13- Odbierz!


Pov. Viviante

Wczorajszy wieczór był jednym z moich ulubionych dni. Dalej nie mogę uwierzyć, że Nicollo chce być moim mężem.

- Nad czym tak myślisz?- Zapytał łagodnie Carbonara.

- A wiesz? Nie mogę sobie przyswoić informacji, że jesteśmy narzeczonymi.- Odpowiedziałam i wtuliłam się w jego klatkę.

- Pewnie jest to dla ciebie nowe doświadczenie lub po prostu...- Nie zdążył dokończyć z powodu dzwoniącego telefony.- Halo?- Powiedział nie chętnie.

- Carbo potrzebujemy cię!- Usłyszałam głos Alberta.

- Speedo jak ci się dupa pali, to masz Vasqueza nie mnie- rzekł lekko powstrzymując śmiech.

- No właśnie w tym jest problem, że uciekamy przed policją a nam się auto destyluje!

- Podstawie wam sultana na kościół okej?

- Dzięki tylko się pośpiesz!- Krzyknął I się rozłączył.

- Chodź- podniósł mnie oraz siebie.

- Po co ci ja?- Zapytałam z ciekawości.

- Ktoś mnie musi wziąć chyba nie?- Lekko się uśmiechnął, otrzymał odpowiedź kiwnięciem głowy. Nico zniknął w łazience a ja wzięłam czarne spodnie i zieloną bluzę Nikodema, które po chwili miałam już na sobie. Wcześniej wspomniany chłopak po dosłownie minucie pojawił się obok mnie. Wyszliśmy z mieszkania ówcześnie je zakluczając. - Weź gtR'a, jedź za mną.- Rzucił mi klucze.

- Okej- złapałam klucze, wsiadłam do pięknego jasnoniebieskiego pojazdu. Po chwili dojechaliśmy na górę parkingu. Starszy odstawił auto i wsiadł do mojego.

- Ustaw się za tym murkiem- wskazał mi palcem, za którym miałam stanąć, w międzyczasie napisał pewnie do Speedo. Już po kilku sekundach przez otwarte szyby dało usłyszeć się helikopter, światła oraz syreny policyjne.- Widzę, że przypadły ci moje ciuchy- lekko się zaśmiał.

- A przeszkadza Ci to?- Zapytałam z chytrym uśmieszkiem.

- Mi nie- zamilkł. syreny było słychać ledwo co, musieli już odjechać. No shit Sherlock, chyba jak nie słychać to są daleko.- Ja wezmę auto z dołu a ty jedź na ZS'a, tam się spotkajmy.- Dodał po chwili ciszy.

Gdy białowłosy wysiadł z auta, ruszyłam z piskiem opon w stronę rampy na dachu, z której zeskoczyłam. W drodze na miejsce docelowe, na moje nie szczęście spotkałam patrol pd. Nosz kurwa- pomyślałam.

- Obywatelu zjedź na pobocze!- Krzyk Montanhy zza szyby.

-Lepiej być nie mogło- powiedziałam na głos. Zjechałam na pobocze z planem odjechania podczas gdy policjant będzie do mnie podchodzić.

- Zgaś silnik ręce na kierownicy!- Nie zgasiłam, ale na szczęście zaczął podchodzić do pojazdu. Przed zobaczeniem mojej twarzy wcisnęłam gaz i odjechałam, ostatnie co usłyszałam to: - 105 rozpoczynam 10-80 za...

Zanim wrócił do pojazdu byłam już jakieś 500m od niego. Zamknęłam szybę i skupiłam się na ucieczce.

Pov. Carbonara

Ledwo dojechałem na warsztat, ale nie ujrzałem nigdzie Viviante.

- Bart była tu Viviante?- Spytałem chłopaka stojącego przy blacie z częściami do aut.

- Nie, nie było a coś się stało?- Odpowiedział mi, ale nie Bart, tylko Erwin.

- Nie spokojnie- skłamałem.- Miała ty po prostu przyjechać, ale jak jej nie było to nieważne.- Wyszedłem poza bramę i wybrałem numer „!Vi<33".

Jeden sygnał- cisza,
Drugi sygnał- cisza,
Trzeci sygnał- cisza.

- Nosz odbierz ten telefon!- Krzyknąłem do siebie, a przynajmniej tak mi się wydawało.

- Czyli jednak coś się stało- powiedział sfrustrowany złotooki.

- Nie, znaczy tak, znaczy- poplątałem się.- Pomagaliśmy Speedo i Vasqueza z policją. Miałem z nią się tu spotkać tutaj, ale nie odbiera.- Przetarłem twarz dłońmi.

- Może ma zatrzymanie or something- wzruszył ramionami.

- A no, właśnie jak już z tobą rozmawiam. To z Viviante jesteśmy zaręczeni.- Popatrzyłem w oczy Knucklesa.

- Od kiedy!- Prawie krzyknął.

- Od wczoraj.

