Rozdział Siódmy

 — Nic wam nie jest? — zapytałam podchodząc szybko do rówieśników, gdy Alex zamknął drzwi łączące korytarz z sypialnią.

— Nie. Schowaliśmy się na dole — Melanie natychmiast wtuliła się we mnie, co od razu odwzajemniłam. — A tobie?

— Jest okej... byłam w łazience — z trudem byłam w stanie odpowiedzieć na pytanie rówieśniczki. — Próbowałam się dodzwonić do ojca Jonathana.

— Udało się?

— Odezwał się, ale mi niestety się nie udało. Straciłam zasięg.

— Szlag — zaklęła córka koronera co w sumie mnie nie dziwiło. W końcu sama łudziłam się że wysłannik Boga nam pomoże. — Jesteśmy zdani na siebie.

— To coś zniknęło. Nie czuję już jego zapachu — powiedział Alexander wtrącając się w konwersację między mną, a dziewczyną. — Możemy wyjść.

— Po co? Chcesz powtórki z rozrywki? Replay'a ci się zachciało? — tym razem odezwał się Victor niezadowolony z pomysłu brata.

Nie dziwiło mnie jego podejście. Nie tym razem. Podobnie jak Victor niezbyt uśmiechał mi się pomysł ponownego pościgu niczym z Scooby'ego-Doo. Jednak z drugiej strony wiedziałam że Alexander nie proponowałby nam wyjścia, gdyby nie było w tym drugiego dna. Lucienne.

— To coś chcę nas wykurzyć z domu. Na dole przybrało cielesny obraz i zaczęło nas gonić, jak myślisz dlaczego? — Alex uniósł brew pytająco w kierunku młodszego brata, chociaż wszyscy wiedzieliśmy że dwudziestolatek znał już odpowiedź. — Byliśmy blisko Lucy.

— Zbyt blisko dla niego. — na moje stwierdzenie starszy Stone kiwnął twierdząco głową.

— A jeśli teraz się tam udamy znów się pojawi. Pokręcona logika, Lex. — podsumował końcową pomysł brata Victor, jednak niechętnie otworzył drzwi sypialni prowadzące na korytarz. — Dobrze że mam pięć z wf-u.

— Brawo zgłoś się na casting do ekranizacji o uciekaniu — parsknęłam wychodząc wraz z przyjaciółmi na korytarz.

Pomimo niechęci po raz kolejny udaliśmy się do salonu. Było pusto, cicho i cały czas miałam rosnące uczucie że znów się coś wydarzy.

— Wyszło z tamtego przejścia, idziemy tam? — zapytał ciemnowłosy brata, na co ten pokręcił przecząco głową.

— Może być blisko przejścia. — odparł Alex stawiając ostrożnie kroki w kierunki biblioteczki koło przejścia.

Ostrożnie skierowałam się w przeciwnym trasie starszego Stone'a kierunku, podczas gdy reszta przyjaciół rozglądała się po innej części salonu.

— Ja się zacznę śmiać jak znajdziemy jakieś tajne przejście — parsknął Victor w żartobliwy sposób wyciągając dłoń do świecznika wiszącego na ścianie, jakby oczekiwał że w ten sposób uruchomi wspomniane przejście. — Meli, proszę zerknij pod dywan.

— Victor czasami naprawdę zachowujesz się jak...

— Oj zrób do dla mnie, proszę. Daj dziecku radość.

Na słowa młodszego z braci Melanie przekręciła oczami, po czym kucnęła w kierunku zakurzonego dywanu. Gdy córka koronera już miała podnieść materiał dziwny niespodziewany chłód przeszedł po moim ciele.

— Co wy tu robicie? — cichy dziewczęcy głosik rozległ się po pomieszczeniu, przez co wraz z towarzystwem spojrzeliśmy w kierunku dźwięku.

W rogu salonu stała ona. Blondynka w której towarzystwie widzieliśmy Luc. Była ubrana tym razem w zieloną piżamę, a na jej stopach znajdowały się puchowe kapcie.

