1

Witam wszystkich którzy dotarli tutaj z naszej zabawy o pisaniu one shotów. Cieszę się, że moge zamykać tą wspaniałą zabawe przy której mieliśmy wszyscy bardzo dużo zabawy.
Więcej informacji znajduje się na końcu rozdziału więc nie przedłużając.
Zapraszam do czytania ❤️

Przechadzałem się ulicami mojego pięknego miasta. Pogoda była dziś idealna. Brak chmur, deszczu tylko samo słońce które przyjemnie ogrzewało moją skórę. Myślałem, że nic nie może się stać tego dnia. Widocznie świat miał inne plany co do mnie.

Zauważyłem małego chłopczyka który samotnie siedział skulony przy bramie.

- Coś się stało mały? - przykucnąłem przed nim by lepiej widzieć i słyszeć go.

- Wszystko... - wyszeptał i podniósł na mnie swój wzrok który mroził krew w żyłach.

Jego złote tęczówki były takie bez życia. Pierwszy raz spotkałem się z takim przypadkiem. Nie wiem co ten dzieciak musiał wycierpieć ale z jakiegoś powodu mam chęć się nim zaopiekować.

- Gdzie są twoi rodzice? - uśmiechnąłem się lekko.

- Tam - mówiąc to pokazał w niebo - Albo tam - wskazał palcem za siebie gdzie znajdował się Kościół i groby.

- A twoja rodzina? Dziadkowie cokolwiek? - było mi szkoda tego dzieciaka, nawet bardzo.

- Nie posiadam... - po tych słowach jego włosy opadły mu na czoło i oczy.

Dopiero teraz zauważyłem że nawet one miały niespotykany kolor. Mimo że chłopczyk był bardzo młody jego włosy miały kolor szaro-srebrnych.

Westchnąłem i zgarnąłem jego włosy do tyłu by widzieć jego twarz.

- To teraz już masz - uśmiechnąłem się do niego i wstając wystawiłem rękę w jego stronę.

- Cco...? - patrzył się na mnie w szoku i zacisnął ręce na swoich lekko podartych ubraniach.

Chwilę mu zajęło przełamie się ale w końcu wyciągnął rękę w moją stronę więc od razu ścisnąłem ja lekko w celu wsparcia.

- Jak ma pan na imię? - powiedział nie pewnie w moją stronę gdy szliśmy w stronę mojego mieszkania trzymając się za rękę.

- No tak przepraszam z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić! - uderzyłem się lekko drugą ręką a głowę co wywołało lekki śmiech chłopczyka. - Jestem Kui Chack.

- Ja jestem Erwin Knuckles

- Miło mi cię poznać panie Erwinie - lekko skłoniłem się przed nim co znów wywołało jego śmiech.

- Mi również szanowny panie Kui'u - również skłonił się przede mną co i na moich ustach wywołało śmiech.

*Kilka lat później*

- Wujku Erwin nie odbiera boje się, że coś mu się stało... - powiedział Carbo z łzami w oczach.

- O co znowu poszło? - odpowiedziałem mu bo z góry wiedziałem, że zapewne powiedział o kilka słów za dużo.

- O nic takiego ważnego!

- Carbo wydarł się na Erwina za to że jest inny i próbuje mu odebrać jego dziewczynę Kylie - powiedział Vasquez który do tej pory siedział cicho.

Eh... Co ja mam z tymi dzieciakami?

- Carbo przecież wiesz że Erwin ma już kogoś na oku, a to że jest inny jest ciężkie dla niego. Jesteś jego bratem powinieneś go wspierać a nie poróżniać od reszty - pogłaskałem go lekko po włosach ale również skarciłem wzrokiem.

Wiem, że nie są braćmi z krwi, ale mają swoją paczkę i każdy traktuje tam siebie jak rodzina. Erwin był ich mentorem i oczkiem w głowie. Nie bez powodu jak połączyliśmy nasze siły jako organizacje przestępcze akceptowali tylko naszą współprace gdy to Erwin wraz ze mną władał.

