54.
Wrzesień 2020
Chenkook
...
Cheng miał poważny problem wagi państwowej, a może i nawet międzynarodowej - nie umiał rozmawiać z obcymi ludźmi. Zwłaszcza z tą dzisiejszą młodzieżą. Co z tego, że sam miał 18 lat. I tak czuł się od nich wyobcowany. Samo to, że młodzieżowe słowo roku pod tytułem alternatywka musiał szukać w internecie, już chyba wystarczająco wiele mówi o jego zacofaniu, jeśli chodzi o to co modne.
U siebie w szkole jako tako funkcjonował bez Kooka, który przeniósł się do liceum numer 23, bo o ile z uczniami miał spokój, tak nauczyciele traktowali go coraz gorzej, na czele z Bangiem. Kto by pomyślał, że cała sprawa zaboli najbardziej osobę, której w ogóle nie dotyczyła.
Do swojej klasy przywykł, choć jak to Jin hyung mawiał "debil gonił debila". Po prostu ich znał i to stanowiło największy i jedyny plus. Dzisiaj za to Kook postanowił zabrać go ze sobą na spotkanie kumpli z ochotniczej straży pożarnej, czyli grupki napakowanych, pewnych siebie, dosłownie igrających z ogniem kolesi, którym zostanie rzucony na pożarcie jak biała, zagubiona owieczka. Na domiar złego spotkanie nie było zwykłą posiadówką w barze, a domówką u jednego z nich. Cheng mógłby policzyć na palcach pracownika tartaku ile razy był na imprezie u kogoś w domu, bo wyjść z grupką BTS zdarzyło mu się sporo w te wakacje. Hyungowie byli naprawdę spoko. Tworzyli chyba jedyną na świecie grupę ośmiu znajomych, z których każdy był gejem. Fenomen.
Pół dnia stał przed rozwalonymi drzwiami szafy i decydował się na odpowiedni strój. Choć przyszedł wrzesień, ukrop nadal łał się z nieba, mordując mieszkańców miasta od kilku miesięcy. Na szczęście ich dzielnica leżała niedaleko rzeki, więc mieli blisko na plażę i jakąś tam namiastkę momentami chłodnego powietrza znad wody.
Po pieczołowitych poszukiwaniach o tak zdecydował się na granatową koszulkę i jasne spodnie. Włosy nadal farbował na blond, Kook również twierdził, że ten kolor pasuje mu bardziej niż naturalny czarny. Na nadgarstku zapiął pleciony zegarek, a na nos nasunął okulary przeciwsłoneczne. Gotowy.
I co teraz? Do spotkania jeszcze trochę czasu. Równo o 20 miał czekać na Kooka obok szkoły, do której kiedyś chodzili razem. Zmęczony gorącem włączył mały wiatrak elektryczny na biurku i usiadł centralnie na przeciwko niego, czekając aż przyjemny podmuch ostudzi jego gorące policzki.
On i Kook byli parą. I wiedział o tym Jungkook, on i w sumie wszyscy z BTS, choć nigdy nie przyznali się wprost. Przebywali z nimi dużo czasu i chyba było to widać, mimo, że starali się nie okazywać żadnych uczuć w ich towarzystwie. Cheng rozumiał obawy Jeona, przez jego upodobania musiał zmieniać szkołę, już nawet nie chodziło o to, że Jin hyung był kiedyś nauczycielem, bo nawet gdyby Kook całował się z kimś w swoim wieku, o statusie ucznia i tak zrobiliby z niego kozła ofiarnego. Wychodziło na to, że orientacja seksualna to teraz topowy pretekst do żartów i najlepszy sposób, żeby kogoś wykluczyć.
Od tamtej pory Kook bał się mówić głośno o swoich uczuciach, czasami nawet przed nim. Temat ich relacji go zamykał, nagle robił się przygnębiony, wycofany, zupełnie jak nie on. Dla Chenga problemem nie było to, że nie szli po ulicy trzymając się za rękę, nie mógł dać mu buziaka pod szkołą, czy nie zwracali się do siebie w pieszczotliwy sposób, bo Kook i tak nie był typem słodziaka, nawet na osobności. Martwił go strach, z jakim młodszy przyjmował swoją seksualność i możliwość wyjścia na jaw relacji, która łączy go z innym chłopakiem.
