8- Co oni chcieli

Pov. Carbonara

Czekaliśmy z Davidem aż księżniczki raczą wypuścić nas z banku. Z zamyśleniem wyrwało mnie powiadomienie, momentalnie wziąłem telefon do ręki sprawdzają kto napisał. A raczej zadzwonił, zdziwiłem się widząc, że dzwonił Erwin. Odebrałem.

- Halo Carbo?- Powiedział przestraszonym głosem.

- No co jest?- Spytałem słysząc jego głos.

- Co się stało, że leżę w szpitalu a obok mam misia?- Spytał dalej przestraszony głosem.

Skrzywiłem się słysząc słowo "misia", ale przypomniało mi się, że było to nasze słowo w momencie, w którym jesteśmy w niebezpieczeństwie.

- Miałeś wypadek samochody. - Skłamałem. - Przysłać kogoś do ciebie?- Spytałem.

- Nie, nie musisz a co porabiasz?- Spytał a jak usłyszałem szelest po drugiej stronie słuchawki.

- A tak jeżdżę z Davidem, kurwa.- Powiedziałem udawanym wkurwionym głosem.

- Co się stało misiu?- Spytał bardziej przestraszonym głosem. To nie świadczy dobrze.

- Jebana policja mnie zatrzymuje.- Skłamałem. - Zaraz oddzwonię- dopowiedziałem

- Dobrze papa. - Rzekł, a ja się rozłączyłem.

- Kurwa.- Mruknąłem pod nosem wybierając numer Michasia.

- Co jest Nico?- Spytał David, podchodząc do mnie.

- Ktoś jest u Erwina a w tym momencie akurat nikogo nie ma od nas.- Rzekłem nerwowo tupiąc nogą dalej czekając aż odbierze.

- Halo?- Zapytał znany mi głos.

- Cześć.- Powiedziałem lekko zestresowany.

- Co się dzieje?- Spytał.

- Weź resztę landryn i jedź na szpital.- Rzekłem szybko.

- Dobra.- Mruknął w tym samym czasie rozłączając się.

- Dobra gotowi?- Spytał negocjator policji.

- Tak.- Rzekłem.

- Dobra 60 sekund i macie zielone na odjazd.- Stwierdził Monte.

Wsiedliśmy do auta czekając na odjazd. Po 50 sekundach od wejść do pojazdu odjechaliśmy.

- Słuchaj uciekniemy i pojedziemy do siwego, ale na razie się skup.- Powiedział Gilkenly.

 Nie obeszło się bez kilku wąskich przejazdów, gdy zgubiliśmy pościg ziemny wjechaliśmy w kanały, aby zgubić helkę. Odczekaliśmy kilka minut i pojechaliśmy na BS zmienić auto.

Pov: Michael 

Staliśmy z resztą landrynek pod salą Knuckles'ów już mieliśmy wchodzić do sali, ale zatrzymał nas Dia.

- Poczekajmy aż wyjdą wtedy ich poddamy nie ma tam tyle miejsca.- Szepnął, na co się zgodziliśmy.

Czekaliśmy chwilę aż księżniczki raczą wyjść z sali co się wydarzyło.

- Poddajcie się.- Powiedział Foster gdy wszyscy zaczęli do nich celować.

- Mamy waszego dajcie nam odjechać.- Stwierdził jeden z nich.

- Odjedziecie wolno, ale bez Erwina.- Trzymał się mocno Dia, a ja poprawiłem broń.

- Nie ma opcji on idzie z nami.-Rzekł stanowczo inny.

- Nie macie szans oddajcie go a odjedziecie wolno.- Powiedział Karim.

-  Powtarzam nie ma opcji.- Odparł stawiając Knuckles'a.

- A chcecie tu i teraz umrzeć?- Spytałem.

- Lepiej nie stawiałbym tak pochopnych postanowień.- Powiedział rzucając w naszą stronę osłabionego Erwina. 

- Następnym razem się z nim policzymy. Z wami też.- Dodał inny.

Kto to był? Kim oni byli? Co oni od niego chcieli? Tyle pytań a tak mało odpowiedzi

- Michaś idź po lekarza.- Rzekł Dia.

- Okej.- Mruknąłem i wyszedłem z sali.

- Lubella chodź na chwilę. - Powiedziałem widząc Samuel'a.

- A co się stało? - Zapytał podbiegając do mnie.

- Ktoś chciał porwać Erwina.- Odpowiedziałem wchodząc do sali.

- Dobrze, wyjdźcie na chwilę potem was zawołam.- Stwierdził Lekarz.

Jak powiedział tak zrobiliśmy. Dia i Foster poszedł po jedzenie i picie a my usiedliśmy na krzesłach.

- Może do Carbo trzeba zadzwonić?- Spytał Chase.

