20.
- A skąd mam wiedzieć? Mówiłem ci, że nie gadamy.
- Z Tae też nie rozmawia?
- Już mi mówił, że był u nas dzisiaj jakiś chłopak i o niego pytał.
- To jego kolega z drużyny.
- Domyślam się, że ten, o którego się pokłóciliśmy.
- To o co się w końcu pokłóciliście? O kolegę, czy szkołę?
- O to i o to.
- Naprawdę nie masz ważniejszych rzeczy na głowie, niż go prowokować?
Yoongi ściszył głos, bo dwie nastolatki weszły do biblioteki i zniknęły między półkami.
- Aha, czyli to moja wina? Ty możesz dawać ,,dobre,,rady, a u mnie to jest prowokacja?
- Nie mówimy o mnie i wcale nie uważam, że moje rady są świetne. Zaczekaj.
Odłożył na moment telefon, żeby wypożyczyć obu dziewczynom ten sam tytuł. Na szczęście obyło się bez większych problemów, zakładania, czy szukania kart, czy zaległych z oddaniem książek. Dziewczęta szybko się pożegnały, dlatego chwycił ponownie za telefon.
- Jesteś? - zamiast odpowiedzi w telefonie usłyszał chichot i szum - Jimin?
- Jestem, jestem - brzmiał jakby właśnie skończył się z kimś szamotać, lekko dyszał do głośnika.
- Widzę, że bardzo przejąłeś się sprawą Jungkooka.
- O co ci chodzi, Yoongi? Nie, nie możesz z nim porozmawiać - znowu szamotanie i krótkie chichoty.
- Do kogo ty mówisz?
- Tae chce z tobą gadać.
- Daj mi go.
Może wybrał nieodpowiednią osobę do rozmowy. Jimin był zły na Kooka i to chyba przesłoniło mu zdrowy rozsądek. Ale czy w zamian mógł go szukać u Tae, który ze zdrowym rozsądkiem miał tyle wspólnego co cola light z odchudzaniem?
- Cześć hyung!
Yoongi oderwał natychmiast telefon od ucha, aż coś mu w środku zadzwoniło przez nadmiar decybeli. Przyciszył głośnik i dopiero wtedy wrócił do rozmowy.
- Cześć. Kontaktowałeś się ostatnio z Kookiem?
- Nie, nawet nie odpowiedział na moje zaproszenie do grania w Zamaskowanych komandosów pterodaktyli, a miałem dla nas wspólną misję.
- Czyli nie wiesz co z nim?
- Nie do końca. A może ty chcesz ze mną zagrać, hyung? Dam ci fory na sam początek, będziesz od razu sierżantem...
- Skup się, Tae. Jak to nie do końca?
- No bo widziałem go przedwczoraj w sklepie. Był z mamą.
- To czemu nie mówisz?
- Bo pytałeś, czy się z nim kontaktowałem, a ja go tylko widziałem. To chyba różnica, hyung.
Gdzieś obok udało mu się wyłapać pytanie Jimina, o to czemu nie zagadał.
- Miałem do do niego podejść, ale zobaczyłem limitowaną edycję puszek z zieloną herbatą z ,,One piece,, i musiałem znaleźć Zoro, a potem jakoś mi zniknął.
Yoongi westchnął i przyłożył dłoń do czoła. Albo ona była zimna, albo czoło znowu miał gorące. Cholera, przecież niedawno był chory. Ledwo leczył się z jednego przeziębienia, a pojawiało się kolejne jak na karuzeli. Wracał ciągle do punktu wyjścia.
- Jeśli do ciebie zadzwoni, przyjmie zaproszenie do gry, zobaczysz go, czy stanie się cokolwiek związanego z Kookiem, to zadzwońcie do mnie, ok? - wolał doprecyzować, żeby nie było niedomówień.
- Jasne. Będziemy pierwsi!
Miał dzwonić do Namjoona, a potem do Jina, ale jakoś nie miał ochoty na dalsze rozmowy. Zdecydowanie coś go brało, albo zmęczyła go rozmowa z Tae. Napisał do nich tylko wiadomości i powoli zaczął sprawdzać bibliotekę, bo zbliżały się godziny zamknięcia, a pani Wong kazała mu jeszcze umyć podłogę przed wyjściem. Około 18 drzwi do biblioteki otworzyły się. Yoongi oparł czoło na kiju od mopa. Właśnie skończył idealnie czyścić drewno podłogi, a tu jakiś wielce pan spóźniony przyszedł zniszczyć jego pracę i marzenia o wyjściu z pracy równo o godzinie zamknięcia.
- Stój! - krzyknął w stronę wejścia, widząc, że to Hobi - nie ruszaj się.
Hoseok zastygł niczym wykuta w kamieniu rzeźba, w nieco dramatycznej i niewygodnej pozie.
- Co się dzieje? Miny?
- Gorzej. Umyta podłoga. Wejdź na nią, a obetnę ci uszy.
- Kocham moje uszy! - przycisnął ukryte w rękawiczkach dłonie do dwóch zaczerwienionych od mrozu uszu.
