25.


Był wczesny ranek, kiedy dobiegał już do parku. Kto wybiera się na jogging w czasie zimy stulecia i to jeszcze w niedzielę rano? Porąbało ich do reszty.

Ważne, żeby dotarli na halę sportową, a tam w spokoju zrobią kilkanaście okrążeń. Bo nie, Jungkook wcale nie biegł do parku rekreacyjnie. Był cholernie spóźniony, bo ,,ukochany,, braciszek zabrał mu w nocy telefon i nie zadzwonił budzik. Właściwie zadzwonił, ale u tego głupiego smarka w pokoju. Jako wytłumaczenie powiedział, że w nocy rozładował mu się telefon, a musiał znaleźć na szybko coś w internecie do zadania. Jak na idiotę uczył się zdecydowanie za dużo.

Może to dlatego od rana kotłowała się w nim złość, którą bardzo starał się ukryć. Lepiej zgrywać, że nic się nie dzieje. Jak zwykle.

Czerwony jak po ostatniej imprezie z chłopakami z jednostki wpadł przez przymkniętą bramkę do parku, która siłą przepchnął z drogi. Zamarznięte zawiasy zaskrzypiały okropnie. Zobaczył go już z daleka.

- Hej! Sorki za spóźnienie... - zziajany stanął obok Chenga, który dreptał w miejscu z zimna. Skulił się w sobie jak wyjątkowo wyrośnięta poczwarka.

- Nie stójmy tu ani minuty dłużej - powiedział Cheng, ale nie brzmiał na złego. Rzadko kiedy w ogóle się złościł. Jeśli już to tylko w wyjątkowych sytuacjach - jest strasznie zimno, a ty jesteś zgrzany.

Po co myślał o nim, kiedy sam pewnie zamieniał się tu w lodowy posąg przez jakieś piętnaście minut? Zdecydowanie należał mu się opierdziel.

Szli szybko obok siebie, z rękami ukrytymi głęboko w kieszeniach i kurtkami zasuniętymi pod samą szyję.

- Jak było na wyjeździe? - zapytał Cheng. Z jego ust wypłynęła chmura białego dymu - przekonałeś się do straży?

- I to jak. Teraz jestem pewny, że właśnie to chcę robić - powiedział zgodnie z prawdą. Matka po powrocie na nowo męczyła go, że jeszcze ma czas i może zrezygnować, ale nie miał zamiaru słuchać jej pretensji. Wszystkie tylko go ograniczały, nawet jeśli chciała dobrze. Bycie strażakiem to jego marzenie, a nie dziecinna mrzonka i zabawa. Wiedział o tym od zawsze i czy jej się to podoba, czy nie, wstąpi do straży. Do naukowej kariery miała drugiego z synów, więc niech nie narzeka. Nie będzie się wstydzić, przed koleżankami i ciotkami.

- Przyjmą cię od razu?

- Dopiero jak będę pełnoletni, ale na razie mogę przyjeżdżać na zbiórki i ćwiczenia. Zawsze coś.

- Super, cieszę się, że spełniasz to marzenie - uśmiechnął się spod szalika. Wystawał tylko jego czerwony nos i czarne oczka.

- Tak, ja też - uśmiechnął się trochę na odwal się Kook - jak tam rozmowy z Sojin? Mówiła, że nie jesteś zbyt chętny do pogaduszek.

Cheng nie mógł uwierzyć, że Kook mówił to serio. W Sojin nie było nic ciekawego i skoro ją znał, ciężko było mu pojąć, że polubił tak ograniczoną i pustą dziewczynę. Od pierwszej wiadomości wiedział o co jej chodzi. No oczywiście jak to on nie mógł jej olać i musiał dać chociaż szansę tej znajomości. Przejechał się na tym natychmiastowo.

Dziewczyna na siłę chciała wysyłać mu prowokacyjne zdjęcia, chwaliła się swoim kolczykiem w języku i wysyłała mu namiętnie hiphopowe kawałki, choć już na wstępnie napisał, że nie przepada za tym rodzajem muzyki.

