Rozdział Dziesiąty
Tym razem wizja nie zaprowadziła mnie do kościoła Killtown, ani do miejsca sądu wiedźmy. Nie był to żaden dom czy też teren, nic charakterystycznego. Było czarno, przez co nawet nie próbowałam stawiać kroków w obawie, że czeka mnie upadek. Czułam jak serce przyspiesza mi bicia, a ręce dostają drgawek. Gdzie byłam? Czy żyłam? Te pytania nurtowały mój umysł i nie byłam w stanie się ich wyzbyć.
Zdążyłam tylko raz mrugnąć, nim poczułam, jak zamieram. Przede mną niespodziewanie wyrosła wdowa. Była blada, jednak o dziwo bardzo przypominała siebie za życia i może nawet gdyby nie nacięcie przy gardle, którego w rzeczywistości nie było mogłabym łatwo dać się oszukać.
— Szukać, Rebecco. Szukaj...
— Czego? Czego mam do cholery szukać? !— zebrałam w sobie wszystkie siły na krzyk, który odbił się echem w ciemności.
— Rozpal górzyste miasto, Rebecco. Ocal nas...
— Kurwa mać, gdzie ono jest? Gdzie to cholerne miasto? Jak go szukać?! — czułam, jak mi oczy się szklą.
Nie, nie mogę okazać słabości. Nie teraz, nie tu i nie tak!
— Odpowiedź jest tutaj. — powiedziała Dotty, kładąc dłonie na szyi pod nacięciem, po czym sunąc je w dół, aby w końcu zatrzymać je pod pępkiem.
Nie rozumiałam nic. To nie miało żadnego sensu ani logicznego punktu zaczepnego. A może? Poczułam jak tracę grunt i moje ciało spada z wielką szybkością. Wrzasnęłam z całych sił modląc się, aby ta wizja nie okazała się ostatnią i nie zakończyła mojego życia. Czy ja naprawdę mogę tak umrzeć?
~ • ~ • ~
— Już myszko. Spokojnie. To tylko sen... — łagodny głos Alexandra był pierwszym, jaki usłyszałam ,budząc się z krzykiem z tego koszmaru.
Wtuliłam się czując jego dotyk. Jego delikatność, aż z trudem powstrzymywałam łzy. Ja mam dość, to za wiele.
Po naszej ucieczce wspólnie stwierdziliśmy, że lepiej spędzić tę noc razem. Każdy z nas oczywiście uzgodnił to z swoim opiekunem, dzięki czemu tej nocy w moim pokoju nie spałam samotnie. Bracia położyli się na materacu obok łóżka, podczas gdy ja i Mel zajęłyśmy wspomniany mebel. Wtedy wydawało nam się, że tą noc spędzimy spokojnie.
Chociaż nawet nie spodziewaliśmy się tego, co nastąpiło.
— Która godzina? Obudziłam wszystkich? — zapytałam cicho czarnowłosego, rozglądając się po obecnych mieszkańcach mojego azylu.
—Na szczęście nie. Obudziłem cię, zanim na dobre pobudziłabyś siostrę oraz ciotkę.
— Jednak nas pobudka o pierwszej nie minęła. — westchnął Victor kładąc poduszkę na głowę, jednak po chwili sycząc.
Brat go kopnął w tyłek.
— Już jest okej. Jesteś bezpieczna. — powtórzył mój wybawiciel.
— Widziałam Dotty. Kazała mi szukać miasta. Mówiła, że odpowiedzi są tutaj. — starałam się dokładnie pokazać teren, który oznaczyła zjawa.
Mel uniosła brew, analizując to, czego się dowiedziała.
— Że w tobie?
— Chyba bardziej... w niej?
Victor słysząc moje przypuszczenie podniósł się do pozycji siedzącej. Spojrzał w naszym kierunku unosząc brew, podczas gdy przedstawicielka nazwiska Crane spojrzała na Alex'a.