Nie byłem jednak dumny z tego co zrobił, ale ludzie robią różne rzeczy z miłości czy zazdrości. Co ludzie widzą w tych związkach? Nie wiem. Czy oni wogule wiedzą co to znaczy miłość?

- Tak... Przepraszam... - biała czupryna która jak to mówił Erwin przypominała grzyba opadła w dół zakańczając nasz kontakt wzrokowy.

- Nie mnie powinieneś przepraszać, a swojego przyjaciela.

Po moich słowach uśmiechnął się krótko i wybiegł z pomieszczenia, a za nim poszedł Vasquez.

Właśnie co do naszej grupy przypomniałem sobie o naszym wrogu. Nie rozumiem czemu tak bardzo nienawidzi naszej współpracy i na każdym kroku marnuje życia bezbronnych ludzi. Większość z nich nawet nie wie na co się piszą po prostu potrzebują pieniędzy by utrzymać swoje rodziny.

Spadino jednak takich ludzi poszukuje. Ofertuje im ogromne pieniądze bo wie, że i tak nie wrócą z jego misji żywo.

Takiego braku poszanowania ludzkiego życia nie widziałem nigdy. Każdy ma tylko jedno życie i nikt nie może go odbierać bo samemu się boi zaatakować.

Niestety tak już bywa w życiu kryminalnym. Ludzi zaślepia chęć zemsty i zapominają o tym darze życia którzy sami otrzymali gdy się urodzili.

Świat jest nie sprawiedliwy przetrwa tylko ten kto jest silniejszy. Ci słabsi mają małą szansę na przeżycie.

Z moich przemyśleń wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Może chłopaki w końcu znaleźli Erwina i się pogodzili? Gdy Podniosłem słuchawkę zdziwiłem się.

Spadino Panacletti?

Czym to sobie zasłużyłem na telefon od jego? No nic jak nie odbiorę nigdy się nie dowiem.

- Kui Chack przy telefonie, słucham w czym mogę pomóc? - powiedziałem na starcie w ciekawości oczekując odpowiedzi.

- Witam panie Kui. Mam pewne sprawy do omówienia czy moglibyśmy spotkać się w mojej restauracji? - odpowiedział mój rozmówca z poważnością i nutką czegoś czego nie umiałem rozgryźć.

- Czy ty myślisz że jestem aż tak głupi Panacletti?

- Skądże taka myśl? - odpowiedział lekko zdziwiony.

- Doskonale zdaje sobie sprawę, że jest to zasadzka. Nigdy nie sądziłem, że wpadniesz na głupszy pomysł niż wynajmowanie biednych ludzi w potrzebie i wysyłanie ich na pewną nieświadomą śmierć.

- Przysięgam ci na wszystko drogi Kui'u że nie jest to żadna zasadzka! Po prostu posiadam wielu wrogów na mieście i czuję się bezpieczniej u siebie - starał się mnie namówić co mnie zainteresowało jeszcze bardziej.

Popatrzyłem na zegarek i po szybkiej analizie doszłem do wniosku, że zobaczę co takiego wymyślił ten Spadino.

- Dobrze zjawię się za niecałe 10-15 minut.

- Cieszę się, że jednak dajesz mi szansę - odparł radośnie i rozłączył się.

Zgarnąłem kluczyki z mojego biura i wyszedłem tylnim wyjściem BurgerShota. Wzrokiem ujrzałem swoje auto i poszedłem spokojnym krokiem w jego stronę.

Mimo że mógłbym tam być wcześniej postanowiłem się nie spieszyć. Wysłałem wiadomość do moich, że jadę do restauracji Spadino i gdy nie odezwę się do nich w ciągu godziny bardzo możliwe, że mnie porwali.

Wiem że mówił bardzo poważnie o chęci spotkania się i braku zasadzki lecz pozorny zawsze ubezpieczony.

Zapiołem pasy bezpieczeństwa i wyjechałem z parkingu swojej restauracji kierując się do mojego celu.

Po kilku minutach zaparkowałem na prawie pustym parkingu jego restauracji.

Zabawne mogę się założyć, że wszystkie auta które tu stoją są pracowników a nie klientów.