Poza tym, hej. Przyznał się, powiedział wprost, że Kook mu się podoba, a on uparcie wypychał to ze świadomości, albo naprawdę zapomniał. Sam nie wiedział, która z tych opcji bardziej kopie go po dupie i rozdrapuje to nieszczęsne serce. Myślał, że Kook jest inny, a może miał nadzieję, że jest inny.

Przecież nie można kogoś zmusić, żeby cię polubił.

Na razie postanowił cieszyć się ich znajomością na takim poziomem, na jakim jest. Z pewnością nie przyzna się do uczuć po raz drugi. Będzie stał z boku i marzył o tym, że pewnego dnia obiekt jego westchnień zwróci na niego uwagę.

Żałosne.

- Nie miałem ostatnio czasu - zaczął się wykręcać niemrawo, a Jungkook od razu posłał mu minę z serii ,,naprawdę?,, - no i... chyba jakoś nie jest w moim typie. Nie obraź się.

- Niby czemu miałbym się obrażać?

- Bo to twoja znajoma.

- Czy to znaczy, że ją lubię? Specjalnie dałem się jej wciągnąć, żeby poczuła smak porażki.

Serio? Fajnie, że wykorzystał jego osobę, do zrobienia ,,psikusa,, niewinnej lasce. Prawie mu to wygarnął, ale prawie robi dużą różnicę, kiedy ma się do kogo słabość i nie chce się go skrzywdzić. Kiedy w ogóle nikogo nie chce się krzywdzić. Nawet głupiej Sojin.

- A co ci zrobiła?

- Widziała mnie w pewnej sytuacji, a potem rozgadała chłopakom z jednostki. Mieli ze mnie polewkę przez trzy dni.

- W jakiej sytuacji?

- Spokojnie, nie jak waliłem konia - zarechotał - wtedy miałbym raczej powód do dumy - pokazał rząd białych zębów, kiedy weszli na halę - mały nie jestem.

Z jednej strony Cheng niekoniecznie chciał to wiedzieć, z drugiej świadomość ,,nie małego,, Kooka zadziała na jego wyobraźnię zdecydowanie zbyt mocno i obrazowo. Mimowolnie spojrzała w dół na spodnie Jungkooka, ale wyglądały tak jak zwykle. Spłonął rumieńcem zażenowania i uciekł wzrokiem, choć młodszy nie zauważył jego rozbieganych spojrzeń.

W szatni szybko rozebrali się z wierzchniej warstwy ubrań, zmienili podkoszulki i buty na inne do biegania. Wyszli na pustą halę. Ich szkoła postanowiła nie zamykać  na czas ferii  uczniom miejsca do ćwiczeń, tak samo jak biblioteki i sekretariatu, który pracował normalnie.

Na początek zaczęli od rozgrzewki.

- Mówiłeś coś o sprawach sercowych. Że przez nie pijesz - wspomniał Cheng, schylając się do skłonów.

- A takie tam, pijane pierdolenie. Nie ma o czym gadać - ukrócił rozmowę zanim w ogóle się rozpoczęła.

- Czyli, wszystko ok?

- A co ma nie być ok? - zapytał i nie czekając na odpowiedź, pobiegł pierwsze okrążenie. Cheng szybko go dogonił na dłuższych nogach.

- Przepraszam, jeśli powiedziałem coś nie tak.

- Nie rozmawiajmy o tym.

- W porządku.

- Chcesz dzisiaj pograć? - zapytał Jungkook.

- Twoja mama nie będzie zła? Jutro szkoła.

- Po prostu powiedz, że nie chcesz, a nie wykręcasz się moją matką.

- Wcale, że nie. Chcę, bardzo chcę, tylko myślę też o innych rzeczach.

- Dobrze, że chociaż ty to za nas robisz, bo ja przecież nie myślę.

- Hej - Cheng złapał go za ramię i zatrzymał - nie bądź taki. Dopowiadasz mi coś, czego ja nie miałem na myśli.

- To może zastanów się następnym razem co mówisz.

- To co mam ci powiedzieć? Tak, jasne, grajmy i nie przejmujmy się niczym, może samo zniknie.