- Skoro tak, to nie waż się zrobić kroku. Czekaj, wezmę kurtkę.
Pięć minut później wychodzili razem z biblioteki, gasząc wcześniej światła i zasuwając rolety w oknach. Hobi musiał zdjąć buty, żeby w tym wszystkim pomóc. Jak zwykle zamek stawiał opór, ale nieustępliwy Yoongi nie pozwolił przekręcić go swojemu chłopakowi. Dobrze wiedział jak może się to skończyć.
- Mam wieści, hyung.
- Ja też, ale ty pierwszy - pociągnął nosem Yoongi. Świetnie, jeszcze na dokładkę katar. Już widział siebie w łóżku, z kopcem chusteczek po prawicy, po lewej kubkiem z parującym wywarem Panoramiksa i zdartym, czerwonym nosem. Tak, zapowiadał się weekend marzeń.
- Ogłosili datę pierwszych testów sprawnościowych. Chciałbym się zapisać na pierwszą turę.
Yoongi pragnął pokiwać na zgodę głową i podzielać podekscytowanie chłopaka, ale udawanie nigdy nie wychodziło mu za dobrze. Wykrywacz kłamstw nie miałby z nim problemu. Zamiast tego odwrócił wzrok i skupił się na płatkach opadającego śniegu. Zima nie miała zamiaru odpuścić w tym roku. Kiedy wydawało się, że nadchodziła w końcu upragniona odwilż, kolejnego dnia pojawiała się śnieżyca i skute lodem okna. Każdy tęsknił i wyglądał pierwszych oznak wiosny, ale chyba na razie nie mogli na nią liczyć.
- No to kiedy?
- Pierwszego kwietnia.
- Super, świetny żart na prima aprilis.
- Niezależnie od wyniku, spodziewaj się, że mogę cię w związku z tym oszukać albo nie... Niespodzianka.
- Naprawdę całe życie czekałem na taką niespodziankę.
- Chociaż udawaj, że się cieszysz, hyung.
- Jej, mój chłopak dostanie szansę, żeby zostać kaleką w walkach ulicznych gangów. Śmiechom i zabawie nie było końca.
Hobi spojrzał na niego z powątpiewaniem w granice ludzkiego sarkazmu albo przynajmniej sarkazmu Min Yoongiego.
- To było niepotrzebne.
- Nie mogłem się powstrzymać.
- Ty też chciałeś coś powiedzieć? - zapytał po chwili ciszy. Yoongi cały czas gryzł się w język, żeby nie dodać jeszcze czegoś. Ale decyzja zapadła i była nieodwołalna, czym szybciej się z tym pogodzi, tym lepiej dla ich związku.
- Tak, Jungkook zaginął.
- Też?
- W jakim sensie też?
- Namjoon dzisiaj do mnie dzwonił. Podobno Jin zostawił mu wiadomość, że jedzie do domu rodzinnego i bierze sobie zwolnienie z pracy.
- Przynajmniej wiadomo gdzie jest. Kooka szukał już nawet jego kumpel ze szkoły.
- Co ten dzieciak wyprawia. Możemy się teraz do niego przejść?
- Cheng mówił, że nikt nie otwiera, ale może akurat trafiał na takie pory.
- Cheng?
- Jego kolega.
Zboczyli z trasy do mieszkania Yoongiego i ruszyli w stronę osiedla niedaleko rzeki, gdzie mieszkał Kook. Droga zajęła im trochę dłużej niż zakładali, bo zdążyli się zgubić, a internet postanowił akurat teraz skończyć się w telefonie Mina, więc szukali na czuja. Udało się jednak dotrzeć na miejsce. Lekko poddenerwowany i zmarznięty Min zapukał do drzwi numer 17. Po krótkim czasie oczekiwania i tupania w miejscu z zimna, otworzyła im trochę młodsza, niższa i szczuplejsza wersja Jungkooka.
- Hej, jest Kook? - zapytał Hobi, poznając brata kumpla.
- Nie, pojechał ze trzy dni temu na zajęcia sprawnościowe, niedługo zapisuje się do ochotniczych strażaków - powiedział oparty o drzwi. Chyba go obudzili albo on i grzebień byli największymi wrogami.
- Tae twierdzi, że dwa dni temu widział go w sklepie z waszą mamą - odezwał się Yoongi.
- Życzę powodzenia w życiu, skoro wierzycie w to co mówi Tae - zaśmiał się pod nosem i przetarł oczy.
- Jest jaki jest, ale raczej nie kłamie - stwierdził Hobi.
- Ostatnio jak widziałem Kooka miał spakowany plecak i kłócił się z mamą o wyjazd, norma. Tyle wiem. Jeśli uważacie, że ktoś tu kłamie, to wasza sprawa.
- Nie odzywa się do ciebie?
- Rzadko gadamy nawet jak jest w pokoju obok - poczohrał czarne włosy - ale wczoraj pisał, że pada na pysk po ćwiczeniach, wraca w sobotę i na zajęciach jest spoko. A o co chodzi tak w ogóle?
