sześć

   — Wpakowałaś w to Charliego Fostera?! — Lacey wykrzyczała, gdy siedziałyśmy w ławce.

   Rozejrzałam się gorączkowo po klasie. Jej okrzyk wzbudził niemałe zainteresowanie reszty klasy, przez co poczułam, jak moje policzki zapłonęły.

   — Nie każdy musi to wiedzieć, Lacey — upomniałam ją szeptem.

   Jej zaskoczenie zdawało mi się dziwne.

   — Skąd go znasz? — dodałam po chwili.

   Lacey prychnęła prześmiewczo.

   — Chodziliśmy razem do podstawówki — wzruszyła ramionami. — A tak poza tym to straszny dupek.

   Zmarszczyłam brwi.

   — Dlaczego?

   W gabinecie pani Baxter Charlie wcale nie wyglądał na dupka. Co prawda był nie w humorze, jego oczy były pełne gniewu i niezrozumienia, ale w gruncie rzeczy wcale nie czułam od niego negatywnej energii. Zastanawiała mnie jego przeszłość. Przysunęłam się ostrożnie do przyjaciółki.

— Był prymusem. Ale wiesz, to nie taki prymus, który siedzi w kącie i świetnie się uczy. Charlie był... okropnie irytujący, przy czym okropnie bogaty.

Lacey przeżuwała gumę, patrząc mi się w oczy, gdy jego obraz zaczął powoli składać mi się w całość.

— Bogaty? — spytałam niepewnie, bo sądziłam, że to głupie, że pierwszym, o co zapytałam, były pieniądze. Strasznie to płytkie.

— Obrzydliwie bogaty — dodała. — Jego ojciec startuje na burmistrza, jego matka też jest politykiem... Dlaczego akurat ja musiałam urodzić się w dziurze pośrodku Wielkiej Brytanii i muszę odkładać miesiącami na nowe buty? — roześmiała się.

To wszystko zaczynało nabierać sensu. Może jego mama stwierdziła, że finansowanie występu w Londynie było niezłym ruchem politycznym? Jej zachowanie nadal było dla mnie zagadką. Zachowanie ich oboje.

Skoro Charlie Foster w podstawówce był prymusem, dlaczego teraz ledwie zdawał do następnej klasy? I czemu było mu to całkiem obojętne?

— I to, że był bogaty, było irytujące? — spytałam, unosząc brwi.

— Czasem wychodził z niego materialista — odparła. — Ciekawe czy się zmienił, w końcu minęło trochę czasu... Dawno go nie widziałam.

Obie mogłyśmy tylko się domyślać, chociaż mi odpowiedź na to pytanie nasuwała się znacznie wyraźniej. Przypuszczałam, że się zmienił. Przecież nie był już prymusem, a właśnie mierzył się z odrabianiem godzin w wakacje. Zastanawiałam się, co musiało się wydarzyć, że Charlie zupełnie zboczył ze ścieżki prymusa.

Z namysłu wyrwała mnie Nancy, która właśnie stanęła naprzeciw ławki mojej i Lacey, trzymając w dłoni plik małych, różowych karteczek. Dziewczyna przywitała mnie uśmiechem i od razu wyciągnęła do mnie dłoń z kawałkiem papieru.

— Cześć, przyniosłam szczegóły, tak jak ci pisałam.

Spojrzałam na nią zbita z tropu. No tak, impreza. Nie zdążyłam jeszcze powiedzieć o niej Lacey, która właśnie mierzyła ją spojrzeniem. Zresztą, przecież nie mogłam na nią przyjść. Musiałam zadbać o dom.

— Dzięki, Nancy.

— I jak z twoją sztuką? — spytała, poprawiając zagięcie na spódniczce. — Kiedy ruszają próby? Będzie jakiś casting na role? W ogóle, co takiego wystawiamy?

Pokiwałam, po czym schyliłam się do mojego plecaka, żeby przekazać jej ulotkę z informacjami, jednak przyjaciółka zdążyła mnie wyprzedzić.

— Wszystko masz tu napisane, zaczynamy za dwa dni — wyjaśniła Lacey. — Tego dnia pani Henderson razem z Dianą przeprowadzą wstępne przesłuchania i rozdadzą role. Chodzi o Jezioro Łabędzie.

