34.


- Panie Kim?

- Hmm...

- Czy moglibyśmy przełożyć sprawdzian na za tydzień?

Dopiero co wrócił z dwu tygodniowego chorobowego, a już go te małe gady otaczały z każdej strony. Mieli czternaście dni wolności na zastępstwie, ale okazuje się, że to wciąż za mało, żeby nauczyć się jednego działu z geometrii.

- Nie.

- Ale dopiero co pan wrócił. Może jeszcze źle się pan czuje i chciałby pan sobie odpocząć od sprawdzania klasówek?

- Ty się o moje zdrowie nie martw, tylko o swoje oceny. Sprawdzian jest jutro. I tak został przeniesiony o tydzień, bo miałem go robić w tamten poniedziałek. A teraz na przerwę, bo chcę iść na kawę.

Miał nadzieję, że wyraził się jasno. Smarkacze nie będą go ustawiać, wystarczy, że goście, których miał za kumpli chcieli go pouczać i sterować jego życiem.

Jak zwykle stanęli po stronie Namjoona, bo przecież mógł być tylko jeden winny. Nikomu nawet nie chciało się dowiedzieć prawdziwej wersji wydarzeń. Wszystko co złe automatycznie lądowało na jego barkach, kiedy to innych się wybielało.

Dlaczego Yoongi nie wspomniał nic o Jungkooku? Przecież to od niego zaczęła się ta cała farsa.

Czy naprawdę zrobił coś niewybaczalnego? To była zwykła propozycja. Nie rozkazywał, nie wymagał, nie namawiał. Uszanował jego zdanie już na początku, dając mu możliwość wyboru.

Ale przecież święty Kim Namjoon bym nieskalany i nietykalny. Szkoda tylko, że on wyszedł na największą z możliwych gnid. Nawet nie pozwolił się wytłumaczyć ani przeprosić, po prostu sobie go odpuścił, jakby te miesiące spędzone razem nie miały żadnego znaczenia.

Chciał być z Namjoonem. Kochał go, ale jego skrajnie różny pogląd na związek nie pozwalał im się w niektórych kwestiach dogadać i wychodziły przez to właśnie takie sytuacje, w jakiej są teraz. Co prawda obiecał, że nie będzie nikogo poza Namem, ale reakcja jaką sprezentował mu młodszy była na wyrost niesprawiedliwa i przesadzona.

Kiedy odważny przedstawiciel grupki dzieciaków, którzy za wszelką cenę chcieli przełożyć sprawdzian, zniknął, Jin zebrał wszystkie swoje rzeczy i ruszył prosto do automatu po codzienną dawkę kofeiny.  Pierwszy raz od tygodnia wstał o przyzwoitej godzinie, umył się, ogolił i ubrał. Właściwie tylko dlatego mógł uznać ten dzień za produktywny. To, że zjawił się w pracy, to tylko akt dobrej woli. Bang i tak nie miał mu za złe chorobowego. Szkoda, żeby jeszcze nie można było sobie pochorować w tym kraju.

Wrzucił do automatu monetę i wybrał kubek dużej latte. Nie smakowała zbyt dobrze, ale do najbliższej kawiarni miał dziesięć minut drogi, a przerwa trwała piętnaście, ze standardowymi pięcioma na jego spóźnienie. Wziął papierowy kubek wypełniony parzącym napojem i miał zamiar w spokoju wypić ją przy papierosie.

- Hyung!

Znał ten głos. Słodki, lecz nie kobiecy. To mogła być tylko jedna osoba. Niechętnie odwrócił się w stronę, z którego dobiegało wołanie.

Widział go już z daleka, choć nie różnił się specjalnie od uczniów. Taki sam niski, pucołowaty chłopczyk, bardziej niewinny od niektórych dziewcząt.

- Cześć hyung. Dzięki, że poczekałeś.

- Cześć - spojrzał na niego nieprzychylnie. Choć Jimin i tak był w tym konflikcie tym bardziej bezstronnym, a nawet z tego co pamiętał, to chyba był pokłócony z Kookiem, więc on i Tae mogli stać  jego jedynymi sojusznikami.

Co on wygaduje? Przecież to nie wojna, a on nie jest na froncie. Westchnął, zmęczony własnym sposobem myślenia.

- Masz czas?

- Za dziesięć minut mam lekcje. Ale jak to coś krótkiego, to mów.

- Może chodźmy gdzieś, gdzie jest cicho?

- Chodź, nie zamykałem klasy.

Weszli do pustej sali. Jin zajął miejsce nauczyciela, a Jimin przysunął sobie uczniowskie krzesełko do jego biurka. Pasowało jak ulał. Ciekawe, czy zmieściłyby się na maleńkich krzesełkach z zerówki.

- Będę się streszczał.

- A ja będę wdzięczny - może nie powinien zachowywać się tak w stosunku do Jimina, ale i tak wszyscy mieli go za skończonego dupka i nic nie wartego śmiecia. Co za różnica?