Kiedyś będzie musiał się do tego przyznać albo zerwać z nim kontakt, znaleźć dziewczynę i udawać, że taki układ mu odpowiada. Bo ilu to ludzi łączy się na całe życie, z kimś, do kogo nic nie czuje, bo ładnie to wygląda na papierze, na zdjęciu, gdy ma się rodzinę, dzieci, prawdziwą rodzinę. Uczucia nie są tak ważne jak akceptacja.
Otóż nie.
Zamyślony przymknął powieki i rozkoszował się przyjemnym zefirkiem, dopóki jego telefon nie zawibrował na biurku.
To Kook. Umówili się, żeby spotkać się trochę wcześniej i kupić alkohol. Pod szkołę miał blisko, już z daleko widział swojego chłopaka. Siłownia cztery razy w tygodniu przez wakacje sprawiła, że jego sylwetka zakrawała o perfekcję, spod rękawka czarnej koszulki wystawała pełna tatuaży ręka. Nie odpuścił i teraz po skończeniu 18 lat nie krył się już Ze swoimi "skarbami". Każdy tatuaż wybierał pieczołowicie i starannie, wszystkie miały swoje unikatowe znaczenie. Jeden był nawet zadedykowany samemu Chengowi, lecz on ciągle się wahał, czy zrobić to samo i dać sobie wytatuować coś związanego ze swoim chłopakiem. Chodziło bardziej o niechęć do czegoś trwałego i niezmywalnego na ciele. Źle by się z tym czuł. Kook za to kochał swoje tatuaże, a Cheng kochał je równie bardzo. Uwielbiał je całować, czasami pytał chłopaka, którym akurat chce, aby się zajął, a ten wybierał tatuaż i z uśmiechem czekał na pocałunek w wybranym miejscu. Kiedyś stwierdził, że specjalnie zrobi sobie tatuaż na kutasie i będzie wybierał go najczęściej.
Cheng spalił buraka i na jakiś czas zrezygnował z tej zabawy.
- Dużo ich będzie? - zapytał Cheng, kiedy wychodziło już ze sklepu z prowiantem.
- Razem z nami dziesięć osób, nie ma tragedii.
Ok, czyli mniej więcej o osiem za dużo. Tyle wystarczyło Chengowi, żeby zestresować się, zanim w ogóle tam dotarli.
- Chyba się nie boisz?
- No nie wiem, nie znam ich.
- To poznasz, co za problem?
- Jak dla kogo, dla mnie to jednak trochę problematyczne.
- Trzymaj się mnie i nie dawaj się sprowokować ich żartom, bo czasami są bezpośredni.
- Tacy jak ty?
- Bardziej.
- O święty Jiminie, ratuj.
- Jiminie? - zdziwił się młodszy.
- Upatrzyłem go sobie jako patrona do spraw beznadziejnych. W tych blond włosach wygląda jak anioł.
- Myślałem, że wolisz demony, takie jak ja - uśmiechnął się.
- Ty jesteś małym cherubinkiem, który przebrał się za małego demonka i straszy swoimi maleńkimi różkami - poczochrał go jak niegrzeczne dziecko.
- Won z łapami, fryzurę mi rozwalisz - uderzył go po dłoni.
- Jakby nie ma tam co rozwalać - dogryzł mu Cheng.
- Było dopóki nie rozwaliłeś, niszczycielu.
- Do usług, niszczę też dobrą zabawę i nastrój, więc jakby co to będę w swojej pieczarze - odwrócił się na pięcie.
- Gdzie? - pociągnął go w drugą stronę Kook - idziesz i koniec. Twoja pieczara na ciebie poczeka.
- Ale ja się chyba nie nadaję, Kooki - zrobił smutną minkę. Jak nie działają racjonalne argumenty, to może chociaż na litość go weźmie.
Kook zacisnął wargi w wąską kreskę.
- Jeszcze nawet nie spróbowałeś. Czy ja stchórzyłem przed końcowym z chemii?
- Yyy... Tak.
- Ale dałem się zaciągnąć siłą.
- Dobrze, że jeszcze nie byłeś wtedy taki napakowany, bo nigdy bym cię tam nie zaciągnął.
