25.
Spacer okazał się krótki, ale intensywny, przynajmniej dla jego kondycji i koordynacji wzroku i ruchu. Yoongi nie mógł wyjść z obrzydliwego podziwu wielkości prezentu jakiego ten mały szaleniec Mickey zostawił Hobiemu pod drzewem. Musiał jeść bardzo treściwą karmę. W tym momencie bardzo się cieszył, że jego pies, podobnie jak właściciel, nie jest fanem jedzenia. W ogóle uważał, że Holly jest jego bratnią duszą zaklętą w psie.
Za to Mickey zdawał się pasować do Hobiego równie bardzo, jak on do swojego pupila. Szczekał bez końca, na wszytko - parę staruszków, kuriera na rowerze, dziecko z sankami, wiewiórkę, krzak, kamień - nie robiło mu to żadnej różnicy czy obiekt odpowiada, czy nie. Biegał za gałązkami rozwianymi przez wiatr, kasztanami, wymyślonymi przyjaciółmi. Wskakiwał na niski murek, dreptał górą do momentu, aż betonowa konstrukcja przerosła go dwadzieścia razy, a potem skomlał na pana, żeby ten pomógł mu zejść na ziemię.
Krótki spacer zamienił się w trochę dłuższy, bo Hoseok zachwycony wizytą hyunga na swojej dzielnicy opowiadał mu o wszystkich budynkach, swojej dawnej szkole, kiosku z kwiatami, gdzie jako dziecko kupował na każdą okazję prezent dla mamy, skate parku i związanymi z nim historiami początków swojej miłości do tańca, parku, w którym podobny zgubił się jako dziecko, bo tak mocno pochłonęło go jedzenie czekoladowego batonika, że stracił z oczu mamę. Nie byłby to dziwne, gdyby nie fakt, że park wielkością przypominał boisko szkolne. Z jednego końca widziało się drugi. Dla małego Hobiego stał się on na tamten czas labiryntem bez wyjścia. Płakał i płakał, aż jakaś pani chciała pobić stojącego obok pana, którego podejrzewała, że coś zrobił chłopczykowi.
I tak czas leciał, a Yoongi zupełnie zapomniał o chorobie Hoseoka, o tym, że ma dla niego leki, wielką czekoladę i pianki do tej gorącej. Słuchał wszystkich opowieści i jak bardzo dziwne się to nie wydawało, każda z nich miała w sobie coś unikalnego, coś co nawiązywało do osobowości młodszego. Mógł we wspomnieniach odnaleźć sytuacje kształtujące jego charakter i to dlaczego stał się takim, a nie innym człowiekiem. Najwięcej zawdzięczał swojej mamie, to ona wpoiła mu wszystko, co w nim najlepsze. To co najbardziej zdumiało go w historiach z nią w roli głównej, to, że żadna nie przyniosła smutku. Pomimo, że już jej nie było, Hobi zdawał się nie przykładać do tego faktu złości, rozpaczy, obojętności. Minęło już trochę czasu, ale i tak niewiele, jak na utratę tak ważnej części siebie.
Umiał się podnieść. Yoongi choć miał oboje rodziców, nie utrzymywał z nimi kontaktu. Z resztą wolał o tym nie myśleć.
- Nie nudzę cię, hyung? Strasznie się rozgadałem. - Yoongi rozejrzał się wokół i zdał sobie sprawę, że zrobiło się zupełnie ciemno, a Hobi ma czerwieńsze policzki niż zwykle.
- Nie, wcale. Ale...dlaczego nie przypomniałeś mi, żeby już wracać?! - Miał ochotę trzepnąć go w tył głowy.
- Zagadałem się, hyung. Jeszcze na dodatek nie dałem ci dojść do słowa. Przepraszam.
- Ty mi tu nie przepraszaj, tylko marsz do domu.
Hobi wyprostował się jak struna i natychmiast zawrócił. Dotarli do mieszkania dziesięć minut później. Mickey od razu dopadł do miski niczym do starego przyjaciela. W końcu nie widział się z nią aż dwie godziny. Zdjęli wierzchnie ubrania, a młodszy od razu założył drugi, gruby sweter w kolorze fuksji. Bardzo się odznaczał, co nie znaczy, że mu nie pasował.
