Rozdział 21: Miłość gorsza od....

- Dlaczego McGonagall ich zawezwała? Przecież nie zrobiliśmy nic złego. Każdy ucieka I nigdy nie wzywała opiekunów.- powiedziałam idąc wraz z Malfoy'em wzdłóż korytarza do gabinetu dyrektorki.

- Jak widać przeceniliśmy swoje możliwości. - powiedział Scorpius poprawiając rękaw mundurka nie zmniejszając tępa, chwilę poźniej dodając.

- Gotowa na poznanie moich rodziców?

- Mam nadzieję że nie będą jak twoja babcia oraz Angel. To troche śmieszne i straszne słuchać pytań o tym kiedy weźmiemy ślub.- powiedziałam rozbawiona na co ślizgon zaśmiał się.

- Bardziej boje się twojej ciotki. Ona wciąż chyba myśli że naprawdę chciałem cię wywieźć do jakiegoś zadupia.

- Cóż zawsze możesz spróbować u niej zapunktować. Ale na to marne szanse. - powiedziałam rozbawiona zatrzymując się przed drzwiami do pokoju dyrektorki.

- Dobra ja pukam ty mówisz. - powiedział Scorpius, na co ja przekręciłam oczami czując się jak typowa pierwszoklasistka.

Według planu Malfoy zapukał do drzwi I delikatnie otworzył je. Powoli moim oczom ukazał się gabinet McGonagall.

Raz kozie śmierć.

- Dzień dob...

- A więc tutaj są nasi uciekinierzy.- głos McGonagall przerwał moją wypowiedź, a ja poczułam na sobie spojrzenia profesora Blake'a oraz rodziców Malfoy'a.  Nigdzie jednak nie dostrzegłam swojej opiekunki. Z resztą prawie jak zwykle.

Mamy przewalone

- Bardzo przepraszamy pani dyrektor. Usłyszeliśmy o tym że Topek łazi po szkole I według procedur udaliśmy sie do swojego dormitorium.- powiedział Malfoy z stoickim spokojem, a ja miałam wielką chęć się zaśmiać.

McGonagall nic nie odpowiedziala. Pokazała jedynie byśmy usiedli na krzesłach naprzeciwko siebie obok swoich opiekunów. Oczywiście jednak miejsce obok mnie stało puste, ale wciąż mam nadzieję że za chwile przestanie. Niczym owce na rzeź wyczekiwaliśmy wyroku.

- Ostatnio wiele wydarzyło się w tych murach. Najpierw wybuchła ściana z wyrytymy inicjałami Scorpius'a i Scarlett...

- Pani Dyrektor chyba pani nie sądzi że to ich wina? - powiedziała mama Scorpius'a przerywając McGonagall i pokazując jedną dłonią na syna a drugą na mnie.

- Z początku, ale w momencie kiedy dzisiaj wąż prawie zaatakował pannę Dragon I pana Malfoy'a zostali oczyszczeni z wszystkich podejrzeń. -powiedziała z spokojem kobieta co jakiś czas patrząc to na mnie to na pierworodnego Malfoy'ów.

- Znaleźliście sprawce, który wysłał na Scar węża?- zapytał Scorpius zachodząc w kontakt wzrokowy z dyrektorką.

Ja również zaszczyciłam ją wzrokiem zaciekawiona odpowiedzi.

- Mamy podejrzenia, ale na czas obecny jeszcze nic nie...

- Oh, na Merlina. - zaczął Scorpius przerywając opiekunce domu lwa wstając z krzesła, chwilę później dodając.

- Wąż mógł być jadowity. Mogło się jej coś stać, a sprawca...

- Wąż nie był jadowity panie Malfoy. Ale sprawcy zależało na tym abyśmy tak myśleli.- przerwał tym razem Scorpius'owi, profesor Blake.

Spojrzałam wraz z rodziną Malfoy na nauczyciela z zaskoczeniem.

- Komuś zalezało na tym, aby wąż powędrował ku pannie Dragon. Jednak nie spodziewał się że pan Malfoy zasloni ją własnym ciałem, dlatego zatrzymał się.

-  Z całym szacunkiem ale nie interesuje mnie co komuś zależało ani czego się spodziewał. Ktoś próbuje zastraszyć moją dziewczynę i dalej chodzi po tej szkole. - powiedział Scorp, który dopiero kończąc zdanie zdał sobie sprawę z tego jak mnie nazwał.

Ja również omal nie spadłam z krzesła zaskoczona wpartując się w ślizgona próbując zrozumieć to co się odwaliło.

Nazwał mnie swoją dziewczyną przy swoich rodzicach... chociaż nie gorzej by było gdyby zrobił to przy Angel. Tak, zdecydowanie tak to jest straszniejsza opcja.

Kiedy Blake miał coś odpowiedzieć rozeszło się pukanie do drzwi. Wszyscy spojrzeliśmy w ich kierunku, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

- Bardzo przepraszam pani dyrektor za spóznienie, ale malutki incydent opóznił moje przybycie. - powiedziała ciocia zamykając za sobą drzwi do gabinetu.

Ciocia powędrowała wzrokiem po wszystkich zgromadzonych aż jej wzrok zatrzymał się, a w oczach zawitał błysk.

Spojrzałam w kierunku gdzie zatrzymał się wzrok kobiety i omal nie zaklnęłam.

Patrzyła na profesora Blake'a, który patrząc na moją opiekunkę prawną uśmiechnął się, a w jego oczach zawitał taki sam błysk.

O Merlinie czy to jest to o czym myślę?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top