Rozdział 6
Minęło kilka dni. Nadal nie mogę się przyzwyczaić. Do tego miejsca. Jeszcze nie byłam na zewnątrz. Trochę się boję. A mój lekarz... jest... inny... Nie dość, że przystojny, jak na swoje lata, to jeszcze ma poczucie humoru. Prawie całą terapie nie mogę usiedzieć ze śmiechu. Tu jest inaczej niż tam. Tak przyjemnie. Niczym się nie stresuje i wiem, że mogę mu zaufać, choć to mój lekarz ale wydaje się naprawdę fajny.
W dodatku zaprzyjaźniłam się z jedną dziewczyną! Co jest szokiem jak na mnie. Nigdy nie potrafiłam się otworzyć na innych a tu popatrz! Czasami przegadamy cały posiłek nic nie jedząc. Ma na imię Cassie i posiada długie różowe włosy. Z tego względu szybko ją polubiłam. Mamy podobne charaktery.
Nurtuje mnie tylko jedna rzecz. Nie wiem skąd ale w głowie mam pewne imię: Zero. Nie wiem kto to jest i dlaczego ciągle o tym myślę. Sądziłam, że to jakiś lekarz, który mnie przenosił ale nie. No cóż począć, może niedługo dowiem się coś więcej albo go poznam? Choć myślę, że to pewnie wytwór mojej wyobraźni. Dobra, muszę rozruszać kości.
Udałam się do biblioteki. Ostatnio zaczęłam czytać książki! Chyba do wieczora przesiedziałam w niej, bo mój lekarz się pojawił.
-Wiesz może która godzina, młoda panno?
- Yh..
-Co proszę?
-Czekaj, bo Adrian wyznaje jej miłość.
-Kto?
-Cii...
-A czy może zechcesz pójść na terapie?
-Na co? A... a skąd ty się tu wziąłeś?
- Amerykę odkryłaś. Mówiłem do ciebie!
-Naprawdę? Kiedy?
-Przestań się droczyć. Za pięć minut masz być w pokoju.
-Ale dziś nie mamy terapii.
-Jest 22:12. Musisz wrócić do pokoju.
-A mogę wziąć ze sobą książkę? Jest ciekawa.
-Znasz zasady. Zaraz cię widzę w piżamie i łóżku.
Poszedł sobie. Yhh... Po śniadaniu przyjdę. Ale to jest... No trudno. Czas spać.
Obudziłam się. Jest jeszcze noc. Czemu?? Idę do łazienki. Przemyłam twarz i wróciłam z powrotem do ciepłego łóżka. Nagle zauważyłam na biurku coś w kształcie prostokąta. Co to jest? I znowu muszę wyjść... A!!!
Nie wierze! Książka, którą czytałam w bibliotece! Lunatykowałam? A może Kayle się zlitował? Włączyłam lampkę. I gdzie je skończyłam...
Jest mała kartka chyba na tej stronie gdzie mi przerwał... Jak? Jest napisane: MYŚLĘ, ŻE SPODOBA CI SIĘ ZAKOŃCZENIE. MIŁEJ LEKTURY. ZERO.
What?
Kim jest Zero? Kto to jest? Czemu to zrobił?
No cóż, może powinnam mu podziękować? Jakby nie on musiałabym jakoś zasnąć, a tak mam co robić.
Zasnęłam dopiero nad ranem i nie poszłam na śniadanie. Padam z nóg. Mam nadzieje, że Kayle nie znajdzie tej książki. W tedy miałabym przerąbane. Obudził mnie dotyk czyjeś ręki. Otworzyłam, z wielką niechęcią, oczy. Kayle zaczął się śmiać.
-Tak myślałem, że nie przeżyjesz bez tej książki.
-Mam problem?
-Nie, jak teraz wstaniesz i się trochę ogarniesz. Wcale nie wychodzisz na świeżę powietrze! Tak dłużej być nie może.
-Ale miała być dzisiaj terapia...- powiedziałam trochę ze smutkiem. Lubię go ale nie chce opuszczać tych murów.
-Nie marudź. Jak przyjdę masz być uszykowana. Śniadanie jest na biurku.
-Gdzie będziesz?
-Idę do biblioteki odnieś książkę. Wiesz jaka ona jest...
No tak, nasza bibliotekarka o wszystko się czepia. No cóż może uda mi się go jakoś przekonać?
Trochę dłuższy rozdział jest ale nie taki jak chciałam. Trudno. Następny pojawi się niedługo :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top