Nancy uśmiechnęła się szeroko i schowała ulotkę do kieszeni w marynarce. Zdawało mi się, że doskonale wiem, o czym myślała. Nancy Douglas to prymuska, musiała mieć główną rolę.

A ja, omiatając ją spojrzeniem, coraz bardziej dochodziłam do wniosku, że byłaby z niej idealna Odetta.

— Och, Jezioro Łabędzie. Uwielbiam to — odparła. — Dzięki. Mam nadzieję, że wpadniecie. Będzie miło.

— Z pewnością — skinęłam głową i uśmiechnęłam się nieśmiało, po czym dziewczyna ruszyła w kierunku drzwi. Obie odprowadziłyśmy ją spojrzeniem aż na korytarz, po czym spojrzałyśmy po sobie.

— Impreza? — spytała rozkojarzona Lacey. — Nancy Douglas zaprosiła cię na imprezę?

— Nas — poprawiłam ją, co nieco uniosło kąciki jej ust. — Chciała się zapoznać, zanim będzie wystawiała z nami sztukę... Ale to nieważne, i tak nie mogę przyjść.

— Dlaczego?

Jej pytanie jeszcze kilka razy obiło mi się echem w głowie, zanim zdecydowałam, jak jej odpowiem. Nigdy nie zwierzałam się z tego, jak było w domu. Nigdy nie mówiłam o moim tacie, o mamie, o moich obowiązkach. To wszystko nigdy nie wystawało się z mojej głowy.

— Autobus. To impreza na dziewiętnastą, nawet nie mam jak dojechać.

Lacey wydęła usta i zaczęła rozmyślać.

— Mój brat — wyrzuciła po chwili. — Kupił niedawno samochód, zawiezie nas. Przyjedziemy po ciebie... Gdzie to jest dokładnie? W domu Nancy?

Podałam jej różową karteczkę, a ta bacznie zaczęła analizować jej treść. Nie miałam już więcej wymówek, musiałam się na to zgodzić. Poza tym jakaś część mnie naprawdę chciała tam pójść. To prawdopodobnie ten fragment, który miał szczególny żal do tego, że nie żyłam, jak nastolatka. Nie chodziłam na imprezy, nie paliłam papierosów, latem bawiłam się z młodszą siostrą i nie spotykałam się z przyjaciółmi, bo przecież Lacey wyjeżdżała.

Tego lata wszystko miało wyglądać inaczej.

***

   Wieczorem pierwszego dnia wakacji mój dom był szczególnie spokojny, jakby cały wszechświat chciał dać mi tę szansę ucieczki z domu. Rzadko kiedy się wymykałam, a ostatni taki epizod miałam jeszcze przed liceum. Teraz wiedząc, że za moment będę musiała opuścić dom niezauważona, krew w moich żyłach zaczynała przyspieszać. Wcale nie musiałam tego robić, mogłam po prostu powiedzieć tacie, że wychodzę. W końcu za niecały miesiąc miałam skończyć osiemnaście lat, mogłam już o sobie decydować bez niczyjej zgody. Jednak mimo to nie chciałam rozpętywać kolejnej wojny. Nie, gdy Poppy udało się zasnąć o wiele wcześniej, niż zazwyczaj, a Melanie po cichu układała obok niej domki z kart.

Usłyszałam zza okna dźwięk silnika, który po chwili zgasł. Odczekałam kilka sekund, zanim ruszyłam z domu zupełnie tak, jak umawiałam się z Lacey. Bezdźwięcznie zamknęłam drzwi swojego pokoju na klucz i ostrożnie zeszłam ze schodów. Mój ojciec siedział właśnie w kuchni i przyrządzał jedzenie mamie. Ona natomiast siedziała na krześle i patrzyła na niego w bezruchu. Nie przyglądałam im się dłużej. Wiedząc, że droga była pusta — ruszyłam w stronę wyjścia.

Przebiegłam przez podwórko i odnalazłam samochód. Wpadłam do niego zdyszana, ledwie łapiąc oddech. To ta piekielna adrenalina łapczywie odebrała mi powietrza.

