15.
- Znowu nie odbiera.
- I nie odbierze, żaden z nich. Pogódź się z tym - dobił go Jungkook i dał Mickyemu przysmak, o który prosił tak intensywnie, że mały ogonek powinien już dawno odpaść od machania.
Tae opadł jak złamana kłoda na podłogę i w dramatycznej pozie przeżywał agonię, dopóki Mickey nie przybiegł, żeby lizać go po twarzy. Mały deaperat sam nie wiedział na kogo rzucać się najpierw. Holly za to siedział wyprostowany na kanapie i nawet chrupek o smaku wątróbki nie chciał od Jeona przyjąć. Odbierał jedzenie tylko od Jimina i to jedynie, kiedy w pobliżu nie było Pchełki.
Miał uczulenie na tego kota.
- Dlaczego tak nas traktują? Myślicie, że to moja wina?
- Uspokój się, Tae i wstań z podłogi, bo na dywanie jest pełno sierści - powiedział Jimin, kładąc na stoliku miskę pełną serowych chrupek, na które z miejsca rzucił się Jungkook i wsadził do ust pełną garść.
- To po moim zadaniu od kaszalota wyjechali bez słowa. A może to jego zemsta za niewykonanie zadania ze spaniem w strasznym miejscu! - ożywił się Kim.
- To tylko głupia gra, a Hobi i Yoongi wyjechali sobie na romantyczny wyjazd. Nie znaczy od razu, że nas nienawidzą. Nie wyżeraj wszystkich chrupek! Dopiero co wsypałem nowe - zrugał najmłodszego Jimin.
- Nie was, tylko mnie. Jestem skończony w ich oczach.
- Musisz zawsze tak przeżywać? - odezwał się Kook, kiedy udało mu się już przełknąć chrupki - przyszedłem, bo mieliśmy robić coś fajnego, a nie opłakiwać wyjazd hyungów.
- Przyszedłeś, bo twoja mama ma wolne i masz uczulenie na brata. Nie mówiłem, że będziemy robić coś super.
- Chodźcie, zadzwonimy do nich na kamerkę - zaproponował Tae.
- Daj im trochę spokoju! - zdenerwował się najmłodszy - na ich miejscu też chciałbym stąd uciec - przeczesał włosy i włączył wypożyczalnię filmów w telewizji.
Tae podbiegł do siedzącego w fotelu Jimina i wcisnął się między jego nogi.
To chyba miało znaczyć, że zakończył dyskusję z Kookiem i możliwe, że się obraził.
- Nic nie rozumiesz, bo nie jesteś w nikim zakochany, tak jak ja w Jiminie i Yoongim hyungu, ale oczywiście duuużo mniej - dodał widząc na twarzy Jimina lekki szok i zmarszczone brwi.
- Miłość jest dla frajerów - w jego ustach wylądowała kolejna porcja chrupek.
- Gdybyś kogoś miał, to te słowa nie przeszłyby ci przez gardło.
- Ale nie mam i przeszły zaskakująco prosto. Macie coś zimnego do picia?
- Kupiłem dzisiaj kilka piw, ale możesz wypić tylko jedno.
Kook tylko prychnął i podszedł do lodówki, żeby wyjąć dla nich po jednym piwie. Wypili je szybko i Tae zapomniał nawet o dramatyzmie na rzecz uciekających hyungów. Rozmawiali o niedługim powrocie do szkoły, mijających feriach, klubie piłkarskim Kooka, jego niezaliczonych trzech sprawdzianach z matematyki i zajęciach tanecznych, na które chodził Jimin.
- Przecież Namjoon uczył cię tego tematu z pięć razy.
- Co poradzę, że mi nie wchodzi? Jestem tępy i już. To co miało iść w mózg, poszło w mięśnie.
- Kulturysta jebany - burknął Kim.
- Ale szkołę przejść musisz, nie masz innego wyjścia. A u ciebie w klasie nikt nie może ci jakoś tego wytłumaczyć? - zapytał Jimin.
- Nie będę nikogo prosił o korki, nie jestem frajerem.
- Frajerem to będziesz jak nie zdasz do następnej klasy.
Najmłodszy tylko poruszył ramionami i pochylił butelkę, żeby wypić końcówkę alkoholu.
- A ten koleś, co jest kapitanem waszej drużny? Mówiłeś, że nawet poprawia nauczycielkę na lekcjach.
- Ostatnio dostał za to opierdol - zaśmiał się - ale co z nim?
- Nie może cię pouczyć? Skoro to jeden z drużyny to może nie wyda, że daje ci korki.