- Nie śmiej się, hyung, jest ciepły. Kook mi go kupił za karę, po tym jak śmiałem się z jego włosów w tym samym kolorze.
- Wcale się nie śmieję.
- Ale widzę jak patrzysz.
- Nie patrzę.
- Opanowałeś sztukę spania z otwartymi oczami?
- A jak według ciebie przetrwałem dwa lata w bibliotece?
- Naucz mnie! Płacę każde pieniądze.
- Nie stać cię. Poza tym, żeby opanować spanie z otwartymi oczami, trzeba być bardzo skupionym i wyciszonym.
- A to nie dla mnie.
- Mówiłem.
- Podgrzeję czekoladę, hyung - Obudził się nagle z chwilowego letargu. Yoongi podejrzewał, że nie czuje się najlepiej. Czerwień na jego policzkach nie bladła, a oczy błyszczały bardziej niż zwykle.
- Najpierw to ty weź leki. - Wyjął z reklamówki zostawionej na kuchennym stole pudełko z saszetkami na przeziębienie.
- Czy to te kwaśne, cytrynowe tabletki rozpuszczalne? - Spojrzał z niesmakiem na lek.
- Aptekarka mówiła, że są najbardziej skuteczne. Nieważne jak smakują, mają pomagać.
- O nie...
- Nie zachowuj się jak Taehyung.
- Czemu jak on?
- Mówiłem ci, że spotkałem Jimina. Kupował dla niego leki. Nie chciał wziąć nic, co nie miałoby smaku truskawki.
- I było coś truskawkowego?
- Nie, tylko pomarańczowe.
- Mogłeś to kupić. - Zamruczał pod nosem.
- Chcę żebyś szybko wyzdrowiał. - Odmruczał mu Yoongi.
- Co, co? Nie dosłyszałem.
- Uszy się myje, a nie wietrzy.
- Bo za cicho mówisz, hyung. - Uśmiechnął się, gibiąc w bok na krześle. Przez moment brunet myślał, że się przewróci.
- Dobrze się czujesz?
- Trochę mnie rozpaliło, chyba mam gorączkę.
- Wyglądasz jak na haju. Chodź położysz się, przygotuję ci leki i przyniosę czekoladę.
- Nie, chcę z tobą pobyć. Nic mi nie jest.
- Jeśli nie zrobisz tego o co cię proszę, to sobie pójdę.
- Ty szantażysto...a mogę na kanapie?
- Możesz. - Uśmiechnął się delikatnie, widząc zawianego Hoseoka, opadającego na kanapę jak kłoda. Objął ramiona rękami i obserwował go stojącego obok czajnika. Pokiwał tylko głową i podszedł do kanapy. Zdjął z jej oparcia gruby koc i rozłożył, niezbyt dokładnie otulając jego ciało. Nie był on duży, pomarańczowe skarpetki wystawały spod przykrycia.
- Masz jakiś większy koc?
- U mnie w pokoju. Pierwsze drzwi przy wyjściu z mieszkania.
Niepewnie wszedł do pokoju. Zaświecił światło. Było tam bardzo czysto, na półkach nie dostrzegł żadnej książki oprócz leżącej na nocnej szafce, którą ostatnio wypożyczał u niego w bibliotece. Miał dużo pocztówek przyklejonych nad biurkiem, zdjęć, ulotek z kin, biletów i zapisków. Nie miał czasu, żeby im się przyglądać, ani też nie chciał naruszać jego prywatności. Koca jednak nie znalazł, więc wziął z łóżka obleczoną w zieloną poszwę grubą kołdrę, przy okazji zgarniając dużą maskotkę. W sumie to tak odruchowo. Podobno ludzie lubią się przytulać, słyszał, że to taki naturalny odruch, dający bezpieczeństwo, więc w czasie choroby był jak najbardziej wskazany.
