10- To nie może być prawda
Pov. Vivante
Siedzieliśmy w ciszy razem z Nikodemem około 5 godzin. Cały czas czekaliśmy na kogokolwiek, a w pomieszczeniu panowała cisza. Postanowiłam ją przerwać.
- Niko- powiedziałam kładąc się na "łóżku".
- Tak?- Odpowiedział znudzonym głosem.
- Myślisz, że dadzą nam wyjść?- Spytałam niepewnie.
- Ciebie pewnie wypuszczą, ale mnie nie.
- Czemu?
- Jestem poszukiwany i to srogo.- Naszą rozmowę przerwały wchodzące osoby, a dokładniej Xander, Pisicela, Capela oraz jakiś niski osobnik.
- Cześć Kui- przywitał się białowłosy.
- Dobrze to, kim pierwszym się zajmujemy?- Spytał najniższy.
- Znaczy tą wypuszczamy, a ten jest poszukiwany. - Podszedł i otworzył mi cele, przez które wyszłam.- Idziesz i nie robisz żadnych numerów.- Szepnął mi do ucha, przez co przeszły mnie ciarki. Widocznie nie był dziś w humorze. Gdy byliśmy już w holu wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do osoby Vasqueza.
- Halo?- Usłyszałam basowy głos.
- Cześć Vasqi możesz mnie odebrać z komendy?- Spytałam.
- Będę za 5 minut.- Odpowiedział niemal od razu.
I faktycznie czekałam około pięciu minutach przybył brunet w swoim szarym Audi r8, bez zawahania się wsiadłam.
- Cześć gdzie podwieźć?- Spytał basowym głosem.
- Do mojego mieszkania.- Odpowiedziałam i oparłam głowę o zimną szybę.
- Dobra- już nic więcej nie powiedział i z tego byłam zadowolona. Po kilku minutach jazdy dojechaliśmy pod mój blok- jesteśmy.
- Dzięki za podwózkę miłego.
- Miłego- odjechał niemalże od razu kiedy zamknęłam drzwi. No cóż, zostało mi samej siedzieć kilka miesięcy póki nie wyjdzie Carbo. Zasiadłam na kanapie włączając jakiś losowy film na Disney'u.
Po godzinie filmu usłyszałam nieustanne pukanie do drzwi, niechętnym krokiem poszłam je otworzyć.
- Emm cześć znamy się?- Spytałam widząc chłopaka z fioletowymi włosami.
- Nie, ale przyprowadzam twojego chłopaka.- Odpowiedział na moje pytanie. Zauważyłam za nim jeszcze kilka osób o kolorowych włosach i mojego ukochanego grzybka.
- Dzięki chłopaki- rzekł do nich i podszedł do mnie. Automatycznie wtuliłam się w jego klatkę dając głowę w zagłębienie szyi, a on zaczął masować mi plecy.
- Nigdy nie rób mi takich rzeczy- wyszeptałam.
- Dobrze przepraszam- szepnął mi do ucha.
- To my was może zostawimy- powiedział tym razem z niebieskimi włosami, na co kiwnęliśmy równo głowami na potwierdzenie.
- Kim oni byli?- Spytałam się kiedy starszy zamknął drzwi.
- Landryny, kolejna grupa tylko tym razem od Dii. Jeżeli wpadniemy do policji albo ktoś kogoś od nas porwie to oni nam pomogą- wyjaśnił i przytulił mnie, na co ja wtuliłam się ponownie w jego klatkę. - Robimy coś do jedzenia?
- Możemy zrobić spaghetti, akurat mamy na nie składniki.
- Mi pasuje- złapał mnie pod udami i przeniósł mnie do kuchni na wyspę.- Mów co potrzeba.- Otworzył lodówkę.
-Ser, pomidory, mięso mielone, śmietana, a nie z lodówki makaron i przyprawy.- Wyciągnął wszystko, co wymieniłam. Zaczęliśmy gotowanie od sosu i wstawienia makaronu. Niestety przerwał nam dzwoniący telefon. Nie był to białowłosego tylko mój, wyciągnęłam go i odebrałam bez sprawdzania kto dzwoni. - Słucham?
- Dzień dobry. Czy dodzwoniłem się do Pani Vivante Knuckles?- Spytał męski głos z drugiej strony słuchawki.
- Tak, o co chodzi- powiedziałam zdziwionym głosem.
- Pańska matka dzisiaj rano umarła.- Moja mina momentalnie obrała smutną mimikę.- Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy.- Rzekł ze stoickim spokojem.