— To wyjaśnia, co powiedział mój ojciec.
—Twój ojciec?
— Jest koronerem. Jest pewny, że Dotty popełniła samobójstwo. Ale tylko autopsja może udowodnić to, co mówi.— powiedziała Melanie. — Rano zadzwonię do niego i po proszę, abyśmy mogli uczestniczyć przy tym.
— Zgodzi się?
— Córeczka tatusia zawsze ma to czego chce. — mruknął z rozbawieniem Victor, jednak widząc surowe spojrzenie Crane podniósł dłonie w geście obronnym.
— Spróbuj się przespać, myszko. Do rana jeszcze daleko.
Zamknęłam oczy próbując wykonać polecenie Alexandra. Nie było to łatwe, ale czując jego dotyk niczym wysłuchana modlitwa udało się. I to bez kolejnych wizji...
~ • ~ • ~
— Niezbyt mnie cieszy to, że chcesz zobaczyć autopsję, Meli. Ale wolę być przy tym i mieć chociaż odrobinę kontroli niż pozwolić, abyście się tutaj włamali i próbowali robić coś na własną rękę. — niezbyt zadowolony głos ojca Melanie doprowadzał mnie do poczucia strachu.
Ubrani w specjalne fartuchy oraz rękawiczki staliśmy naprzeciwko stołu, na którym leżało ciało Szurniętej Dotty. W tym samym czasie pan Crane szykował kamery do nagrywania swojej pracy.
— To wygląda jak w "Autopsja Jane Doe".
— Tak wiem, ale w ten sposób również policja ma pewność, że nie pomagam wam zatuszować morderstwa. Również w ten sposób możecie tu być .— westchnął pan Crane na moje stwierdzenie, po chwili dodając. — A swoją drogą fajny film. Chociaż mam nadzieję, że żaden mój "pacjent" nie doprowadzi mnie do stanu Tommy'ego Tildena.
— Przestań, tato.
— Dobra, już zaczynajmy, bo mnie córka tak załatwi.
Pan Crane podniósł białą płachtę odsłaniając nagie ciało wdowy. Niesamowite to, że wyglądała tak samo jak w momencie jej znalezienia, a jej zamknięte powieki dawały wrażenie, iż kobieta znajduję się w fazie snu.
— Autopsja Dorothei Magnusen. Towarzyszą mi Victor oraz Alexander Stone, moja córka Melanie Crane oraz Scarlett Reynolds. — rozpoczął ojciec dziewczyny ze znudzeniem.
Zupełnie jakby nie pierwszy raz coś takiego robił.
— Pierwszym etapem będą oględziny zewnętrzne. Na ciele nie ma żadnych śladów siniaków, zadrapań bądź śladów użycia broni palnej czy białej. Kostki i nadgarstki nie są pogruchotane, a pod paznokciami nie udało się przy wcześniejszych badaniach wyłonić naskórka sprawcy. — niczym robot, koroner powoli i dokładnie opisywał zewnętrzny wygląd ciała.
Mówił o oczach, uzębieniu oraz małych drobnych błahostkach, które miałam wrażenie nigdy nie były ważne. Melanie oraz bracia uważnie obserwowali pracę koronera, słuchali dokładnie tego, co mówił i gdyby nie okoliczności oraz powaga sytuacji nie zdziwiłoby mnie, gdyby wyciągnęli długopisy i notatniki w celu zapisywania ważnych informacji niczym uczniowie. Co jakiś czas jednak na prośbę mężczyzny, któreś z nas zanosiło próbki do lodówki w celu dokładniejszych badań.
W momencie, w którym mężczyzna zajął się klatką piersiową kobiety, młoda Crane odwróciła wzrok, podczas gdy ja pochyliłam się bliżej. Nie wiem czego szukałam, ale miałam wrażenie, że tego jednak nie przeoczę. Miałam rację...
Tego nie dałoby się przeoczyć...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top