39.



- Pod koniec lekcji rozdam wam sprawdziany, ale teraz skupcie się na przykładach, tylna ławka - upomniała dwójkę siedzącą za Kookiem, pani Mingua.

Nareszcie zamknęli jadaczki i mógł w spokoju odpływać w krainę snów, bo do trzeciej w nocy oglądał serial i ciężko było mu utrzymać otwarte powieki. W ławce przy drzwiach w podobnej dyspozycji siedział Cheng, z tym, że on starał się z całych sił utrzymać prostą pozycję. Zasłaniał przy tym połowie swojego rzędu. Ich decyzja, że nie chcieli zająć miejsca w pierwszej ławce, teraz wszyscy przy ścianie mieli skrzywienie kręgosłupa, wyglądając za wielkoluda, żeby przepisać cokolwiek na tablicy.

Kook prawie do trzeciej zdawał mu wczoraj smsową relację z oglądanego serialu, do czasu, aż Chińczyk poddał się, rzucił podręcznik do historii i włączył odcinek, który akurat oglądał przyjaciel, żeby rozumieć o czym w ogóle mówił. Tak się wkręcił, że po dwóch odcinkach kłócili się o to, która z kosmicznych drużyn ma większe szanse na zdobycie karłowatej planety z platynowym jądrem i przejmie władzę w przeważającej części galaktyki. W każdym razie wyglądali dzisiaj podobnie, ubrani we wczorajsze bluzy, z podkrążonymi oczami i obecni na lekcji tylko ciałem.

Na słowo sprawdzian Kookowi przyspieszyło odrobinę tętno. Zapomniał o stresie, kiedy pod jego łokciem wylądowała biała karteczka, wyrwana z zeszyt. Rozejrzał się wokół, zauważył, że Suri kiwa na niego głową i wskazuje na papier.

Sorki, ale jednak nie mogę iść z tobą na bal końcowy.

Jaki bal? Pojebało ją, przecież bal mieli dopiero za rok. Czy on kiedykolwiek ją o to pytał? Zmarszczył brwi, co dziewczyna uznała za złość, gdy to zwykłe zdziwienie. Wyrwała mu kartkę, kiedy Mingua odwróciła się do tablicy i dopisała coś zielonym, brokatowym długopisem.

Tylko nie rób mi wyrzutów. Jeszcze sobie kogoś znajdziesz.

Żeby mieć spokój odpisał zwykłe ok. Nie miał pojęcia o co chodziło i kompletnie nie przypominał sobie, żeby umawiał się w Suri na bal końcowy, ani żaden inny. Po pierwsze to nie umawiałby się z kimś na wyjście rok wcześniej, a po drugie wcale jej nie lubił. Na każdej lekcji malowała paznokcie swoimi brokatowymi cienkopisami, z których za każdym razem kradł jej fioletowy i dawał go Tae. Do dziś dnia nie wiedziała, kto zakosił jej szesnaście fioletowych cienkopisów. Rozpowiadała tylko, że odrąbała by rękę złodziejowi i już więcej nie przynosiła do szkoły fioletowego koloru.

Nawet jeśli jakimś cudem zaprosił ją na ten bal, to czemu odwidziało jej się akurat teraz?

Lekcja minęła wolno i właściwie tylko rozmyślania o głupim zachowaniu Suri pozwoliły mu nie zasnąć do końca zajęć. Dwie minuty przed dzwonkiem, Mingua postanowiła się zlitować nad ich nerwami i wyjęła z torby plik kartek. Na swoją pracę czekał oczywiście do samego końca.

Pała - świetnie. Pierwszy raz miał ochotę rozpłakać się na widok oceny.

- Zostań po dzwonku, Jungkook - powiedziała do niego cicho nauczycielka, ale i tak parę osób z tyłu dosłyszało rozkaz. Nie obyło się bez chichotów i szeptów. Złapał głębszy oddech, żeby nie musieć się odwracać i kazać im zająć się swoimi zasranymi sprawami. Jeszcze tego mu brakowało - odrzucenie przez kumpli z drużyny, chichoty za plecami, kolejna pała z chemii i przyszły opierdol od matki. Już chyba gorzej być nie mogło.