— Żyjesz, młoda? — usłyszałam chropowaty głos brata Lacey, po czym ta odwróciła się do mnie z przedniego siedzenia.

— Biegłaś?

Skinęłam głową, próbując wyrównać oddech.

— Goniły mnie kaczki — skłamałam.

Świetna wymówka, Diano. Moje gratulacje.

— Kaczki są straszne — wzdrygnęła się, po czym z powrotem spojrzała przez przednią szybę. — Odwołuję to, że urodziłam się w dziurze, Diana. To zdecydowanie ty się w niej urodziłaś.

I chociaż obie roześmiałyśmy się w głos, zabolało to jakąś część mnie.

Tę część, która miała nadzieję, że wkrótce się z niej wydostanie.

Przez całą podróż na imprezę wdychałam dym papierosowy wypuszczany przez brata Lacey, a moją twarz pieścił letni wiatr przedostający się przez uchylone okno. Czy właśnie tak pachniały wakacje, których chciałam spróbować? Fajkami i rosą? I czy mi się to podobało? Jeszcze nie wiedziałam.

Wiedziałam natomiast, że jeżdżenie autem przyprawiało mnie o nostalgię. Chcąc nie chcąc myślałam o Mike'u. O tym, jak radził sobie w nowej pracy, jak urządził mieszkanie i czy w ogóle, bo był z niego bałaganiarz. Od momentu, gdy wyjechał, jeszcze ani razu nie zadzwonił. Martwiło mnie to. Może jeszcze nie uzbierał na swoją komórkę? Może nie było go stać na połączenie z budki telefonicznej? A może po prostu zapomniał numeru do domu? Cholera, Mike, byłbyś takim idiotą, gdybyś naprawdę go zapomniał. Postanowiłam, że gdy wróci, kopnę go za to w tyłek.

Ale nie wiedziałam, czy wróci.

Samochód zaparkował na obrzeżach Huntington, a za szybą zarysował mi się duży dom otoczony żywopłotem. Nie była to typowa, angielska dzielnica, gdzie wszystkie budynki wokół wcale się od siebie nie różniły. Dom Nancy był biały i nowoczesny, położony tuż obok rzeki, przy której zebrało się już kilka osób.

— Na razie — rzucił brat Lacey, wyrzucając niedopałek papierosa za szybę. — Bawcie się dobrze, ale nie za dobrze.

Przyjaciółka parsknęła, po czym zatrzasnęła drzwi. Stałyśmy chwilę w milczeniu, przyglądając się temu, jak auto z każdą chwilą było coraz dalej i niemal znikało za horyzontem. Znów powróciłam wspomnieniami do tamtego dnia. Odwróciłam gwałownie głowę i odchrząknęłam cicho.

— Idziemy?

Lacey skinęła głową, po czym otworzyła metalową furtkę i puściła mnie przodem. Zmierzałyśmy w kierunku domu, obserwując idealnie przystrzyżony trawnik, zadbany ogród i perfekcyjnie wyłożoną kostkę. Rodzice Nancy z pewnością mieli pieniądze, a oglądając dalsze zakamarki jej miejsca zamieszkania, coraz bardziej utwierdzałam się w tym przekonaniu. Idealizm wylewający się z tego miejsca naprawdę mnie zachwycał.

— Diana! — zawołala w końcu Nancy, wychylając się z drzwi wejściowych. Dziewczyna miała w dłoni karton pełen przekąsek i kilka butelek sprite'a pod pachą. — Lacey! Dobrze was widzieć!

— Pomóc ci? — zaproponowałam, na co ta z ulgą przekazała mi pudełko.

— Wszyscy zebrali się już obok jeziora, połóż to na stole, co? Zaraz do was dołączę, tylko muszę przytargać jeszcze takich dwa.

— Pójdę z tobą — wychyliła się Lacey. — Będzie szybciej.

Nancy posłała jej uśmiech, po czym obie zniknęły za drzwami. Niewiele myśląc, ruszyłam w kierunku jeziora. Skoro przekąsek było zdecydowanie jak dla wojska, zakładałam, że impreza u Douglas będzie dość huczna.

I wcale się nie myliłam.