Wychodząc ze swojego auta zauważyłem błoto na dolnej części pojazdu. Westchnąłem i pogłaskałem swoje auto w przepraszającym geście.

Przepraszam, umyje cię tylko jak wyjdę z tego cyrku.

Skierowałem się w stronę szklanych drzwi które otworzyła mi służba ubrana w garnitury. Moja uwagę przykuło brak klientów i jeden stolik zasłany obrusem, talerzami, kieliszkami i winem.

Widocznie musiałem przyjść za wcześniej i przeszkodzić komuś w randce.

Gdy chciałem wychodzić usłyszałem za sobą znajomy głos.

- Nie poczekaj! Tak szybko wychodzisz, a nawet jeszcze nie zamieniliśmy słowa - odpowiedział Panacletti również ubrany w garnitur i uśmiechając się do mnie.

Nie mam pojęcia co ten człowiek kombinuje, ale nie podoba mi się to.

Carbonara Pov

Gdy Kui mnie uświadomił co zrobiłem zrobiło mi się głupio. Jak mogłem nakrzyczeć na mojego braciszka. Musze natychmiast go odnaleźć!

Wsiadłem do swojego Audi R8 wraz z Vaquezem i pojechałem go szukać. Najgorsze jest że ten siwulec może być wszędzie i nigdzie.

- Jak myślisz gdzie jest Erwin Vasqi? - zapytałem się swojego przyjaciela licząc, że może on ma jakiś pomysł.

- Zapewne z Grzesiem. Zawsze jak się pokłóci z kimś, a w szczególności z tobą spotyka się z nim - odparł wpatrując się w swój ekran telefonu.

No tak! Przecież te dwa gołąbeczki zawsze sobie pomagają. Wiem, że nie powiedział nam o swoich uczuciach do bruneta, ale tylko głupi nie zauważył by tego jak na siebie patrzą.

- Myślisz, że powinniśmy mu przeszkadzać? - odpowiedziałem już spokojniej lekko się uśmiechając.

- Nie, zostawmy ich niech się nacieszą swoją obecnością - odparł mój towarzysz więc jechaliśmy ulicami naszego miasta bez celu.

Usłyszałem dźwięk wiadomości więc szybko zgarnąłem swój telefon z kieszeni.

-----Kui-----
Jadę do restauracji Spadino i jak nie odezwie się w ciągu godziny bardzo możliwe, że mnie porwali.
---------------

- Widziałeś wiadomość od Kui'a ? - spytałem się mojego towarzysza na co kiwnął twierdząco głową - To pokręcimy się w okolicy na wypadek zasadzki.

Ciekawe co ten mąciciel znów wymyślił?

Kui Pov

Cokolwiek chce osiągnąć tym całym cyrkiem śmieszy mnie niezmiernie. Nigdy nie widziałem Panacletti'ego tak poważnego, a za razem szczęśliwego.

- Usiądźmy proszę - pokazał mi miejsce przy eleganckim stoliku, a sam zasiadł na przeciw mnie.

- Słucham po co to wszystko?

- Ym.. nieważne... - lekko się speszył co nie uszło mojej uwadze - Mam dla ciebie ofertę nie do odrzucenia!

- Zamieniam się w słuch - odpowiedziałem i wyczekiwałem kontynuowania tematu.

- Ostatnio w Galerii Sztuki podczas wystawy zauważyłem bardzo drogocenny obraz.

Nie rozumiem po co on mi to mówi? Nie boi się, że powiadomię swoich o tym skarbie?

- Chciał bym byś użyczył mi Erwina na czas napadu - po usłyszeniu jego słów zadławiłem się wodą która była w kubkach.

- Nie ma mowy Panacletti. Nie posiadasz swoich ludzi? Czemu miał bym ci oddawać jednego z naszych?

Oczywiście gdyby chodziło o kogoś innego może bym się zastanowił nad negocjacjami. Jednak Erwin znaczył dla mnie i dla innych za dużo. Nie pozwolili by ich lider robił napad z kimś innym niż oni. Już tymbardziej nie ze spadiniarzami.