- Lepiej, jakbyś miał takie myślenie. 

- Ale nie mam i ty też nie powinieneś. Przecież nie chcę dla ciebie źle.

- Wy wszyscy chcecie dla mnie jak najlepiej - Kook zatrzymał się znowu  lekko zdyszany - matka, ty, Hobi, Jin. Wszyscy chcecie, żeby było mi jak w niebie. To coś wam kurwa nie wychodzi, bo na razie jest jak w piekle!

- To dlaczego nic mi nie mówisz? Nie wiem co się dzieje, Kook. Przecież nie siedzę ci w głowie - starał się nie krzyczeć, choć czuł jak narasta w nim panika. Bał się, najbardziej o przyjaciela.

- Mam nie palić, nie ćwiczyć, nie spełniać marzeń! Mam się tylko uczyć i słuchać was wszystkich, bo przecież ja jestem ostatnią osobą, która wie co dla mnie najlepsze! Niszczę związki, niszczę reputację matce, niszczę swoje zdrowie. Skoro tak, to po chuj w ogóle tu jestem? Po co światu taka kupa gówna, która wszystko niszczy?

Cheng nie mógł więcej słuchać jak wielka nienawiść do samego siebie kryje się w Jungkooku.

Sam, choć był cholernym neurotykiem, niepotrzebnym obowiązkiem ciotki Liu oraz nauczycieli i gównianym przyjacielem, nie czuł w sobie aż tyle goryczy, ile widział w oczach chłopaka. Z lekkimi oporami, a nawet walką ze strony Kooka, przygarnął go w ramiona i siłą przycisnął do swojej piersi. Młodszy, choć dobrze zbudowany i nie najniższy i tak w jego ramionach wydawał się maleństwem. Trochę poczekał zanim przestał trząść się z wściekłości i zacisnął pięści na jego koszulce. Mijały długie minuty.

- Nigdy więcej tak o sobie nie mów, rozumiesz?

- Kiedy to prawda - w głowie Jungkooka nie dosłyszał żalu, płaczu ani przerażenia swoim stanem. Była tylko czysta nienawiść i brak akceptacji - po co mam się oszukiwać? Co mi to da?

- Wcale nie musisz na siłę udowadniać wszystkim, że kierujesz swoim życiem. Przecież każdy to wie. A to co uważasz za i wytykanie błędów, to tylko troska.

- Nie chcę dłużej przysparzać tylko kłopotów. Zrobiłem ostatnio bardzo dużo złego, Cheng. I tak cholernie się za to nieznoszę.

- Jak chcesz, to mogę spróbować pomóc ci to naprawić.

- Chcesz wiedzieć na czym przyłapała mnie Sojin?

- Powiedz tylko, jeśli chcesz.

- Weszła do pokoju, który zajmowałem z chłopakami, jak poszli na kolację. Kiedy weszła, ja ryczałem w poduszkę jak baba. Nawet nie zapytała co się stało, od razu pobiegła pochwalić się swoim znaleziskiem kumplom. Tak strasznie ją znienawidziłem.

Cheng z obrzydzeniem wrócił do każdego słowa, które napisała mu przez ostatnie dwa dni. Miał już w planach usunąć konwersację i zablokować ją na amen. Jak można być tak okropnym człowiekiem.

- Chyba nic nie będzie z tego biegania. Chodź - starszy pociągnął go w stronę kolorowych trybun, gdzie usiedli obok siebie w środkowym rzędzie. Twarz Kooka nadal była zacięta, jakby zaprzysiągł sobie, że więcej nie pokaże słabości.

- Rozumiem, że chciałeś się zemścić, ale łzy to taki powód do wstydu?

- Może dla ciebie nie, ale dla mnie bycie twardym gościem, to jedyne co mam. Ludzie mnie widzą jakbym był silny i wtedy sam się taki czuję, nawet kiedy wiem, że to tylko kłamstwo. Z czasem można wmówić sobie wszystko - zacisnął palce na dresach - ale ostatnio za dużo rzeczy zaczęło się jebać. Wkopuję się z jednego gówna w kolejne i powoli zaczyna mi brakować siły na udawanie.