Hobi ucieszył się na widok swojej kołdry i misia.
- Jak miło, że o nim pomyślałeś. Dziękuję, hyung, jesteś kochany. - Przyjął z ulgą kolejną warstwę ciepła, a wewnętrznie zadowolony z siebie Yoongi, z satysfakcją zauważył znikające pomarańczowe skarpetki. Woda zdążyła się zagotować, więc zalał połowę kubka i odstawił na moment, żeby wystygła. W międzyczasie przelał gorącą czekoladę do dwóch kubków, w tym do swojego o połowę mniej i zaniósł je do salonu.
- Dziękuję. - Powiedział Hobi, odbierając swoje naczynie. Usiadł, nadal owinięty w koc i kołdrę, z misiem u boku.
- Nie byłeś u lekarza? - Zapytał Yoongi, gdy usiadł już w fotelu obok kanapy.
- Myślałem, że szybko mi przejdzie. Mnie rzadko łapią choroby. Poza tym nie lubię lekarzy, spędziłem w szpitalu cały poprzedni rok.
- Co ci było? O ile mogę wiedzieć.
- Nie mi. Mamie.
- Ach, Przepraszam.
- Nie szkodzi. Hyung, powiedz mi coś o sobie. Bardzo mi zależy.
- A...c-co chciałbyś wiedzieć?
- Co lubisz robić?
- Chyba najbardziej czytać. W domu oglądam dużo seriali, zazwyczaj z Holly. Lubię chodzić na spacery. Kiedyś też trochę sam pisałem, ale to było tylko takie dziecinne przeświadczenie, że coś umiem.
- Co pisać?
- Jakieś krótkie opowiadania, wiersze, czasem teksty piosenek...
- Naprawdę? A masz jeszcze jakieś?
- Nie...nic się nie zachowało.
- Jak to? Brzmisz jakbyś tworzył je w poprzedniej epoce. Chyba, że jesteś Wampirem...
- Nie, głupolu. - Delikatnie zaśmiał się z nutką smutku. - Po prostu wszystko pisałem na kartkach, ale pewnego dnia miałem lekki kryzys i jakoś tak. Wszystko spaliłem.
- To nie wygląda na lekki kryzys. - Powiedział po krótkim milczeniu. - Zawsze możesz napisać coś nowego. Nic nie jest stracone.
- To było dawno, skończyłem z tym. Wolę do tego nie wracać.
- A co z twoją rodziną? O ile chciałbyś mi powiedzieć.
- Kontaktujemy się rzadko. Mam siostrę, czasem coś pisze, ale mieszka na drugim końcu świata i nie ma czasu na nic oprócz studiów.
- Pewnie za nią tęsknisz.
- Czasami. A czasem zapominam, że w ogóle ją mam. Dawno nauczyłem się żyć bez rodziny. - Dopił jednym łykiem czekoladę i odstawił kubek na mały stolik.
- Zawsze chciałem mieć rodzeństwo. Ale mieszkałem z mamą sam odkąd pamiętam. Jak miałem trzynaście lat, to podjęła decyzję, że adoptuje dziecko. Razem chodziliśmy do sierocińca, żeby wszystko ustalić, poznać jakieś dziecko, zaprzyjaźnić się z nim, żeby podjąć decyzję razem.
- Ale nie masz rodzeństwa.
- Nie mam, bo mama zachorowała i zrezygnowała. Ale może przestańmy się zadręczać przeszłością. Teraz mamy siebie, prawda? - W jego oczach było tyle nadziei. Nie mógł się z tym nie zgodzić. Może z początku czuł się zirytowany oryginalnym charakterem Hobiego, ale czym dłużej go znał, czym więcej się o nim dowiadywał, tym bardziej wierzył, że mają ze sobą sporo wspólnego. Z dnia na dzień uczył go, że niekoniecznie trzeba dostawać szczęście jak na tacy, by odnajdować je w codzienności. Ktoś może mieć pełną rodzinę, spać na pieniądzach, nie mieć żadnych lęków, samotności, a być nieszczęśliwy. I ta sama zasada działa w drugą stronę.