- Chodzi o te całą sytuację z Namjoonem. Co się stało, hyung? Odeszliście z grupy bez wyjaśnienia. To chyba nam się należy?

- Namjoon nic wam nie wytłumaczył? - zapytał, popijając gorącą kawę.

- Od tamtej sytuacji widziałem go tylko raz i nie był zbyt chętny do rozmowy.

A to dziwne. Namjoon nie poskarżył się wszystkim naokoło ze swojego nieszczęścia? To niespotykane, przecież zawsze był pierwszy do wylewana żali, szczególnie pod jego adresem. Korciło go, żeby ustawić sytuację jak najbardziej pod siebie. Jimin był głupiutki i podatny na manipulacje, mógł powiedzieć mu cokolwiek, uwierzyłby bez mrugnięcia okiem.

- To trudna sprawa - westchnął i zgarbił ramiona - Jungkook mnie pocałował i zaproponował, że mógłby być ze mną i Namjoonem. We trójkę.  Powiedziałem to Namjoonowi, a on wpadł w szał. Wybiegł z mojego mieszkania i więcej się nie  widzieliśmy.

Jimin wytrzeszczył na niego zdumione oczy. Nie bardzo wiedział co powiedzieć, ani jak się zachować. Wersja, gdzie dziecinny Jungkook niszczy związek przyjaciół była chyba ostatnią, jakiej się spodziewał.

- Jungkook? Ale skoro to on cię pocałował, to dlaczego Namjoon wkurzył się na ciebie?

- Bo przedstawiłem mu te propozycję, tyle wystarczyło. Przecież wiesz jaki przewrażliwiony na punkcie wierności jest Nam. Próbowałem go przepraszać i tłumaczyć, ale nie chciał mnie słuchać.

- To - zaciął się Jimin, gdy poza klasą rozległ się krzyk i huk przewróconego kosza - nie spodziewałem się tego. Namjoon nic nie wspominał o Kooku.

- Z tego co mówisz o niczym nie wspominał - pokręcił głową Jin - to dziwne, że nie chciał wam tego wyjaśnić.

- Wydawał się bardzo zraniony - przestraszył się Jimin. Gardło Jina zacisnęło się boleśnie na ten widok. Jego oczy zrobiły się szkliste, dlatego odwrócił wzrok w stronę okna - ale jeśli tak to wyglądało, to nie jesteś niczemu winien, hyung.

- Może nie powinienem mu o tym wspominać. Kook jest młody, na pewno nie chciał wyrządzić nam krzywdy. To hormony. Tylko reakcja Namjoona bardzo mnie zabolała - opuścił oczy na podłogę - zrozumiałym, gdyby po prostu odmówił, ale od razu zrywać?

- Może to tylko chwilowe emocje, hyung - próbował pocieszyć go Jimin. Musiał zauważyć jego mokre oczy, ich efekt najwyraźniej działał lepiej, niż na początku mu się zdawało. Nie hamował się już. Dwie łzy spłynęły w dół po gładkiej, szarawej skórze.

Jimin zrobił zbolałą minę i utulił szerokie ramiona przyjaciela.

- Będzie dobrze, hyung. Myślę, że to tylko przejściowe. Namjoon potrzebuje czasu, żeby przez to przejść, ale nie martw się. On też za tobą tęskni, wiem to.

- Mówił coś? - zapytał ze szczerą nadzieją.

- Nie, w ogóle o tym nie wspominał - zdmuchnął jego wątłe nadzieje - ale może tym razem tak sobie właśnie radzi, ciszą. Jestem przekonany, że tęskni tak samo jak o ty. Prawdziwa miłość zawsze znajdzie drogę powrotną - uśmiechnął się.

Słodki, niewinny Jimin. Tak samo łatwowierny jak i pełen dobroci. Jin oddał uścisk, kiedy przerwał im dzwonek na lekcje. Pożegnali się szybko jeszcze w klasie, a Seokjin przyjął znów rolę obojętnego, bezdusznego belfra. Byle do ostatniej lekcji.

W domu zastał pustkę. Nie miał siły nawet rozpakować zakupów, rzucił tylko torby w przedpokoju, nie przejmując się rozmrażającym się mięsem. I tak nie miał już dla kogo gotować, a jedzenie samemu to tylko obowiązek życia, nie przyjemność. Nie przyrządzał nic porządnego od dwóch tygodni.

Był poniedziałek. Normalnie przyszedłby dzisiaj Nam i przez godzinę nie mogliby się zdecydować co przyrządzić. Przekopując internet w poszukiwaniu przepisów, zdążyliby zahaczyć o filmiki z kuchnią w roli głównej, ale bynajmniej nie o gotowaniu. Kłóciliby się o to, czy danie ma być ostre, tak jak lubił Jin, czy może kwaśne, za czym przepadał Nam. Później kolejna dyskusja odnośnie całego dnia, narzekanie na niegrzeczną klasę, trochę droczenia. Kolejny wybór, czyli film do kolacji, o którym i tak zapomnieliby zajęci jedzeniem, a potem samymi sobą. 