- Przede mną nie musisz nic udawać.

- I tak powiedziałem ci więcej niż komukolwiek innemu. Wiem, że jesteś spoko gościem i nikomu nie wygadasz - zmierzył go szybkim spojrzeniem - i sorki za tą Sojin. Po prostu każ jej się odjebać, jest głupia jak but.

Kook dobrze wiedział, że on tak nie postępuje i będzie próbował zerwać  kontakt w pokojowych stosunkach. Nawet jeśli tak bardzo go zdenerwowała. Początkowy plan na zablokowanie szybko uległ przebudowie.

- A co z tobą? Moja propozycja pomocy jest cały czas aktualna.

- Ciężko będzie naprawić to co zjebałem. Najgorzej z Jinem i Namjoonem.

- Co z nimi?

- Rozwaliłem im związek.

- Jak? - zapytał Cheng. Serce waliło mu mocno, aż bał się usłyszeć odpowiedzi. Podświadomie czuł, że to ma wiele wspólnego z uczuciami samego Jeona.

- Wepchnąłem się między nich. Pocałowałem Jina, a jak on uświadomił mi, że tak mogę tylko zniszczyć ich związek, zaproponowałem coś innego. Nie myślałem, że tak może się to skończyć. Przecież nie jestem jakimś pierdolonym desperatem.

- Kochasz tego Jina? - zapytał Cheng. Jeśli odpowiedź ugodzi go ja strzała, to przynajmniej będzie wiedział, że ma traktować Kooka tylko jak kumpla.

- Podoba mi się, cholernie bardzo. I to już kilka lat. Wydaje mi się, że go kocham, że tak się to czuje.

- Myślisz o nim często? Martwisz się? Chcesz, żeby był zawsze szczęśliwy, zdrowy? - wymieniał każde ze swoich uczuć Cheng -  Jak go widzisz, masz ochotę go pocałować i trzymać mocno, żeby czuł się bezpiecznie?

- No, chyba tak - powiedział zaczerwieniony Kook, ale w jego głosie nie słyszał determinacji i stuprocentowej wiary. Czy ,,chyba tak,, wystarczy, żeby rozbić czyjś związek i walczyć o uczucia jednej z jego połówek?

- Daj sobie czas. Przemyśl to wszystko. Odpuść sobie Jina na dwa tygodnie, może trzy. Jeśli nadal będziesz to wszystko czuł i do tego dojdzie jeszcze tęsknota, to osobiście pomogę ci się z tym uporać, wyznać mu uczucia i o niego zawalczyć. Co ty na to?

- Myślę, że to spoko pomysł - zgodził się po szybkim przemyśleniu propozycji - ale co z Namjoonem?

- Jeśli Jin wybierze ciebie, będzie musiał się z tym pogodzić. Przecież nie możesz sobie wybrać kogo kochasz, nie da się zmusić do miłości. To się czuje albo nie.

- Namjoona znam najkrócej, oprócz Yoongiego hyunga oczywiście, ale nie chcę go ranić. Wiem jak kocha Jina.

- Może tak samo jak ty.

Jungkook przemilczał, że prawdopodobnie bardziej, ponieważ chciał spróbować pomyśleć o tym co zaproponował Cheng. I ta myśl - skąd tak wiele o tym wie.

Ruszyli się z ławki, żeby wybiegać resztę stresu i negatywnych uczuć. Dopiero w południe zeszli z hali jak zwykle rozstali się w połowie drogi. A Jungkook obiecał nawet, że zajrzy do książki od matmy i przerobi parę zadań. Cheng został na przystanku i aż do zniknięcia Kooka spoglądał na jego plecy. Czuł, że spełnia jakąś misję. Cholernie bolesną, ale ważną.

Kook wybrał walkę o swoją miłość, on pozwala jej odejść. Każdy w inny sposób spełnia swoją rolę. Już dawno poświęcił się dla uczucia. Może i on odczuje kiedyś tę  satysfakcję.

...

Co powiecie na przerwę od dramatów? 😅

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top