Przerażony zauważył jak Mingua szepcze też coś do Chenga. Miał tylko nadzieję, że to nie sprawa ściągania, bo inaczej nie tylko on będzie miał kłopoty. Dzwonek rozbrzmiał z korytarza i klasa wylała się z klasy roześmianą gromadą. Z tego co widział, to zdecydowana większość zdała sprawdzian przynajmniej na trzy. Cheng został w swojej ławce, spakował tylko rzeczy i Kook już wiedział, że ich sprawa jest powiązana i nie trudno było domyślić się, o co chodzi.

- Panowie, zapraszam do biurka - powiedziała nauczycielka chemii.

Podeszli jak skazańcy w drodze do kata. Nawet nie spojrzeli sobie w oczy, jakby miało im to pomóc udowodnić niewinność.

- Domyślam się, że wiecie o co chodzi - przyjrzała się im obu - Cheng, mam do ciebie pytanie i proszę o szczerą odpowiedź - Chińczyk pokiwał jedynie głową - wiedziałeś, że Jungkook odpisuje od ciebie większość pracy?

Zimny pot wstąpił na czoło Kooka. Walczył z myślami - powiedzieć prawdę i odciążyć Chenga, czy czekać na jego ruch. Może on również przyzna się do niewiedzy i po prostu cała wina spadnie na niego.

Wsunął ręce do kieszeni bluzy, czekając na swój wyrok.

Jego sprawa była przesądzona i tak dostanie jedynkę, a Chenga mogli jeszcze oczyścić z zarzutów.

- Nie.

- Tak.

Powiedzieli w tym samym momencie, tworząc chaos wypowiedzi. Pani Mingua spojrzała na nich z politowaniem, ukrytym pod szkłami okularów.

- Pytałam Chenga, pan Jeon też dostanie czas na wypowiedź.

- Ale on nie wiedział, że od niego ściągam. Nie umawialiśmy się na to, po prostu akurat siedział najbliżej, jak był sprawdzian.

- Pan Cheng powiedział przed chwilą, że wiedział o ściąganiu.

- Nieprawda, nie wiem dlaczego tak powiedział.

- Czyli skłamał - stwierdziła kobieta.

- Ale w dobrej wierze. Jak to kumpel.

- I tak nic nic nie zmieni oceny pana Jeona, więc pytam jeszcze raz panie Sanil. Wiedział pan, czy nie?

Cisza ponownie wypełniła klasę, słyszeli tylko rozmowy z korytarza, śmiech i bicie własnych serc.

- Nie - przyznał Chińczyk, ale widać, że przyszło mu to z trudem.

- Może pan iść, zostawiam trzy - poinformowała Chenga i zaznaczyła jego kartkę czerwonym plusem - pan Jeon zostaje.

Smutno było mu patrzeć jak kumpel odchodzi, tym bardziej, że znał Chenga i wiedział, jakie wyrzuty sumienia musi teraz mieć, ale Kook sam sobie na to wszystko zapracował, nikt inny nie ponosił winy.

- Nie wiem co mam z tobą zrobić, Jungkook. Przepisałeś pół sprawdzianu, nawet tę część z błędami. Chyba nie trudziłeś się, żeby przeczytać treść, bo ostatnie zadanie miałeś napisane dobrze, a Cheng miał je źle, więc coś umiałeś. To niestety było za mało na dwa, zwłaszcza, że przyłapałam cię na oszustwie - spokojnie wyjaśniała mu to, co dokładnie wiedział, no może z wyjątkiem fragmentu z dobrze wykonanym przez niego zadaniem - to już czwarta jedynka w tym półroczu i jak na tę chwilę masz zagrożenie. Czy ja mam wezwać twoich rodziców, żeby coś do ciebie dotarło?

- Nie.

- Nie dajesz mi innego wyboru, Jungkook. Przecież ty to rozumiesz, dlaczego nie możesz uwierzyć, w to, że dałbyś radę napisać sam?

- Nie wiem - nie miał ochoty na dyskusje. Chciał już stąd wyjść i wymyślić jakąś wymówkę dla matki. Nie mógł powiedzieć jej przecież prawdy. Zrobiłaby mu piekło z domu.