- Trochę się martwiliśmy, bo nie daje znaku życia.
- Żyje, to wam mogę zapewnić. Ale sorki, bo mam w poniedziałek test i sześć tematów do ogarnięcia.
- Jasne, dzięki - uśmiechnął się trochę sztucznie Hobi.
Wracali do domu pogrążeni każdy w swoich myślach. Nie mieli dzieci, ale o własnych kumpli musieli martwić się jak rodzice. Niezłą szkołę życia dawała im ta banda nieposłusznych bestii. Mieli tylko nadzieję, że nic się nie stało, a wyjazd Kooka i Jina to tylko zbieg okoliczności.
- Właściwie, to czemu skończyłeś dzisiaj wcześniej? - zapytał Yoongi, gdy wchodzili do mieszkania z dwoma zestawami dużych frytek i burgerów z podwójnym mięsem.
- Raemi powiedziała, że zostanie. Trochę gorzej się czułem.
- Co ci jest? Czemu od razu nie mówiłeś?
- Mówię teraz - uśmiechnął się Hobi - tylko ból głowy, ale już nie mogłem wytrzymać w tym zgiełku. Ludzie oszaleli z kinem, były takie tłumy, że ledwo nadążałem drukować bilety.
- Jutro chyba zamiast do pracy, obaj pójdziemy do lekarza.
- Ty też?
- Chyba tak.
- Chodź tu, choraczku - przyciągnął go do siebie Hobi i zatopił w swoim miłym, ciepłym uścisku. Yoongi od razu odsunął jego bluzę i schował ramiona pod jej materiałem, obejmując go w pasie. Ten specjalny rodzaj przytulania mieli już opracowany jako rytuał. Yoongi aż bał się pomyśleć co będzie w lecie, kiedy jego chłopak nie założy bluzy, będzie musiał wejść mu pod koszulkę.
- Chyba narty nas pokonały - wymruczał Yoongi, z błogością czując jak zapach Hobiego go uspokaja i odrobinę usypia.
- Jak chorować, to tylko razem.
- Ostrzegam, że jestem strasznym zrzędą podczas choroby - zapowiedział swoje przyszłe humory starszy.
- Jakby już przywykłem - zachichotał złośliwie Hobi, za co dostał słabe uderzenie w okolice nerki.
- Jakby zawsze mogę postarać się bardziej.
- Zniosę wszystko.
Gdyby na świecie istniało miejsce na wzór Utopii, Yoongi nie chciałby tam trafić. Nie wyobrażał sobie, aby coś innego niż ramiona Hobiego, jego głos i oddech obok, mógł przynieść więcej satysfakcji i szczęścia. Przy nim czuł się sobą w pełnym tego słowa znaczeniu. Nigdy więcej miał nie zaznać samotności i okrutnego bólu samokrytyki. Zapomniał już jak to jest wmawiać sobie najgorsze cechy i scenariusze tak ciemne, jak widok na nieistniejącej przyszłości. Wszystko stało się przejrzyste i prostsze.
Kiedy tylko tego potrzebował, kiedy cierpiał, a przez ból obumierało fragment po fragmencie jego wnętrze, miał osobę do której mógł natychmiast zwrócić się po pomoc, nieważne, czy był środek nocy, czy trudno było mu mówić przez zaciśnięte gardło, czy wszystko wydawało się skończyć, dzwonił lub szedł do kina, czy wynajętego pokoju Hobiego i opowiadał. Opowiadał tak długo aż problem ulotnił się wraz ze łzami, aż złagodniał i razem odbudowywali, to co wydawało się zawalić na zawsze.
Dzięki niemu szedł przez codzienność pewniej, a sznur, którym uwiązany był od lat u własnych przekonań i lęków, został przecięty i spalony na popiół.
Miłość dała mu to wszystko. I coraz częściej zaczynam zastanawiać się, czy i Hobi czuje to samo. Czy jest w stanie dać mu tak wiele, ile otrzymywał.
Starał się, ale czy to wystarczyło?
- Jesteś szczęśliwy? - zapytał, choć dziwne wybrał sobie okoliczności. Jungkook i Jin postanowili zrobić im Alcatraz, dobierała się do nich choroba, a burgery i frytki wystygły. Tyle tragedii jednego dnia.
- Teraz?
- W tym momencie.
- Nie wierzę, że istnieje ktoś lub coś, co jest w tym momencie szczęśliwsze niż ja.
- Wątpię, jest 20. Zaczęło się ,,Gwiazdy skaczą na trampolinach,, a to ulubiony program Tae.
Hobi zaśmiał się w jego włosy i pocałował je, dotykając tyłu głowy.
- Kiszki grają mi marsz.
- Moje wygłosiły już mowę pogrzebową.
Yoongi od razu zatęsknił za ciepłem ramion.
Chyba się od tego uzależnił.
...
Jak tak dalej pójdzie, to za tydzień dobiję do 50 rozdziałów XD no ale co, jest już jutro 😅
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top