10.

- Ty jesteś Min Yoongi?

Bibliotekarz oderwał skupione spojrzenie od nowego tomiku poezji znalezionego pośród licznych zbiorów anonimowego darczyńcy. Miał tam naprawdę ciekawe okazy.
Chłopaka, który zagadał pamiętał, przyszedł tu kiedyś z Hoseokiem, a on niezbyt humanitarnie nakazał mu ciszę, przy okazji stając się żywym wcieleniem samego szatana.

- Jeśli już to pan.

- Ja? Ja nie jestem Min Yoongi. - Pokazał na siebie dłonią i zdawało się, że mówił poważnie. Min zamrugał o kilka razy za dużo.

- O co chodzi? - Wolał jak najszybciej przejść do sedna i nie dać się wciągnąć na kręte szlaki myślenia dziwacznego młodzieńca.

- Jestem Tae, właściwe to Taehyung, mówią mi też V, a jak ktoś mnie nie lubi to wali KIM, zwłaszcza stara od koreańskiego, a przyjaciele mówią na mnie Kosmita, Gucci boy, Vante, Leonardo DaKimci, TaeTae...

- A celem twojej wizyty jest? - Przerwał mu bibliotekarz.

- Może mnie nie pamiętasz, ale byłem tu kilka dni temu z moim przyjacielem, Jung Hoseokiem. Wiem co myślisz, ludzie tacy jak ja, nie pasują do tego lamerskiego klimatu bibliotek, książek. Uuu...paczcie na mnie, czytam książki i jestem taki mondraśny!

- Do rzeczy. - Twardo nakazał Yoongi, masując swoje skronie. Jeśli ten dziwny koleś był naprawdę znajomym Hoseoka, to nawet się nie dziwił, że Jung musiał jakoś łagodzić objawy nerwicy wiecznym optymizmem. Miał ochotę wsadzić chłopakowi do ust wczorajszą skarpetkę i czekać aż sam odetnie sobie tlen, albo się zaczadzi.

- No zbliżam się do sedna.

- Dosyć okrężną drogą.

- Ależ ty narzekasz, bardziej niż Hobi hyung.

Zamknięty tomik poezji obwieścił, że ukochana samotność się zakończyła, a zapowiadająca się na krótką pogawędka, będzie trwać w nieskończoność.

- No więc, byłem tu i pożyczyłem sobie taki fajny fioletowy flamaster.

- Pożyczyłeś sobie?

- No mówię. Był mi bardzo potrzebny, bo musiałem dorysować ostatni kolor tęczy na moim plakacie dla ukochanego.

- Bardzo szczytny cel, ale kradzież to kradzież.

- Nie ukradłem go, hyung! Pożyczyłem. - Krzyknął, ściągając plecak. Przegrzebał jego wnętrze i wyciągnął ze środka fioletowy mazak. - Przyniosłem go z powrotem!

Yoongi odebrał przedmiot, z lekkim obrzydzeniem oglądając pogryzioną końcówkę.

- Dzięki.

- Hyung, ten mazak przynosi szczęście, zwłaszcza w miłości. Lepiej go zatrzymaj.

- Jak to szczęście? - Zapytał. Po prawdzie chciał go wyrzucić do kosza, zaraz po wyjściu dziwnego dzieciaka.

- Pamiętasz jak opowiadałem ci taką historię z plakatem?

- Tą sprzed dwudziestu sekund? No prawie zapomniałem.

- Tak, dokładnie tą. - Potwierdził szczerze przejęty swoją opowieścią. - Chciałem nim wyznać miłość mojemu wieloletniemu przyjacielowi, mojej kochanej kluseczce, aniołkowi najdroższemu Jiminowi. Zabierałem się za to od kilku lat, właściwie to mniej więcej od przedszkola, ale ciągle się bałem, choć próbowałem przeróżnych sposobów, zawsze powstrzymywał mnie strach. I kiedy domalowałem w końcu ten ostatni kolor tęczy, pomyślałem sobie teraz, albo nigdy, muszę się przemóc. A i przepraszam, że trochę go pogryzłem, ale to stres. I dałem radę, naprawdę dałem. Podrzuciłem mu plakat pod drzwi pokoju, ale zapomniałem, że zostaliśmy w domu sami i nie miałem tego na kogo zrzucić, kiedy go znalazł i niechcący z nerwów zrobiłem w nim dziurę, wylałem mu na głowę całą szklankę oranżady i na koniec zemdlałem, ale zajął się mną i kiedy mnie ocucił powiedział, że on też zawsze mnie kochał...ach, hyung, to było takie romantyczne!

- Titanic się nie umywa.

- Ja nigdy nie porzuciłbym mojego skarba w wodzie, tak jak zrobiła to ta samolubna, głupia Rose!

- Wierzę ci...cieszę się, że wszystko się udało i w ogóle.

- Dziękuję, hyung! Jak będziesz chciał kiedyś wyznać uczucia Hobiemu, to użyj tego mazaka! To naprawdę działa!

- C-co? Dlaczego jemu? Co ci strzeliło do głowy!?

- Aaa, bo ty nie wiesz...czekaj, no tak, ja nic nie mówiłem! Uznajmy, że tego nie było, cofamy się w czasie. - Kucnął robiąc dziwną pozę. - Bzzzziuuuum... - Już nie pamiętasz, co się działo.

- Wiesz, że to tak nie działa?

- Ja już lecę, hyung! Pamiętaj o mocy mazaka!

Uciekł, szybko pokonując bibliotekę wszerz, a po chwili ustał także tupot stóp, zwieńczony głośnym skrzypnięciem zawiasów drzwi.

Yoongi jeszcze przez moment patrzył na trzymany mazak. Po chwili, pierwszy raz od niepamiętnych czasów, szczerze i głośno roześmiał się na całe gardło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top