- Dostaniesz ode mnie ostatnią szansę. Jeszcze kilka osób nie zaliczyło, ale napiszesz poprawę sam, za tydzień w tej klasie o 16. Żeby prace innych cię nie kusiły. Jeśli okaże się, że nauczyłeś się i dasz radę napisać ten sprawdzian, pomyślę o promocji do następnej klasy. Pamiętaj Jungkook, że to ostatnia szansa.

- Dobrze, dziękuję.

- I powiedz Chengowi, żeby przestał się tak poświęcać, ten chłopak ma za dobre serce - dodała, kiedy już wychodził.

Może i tak, ale czy tacy ludzie mieli, w dzisiejszych fałszywych czasach, dobrze? Kiedy do sukcesu dążyło się drogą fałszerstw, matactw, rozpychania się łokciami i biegiem po trupach, on brał na siebie część winy, której nie poniósł. Tylko idiota zdobyłby się na coś takiego. Albo dobry człowiek. Dobry człowiek i idiota to dla współczesności synonimy. W jakiś czasach przyszło im żyć.

Wyszedł przed salę, gdzie na kolejną lekcję czekała jego klasa.

- Jak tam, Kookie? Zapłaciłeś za dobrą ocenę? - zapytał jeden z dawnych kolegów.

- Widziałem, że dostał pałę. Słabo się starałeś - zaśmiał się Chan.

- W końcu to kobieta, Kook woli brać niż wsadzać - dodał Syungwin - ale tylko na pałę, słabiutko - cmoknął.

- Zmarnował wszystkie siły na Kima, a nawet nie mamy z nim matmy. Mówiłam, że idiota - zaśmiała się Suri.

- Przestańcie - odezwała się Kana - co wam się ubzdurało.

- Przecież wszyscy wiedzą o jego ciepłym hobby i lizaniu się z Kimem. Pedał pedała zawsze odnajdzie - zadowolony z siebie wygłosił Syungwin.

- Co powiedziałeś? - odezwał się pierwszy raz Kook.

- To, że wydało się o twoim ognistym romansie z nauczycielem matematyki młodszych klas. Myślałeś, że nikt się nie dowie? Co cię najbardziej w nim urzekło? Różowe koszule, czy wysmarowana błyszczykiem gęba? Aż dziwne, że się do niego nie przykleiłeś - zarechotał.

Cheng już wcześniej stanął obok Kooka, a teraz zdążył złapać go tylko za łokieć, kiedy nastolatek rzucił się na Syungwina. Suri pisnęła i oderwała się od jego boku, chroniąc siebie i swoje świeżo pomalowane pisakami paznokcie. Udało mu się tylko popchnąć niższego chłopaka na ścianę i kopnąć go w brzuch, bo Cheng odciągnął go w tył, unieruchamiając mu ręce. Towarzystwo wokół zamilkło, przyglądając się wściekłemu Jeonowi, roniącego łzy Syungwinowi i próbującemu utrzymać Kooka, Chengowi. Kana podeszła do poszkodowanego i uklękła. Kazała jednej z dziewczyn iść po pielęgniarkę.

Kook sam nie wiedział co zdenerwowało go najbardziej - to że ktoś dowiedział się i wydał go w związku z pocałunkiem z Jinem, czy że Syung ważył się wypowiadać o starszym w tak obrzydliwy sposób. Obrażanie jego mógłby jakoś na siłę znieść, ale od Seokjina mieli się wszyscy odjebać. Był nauczycielem i jego przyjacielem, kimś do kogo powinni żywić szacunek. Wściekłość rozsadzała mu piersi, gdyby nie to, że nie mógł wyrwać się silnych ramion Chenga, to nie przestałby na jednym kopnięciu. Tłukłby tego skończonego idiotę tak długo, aż nie mógłby mówić, wypluł razem z krwią zęby i zwijał się z bólu na brudnej od własnych szczyn podłodze.