— Elisabeth — imię dziewczynki z trudem wypsnęło się przez moje usta. Nie mogłam uwierzyć w to że stał przede mną dziecinny obraz kobiety, którą brutalnie zamordował starszy brat.

— Jesteście kolegami Daniela? — zapytała nie zmieniając położenia dziewczynka, a jej wzrok bacznie obserwował Melanie. — Nie wolno ruszać dywanu mamusi. Nie lubi tego.

Spojrzeliśmy na siebie zdezorientowani, a Melanie zrobiła krok w tył schodząc z wspomnianego dywanu.

— Elisabeth gdzie jest Lucienne? — zapytał Alexander jako pierwszy odzyskując mowę wpatrując się w dziewczynkę w rogu.

— Lucy i ja bawimy się z Danielem. Bawimy w chowanego —  słowo daje niewinny głos dziewczynki coraz bardziej działał mi na nerwy. — Daniel mnie znalazł, ale jej jeszcze szuka.

Nieprzyjemny dreszcz przeszedł po moim ciele. Daniel mnie znalazł... czy miało to znaczyć jej śmierć? To miało odniesienie do tragicznych wydarzeń?

— Jest już późno, Elisabeth — zaczął Alexander, a ja podziwiłam jego opanowanie w rozmowie z zmarłą. — Lucy musi już iść do domu.

— Nie jeszcze nie! Tak fajnie się bawimy — powiedziała z delikatnym uśmiechem dziewczynka, a ja przez chwilę miałam wrażenie iż na wzmiankę o zabraniu mojej siostry oczy zmarłej zaciemniały — Proszę Daniel jeszcze musi ją znaleźć.

— Nie, Elisabeth. Lucy musi iść...

— POWIEDZIAŁAM NIE! — niegdyś niewinny dziewczęcy głosik zmienił się w niczym z piekła. Zupełnie jakby przez ducha dziewczynki przemówiło kilkanaście demonów. — LUCY SIĘ Z NAMI BAWI W CHOWANEGO!

Do naszych uszu dotarł dźwięk łamanych kości. Mała wersja Elisabeth wygięła się nienaturalnie przez co cofnęłam się ostrożnie w kierunku schodów. Nie mogłam obrócić wzroku widząc scenę jaka rozgrywała się w rogu pokoju. Pomimo iż wiedzieliśmy że patrzymy na ducha zmarłej córki państwa Grancy, nie dało się w żaden sposób wytłumaczyć dźwięku łamanych kości i tego jak nienaturalnie zmieniała się zjawa na naszych oczach. Postać nie była podobna do niczego nam znanego w świecie ludzkim. Zupełnie jakby stał przed nami jakiś zwierzęcy odpowiednik demona, którego nie dałoby się znaleźć w żadnej księdze. O dziwo jednak nie atakowała.

— Trzeba iść górę — powiedział wyraźnie Alexander stawiając powolne kroki w moim kierunku z wielką ostrożnością. Cały czas obserwował warczące stworzenie przed nami. — Melanie, Victor. Powoli. I nie patrzcie jej w oczy

Ostrożnie nasi przyjaciele ruszyli w moim kierunku dyskretnie zerkając na stworzenie w rogu salonu. Kiedy Alexander dotarł do mnie niespodziewanie stwór zaryczał, a my spojrzeliśmy całą trójką miejsce gdzie wpatrywał swoje czerwone ślepia. Melanie dotknęła dywanu.

Niczym byk w bajkach podrapał podłogę swymi długimi szponami, zmrużył oczy i wysunął ogromne, ostre jak brzytwa zęby.

To były sekundy, kiedy bestia rzuciła się w kierunku Melanie. Już miałam zamknąć przerażona oczy kiedy Victor stanął potworowi na przejściu w kierunku córki koronera, spychając dziewczynę z dywanu. Bestia rzuciła się na niego i zatopiła zęby w jego prawym ramieniu, a krzyk nastolatka dobiegł do moich uszu. Kurwa mać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top