Przy jeziorze zebrało się już mnóstwo osób. Poznawałam niektóre twarze, czasem był to ktoś w moim wieku, czasem starszy, ale w większości po prostu nikogo nie znałam. Ułożyłam karton z jedzeniem na stole i zaczęłam go wypakowywać, jednocześnie wyglądając przyjaciółki. Jednak po Lacey nie było śladu. Westchnęłam głośno, układając ostatnie słone paluszki. Moja przyjaciółka zdecydowanie była typem imprezowiczki, zakładałam, że porwał ją gdzieś taniec, albo zastawiła jej drogę gra w butelkę.

Czułam się niezręcznie będąc sama. Wokół mnie grała głośna popowa muzyka, ktoś tańczył, ktoś inny się z kimś całował, a ktoś jeszcze rozmawiał swoją grupką znajomych, siedząc na piasku. Chwyciłam za puszkę słodzonego napoju i usiadłam na piasku tak, jak pozostali. Wciąż czułam się skrępowana. Nie chciałam być odrzutkiem, choć z pewnością się do niego klasyfikowałam. Moja pewność siebie całkiem ze mnie wyparowała. Ta nastolatka, która jeszcze chwilę wcześniej marzyła o tym, aby w końcu zaszaleć na imprezie, właśnie nauczyła się o sobie czegoś nowego. Wcale nie lubiłam imprez. Nie, gdy nie było przy mnie kogoś, przy kim poczułabym się pewnie.

Wtem poczułam, jak ktoś delikatnie trąca mnie w ramie, jakby słyszał wszystko to, o czym przed chwilą myślałam.

— Diana, o rany, cześć!

Gdy uniosłam głowę, dostrzegłam wysokiego blondyna, który właśnie machał do mnie z przyklejonym do ust uśmiechem. Na widok Hugo wypuściłam powoli powietrze.

— Cześć, co ty tu... — urwałam, gdy poczułam, że to pytanie było głupie.

Był na imprezie, tak samo jak ty.

— Nancy też zaprosiła cię, żeby lepiej się poznać? — zaśmiał się, zagarniając grzywkę z czoła.

Chłopak również należał do kółka teatralnego i był jedną z kilku osób, które wpisały się na kartkę. Wcale mnie to nie dziwiło, gdyż czasem miałam wrażenie, że był on znacznie bardziej zaangażowany w sprawy kółka, niż ja. Nie mógł odpuścić żadnego spektaklu ani żadnej próby.

Skinęłam głową, choć niechętnie.

— Myślisz, że to jakaś głupia wymówka, żeby podbić sobie statystyki imprezy?

Hugo wzruszył ramionami.

— Być może. Chociaż, nie wydaje mi się, żeby to spotkanie ucierpiało na naszej nieobecności. Nancy lubi być po prostu miła dla każdego.

— To bezpieczna opcja — zauważyłam. — Szkoda, że wcześniej tego nie zauważyłam. Może wcale bym tu nie przychodziła, gdybym wiedziała, że jestem dla niej tylko dobrą reputacją.

Hugo zaśmiał się i trącił mnie w bok.

— Daj spokój, Diana. Czasem fajnie jest po prostu wyrwać się z domu i poprzebywać z ludźmi.

Nie, gdy na dobre utknęło się w nim myślami.

Kiedy chłopak mnie dotknął, po moim ciele przeszedł chłodny dreszcz. Moje relacje z Hugo zawsze były czysto przyjacielskie, choć momentami zastanawiałam się, czy ten na pewno patrzy na mnie w ten sam sposób, co ja na niego. Często graliśmy ze sobą na scenie, a pani Henderson przydzielała nam role kochanków. Musieliśmy grać zakochanych, musieliśmy trzymać się za ręce czy wyznawać sobie miłość, a ja musiałam udawać, że czułam się z tym w porządku. Wydawało mi się, że nie powinnam była się odzywać, to mało profesjonalne. Musiałam przełykać trud i grać najlepiej, jak tylko potrafiłam.

— Hej, Diana... — przerwał ciszę. — Chciałem ci pogratulować. Wcześniej nie było okazji, a to, co zrobiłaś, jest naprawdę... wspaniałe. Boże, nawet więcej, niż tylko wspaniałe. To teatr w stolicy, największy w kraju. Jesteś po prostu niesamowita, Sparks.