Nie miałby dla niego litości, nie po tym co usłyszał. Czuł jakby ktoś przystawił mu do klatki piersiowej gorące żelazko, z trudem łapał każdy oddech. W głowie myśli stworzyły nieułożoną w logiczną historię opowieść, bez żadnego ładu i miejsca na wyrozumiałość.

Dyżurujący na korytarzu nauczyciel informatyki, właśnie skręcał w ich stronę, gdy zobaczył zwiniętego na podłodze Syunga i czerwonego ze złości Jeona.

- Co tu się dzieje? - zapytał, prawie że podbiegając do nich z drugiego końca korytarza.

- Jungkook pobił Syunga - pisnęła Suri i wskazała na winowajcę, jakby samo powiedzenie co się stało nie wystarczyło. Nawet nie miał głowy, żeby myśleć o tym, jak bardzo jej nienawidzi. W jego głowie był tylko Syung.

Nauczyciel razem z Kaną podnieśli wielce poszkodowanego i mężczyzna kazał Kookowi czekać na niego, czego nie miał zamiaru robić. Gdy tylko zniknął za zakrętem, wyrwał się Chengowi i ruszył w stronę wyjścia ze szkoły. Nawet na zewnątrz słyszał za sobą kroki, które nie odstępowały go, aż dotarł do przejścia pod mostem przy rzece. Dopiero wtedy osoba, która dreptała za nim całą drogę, zarzuciła mu na ramiona kurtkę. Nie miał nawet siły jej strzepnąć. Wściekłość, która napędzała jego mięśnie, ogrzewała go również od środka, niczym upalne słońce. Oparł się o pomalowaną spreyami, mokrą ścianę i złapał w płuca cuchnące rybami i odchodami ptaków powietrze. Szybko przeszukał kieszenie spodni, ale nie wziął ze sobą fajek.

- Wiesz, że teraz będzie tylko gorzej - powiedział Cheng, wspominając o ucieczce.

- Mam to w dupie.

- Ale...

- Wiem, że będę miał przesrane! Kurwa, co to za różnica!? Nie rozumiesz, że mam to gdzieś? I tak cokolwiek zrobię nic tego nie odwróci! Zajebałbym go na śmierć, gdybym tylko nie krzywdził tym ojca! Mam w dupie szkołę, chemię, dyrektora i konsekwencje! Nie będę...

Zatrzymał potok gorzkich słów, a właściwie to zatrzymały go lodowato zimne dłonie Chenga, zaciśnięte na jego bordowych policzkach. Trzymał je mocno, każdy palec przylegał do gorącej skóry, przynosząc igiełki bólu, ale i otrzeźwienia. 

Patrzył na niego z góry tymi sarnimi oczami, a wewnątrz nich zamknięto całe zrozumienie, jakie tylko mógł mu ofiarować. Żadnych wyrzutów, zawodu, złości, tylko prosta wyrozumiałość i wsparcie. Nie musiał nawet nic mówić. Oddychali jednym powietrzem, które coraz gęściej gromadziło się między ich ustami. Gorące i rzadkie. Kook miał wrażenie, że skórę, mięśnie i żebra chce rozerwać mu własne serce, a fala rozpaczy dopiero się do niego zbliża.

- Rozumiem, rozumiem co czujesz - powiedział w końcu Cheng - może ci się wydawać, że nie, ale nie znasz wszystkich moich tajemnic. Wiem jak to jest, kiedy przestaje ci zależeć, jak jedynym co trzyma cię przy życiu jest jedna osoba. Mnie trzymała siostra. Wydawało mi się, że wszystko stracone, czasem nadal mi się tak wydaje, ale próbuje sobie tłumaczyć, że tak nie jest. Że jest gdzieś jakaś jedna mała rzecz, która da mi sens. Ona zawsze przychodzi, nie można żyć tylko nieszczęściem i pechem. Ona gdzieś jest.

Kook nigdy wcześniej nie czuł się tak słaby.

- Nie widzę jej.

- Ja już chyba znalazłem, tobie też się uda. Pomogę ci.

Na razie Jungkook zakotwiczył swój sens w dotyku Chenga. Powinno wystarczyć na kilka chwil, na godzinę.

Ale co potem? 

...

Cheng, ty wielka kulko dobroci <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top