24.

Yoongi miał nadzieję, że na klatce schodowej nie ma kamer. W przeciwnym razie cieć musiał mieć z niego niezły ubaw, albo zastanawiać się, co on do cholery robi. A co robił? Stał, od dwudziestu minut pod jednymi z drzwi i co rusz podnosił i opuszczał przygotowaną do zadzwonienia dłoń.

Jego niezdecydowanie osiągnęło swój szczyt krytyczny, gdy dotarł wreszcie pod mieszkanie i stanął twarzą w twarz z własnym lękiem. Zdążył zadać sobie już dziesiątki pytań, na niektóre odpowiedzieć, inne zostawić bez komentarza, policzyć do stu, poprawić na sobie ubranie jakieś piętnaście razy i oczywiście odchrząknąć cicho, żeby nie przywitał Hobiego od progu z chrypą.

- Dobra...zrób to Min. Teraz. - Palec zawisł milimetr od dzwonka.

- No dawaj. Nie bądź tchórzem. Może on leży tam chory, a ty nie umiesz zadzwonić cholernym dzwonkiem. - Wyszeptał ganiąc się.

- Co może się złego stać? Najwyżej powie, że jest zmęczony i kulturalnie przekaże ci tym, żebyś sobie poszedł.

Ktoś na górnym piętrze zatrzasnął drzwi, a serce Yoongiego przyspieszyło do galopu. Stanął sobie "naturalnie" obok korkowej tablicy z ogłoszeniami i czytał regulamin klatki schodowej, kiedy jakaś dziewczyna przebiegła obok niego. Odetchnął, gdy zniknęła na dole.

- Ok, teraz już na sto procent zadzwonisz.

Znów przystawił palec do dzwonka. Wtedy właśnie zamek w drzwiach zachrobotał, a one otworzyły się zanim miał okazję jakkolwiek zareagować. Ciśnienie na pewno podskoczyło mu gdzieś do granicy między natychmiastowym zgonem, a piętnastą kawą w ciągu dnia. Prawie przewrócił się w tył, bo wychodząca ze środka postać, w szybkim tempie chciała opuścić mieszkania.

Dopiero, kiedy praktycznie wpadł na niego w pędzie, zrobił gwałtowne hamowanie, zakończone wpadnięciem na mężczyznę, przyparciem go do barierki schodów, i zatrzymaniem się tuż przed jego nosem. Okulary Yoongiego zsunęły się zupełnie, opadając na twarz Hoseoka.

Chłopak przez pierwszą sekundę chciał wyklinać na nieuważnego przechodnia, ale kiedy zobaczył czyja to twarz i jak ta twarz blisko jest jego własnej, od razu zamilkł. Yoongi czuł jak poręcz wbija mi się w przyparte do niej plecy, ale jeszcze mocniej opadającą i podnoszącą się klatkę piersiową Hobiego przyciśniętą do swojej, ciepło unoszące się w jego oddechu i dotyk obcej skóry na twarzy.

- Hyung... - Odezwał się wyraźnie przez nos, trochę powoli i ociężale, owiewając policzek bibliotekarza ciepłym powietrzem. - Hyung! - Oderwał się wreszcie od niego, uwalniając zapadnięte płuca, potłuczone żebra i zatrzymane myślenie.

- C-cześć - Przywitał się niemrawo. - Właśnie przyszedłem...spotkałem w aptece Jimina i powiedział, że jesteś chory i że może mi dać twój adres. Ja nie chciałem, bo nie chcę zawracać ci głowy, ale się uparł i tak przyszedłem na chwilę z lekami i słodyczami i gorąca czekoladą. I... Tak.... - Policzki zajęły mu się żywym ogniem, a Hobi patrzył na niego, jeszcze bardziej potęgując zawstydzenie i przyprawiając go o utratę logicznego myślenia i zdolności poprawnego wypowiadania się. - Ale widzę, że gdzie wychodzisz, to nie będę ci przeszkadzał.

- Przyszedłeś do mnie, tak z własnej woli? Z lekami i słodyczami?  - Wydawało się jakby Hobi miał się rozpłakać, ale to chyba nie taki rodzaj wzruszenia czy smutku go ogarnął, jakby się wydawało. To jakieś wielkie pokłady szczęścia, nie takiego codziennego, kiedy znajdziemy na ulicy monetę, albo dostaniemy kawę za darmo. To coś o wiele silniejszego, nawet Yoongi czuł w tych pytaniach mocne uczucie.

- T-tak, właśnie to powiedziałem.

- Nie pisałem, bo nie chciałem cię martwić i zawracać ci głowy, a to tylko przeziębienie. Nigdy bym nie pomyślał, że będziesz chciał przyjść... - Hobi szybko przetarł jedno oko. - I wcale nie przeszkadzasz, hyung! Proszę, wejdź. Miałem iść z Mickym na spacer, ale nic mu się nie stanie jak trochę poczeka. - Przepuścił go w drzwiach z gigantycznym, szczerym uśmiechem.

- To może ja z nim wyjdę, nie powinieneś chodzić na zewnątrz, jest zimno. - Powiedział Yoongi, patrząc na uradowanego psa, kręcącego się wokół własnej osi na jego widok.

- Skoro jesteśmy ubrani, to chodźmy na krótki spacer z tym małym terrorystą, a potem wrócimy i wypijemy gorącą czekoladę. Co ty na to, hyung?

- Na pewno możesz wychodzić? - Zapytał ponownie, widząc czerwony nos chłopaka.

- Na pewno, na pewno. Chodźmy. - Wziął smycz w jedną dłoń i rękę bruneta w drugą.

Yoongi chyba już nigdy nie wypuści z pamięci tej delikatności i ciepła, jakie od niej biło. Mógłby trzymać ją już zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top