Wstyd rozgrzał moje policzki. Wprawdzie powinnam być z tego tak samo dumna, ale nie potrafiłam. Nie trafiło jeszcze do mnie to, co miało się wydarzyć.

— Dzięki, Hugo — odparłam. — Dziękuję, że zgodziłeś się wziąć w tym udział. To w końcu wakacje, wszyscy powinniśmy odpoczywać.

— Nie zostawiłbym cię na lodzie — powiedział, patrząc mi prosto w oczy. — To ogromna szansa, nie możesz jej przepuścić.

Spoglądając w jego niebieskie oczy pomyślałam sobie, że Hugo byłby idealnym Księciem Zygfrydem. Wydawał się przecież idealny. Miał hipnotyzujące spojrzenie, był uroczy, pomocny i uczciwy. Nie brakowało mu niczego za wyjątkiem korony.

Niemniej jednak ja nie byłam Odettą. Nie pasowałam u jego boku.

Nagle usłyszałam za sobą znajomy śmiech, a tuż po tym Lacey padła kolanami na piasek i zawiesiła dłonie na moim karku.

— Wybacz, że tak długo mnie nie było, Diana — mówiła, a jej głos był przepełniony szczęściem. — O, hej Hugo! — Przekręciła głowę w bok. — Fajnie, że tu jesteś.

Ale to nie szczęście napawało Lacey. To był alkohol.

Po chwili przyjaciółka usiadła pomiędzy nami, wydłużając nasz dystans. Westchnęłam z ulgą, przez co skarciłam się krótko w myślach. To tylko Hugo, dlaczego tak bardzo bałam się jego dotyku?

Dziewczyna zaczęła z nami rozmawiać. Opowiadała o tym, co spotkało ją w kuchni Nancy i dlaczego miała za sobą już trzy shoty, a ja, przysłuchując się jej, błądziłam spojrzeniem po okolicy. Znów przypatrywałam się innym, jak dobrze bawili się pośród tłumu, jak popijali piwo z butelki, jak śmiali się w głos, próbując wrzucać się nawzajem do wody.

Wtem wstrzymałam oddech, gdy pośród zbiorowiska, dostrzegłam sylwetkę Nancy Douglas, która właśnie ciągnęła za rękę chłopaka, który trzymał w ręku aparat. Za moment zrobił jej zdjęcie, a twarz dziewczyny rozświetliła się od błysku flesza. Dopiero gdy ten odsunął oko od wizjera, dostrzegłam jego twarz.

Nancy szła właśnie za rękę z Charliem.

Zmrużyłam oczy, przyglądając im się dłużej, niż powinnam. Sama w głowie nie potrafiłam odnaleźć na to usprawiedliwienia. Być może w głębi duszy ucieszyłam się, że Foster tu był. W końcu miałam z nim porozmawiać i ustalić szczegóły pierwszej próby. Nadal nie znalazłam idealnej okazji do tego, aby z nim porozmawiać. Szkoła właśnie się skończyła, a on od rozmowy z dyrektorką, nie pojawił się w niej ani razu. A przynajmniej miałam takie wrażenie, gdy próbowałam odnaleźć go na korytarzu.

Kiedy chłopak niebezpiecznie zaczynał rozglądać się w moim kierunku, odwróciłam spojrzenie. Ostatnie o czym marzyłam to, żeby miał mnie za jeszcze większą wariatkę, niż do tej pory.

Westchnęłam cicho i znów spojrzałam w kierunku przyjaciółki, baczniej wsłuchując się w jej rozmowę. Mimo moich starań nie potrafiłam się skupić. Charlie Foster bezczelnie wkradł się do moich myśli i zaczął tworzyć w nich zamęt. Miałam ochotę go siłą stamtąd wyrzucić, przecież miał dziewczynę i właśnie trzymał ją za rękę, nie mógł teraz tak po prostu gościć w mojej głowie.

Nabrałam powietrza w płuca i znów spojrzałam na niego ukradkiem.

To nie on wszedł do moich myśli. To wyrzuty sumienia, które zbierały się we mnie przez kilka ostatnich dni.

Musiałam z nim porozmawiać, żeby w końcu się od nich uwolnić.

#każdegolatapłakałam

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top