- Dałeś radę, bo ci pozwoliłem - położył dłoń wysoko na jego ramieniu.
- Jakoś inaczej to odebrałem, kiedy warczałeś "Puść mnie ty wielka kupo mięcha, bo wyrwę ci kręgosłup, tak żeby wyglądało na wypadek i wyślę jako bezkręgowca szyć adidasy do Chin".
- Zapamiętałeś, jak miło. A teraz nóżka za nóżką. Maszerujemy.
- Za jakie me grzechy nieuczynione cierpię te męki? - lamentował Cheng, ciągnięty przez bruneta.
Dopiero po dotarciu na miejsce przybrał miłą maskę. Drzwi otworzył im napakowany, co najmniej jak hokeista, który zrósł się ze swoimi ochroniaczami, chłopak. Cheng dziwnie się czuł, mogąc spojrzeć komuś prosto w oczy z równego poziomu. Z przyzwyczajenia patrzył odrobinę w dół, a tu niespodzianka - czyjaś klatka piersiowa, dorodna jak dwa świeżo wypieczone bochny. Dostać z takiego bara, to śmierć na miejscu. Swoją drogą ciekawe, czy ktoś zginął kiedyś "jebnięty z bara" Musi jeszcze raz obejrzeć "Jak zaliczyć zgon na 1000 sposobów".
- No siema, wchodźcie chłopaki - przepuścił ich w drzwiach - widzę, że macie prowiant. Zajebiście - w geście aprobaty poklepał stojącego bliżej, Chenga po ramieniu, a ten prawie rąbnął czołem o wieszak. Nie spodziewał się, aż takiej siły - a my się nie znamy. Mojin jestem - podał mu dłoń, którą bał się chwycić.
- Cheng - zaryzykował i oddał uścisk.
- Aleś ty wyrośnięty - zaśmiał się, miażdżąc mu palce.
- Z ust mi to wyjąłeś - śmiechnął się niepewnie i odetchnął z ulgą, rozprostowując palce. Ten potwór nie mógł być prawdziwy.
- Kook, to przy nas jak przedszkolak.
- Mnie przynajmniej matka nie karmiła w dzieciństwie mlekiem z hormonami i ołowiem - odgryzł się Jeon.
- Mnie karmiła sterydami i angielską wołowiną - zarechotał Mojin.
- To jedno i to samo. Reszta już jest?
- Na razie dwie osoby, wchodźcie dalej.
Cheng bardo chciał być w tym momencie niższy o co najmniej 30 centymetrów, mógłby się bez problemu ukryć za plecami swojego chłopaka, ale nie. Matka natura musiała dać mu prawie dwa metry i cholerny wstydliwy głosik w głowie.
Uczucie, gdy weszli do pokoju, gdzie miała odbywać się impreza mógł porównać tylko do tej okropnej chwili, kiedy w ustach czujesz smak niewydłubanej z sernika rodzynki. Coś ciężkiego przewróciło mu się w żołądku, widząc na kanapie Sojin z dekoltem do pępka i krwistą szminką na ustach.
Jej jadowity wzrok wychwycił go natychmiast. Nie trudno zauważyć dwu metrowego blond azjatę. Co dziwne, zamiast zacząć na niego syczeć, uśmiechnęła się, pokazując idealnie białe uzębienie. Próbował zrobić to samo, ale chyba nie wyszło, bo siedzący obok, gładzący jej udo chłopak uniósł zdziwiony brwi. Super, kompromitacja od wejścia.
- Hej, widzę, że już popijacie - podszedł do nich Kook, a Cheng posłusznie dreptał za nim. Tylko się nie zgubić... Jak miałby się tu zgubić? W pokoju były tylko cztery osoby.
- Tylko nie mów Mojinowi, bo ukradliśmy mu gorzałę ze skrytki, a myślał, że nie znajdziemy - puściła do niego oczko Sojin - cześć Cheng, dawno się nie widzieliśmy.
Właściwie to nigdy się nie widzieli, wymienili tylko kilka bezwartościowych wiadomości, do czasu, aż Kook się zlitował i ją zablokował. Pewnie nie była zadowolona. Może już zapomniała, inteligencją nie grzeszyła, to i pamięć mogła mieć złotej rybki.
