie wyznali, ale śliną się wymienili I sypiają ze sobą grzecznie niczym aniołki.

- A praktycznie to już zbieramy kasę na wesele, bo to może się tylko tak skończyć.- dokończył rozbawiony Albus wciąż siedząc na podłodze.

- A Angel prawdopodbnie już szuka sali weselnej - parsknął rozbawiony Kriss, na co ja prychnęłam.

- Ja nie szukam, ja już ją mam tylko czekam na pierścionek na palcu.

- Swoim czy blizny?- odparł Albus wstając i ruszając biegiem w kierunku wyjścia z salonu.

- Na twój pogrzeb kochanieńki!- ruszyłam biegiem za młodym Potter'em wywołując tym śmiech pozostawionych w salonie towarzyszy.

~ • ~ • ~

2/6

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top