14 Nie powinieneś tu być...
Pov. Viviante
Leżałam na podłodze w samej bieliźnie płacząc. Myślałam nad tym co się stało jakieś pięć godzin temu i jak zareaguje ZakShot. Przez moją głowę przechodziły nawet najgorsze scenariusze. Przez ostatnie minuty słyszałam ciężkie kroki kilku mężczyzn. Miałam już przeczucie, że znowu wrócili ponacinać mi skórę za brak podawania informacji. Chciałam, aby moje cierpienie się skończyło.
Pov. Carbonara
- Otwieramy ostrożnie i powoli.- Rozkazał cicho Erwin.
Otworzyliśmy pierwsze drzwi. Pralnia pieniędzy, tu na pewno jej nie ma.
Otwieramy następny. Zbrojownia, nawet ładne bronie, ale tylko debile by trzymały tutaj porwanego.
Ostatnia nadzieja. Drzwi na wprost. Przy każdych drzwiach siwy odliczał na palcach trzy sekundy, a ja otwierałem. Tak też stało się tutaj.
Gdy otworzyłem drzwi ujrzałem drewniane krzesło, ostrożnie wszedłem do pomieszczenia. Lewa strona była pusta, zaś po prawej stronie zobaczyłem skuloną Viviante w samej bieliźnie oraz ranach ciętych, założyłem broń na plecy i podbiegłem do rannej.
Obróciłem ją w moją stronę, aby ocenić jej rany. Ujrzałem zapłakaną twarz, przy szyi kilka malinek, trochę z nich szło w dół, na kości ramiennej kilka cięć, które ciągnęły się do kości promieniowej (od aut. jak ktoś nie wie to po prostu od ramienia do przedramienia). Była w okropnym stanie. Sprawdziłem, czy oddycha oraz, czy ma tętno. Oddech jest, tętno ledwo wyczuwalne, ale jest. Zdjąłem swoją bluzę i założyłem na nią, podniosłem ją w stylu panny młodej, zobaczyłem, że się do mnie uśmiecha, czyli żyje. Zacząłem kierować się do wyjścia.
- Wracamy musimy jechać na szpital- powiedziałem do Davida i Erwina.
- Co oni jej zrobili?- Zapytał Gilkenly.
- Nie wiem, ale musimy szybko działać, tętno ledwo wyczuwalne.- Po chwili wyszliśmy już z budynku.
- Ja prowadzę ty jesteś cały roztrzęsiony- rzucił heterochromyk. Miał rację, całe moje ręce się trzęsły ze strachu o młodszą.
Wszedłem na tylne siedzenia, położyłem siwowłosą tak, aby jej głowa leżała na moich udach i zacząłem ją wstępnie opatrywać. Obserwowałem jej ciało kawałek po kawałku. Nie zakodowałem nawet usłyszeć jak chłopaki mnie wołają. Poczułem tylko powiew zimnego powietrza na moich nogach. Zostałem sam. Znowu sam. W moich uszach zacząłem słyszeć szumienie. Cholera przecież mogłem nie kazać jej jechać samej! Przecież zawsze moja wina. Przesiadłem się na miejsce kierowcy. Na szczęście David zostawił kluczyki w stacyjce więc szybko odpaliłem auto i odjechałem w cichsze miejsce z dala od centrum miasta. Zatrzymałem się na budowie przy Del Ferro, wszedłem po drabinie na najwyższy żuraw. Usiadłem na samym końcu żelaznej konstrukcji i spuściłem nogi, aby swobodnie powiewały z wiatrem. Patrzyłem sztywno przed siebie, dopóki nie usłyszałem głosu zza siebie.
- Obywatelu, zejdź z tego żurawiu.- Chłodny, a zarazem obojętny głos Capeli. Odwróciłem się w stronę, z której dochodził dźwięk.- Carbo? Zejdź z tej krawędzi i porozmawiajmy normalnie na dole.
- Nie- powiedziałem obojętnie.
- Nico proszę cię zejdź z tej krawędzi i porozmawiajmy normalnie.- Próbował jakoś do mnie przemówić.
- Nie przekonasz mnie Dante- rzuciłem na wiatr.
- Ja nie chce cię przekonać, chce ci pomóc.- Chciał podejść bliżej.
- Nie podchodź- warknąłem.
- Wróć do domu, jest późno a pewnie jesteś zmęczony całym dniem. Jest jakoś po 22 a ja cię widzę na nogach od wczoraj. Co ty tu w ogóle robisz?
- Próbuję znaleźć swoje odbicie w samotności. I przy okazji nie wracać do domu- drugie zdanie dodałem ciszej.
- Co?
- Nie rozumiesz? Nie wracam do domu.
- Carbo proszę cię wróć do domu i to przemyśl.- Podchodził coraz bliżej mnie.
- Rozumiesz, zostaw mnie w spokoju!- Krzyknąłem do mężczyzny. Wstałem z zimnego metalu, ale niestety przez brak równowagi przechyliłem się w przepaść. Po chwili poczułem tylko ból z tyłu klatki piersiowej, ujrzałem medyków, którzy do mnie podbiegali. Po tem widziałem ciemność, nie słyszałem nic. Czułem się jak największy śmieć na tej planecie.
Pov. Capela
Zjechałem jak najszybciej po drabinie na dół. Mogłem nie podchodzić, wtedy by nie wstał i nie spadł.