- Jestem Misun - przedstawił się chłopak.
- Cheng - chińczyk czuł, że chłopak nie jest tak przyjacielsko nastawiony jak Mojin.
- Pijecie z nami? - zapytała Sojin.
- Alkoholu nie odmawiam - zdecydował Kook i usiadł na kanapie, poklepując miejsce dla Chenga. Musiał wyglądać jak idiota. Zagubiona, odłączona od stada owca. On chyba za często porównuje się do barana.
Dostali po drinku niewiadomo do końca z czego i z jaką zawartością promili, po zapachu wyczuł, że to coś owocowego. Tylko zamoczył usta, w tym czasie Kook przechylił całą zawartość kubka. No i właśnie dowiedział się, że ma zapewnione taszczenie zwłok Jeona do domu i tłumaczenie się jego matce. Ta kobieta pojedzie kiedyś do Watykanu i załatwi mu beatyfikację za wszystkie razy, kiedy sprowadzał jej syna w jednym kawałku.
- Nie smakuje ci? - zapytała Sojin, oblizując czerwone wargi. Na widok jej języka zrobiło mu się słabo.
- Smakuje, zazwyczaj piję powoli.
- Walnij na raz, tak szybciej uderza do głowy - dodał swoje trzy grosze Misun.
- Dajcie mu spokój, niech pije jak chce - zwrócił się do nich Kook.
- Tylko nie zaśnij nad tym kubkiem - prychnął ponownie chłopak. Doprawdy Arystoteles w dziedzinie żartu i zabawy.
Uśmiechnął się na siłę i przysunął trochę do Kooka, niby to robiąc miejsce dla innych. Rzeczywiście zaczynali się schodzić, zapełniając pokój i robiąc imprezę trochę mniej drętwą.
Podczas, gdy zgraja facetów przekrzykiwała się, kto, jakim sposobem najszybciej gasi pożar, jakiego używa "węża" i ile panienek zaliczył na mundur, Sojin gwałciła swoją słomkę ustami i posyłała mu ukratkowe spojrzenia. Cheng obiecywał najwyższemu, że jak nagnie zasady wszechświata i przyspieszy trochę czas, to już nigdy nie powie, że człowiek pochodzi od małpy.
Po wypiciu szóstego drinka nie wytrzymał i musiał zapytać gospodarza o łazienkę. Po załatwieniu swojej sprawy wyciągnął jeszcze w łazience telefon.
Chat BTS
Yoongi: Nadal ci nie wybaczyłem, że użyłeś mojego ukochanego wydania "Wojny i pokoju" żeby zabić pająka, Jung.
Hobi: spokojnie hyung, ta książka została stworzona, żeby przybijać nią gwoździe
Yoongi: więc macie ze sobą coś wspólnego, młotku
Jin: rykłem srogo 😂😂
Tae: Mam moralny dylemat. No bo z jednej strony książki są warte tylko tego, żeby wykorzystywać je do zniszczenia i destrukcjonizmu, mają za dużo liter i boli od nich głowa, a potem nie można spać, a jak nie można spać, to głowa boli jeszcze bardziej i wtedy tym bardziej nie można zasnąć i wychodzi na to, że od czytania można umrzeć, bo jak człowiek za dużo nie śpi, to jest wykończony i w końcu jego ciało umiera z wyczerpania, a z drugiej strony zabiłeś małego słodkiego pajączka, który może miał pracę, kredyt, męża i ulubiony sposób plecenia pajęczyny i może już plótł swoje wymarzone gniazdko i zjadał twoje komary w domu i był dobrym, porządnym pająkiem, codziennie rano mył wszystkie swoje osiem rąk i osiem nog, a w każdym z jego ośmiu oczu odbijałeś się ty, kiedy mierzyles w niego obrzydliwą książką i pewnie się przestarszył, bo myślał, że dajesz mu ją i każesz czytać, ale ty brutalnie go zamordowałeś. No zawsze trochę lepiej niż kazać mu czytać, ale i tak postąpiłeś barbarzyńsko hyung
Jin: że cię palce nie bolą od takich długich wiadomości
Hobi: co ja najlepszego zrobiłem... Jestem potworem
Tae: dla męża pana pająka tak, przykro mi hyung
Cheng: Niech mi ktoś pomoże 😭
Jimin: Chenguś! Co się dzieje słońce!?