-Dobry pomysł.- Powiedział Karim.- Dzwonisz Michaś dzwonisz?- Spytał kierując pytanie do mnie.

- Mogę zadzwonić.- Wstałem i odszedłem od chłopaków i wyciągnąłem telefon.

Wybrałem numer do Davida wiedząc, że Nico pewnie prowadzi. Po kilku sygnałach odebrał.

- Co jest?- Wypalił od razu.

- Powiedź Carbonarze, że jest już, wszystko okej i opanowane.- Powiedziałem do urządzenia.

- Okej.- Oddalił trochę telefon. - Carbo już jest git z Erwinem.- Rzekł zapewne do Nicollo.

- Dzięki za informacje młody weźcie ich tam pilnujcie potem wpadniemy.- Powiedział drugi chłopak.

- Dobra.- Mruknąłem i się rozłączyłem podchodząc do reszty.

- Mówili coś?- Spytał mnie Dia.

- Mamy ich pilnować, potem wpadną. - Odpowiedziałem.

- Okej to, kto chcę zostać na razie?- Spytał ponownie.

- Mogę zostać. - Powiedzieli razem Chase i Karim. 

- Dobra to wy zostańcie i dajcie nam znać, a reszta chodźcie. - Powiedział Garcon.

Zeszliśmy na parking dolny tak jak prosił Dia.

- O co chodzi?- Spytałem od razu.

- Musi dowiedzieć się kim byli.- Stwierdził.

- Mi wyglądał na Spadino.- Rzekł Foster.

- Mi w sumie też.- Dodał Fabio.

- Możemy go porwać i tak mam do niego sprawy.- Wypalił Garcon.

- No to go porwijmy, ale nie teraz może za jakieś 2 dni.- Zaproponowałem.

- Dobry pomysł dziś i jutro będą go pilnować a za 2 dni już zluzują.- Powiedział Garcon.

- Czyli za ok. dwa dni porywamy Panacleti'ego?- Dopytał Mati. Na co kiwnąłem głową na potwierdzenie.

- Tylko jeszcze ktoś musi iść na wejście do szpitala.- Dodał Dia.

- Mogę ja i Mati iść.- Powiedziałem wcześnie patrząc na starszego.

- Dobra, w takim razie wy idziecie na wejście a reszta, idźcie gdziekolwiek.- Gdy zebrał wszystkie informacje w jedno.

Wszyscy się rozeszli w swoje strony a ja z Snider'em poszliśmy przed wejście.

Pov. Carbonara

Po około 30 minutach ucieczki pojechaliśmy na szpital.

- Co tak długo?- Spytali chłopacy przy wejściu.

- Helka kierowała im pościg.- Powiedział David.

Szliśmy dalej w ciszy, która chyba była nam potrzebna.

- Cześć.- Przywitałem się z chłopakami i weszliśmy do sali.

- Siwy!- Krzyknął David.

-David!-Również krzyknął.

-Wszystko dobrze?- Spytał Gilkenly a ja dałem siwemu przytulasa na powitanie.

-Teraz tak. A tak właściwie to ci mi się stało?-Spytał z niewiedzą.

- Porwały cię Gold'y.- Odpowiedział heterochromyk.

Stałem jak wryty nie mogąc nacieszyć się tym, że Erwin wreszcie jest bezpieczny. W międzyczasie słyszałem lekkie skrzypnięcie łóżka popatrzyłem się na siwego, ale on był cały czas w jednej pozycji. Rozejrzałem się po pomieszczeniu szukając miejsca, z którego dochodził ten dźwięk. Mój wzrok zatrzymał się na siwowłosej. Bez zawahania się do niej podszedłem.

-Wszystko okej? Wyglądasz na zakłopotaną.- Spytałem łagodnie.

- T-t-tak jest okej.- Powiedziała, analizowała cały mój wygląd.

- Przecież widzę, że nie jest okej.- Usiadłem na krześle obok i złapałem jej rękę.

- N-no, bo chodzi o to, że.- Przerwała biorąc głęboki oddech.

- Prze ze mnie macie same problemy. Odkąd tu jestem wasze życie się zmieniło. Jest więcej porwań członków ZakShotu. - Powiedziała jakby smutna?

- To nie prawda nasze życie jest cały czas tak samo pokręcone i tak samo dziwne. Jutro możesz wyjść więc kładź się spać ja też uciekam.- Stwierdziłem, na co oba tylko mruknęła na potwierdzenie.

- David wrócisz jakoś? Ja idę spać.- Spytałem bruneta.

- Jakoś wrócę.- Odpowiedział wracając do rozmowy z chłopakiem.

Wyszedłem ze szpitala żegnając się z Landrynkami. Wsiadłem do gtr'a i kierowałem się w stronę mieszkania.

--------------------------------------------------------------
1028 słów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top