To Hobi stawał się tą szczęśliwą codziennością. A właściwie mógł się stać, jeśli tylko zechce się otworzyć i pokona strach. Jeszcze nie był przekonany na sto procent, ale czas mijał, a on łapał się na szybkich, niespodziewanych uśmiechach, sekundowych wręcz chwilach szczęścia, gdy klient podziękował mu za dobrze doradzoną, lub znalezioną książkę, dotyku błogości, gdy po pracy wchodził do wanny i czuł jak jego napięte mięśnie się rozluźniają, jedzenie zaczynało mieć jakiś smak, a ukochane towarzystwo Holly przestawało wystarczać w stu procentach.
Ktoś inny nie zauważyłby tych zmian, ale tak zniszczony i doświadczony człowiek jak Yoongi, odczuwał je niczym uderzenia silnej dawki mocnego narkotyku.
- Jasne, tak myślę. - Tylko w jego towarzystwie umiał się szczerze uśmiechać, tak samo jak teraz. A Hobi widząc tę szczerość, oddawał ją tysiąc razy mocniej. Był jak żywy akumulator.
- Wiem, że nie znamy się zbyt dług, ale bardzo bym chciał, żebyś miał we mnie przyjaciela.
- Mam, naprawdę. To, że tego nie mówię, nie znaczy, że tak nie myślę. Musisz mi uwierzyć.
- Ale wierzę, hyung! Dlaczego miałbyś kłamać? Rozumiem, że nie każdy ma łatwość w wyrażaniu emocji. Ludzie są różni, gdyby każdy był taki sam, byłoby niesamowicie nudno.
- Tak, masz rację. Właśnie...twoje leki. - Przypomniał sobie, kiedy Hobi zaczął być niezdrowo poruszony. Chyba wyczuł wszystko o czym Yoongi myślał. Miał jakiś radar czy co?
Skrzywił się, czując zapach rozpuszczającej się tabletki.
- Pij dopóki musuje.
- Ale...
- Pij, Hoseok.
- Jesteś straszny, kiedy mi rozkazujesz...
- Będę straszniejszy, jeśli nie wypijesz.
Z wielkim bólem i narzekaniem opróżnił cały kubek. Na koniec odwrócił naczynie dnem, by pokazać jaki jest dzielny.
- No, dało radę.
- Jak ja się po poświęcam dla twojej satysfakcj, hyung.
- Raczej dla swojego zdrowia.
- Oj, żartuję. Obejrzymy coś?
- Nie jesteś śpiący?
- Jest dopiero dwudziesta, hyung. No proszę. - Zrobił maślane oczka.
- No dobrze, ale zaraz po tym do łóżka.
- Jeśli tego chcesz, hyung. - Szczenięce oczka zmieniły się w błyszczące ogniki.
- Ale ty sam! - Rzucił w niego poduszką.
- Psujesz chwilę, znowu. - Naburmuszył się prze chwilkę. - Jesteś dla mnie zbyt okrutny, hyung.
- A ty zbyt zboczony.
- Ja!? Zboczony? Ty Namjoona nie słyszałeś.
- Namjoona?
- On tylko wydaje się takim nerdem, a naprawdę przesyła mi takie takie filmy, że...uhhh.
- Nie opowiadaj proszę.
- To co? Oglądamy jakiś film od niego?
- Nie mam już czym w ciebie rzucać!
- Sobą!
- Ty chyba naprawdę masz gorączkę.
- Csiii...obejrzyjmy bajkę.
- Jaką?
- Małą syrenkę!
- Ty tak na serio?
- Uwielbiam! Ty nie? Miałem kiedyś podobny kolor włosów jak ona. Prześle ci jutro zdjęcie.
W ten sposób, przez kolejną godzinę rozgorzała dyskusja o kolorach włosów, które mieli, przerywana słuchaniem piosenek z Małej syrenki.
Yoongi od niepamiętnych czasów nie czuł się tak swobodnie, nawet ze samym sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top