Cheng: spotkałem tu babę, która kiedyś wysyłała mi nagie zdjęcia, a teraz gwałci mnie wzrokiem, a oni wszyscy gadają o czymś, o czym nie mam pojęcia
Jin: o posuwaniu panienek?
Cheng: Też
Tae: żeby przesunąć panienkę możesz lekko ją szturchnąć i poprosić żeby się posunęła, powinna się zgodzić. To nic trudnego Chenguś, nie martw się
Cheng: 😶
Cheng: Chyba się nie zrozumieliśmy
Jin: nie tłumacz mu, szkoda czasu
Jin: musisz pokazać jej, że nie jesteś zainteresowany
Tae: zmacaj Kooka na jej oczach
Cheng: Nie mogę
Telefon prawie wypadł mu z rąk, gdy ktoś zapukał w drzwi. Siedział tu z piętnaście minut.
- Przepraszam, że tak długo. Słabiej się poczułem - powiedział, otwierając drzwi, ale nie dał rady wyjść. Został z powrotem przepchnięty do środka, a alkohol nie pozwolił mu za bardzo kojarzyć, co w ogóle się dzieje.
- Ładnie to tak blokować ludzi bez powodu? - zapytała Sojin, zastawiając mu drzwi - a miałam ci jeszcze tyle rzeczy do napisania, tyle zdjęć do pokazania.
- Twoje zdjęcia mnie nie interesują. Lepiej wracaj do swojego chłopaka.
- Chłopaka mogę zmienić w każdej chwili. To do ciebie czuję coś więcej - uśmiechnęła się "nieśmiało".
Czuje coś więcej? Nawet się nie znali, nie mieli wspólnych tematów, nigdy nie pokazał jej, że mu się podoba. Co było z nią nie tak?
Prychnął na nią i chciał wyminąć, ale zastawiła przejście ręką, opartą na ramie. Śmieszne, mógłby ją przesunąć jednym palcem, ale przecież nie będzie się szarpał z dziewczyną.
- Nie jestem zainteresowany.
- To może będziesz zainteresowany jak już spróbujesz? Mogę ci pokazać na co mnie stać tu i teraz.
- Jesteś głucha, czy co? Odejdź, bo nie chcę cię nawet dotykać - alkohol we krwi sprawiał, że w stosunku do niej odechcialo mu się być miłym. Do niektórych się nie dało po dobroci.
Dziewczyna syknęła na niego i przygryzła wargę. Po chwili już jej nie było. Od jej perfum zakręciło mu się w głowie i wzięło na mdłości.
Gdy wrócił do pokoju, stała obok swojego chłopaka i szeptała mu do ucha, spoglądając w jego stronę. Była zła i już wiedział, że to przyniesie kłopoty. Usiadł, jakby nigdy nic, obok roześmianego Kooka.
- Wielki - stanął nad nim chłopak - nie zauważyłeś, że Sojin ma chłopaka? Mam ci o sobie przypomnieć?
Jungkook oraz reszta przestali dyskutować i spojrzeli jak jeden mąż na rozgrywającą się scenę.
- A ty nie zauważyłeś, że twoja dziewczyna nie zawsze mówi prawdę?
- Od początku widziałem jak się na nią gapisz, a teraz jeszcze ją zaczepiasz.
- Masz złe informacje, było zupełnie odwrotnie.
- O co w ogóle chodzi? - zapytał jeden z kolegów Kooka.
- O to, że ten dryblas przystawia się do Sojin.
Ktoś zagwizdał.
- Nieładnie, stary - prychnął Mojin.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to pisaliśmy kiedyś, ale musiałem ją zablokować, bo nie dawała mi spokoju. Jest chyba ostatnią osobą na tej planecie, z którą chciałbym mieć coś wspólnego.
- Teraz jeszcze ją obrażasz?
- Ej, uspokój się i nie rób problemów. Cheng na pewno jej nie zaczepiał - wtrącił się Jungkook i stanął na przeciwko chłopaka.
- A skąd ty możesz wiedzieć? Bo tak mówi? To dla mnie żaden dowód, a Sojin prawie płakała opowiadając mi o tym.
