12- Ryzykowne
Pov.Carbonara
Zanim dojechaliśmy do domu kontem oka zobaczyłem, że Viviante zasnęła. Podjechaliśmy pod budynek obszedłem auto dookoła, otworzyłem drzwi i wyciągnąłem dziewczynę z pojazdu, złapałem za tył ud i lekko podrzuciłem, aby wygodniej mi się funkcjonowało w zamian poczułem ciepłe ręce na swoim karku oraz niewyraźny pomruk. Wyjąłem klucze i otworzyłem drzwi. Gdy przeszliśmy przez nie, lekko kopnąłem je nogą i zacząłem kierowałem się w stronę sypialni. Położyłem młodszą na łóżko, chciałem się odkleić, aby przebrać się w inne ciuchy, niestety nie udało mi się to, ale odezwał się do mnie cichy głos Vivi.
- Nie idź, zostań proszę- wymruczała i przytuliła się bardziej.
- Muszę się przebrać ty chyba też- cmoknąłem ją w czoło. Nie chętnie odpuściła przytulasa i wstała razem ze mną. Tylko że ona usiadła na brzegu łóżka, a ja stałem obok szafy. Wziąłem koszulkę oraz bieliznę, odszedłem od mebla i zacząłem kierować się w stronę łazienki. Zamknąłem drzwi od pomieszczenia, zrzuciłem z siebie ciuchy i wziąłem szybki prysznic. Cały mokry wyszedłem spod kabiny, wytarłem swoje ciało, założyłem wcześniej przygotowane ciuchy i zacząłem kierować się w stronę sypialni. Doszedłem do zamierzanego pomieszczenia ułożyłem się wygodnie pod kołdrą i objąłem niższą w talii. - Dobranoc złota- szepnąłem jej do ucha.
- Dobranoc biały- uśmiechnęła się do mnie.
- Jesteście tacy sami- lekko się zaśmiałem.
- O co ci chodzi?
- O to, że jesteś bardzo podobna do swojego brata. I to bardzo- drugie zdanie powiedziałem trochę ciszej.
- W jakim sensie bardzo?
- Razem uganiacie się za chłopakami. Tylko że ty masz druga połówkę, a on nie.
- Ale on jest z tym policjantem.
- Od kiedy?
- Od mojego wyjścia ze szpitala.
- I nie podzielił się z rodziną?
- Nie wiem, możemy porozmawiać o tym rano, albo w ogóle z Erwinem?- Zaproponowała cicho.
- Dobrze śpij dobrze- szepnąłem i pocałowałem ją w czółko. Nawet nie wiem kiedy usnąłem w objęciach Morfeusza i Vi. Niestety mój sen nie trwał tyle ile bym chciał, gdyż obudził mnie dzwonek mojego telefonu- halo?
- Carbo, pomocy!- Usłyszałem głos siwowłosego.
- Co się dzieje?- Wstałem z łóżka, wyciągnąłem z szafki jakieś spodnie i bluzę, które założyłem je w tak samo szybkim tempie.
- Mam na sobie jakieś pięć radiolek i destylujące auto. Kurwa!
- Daj mi trzy minuty i wyślę Ci GPS z miejscem przesiadki ok?
- Dobra tylko się pośpiesz- rozłączył się. Zgarnąłem kluczyki, które leżały na szafce nocnej, jak później się okazały do gtR'a. Chciałem już wychodzić z domu, ale zatrzymał mnie cichy głos z tyłu.
- Gdzie idziesz?- Zapytała postać z tyłu, momentalnie się odwróciłem w tamtą stronę.
- Muszę pomóc twojemu bratu obiecuje, że wrócę nie długo.
- No dobrze, tylko uważaj na siebię- powiedziała, na co kiwnąłem głową.
Zbiegłem na dół, wsiadłem do auta i ruszyłem w stronę słynnej przesiadki na kościele. W międzyczasie zadzwoniłem do złotookiego poinformować go, aby zaczął się kierować w moją stronę. Uciekaliśmy dobre pół godziny, a gdy byliśmy free zadałem pytanie do brata.
- Co ty zrobiłeś, że cię pół komendy goni?
- Ee postanowiłem wysadzić kilka radiowozów?
- A jak z tobą i Montanhą?
- No jesteśmy razem- uśmiechnąłem się zwycięsko.- Wait a ktoś Ci powiedział o tym?!
- Nieee nikt mi nie mówił.
- Gadaj kto.
- Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, dobranoc siwy.
- Jest 22 a ty chcesz iść spać?!
- Która?
- No dokładnie to 22 piętnaście.
- Uciekaliśmy przez pół godziny.
- No tak, dobra uciekam, pa Carbuś.
- Dobrze idź do Grzegorza. Miłej randki!
- Nie denerwuj mnie.
- Też cię kocham Siwy!
Odjechałem spod apartamentów, kierowałem się w stronę domu, zahaczyłem jeszcze o kwiaciarnie i Jubilera. Kupiłem jej dokładnie jedenaście czerwonych róż, gdyż to one oznaczają, że jest tą jedyną i najważniejszą oraz pierścionek zaręczynowy. Dziś był dzień, w którym chciałem zmienić moje i Viviante życie na lepsze. Chwilę później dojechałem pod dom. Bez zastanowienia wszedłem.
- Vi możesz na chwilę przyjść?- Krzyknąłem na cały dom.
- Tak?- Podeszła do mnie.
- Droga Viviante Knuckles, w tym jakże pięknym dniu chciałbym cię zapytać- uklęknąłem na jedno kolano i wyciągnąłem białe pudełko.- Czy zostałabyś moją żoną?- Zapytałem pewny siebie.
- Oczywiście, że tak!- Krzyknęła i mnie przytuliła.- Kocham cię.
- Ja ciebie też- przytuliłem ją bardziej.
-----------------------------------------------------------------------
953 słowa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top