Na ścianie zegar boleśnie przypomniał mu o upływającym czasie. Wybiła osiemnasta. Przez jebane pół  godziny siedział na kanapie w mokrych butach, tworząc pod stopami kałużę brudnej wody.

Było tak cicho i szaro, choć zanim wszedł do mieszkania świeciło jeszcze słońce. Potarł kompletnie wypłowiałą z kolorów twarz i wstał, żeby rozebrać się z wierzchniego ubrania. Zdążył się już spocić w kurtce i wełnianym szaliku. Otworzył okno, choć jego spocone ciało nie tego potrzebowało.

Miał to gdzieś. Zakupy zostawił na podłodze w korytarzu i bez kolacji rzucił się na łóżko. Nie czuł obcego zapachu, tylko smród własnego potu, papierosów i bardzo odległa, praktycznie niknąca woń jego perfum.

Przytulony do poduszki obserwował jak firanka porusza się pod wpływem zimnego wiatru z zewnątrz. Czuł jak pokój wypełnia lodowata atmosfera, jak kostnieją mu palce u stóp.

Chciałby powiedzieć, że czuje smutek, wypłakać to, pozbyć się razem ze łzami, ale okłamywał by samego siebie. Wydawało mu się, że nie czuje nic. Nie miał siły ani na płacz, ani na żal.

Tylko  to cholerne wspomnienie krzyku Nama i cała wściekłość, którą pokazał mu na odochodne tamtego dnia, sprawiały, że ciągle miał o czym myśleć, co analizować i czego się wstydzić. Bo gdzieś bardzo głęboko czuł, że zawinił w największej części.

Poczucie zranienia szybko wyparło te myśli.

Był zupełnie sam, cichy i pusty.

...

Jimin wszedł do mieszkania, kiedy zbliżał się wieczór. Do szkoły wszedł spontanicznie i w sumie nie miał nawet planu rozmawiać z Jinem. Co prawda Namjoon nic im nie opowiadał, lecz wyglądał tak marnie, że wyobrażał sobie powód zerwania jako kompletny dramat ludzki. Z tego co tłumaczył Jin, nie było to coś, aż tak okropnego i w sumie większą winę ponosił Jungkook.

To dlatego ich wszystkich unikał. Z jednej strony oni i problemy, z drugiej ten cały Cheng. Może z nim miał po prostu święty spokoj i mniejsze wyrzuty sumienia. Sam nie wiedział co myśleć o tej całej sytuacji, najlepiej będzie wysłuchać każdej ze stron. Wersja Jina brzmiała na nieprawdopodobną, choć i tak mu współczuł. Mial w sobie ten pierwiastek, jak to nazywał Tae anielątka, które próbowało zrozumieć powody każdej ze stron. Czasami aż za bardzo ingerował i próbował wczuć się w czyjś kłopot, no ale taki był i żadna siła ludzka go nie zmieni.

Pokłócili się z Kookiem, ale to nie znaczy, że ma zamiar go obwiniać.

Tae spał na kanapie z szeroko otwartymi ustami i pochrapywał, a na jego brzuchu wylegiwała się Pchełka. W szczelinie między ciałem, a oparciem kanapy znalazł schowaną pustą torebkę foliową po żelkach malinkach. Nawet się żarłok jeden nie podzielił. Już on mu to zapamięta.

W telewizji leciał kanał taneczny z zaczętych programem  ,,Gwiazdy skaczą na trampolinach,,. Tae uwielbiał oglądać uczących się akrobacji cebrytów. Po prawdziwe to uwielbiał wszystko co związane z showbiznesem. Oglądałby nawet ,,Gwiazdy jedzą śledzie z cukrem,, gdyby wyemitowali takie odcinki.

Uśmiechnął się ciepło i przykucnął obok śpiocha. Krótkimi paluszkami przeczesał czarne kędziorki włosów. Współczuł zarówno Jinowi, Namjoonowi, nawet Kookowi, bo sam nie potrafił sobie wyobrazić życia bez swojego słodkiego Kosmity. Byli młodzi i nie zawsze miłości zawierane w tym wieku przetrwają próbę lat, lecz miał głębokie przeczucie, że im akurat czas nie zagraża.

Odkrywali się codziennie na nowo. Z każdym kolejnym pomysłem, zabawą, rozmową i zbliżeniem. Wydawało się nieprawdopodobne, jak mogli jednocześnie znać się od podszewki i potrafić zaskoczyć z dnia na dzień.

Uważał ich uczucie za wyjątkowe i trwałe. W końcu kochał Tae od przedszkola, kiedy nawet nie wiedział, że to co czuje, to miłość.

Okrągłymi, mięciutkimi wargami złożył pocałunek na ciepłym czole ukochanego. Pchełka obudzona ruchem, natychmiast zaczęła prosić o jedzenie, łaszeniem się do twarzy Jimina.

A Tae spał, słodko i głęboko. Niewinnie, jak jego własne anielątko.

...

Zdążyłam przed 24! We are the Champions!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top