- Ja tam widzę tylko zawistną minę obrażonej na cały świat paniusi - dolał oliwy do ognia Cheng. Chyba nigdy nikt nie działał mu na nerwy, tak jak ta dziewucha.
- Odszczekasz to - wskazał na niego chłopak - albo powybijam ci zęby.
- Możecie przestać się kłócić na mojej domówce? - próbował rozdzielić ich Mojin.
- Powiedz to jemu. Przy okazji każ przeprosić Sojin.
- Nie mam zamiaru nikogo przepraszać za coś, czego nie zrobiłem.
Wtedy chłopak nie wytrzymał i gdyby nie szybka reakcja Kooka, to prawdopodobnie już obijał by twarz Chenga.
- Opanuj się! Cheng nie podrywa twojej dziewczyny, nie podrywałby żadnej dziewczyny!
Serce Chenga zamarło, a cały alkohol z ciągu sekundy wywietrzał mu z głowy. Oblał go zimny pot. Nie był ciekaw jak znajomi Kooka to zinterpretują.
- A co on? Ciepły?
Sojin obejrzała go uważnie, jak muzealny eksponat.
- A nawet jeśli tak, to co? Lubi facetów - powiedział Kook opuszczając ciemne źrenice na podłogę - wiem, bo... bo jest ze mną - wydusił to i zupełnie zawstydzony nie potrafił spojrzeć nikomu w oczy. W pokoju słuchać było tylko muzykę.
Cheng sam nie wiedział jak się zachować. Po raz pierwszy Kook przyznał się publicznie do swojej orientacji i nie umiał tego skomentować. Zrobił to przez niego, dla niego. Nieważne. Zrobił to.
- No widzisz, nie mógł podrywać twojej laski. Weź drinka i się już uspokój - powiedział Mojin do chłopak Sojin i podał mu kubek.
- Skoro tak, to sory - mruknął do Chenga.
- Spoko.
- Ej, chodźcie zrobimy kilka rundek "Gry na emocjach" niedawno kupiłem i chciałem wypróbować - zaproponował któryś z gości, a Sojin i jej chłopak wyszli na korytarz.
Kook poczuł się trochę zignorowany, ale z drugiej strony przecież tego chciał. Żadnych sensacji, wyśmiewania, ubliżania. Wszyscy mieli gdzieś z kim chodzi, kto mu się podoba i z kim śpi. Uderzyła go ta obojętność, a czym dłużej o tym myślał, tym bardziej pozytywne mu się to wydawało. Może wszystkie jego obawy były bezzasadne, a po prostu pierwsze doświadczenie i źli ludzie napotkani na drodze, wyrobili w nim takie przekonanie, że ma się czego wstydzić, że powinien żyć, jak szczur, w ukryciu, albo w ogóle zrezygnować ze swoich wyborów na rzecz akceptacji. Nie wszyscy ludzie byli tak niedojrzali i ograniczeni jak jego "koledzy" z klasy. Chyba niepotrzebnie się bał.
Oczywiście nie obyło się bez pytań podczas gier i różnych aluzji, ale raczej w żartobliwym i przyjacielskim kontekście. Nawet Cheng rozluźnił się po którejś rundce i tylko wypatrywał na twarzy Kooka tego, co jego chłopak myśli o tej całej sytuacji i czy widzi jak bardzo jest niego dumny.
...
Wyszli z imprezy po drugiej, wolnym krokiem zbliżając się do przystanku. Kook oczywiście był w dużo gorszym stanie niż Cheng, ledwo powłóczył nogami i kulił się w ogromnej, cienkiej koszuli Chenga, którą ten profilaktycznie zabrał ze sobą i oczywiście się przydała, bo mógł mu ją teraz zarzucić na ramiona.
- Zaraz zwymiotuję - powiedział Kook i usiadł na chodniku.
- Co powtarzam ci dosłownie na każdej imprezie?
- Że wódka to wróg człowieka rozumnego.
- Nigdy nic takiego nie powiedziałem.
- To może mam omamy, jebie mnie to...
- No i co ja mam z tobą zrobić, hmm?
- Siadaj obok mnie i przytul - zachwiał się na bok, ale jakimś cudem utrzymał równowagę.