- Wstrząs mózgu, prawe przedramię oraz prawy nadgarstek zwichnięte, możliwe trzy żebra właściwe złamane, rana czaszki mózgowej, stan prawej kostki nie mogę ocenić trzeba zrobić prześwietlenie, rany cięte przy nadgarstkach, brak reakcji źrenic, tętno 50 na 60. Zabieramy od razu do szpitala.- Powiedział Samuel do drugiego medyka.
- Lubella on przeżyje?- Zapytałem.
- Ma duże szanse na przeżycie spokojnie. Na razie zabieramy go na Pillbox, możesz jechać za nami, bo pewnie i tak będziesz musiał z tego raport sporządzić znając procedury policji. Wejdź do nas na radio jedenaste. -Rzekł drugi medyk ratownik, od razu wszedłem na podaną częstotliwość.
- Jasne- ratownicy spakowali Nicollo do ambulansu a ja wsiadłem do swojego mustanga i ustawiłem się przed nimi i włączyłem sygnały świetlne i dźwiękowe.
- Capela, nic się mu nie stanie- uspokoił, a raczej próbował uspokoić mnie Snitch. - Przesiadaj się.
- Co?- Nie zrozumiałem, o co mu chodzi.
- Przesiadaj się, nie pozwolę ci prowadzić pod wpływem strachu.- Odpiął pasy i wyszedł z auta. Niechętnie odpiąłem swoje pasy i przesiadłem się na miejsce pasażera. Jechaliśmy dosłownie chwilę do szpitala. Wysiadłem z auta i zacząłem kierować się w stronę wejścia.- I radzę ci zejść ze służby.
- No chyba cię jebło w łeb Paul- burknąłem.
- Jesteś na służbie szesnaście godzin, znając ciebie nie spałeś jeszcze dłużej. Więc nie proszę cię. Ja ci każę zejść ze służby.
- Nie jesteś wyższą ode mnie rangą, aby mi rozkazywać.
- Mam zawołać Andrewsa, żeby nawet on ci kazał wrócić do domu? Pisicele lub nawet Rightwilla? Chcesz tego?- Zatrzymałem się, zamarłem. Chciał powiadamiać mojego „ojca". To nawet słodkie z jego strony. Zbyt miłe.- Dobrze 201 do Sonnego Rightwilla- zgłosił zapewne na innym radiu. Dochodziliśmy do sali, w której jest operowany Carbonara. Po drodze mijaliśmy zdziwionych członków ZakShotu. Najwyraźniej nie wiedzieli, że Nicollo znikł. - Mógłbyś przyjechać na szpital? *Chwila ciszy* 10-4. Za chwilę będzie tu Rightwill.- No cóż, czeka mnie nie tylko rozmowa z Sonnym, ale też z ZakShot'em. Poszedłem do łazienki czując lekkie mrowienie w gardle. Dotarłem do szukanego pomieszczenia, oparłem się o umywalkę i próbowałem jakoś odkaszlnąć lub wykaszleć to coś. Zamarłem gdy zobaczyłem lekko niebieskie kwiaty w mojej dłoni. Jebana choroba. Jebane hanahaki. Dlaczego ja? Kiedy poczułem, że nie mogę nic więcej z siebie wykaszleć wróciłem pod sale.
- Capela, choć na bok- Powiedział ostrym głosem Sonny. Odeszliśmy jakieś dziesięć metrów od sali.- Dante od ilu godzin jesteś na służbie?- Skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Od- spojrzałem na zegarek- jakichś piętnastu godzin?
- Dante Capelo rozmawialiśmy na temat twoich godzin na służbie. - Lekko podniósł głos.
- Wiem- spuściłem wzrok na swoje buty.
- Czy mam znów robić ci wywiad jak ważny jest sen?- Teraz ściszył swój ton.
- Nie musisz.
- Więc teraz proszę cię bardzo wracać do domu.
- Ale szefie- chciałem zaprotestować, ale znowu zacząłem kaszleć.
- Dobrze się czujesz Capela?- To nie był głos Sonnego tylko Snitcha. Poczułem jego rękę na ramieniu. Choroba jakby na zawołanie znikła?
- Ttak- zająknąłem się.
- Dobrze, skoro jesteś chory przymusowe wolne.- Rzekł Rightwill.
- Ale...
- Nie ma, ale. Jesteś na służbie prawie 24 godziny.- Przerwał mi.-Snitch zawieź go pod dom.
- Dobrze Szefie, chodź Dante od odwiozę cię.- Odwrócił się na pięcie w stronę wyjścia w międzyczasie zgłosiłem status trzeci. - Czemu nie mówiłeś, że źle się czujesz?- Zapytał kiedy wsiedliśmy do auta.
- Dobrze się czuje. To według was jestem chory.
- Capela, ja rozumiem, że policja jest dla ciebie najważniejsze, ale zdrowie też jest ważne.
- No do chuja! Nie jestem chory!- Wykrzyczałem. Na szczęście reszta drogi przebiegła w ciszy przerywanej moim kaszlem.- Dzięki za podwózkę sierżanciku.- Powiedziałem do białowłosego gdy dojechaliśmy pod moje mieszkanie. Wbiegłem szybko do przedpokoju, wyjąłem telefon i wybrałem numer do Erwina.
-Erwin Knuckles słucham?- Usłyszałem zachrypnięty głos.
- Możemy się spotkać?
----------------------------------------------------
1214słów
Miłego dnia/wieczoru/nocy <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top