- Dobrze dziękuje za informacje dowiedzenia.- Rozłączyłam się i oparłam o wyspę w kuchni.
- Co się dzieje?- Spytał zmartwiony Carbonara.
- Moja matka umarła- wyłkałam cicho.
- Spokojnie dasz radę- zatrzymał się- damy radę- poprawił się i przytulił mnie.
- To nie miało tak wyglądać. Miałam przyjechać, znaleźć brata i przekonać go, aby wrócił do Francji. A okazuje się, że tutaj mam kochająca rodzinę, przyjaciół. A ja teraz mamy tylko ciebie i Erwina.- Wyłkałam w jego ramię.
- Damy radę, ale na razie chodźmy jeść.- Gdy zjedliśmy podniósł mnie za uda i przeniósł do sypialni.
Położył mnie na sobie (jak dziwnie to nie brzmi) i wtulony we mnie poszedł spać. No niestety tylko on. Po godzinie bezczynnego leżenia postanowiłam wyjść na spacer. Wysunęłam się z objęć brązowookiego, ubrałam czarną bluzę oraz czarne adidasy. Wyszłam z mieszkania i ruszyłam w nieznanym mi kierunku. Wyciągnęłam paczkę papierosów i zapalniczkę, podpaliłam jednego i schowałam resztę. Przez to, że była 22 słychać było piski opon oraz sygnały policyjne. Nie wiem kiedy przeszłam na plażę i wypaliłam całą paczkę papierosów. Postanowiłam wejść do sklepu kupić kolejną paczkę. Podeszłam do kasy i poprosiłam o dwie paczki.
- A wie Pani, że palenie zabija?- Odezwała się miłym głosem.
- Proszę Pani to moje życie więc proszę nie matkować mi teraz. - Powiedziałam stanowczo.
- 22,50 dolara- poddała się, na co lekko się uśmiechnęłam. Podałam sprzedawczyni banknot pięćdziesięciu dolarowy przy okazji zgarniając papierosy.
- Reszta dla pani, do widzenia- rzekłam i wyszłam ze sklepu nie czekając na odpowiedź.
Kierowałam się dalej plażą w obojętnie jaki kierunek.
Pov Carbonara
Obudziłem się czując pustkę po drugiej stronie łóżka. Gdy nie zauważyłem Vivi automatycznie zszedłem z łóżka w poszukiwaniu kobiety. Jedyne co znalazłem to telefon siwowłosej. Nie powiem trochę się zląkłem, wyciągnąłem swój telefon i napisałem na grupie ZakShotu.
Grupa ZakShotu
@Carbo:
Vivante nie ma, jak ktoś wie coś dawajcie znać
@Siwy:
Jak to nie ma?
@Carbo:
Nie wiem, ale jak ktoś ją porwał
to trzeba ją szybko znaleźć.
@Michaś:
Okej będziemy szukać.
Konie wiadomości
Wyszedłem z mieszkania przed tym zgarniając klucze do nissana oraz zakładając bluzę. Zjechałem na dół windą, wsiadłem do r35 i zacząłem szukać złotookiej.
Pov Vivante
Gdy znalazłam idealne miejsce na plaży postanowiłam usiąść i poobserwować.
- Pięknie by było tutaj posiedzieć z Nicollo- mówiłam do siebie. - Tylko jak zwykle muszę wszystko zjebać. Zawsze moja wina.- Postanowiłam wstać i pójść dalej, aby znaleźć jakiekolwiek miejsce, które nie będzie odwiedzane przez cywili oraz patrole policji. Otrzepałam się z piasku i niewidzialnego kurzu, ruszyłam w kierunku Paleto Bay. Po godzinie drogi ukazała mi się piękna zatoczka otoczona kamieniami. Dochodziła może 23? -Cholera nie wzięłam telefony- mruknęłam. Położyłam się na ziemi i zamknęłam oczy. - Dlaczego zawsze muszę być problemem?- Pomyślałam, usłyszałam szelest po swojej lewej stronie. Pierwszą myślą było, że jest to jakiś ptak lub coś. Przypomniałam sobie, że o tej porze dnia nie ma żadnych zwierząt. Automatycznie wstałam do siadu i wpatrywałam się w fale Pacyfiku. Poczułam dotyk czyjejś ręki na swoim ramieniu, odwróciłam głowę w stronę postaci. Widok tej osoby mnie zamurowała.
- Co się dzieje, że siedzisz tu sama?- Powiedział dziwnie miłym głosem.
--------------------------------------------------------------
1008 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top