- No to gratulacje, ale tylko spróbuj jej coś zrobić, a osobiście zabiję!- Zaczął kierować się w stronę środka budynku, ja natomiast na dach. Wszedłem po drabinie i położyłem się na podłożu nad bramami, ale tak, aby nogi nie były na krawędzi. Siedziałem jakiś 30 minut? Czterdzieści? Sam straciłem rachubę czasu. Wybudził mnie dzwonek do telefonu. Wziąłem urządzenie do ręki ujrzałem napis "!Vi<33". Zaniemówiłem.

Pov. Viviante

-Halo, gdzie ty jesteś?- Usłyszałam zmartwiony głos Carbo.

-Sorry, że nie odbierałam, ale miałam pościg.- Poprawiłam telefon.

-Okej, kiedy będziesz?

-Jakieś trzy min...- Nie zdążyłam odpowiedzieć. Pojazd przede mną zatrzymał się i ledwo zdążyłam wyhamować. Z pojazdu wyszło na oko 5 osób i zaczęli do mnie celować z broni długiej.

- Wysiadaj z rękami w górze!- Wykrzyczał jeden z nich. Nie rozłączając się schowałam telefon do kieszeni, uniosłam ręce w geście poddania i wysiadłam z pojazdu. Jeden z nich podszedł do mnie, zakuł mnie i zaczął przeszukiwać.

- Kurwa to jakaś losowa baba nie ktoś z ZakShotu! - powiedział inny.

- Chyba jednak ktoś od nich.- ten, co mnie przeszukiwał pokazał im mój telefon, na którym dalej była rozmowa z Nico. 

- Bierz ją i się z nim rozłącz- prawie szepnął.

- Robi się- rozłączył się i bardziej zacieśnił mi kajdanki na moich rękach, przez co syknęłam z bólu.- Spokojne mogę jeszcze mocniej je zacisnąć. 

Włożyli mnie do samochodu, o dziwo nie założyli mi worka na głowę, przez co widziałam gdzie jedziemy. Jechaliśmy w grobowej ciszy dobre pół miasta. Pomyślałam, aby ją przerwać.

- Po co mnie porywacie?- Zapytałam z nutką pewności.

- Nie twoja sprawa- rzekła osoba obok kierowcy.

- To chociaż z jakiej grupy jesteście. Landryny? Vagosi? GSK'a? AOD? Yakuza?- Zaczęłam wymieniać grupy z miasta.

- Kurwa możesz się zamknąć!?- Krzyknął dosyć wkurzony kierowca.- Zaknebluj ją, przecież się skupić nie da!

Po chwili siedziałam już zakneblowana oraz z workiem na głowie, czyli jednym słowem cicho. W głębi siebie błagałam, aby ZakShot zaczął mnie szukać. Poczułam nagłe szarpnięcie do przodu i pisk opon a po chwili powiew zimnego powietrza z mojej lewej strony.

- Wysiadaj- zdjął jej worek i knebel. Gdy moje nogi dotknęły podłogi stały się jak z waty podtrzymałam się ledwo nadgarstkiem za framugę drzwi i wstałam dalej. Szłam powolnym jak nie żółwim tempem. - Jezu wolniej się nie da?- Podniósł mnie, żebym nie szła godzinę dziesięciu metrów. Weszliśmy do jakiejś piwnicy. Każda ściana miała na sobie chodź trochę krwi, na środku drewniane krzesełko, obok niego stała metalowa szafka, na której leżały różne noże, skalpele, kombinerki, akumulator i wiertarka? Posadził mnie na siedzisku, do którego następnie mnie przywiązał. Podszedł do szafki, z której podniósł krótki nóż. - No więc, jak się nazywasz?- Zapytał bawiąc się nożem.

- Viviante- odpowiedziałam słabym głosem.

- Nazwisko- dodał groźnie.

- Evans- skłamałam nie patrząc w jego oczy.

- Wiesz, po co tu jesteś- zapytał inny chłopak tylko, że w garniturze.

- Nie- przyznałam z nutką prawdy.

- Jeżeli jesteś z ZakShotu dużo za ciebie dadzą nieprawdaż? Chcemy sprawdzić ile za ciebie dadzą.- Podszedł do mnie i złapał za mój podbródek, aby unieść go do góry.- Masz piękne złote oczy. Wyglądasz podobnie do Knucklesa. I to bardzo- szepnął mi do ucha i dał znak swoim aby wyszli. 

Zostaliśmy sami. Ze stołu wziął jakąś strzykawkę z przeźroczystym płynem w środku. Podwiną mi ręka i wstrzyknął w moje ramie substancje. Po chwili poczułam się jak po silnych narkotykach. Poczułam jego usta na swoich oraz jak zaczyna ściągać moją górną część ubioru. Z oczu zaczęły lecieć mi łzy.
Błagałam, o to się skończyło.
Błagałam, o to, aby pomoc szybko przybyła.
Błagałam, o to, żeby przeżyć.
Błagałam, o to, aby nic nie czuć.
Błagałam, o to, aby Nicollo mi wybaczył.
Błagałam, o to, aby nic nikomu się nie stało.
Błagałam, o to, aby cały ZakShot mi przebaczył.

------------------------------------------------------
1138 słów

Rozdział pisany z super osobistością Stara_w_zmywarce

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top