Po prawdzie, to kiedyś Cheng już próbował wytłumaczyć mu kilka zadań, schowali się nawet w tym celu na tyłach biblioteki i z kapturami nasuniętymi na twarze cichaczem wertowali książkę do algebry. Bibliotekarka myślała, że wywołują tam demony, albo jarają skręty ukryci za ostatnią półką pod oknem. Jakie było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła książkę i częściowo rozwiązane równania.
- Może jeszcze ustawimy sobie związek na Facebooku? Nie zadaję się z takimi typami - pokręcił się w fotelu, ale nie mogąc usiedzieć wstał po kolejne piwo.
- Miało być jedno - napomknął Jimin, kiedy wtulony w niego Tae przysypiał - a kto ci każe związki ustawiać, przecież to tylko matma.
- Bo każesz mi się prosić o pomoc każdego kto się napatoczy.
- Jesteś przewrażliwiony.
- A ty jesteś pedałem i co z tego?
- Co?
- Żartowałem przecież - przewrócił ponownie oczami, a Park spojrzał na niego z lekkim zdegustowaniem na twarzy.
- To dla mnie nie brzmiało jak żart. Za dużo czasu przebywasz z koleżkami z drużyny i szkoły. Tłuką ci do głowy głupoty.
- Nikt mi nic nie tłucze do głowy. Myślisz, że nie mam własnego rozumu, czy co?
- Masz, ale zachowujesz się jakbym zrobił ci krzywdę, a chciałem tylko pomóc.
- To może się zajmij sobą i Tae. Lepiej na tym wyjdziesz.
Przez kilka minut próbowali oglądać film, ale ani jeden ani drugi nie mógł skupić się na akcji. I tak dawno stracili wątek oraz chęci. Atmosfera zrobiła się nieprzyjemna. Jungkook czuł jakby Jimin go prowokował specjalnie, a to ostatnie czego mu trzeba było. Miał wystarczająco dużo problemów ze szkołą i mamą. Problem z matematyką istniał i to, że Park zacznie mu o tym przypominać nic nie zmieni, a przecież są ferie. Nie ma zamiaru teraz się nad tym głowić.
- To temat tego chłopaka tak cię rozdrażnił.
- Jezu, Jimin. Nie masz swoich problemów?! - warknął, a trochę piwa wylało mu się na bluzę. Tae zadrżał w ramionach Parka przez sen - możesz przestać o nim gadać?
- Czemu? Przecież mógłby ci pomóc.
- Jemu samemu trzeba pomóc! - wskazał palcem na dwójkę w fotelu - chcesz wiedzieć kto to jest? Zwykły chory idiota, czasami ledwo może się przedstawić, a co dopiero obliczać te swoje równania. Nadal uważasz, że to ja mam problemy?
- Jak to?
- Normalnie. Chcesz stawiać mi takich ludzi za przykład? A może siebie? Nawet z Tae nie umiesz sobie dać rady.
Jimin zacisnął zęby, żeby nie powiedzieć o słowo za dużo. Odgarnął z czoła swojego chłopaka trochę włosów i odwrócił się w stronę telewizora.
- Może lepiej idź już do domu.
Jungkook wahał się tylko sekundę. Już po chwili zbierał swoje rzeczy i zakładał kurtkę. Nie powiedział nic, jedynie odepchnął stopą Mickyego i wyszedł, nie zapominając o trzaśnięciu drzwiami. Nie wziął czapki i szalika, zabrał tylko plecak. Zimne powietrze zaatakowało go od wyjścia z klatki, ale nie chciał wracać do domu. Matka będzie mu prawić za ostatnią imprezę, a nie miał na to najmniejszej ochoty. Jeszcze pił piwo, wyczuje je w sekundzie, była jak pies tropiący. Do Chenga też nie chciał iść, atmosfera w jego domu była dziwna, zauważył to za pierwszym i ostatnim razem, kiedy tam był. Z resztą po co miał marnować na niego czas.
Wyciągnął telefon, idąc w stronę przystanku autobusowego, palce grabiały mu na zimnie, ale nie czuł tego aż tak dotkliwie. Zbyt mocno zdenerwował go Jimin, żeby martwić się zimnem. Głupi, mały chujek.
Najlepiej zawsze go pouczać, bo nie ma chęci i warunków do nauki. Jakby kurwa szkoła była najważniejsza na całym świecie, a bez zaliczenia matmy będzie totalnym zerem i kloszardem do końca życia. Matka go tym gnębiła, potem trochę tata, Cheng, Namjoon i teraz jeszcze on.
Tylko u jednej osoby mógł szukać odrobiny spokoju. U kogoś, kto na sto procent go zrozumie, kto nienawidził matmy równie mocno jak on.
Wybrał pierwszy numer na liście kontaktów.
- Jin hyung, mogę do ciebie przyjść?
Miał tylko nadzieję, że Namjoona nie ma i będą mogli w spokoju spędzić trochę czasu razem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top