- Tak na środku chodnika?
- Przesunę się na krawędź jak ci przeszkadza - wybełkotał i poszurał czarnymi jeansami po chodniku. Cheng musiał zaśmiać się z bezsilności. Usiadł i pozwolił, żeby zmaltretowany Kook oparł się wygodnie o jego ramię.
- Tylko nie zaśnij.
- Jest taka możliwość...
- Nie będę cię niósł do domu, jesteś za ciężki.
- Czuję się dzisiaj, jakby zeszło ze mnie z 10 kg, dasz radę.
- To, że się tak czujesz, nie znaczy, że tak jest.
- Bla , bla...
Posmyrał nosem o koszulkę chińczyka, chyba zaczął go swędzieć, ale z boku mogło to wyglądać, jakby go obwąchiwał.
- Przyznałem się - powiedział w końcu.
- Wiem, byłem tam - Cheng z uśmiechem poprawił jego głowę.
- Pierwszy raz... A oni nic...
- To chyba dobrze?
- Ciekawe jak mama by zareagowała.
- Z tymi deklaracjami jeszcze bym poczekał - powiedział Cheng w obawie, że jak jego chłopak się rozochoci, to zaraz cała dzielnica będzie o tym wiedzieć - twoja mama to ostatni etap, co ty na to?
- Boss?
- Dokładnie.
- Ok - westchnął - ale fajnie, że przyjęli to tak spoko.
- Fajnie.
- Może fajna z nas para?
Starszy uśmiechnął się pod nosem, patrząc jak Kook nieporadnie próbuje znaleźć jego dłoń. Podał mu ją, ratując go od zgubnych poszukiwań po pijaku.
- Myślę, że całkiem fajna.
- Nie wiedziałem, że będzie tam Sojin, sorki.
- Spoko, przynajmniej znalazłem sobie drugiego w swoim życiu wroga - zaśmiał się.
- Jednak nie jesteś taki milutki.
- Może jestem, ale dla niektórych się nie da.
- Mam nadzieję, że to nie ja jestem wrogiem numer jeden... - powiedział sennie i ziewnął.
- Ty stoisz po zupełnie przeciwnej stronie.
- Cheng?
- Hmm?
- Nie mów nikomu, bo wyjdę na pedała, ale kocham cię.
- Spokojnie, zostawię to dla siebie, też cię kocham - szepnął i pocałował pijanego chłopaka w czubek głowy - ale chodźmy już, co? Naprawdę cię nie uniosę.
- Nie chcę do domu. Matka będzie się darła - wykręcił się z pretensjami.
- To gdzie mam cię zaprowadzić?
- Może pójdziemy do Jina? Przenocujemy u niego na kanapie? Prooszę...
- Mój biedny kręgosłup już to czuje.
I tak mu nie odmówi, nie potrafił powiedzieć nie chłopakowi, którego kochał. To może być kiedyś dla niego zgubne, ale na razie postanowił się tym nie przejmować. Na kanapie, czy nie, będzie mógł przynajmniej czuć jak mały przytula się do niego, a za ścianą nie ma ciotki Liu.
Jednak zanim to, musiał napisać do matki Kooka, że dzisiaj się go nie spodziewała i zadzwonić do hyunga. Ostatnio chodził spać o ekstremalnych godzinach, więc raczej jeszcze nie śpi.
Już był ciekawy jak hyung zareaguje na ich coming out. Sam jeszcze nie do końca potrafił przetworzyć, to co się wydarzyło na imprezie, ale będzie miał na to dużo czasu, gdy już wytrzeźwieje.
Ostatnim wysiłkiem pomógł Kookowi wstać. Uśmiechnął się, kiedy młodszy praktycznie zasypiał oparty o jego klatkę piersiową. Chyba czuł się z nim bezpiecznie.
Wreszcie był komuś potrzebny. Chłopakowi swoich snów.
...
Wątek Chenkook jest zakończony
Jednak podobnie jak i Namjin pojawią się jeszcze w opowiadaniu ;)
Co dziwne jest to najdłuższy rozdział kartki papieru 2 XD
Do końca zostały dwa rozdziały i już zaczynam czuć atmosferę końca. Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście na tym rozdziale i życzę wam miłego dnia! 💜
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top