5.
Już na niego czekał. Tak samo uśmiechnięty jak zawsze, o ile cztery dni można określić mianem "zawsze". I tak samo z siebie zadowolony, mimo, że była 5:30, a Yoongi nie wstawał o tak ekstremalnych godzinach. No i z czego on się tak cieszył? Trzymał tą swoją skrzyneczkę z narzędziami, niczym Bob budowniczy, z poziomem ekscytacji równym dziecku, które odnalazło życiowy cel we włożeniu palców do kontaktu. Policzki mu poczerwieniały od mrozu, tworząc dwa dorodne rumiane placuszki na pyzatych policzkach, a spod czapki wystawały kędziorki czarnych włosów, zakręconych pod wpływem wilgotnego powietrza.
Gdyby Yoongi miał trochę mniej uporu i krytyczności, pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że wyglądał w miarę słodko. Szybko odgonił te niedorzeczne myśli. Pod nosem miał prawdziwy wodospad Niagara. Jak można się łatwo domyślić, komercyjne leki z pierwszej lepszej apteki nie pomogły przez tą jedną noc i wstał z łóżka ledwo żywy, ale przynajmniej gorączka trochę ustąpiła.
- Myślałem, że będziemy dzwonić po ślusarza. - Powiedział na dzień dobry przez zatkany nos.
- Jest za wcześnie. Poza tym poradzę sobie sam. Nawet nie musiał pan przychodzić. Widzę, że nie przeszło przez noc.
- Przeżyję.
Podkulił ręce i wpatrzony w lekko wystający z zamka klucz, dał niemy znak, że chłopak może wziąć się do pracy.
- Długo pan tu pracuje? - Zapytał wystawiwszy kawałek języka przy skupianiu się podczas pracy. Yoongi zauważył to już wcześniej, bo i jemu się to zdarzało, a to niezbyt elegancki tik.
- Dwa lata. - Odpowiedział i zadreptał w miejscu.
Hoseok próbował kombinerkami złapać kawałek klucza i wyciągnąć go ze środka. Próby wyglądały dosyć daremnie, ale mogło się udać.
- Przyniosłem dzisiaj książkę do oddania, więc musimy się tam dostać.
- Na szczęście mam drugą parę kluczy.
- Lubi pan czytać?
Pytanie wydawało się Yoongiemu takie niewinnie głupiutkie. Prawie się uśmiechnął.
- Lubię, ale nie każda książka jest warta mojego czasu.
- To jak pan poznaje czy jest warta, czy nie? Po okładce?
- A wyglądam na takiego? - Pytanie rzeczywiście nie miało sensu, patrząc na jego znoszone buty, przetarty płaszcz i okulary bez jednej zausznika. Ciągle się przekrzywiały.
- Nie chciałem pana obrazić.
- Nie obrażam się o takie rzeczy.
- A o jakie się pan obraża?
- Nie za dużo chciałbyś wiedzieć?
Odrobinę poczerwieniał, gdy zdał sobie sprawę, że zwrócił się na "ty" do obcego mężczyzny. A może jest od niego starszy. Trudno byłoby mu przeboleć taki brak szacunku.
- Przepraszam...
- Za co? - Zdziwił się chłopak, odrywając uwagę od pracy.
- Zwróciłem się do pana bez szacunku.
- Co? Nawet nie zauważyłem. - Poderwał się z klęczącej pozycji i wyciągnął do Yoongiego dłoń. - Jestem Hoseok!
Przez moment nie wiedział jak zareagować. Obejrzał dłoń Hoseoka z każdej strony, gdyby mógł to pewnie jeszcze nieufnie by ją obwąchał. Walczył z jakimś wewnętrznym strachem. Nie potrzebował nowych znajomych, miał swoje książki, swoją ciszę, swoje małe sanktuarium. A co jeśli chłopak będzie chciał przychodzić częściej? Co jeśli uzna podanie imienia za zgodę na te wizyty?
Otrząśnij się Min, to tylko imię.
- Yoongi.
- Bardzo ładne imię, pasuje do ciebie.
Klucz został wyciągnięty mimo zepsutych nerwów i zimnych jak lód dłoni Hoseoka.
Tym razem Yoongi wybrał dla niego coś krótkiego i wesołego. Żeby mieć pewność, że Hoseok wróci kolejnego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top