- Drogi Chack'u nie oszukujmy się. Każdy wie że Erwin jest najlepszym hakerem jakiego kto kolwiek zna. Nie bez powodu nazywają go tak z jego umiejętnościami hakerskim jakimi świat nie widział.

- Dalej nie rozumiem co ma do tego fakt że masz swoich ludzi - odpowiedziałem stanowczo lekko irytując się tym do czego dąży.

Westchnął po czym popatrzył na mnie prosząco.

- Moi ludzie to totalni nowicjusze... Ci debile nawet nie potrafią ogarnąć najprostszego oprogramowania banku to co dopiero strzeżonego obrazu! - wydusił z siebie zirytowany.

Nie kontrolowany uśmiech wkradł mi się na usta. Przykuwając tym uwagę Spadino.

To prawda Erwin jest najlepszym i najbystrzejszym hakerem czy informatykiem jakiego kiedykolwiek kto widział. Jednak fakt, że Spadino znalazł takie łamagi rozbawiał mnie niezmiernie.

Nigdy nie przypuszczał bym, że jest do takiego stopnia zdesperowany i poprosi mnie o wynajęcie mu jednego z moich.

Czysto z ciekawości dał bym mu jednego z moich. Jednak niech nie liczy na Erwina. Jest zbyt cenny dla wszystkich.

- Dobrze mogę użyczyć ci jednego z moich.

- Naprawdę! Odrazu wiedziałem, że z tobą da się dyskutować! - przerwał mi więc mój uśmiech znikł i podirytowany przewróciłem oczami.

- Jednak nie dam ci Erwina. Mogę dać kogoś innego. Napewno lepszego od twoich - podkreśliłem ostatnie słowa by postawić go w kropce.

Widziałem, że nie ma wyboru i musi przystać na moje żądania co podbijało mi Ego.

- Dobrze niech będzie - odburknął nie zadowolony i wystawił rękę w moją stronę.

Ścisnąłem ją pewnie i uśmiechnąłem się zwycięsko patrząc prosto w jego oczy.

- Dam znać kiedy twój ma być gotowy - odparł mi na pożegnanie.

Przytaknąłem mu głową i wyszedłem z lokalu kierując się do swojego samochodu.

W uliczce przy stacji na przeciwko zauważyłem auto Carbo więc pomachałem do niego by dać znać, że wszystko jest dobrze.

Erwin pov

Brunet przyparł mnie do ściany umieszczając dwie ręce po dwóch stronach mojej głowy.

- Skoro nie podoba ci się Kylie to kogo masz na oku? - wyszeptał swoim basowym głosem powodując przyjemne ciarki na moim ciele.

- Kogoś - wyszeptałem drżącym głosem i wypuściłem nerwowo powietrze.

Co on ze mną robi? Gdy tylko czuje jego dotyk cały się rozpływam i tracę koncentrację. Podnieca mnie tym nieziemsko ale zarazem wkurza, że tak łatwo potrafi mnie poskromić.

- Czy znam tego kogoś? - mówiąc to przybliżył się do mnie tak że stykaliśmy się czołami i nosami patrząc sobie w oczy.

Przytaknąłem lekko rozkoszując się jego bliskością.

- Myślisz że ten ktoś będzie zazdrosny gdybym zrobił tak? - skrócił dystans dzielący nasze usta złączając je w jedność.

Oddałem się jemu delikatnym wargom które stanowczo i namiętnie pieściły te moje.

Odsunęliśmy się od siebie delikatnie by zaczerpnąć powietrza którego nam zabrakło. Chyba za bardzo się napiliśmy na siebie, że zapomnieliśmy o oddychaniu.

- Myślę, że bardzo by był zazdrosny - wyszeptałem mu w odpowiedzi na poprzednie pytanie.

- Widzę, że byśmy się dogadali bo ja też był bym zły gdyby ktoś inny miał skosztować tych malinowych warg - cmoknął mnie w usta powodując jeszcze większe rumieńce i rozbawienie.

Ponosząc się swoim fantazjom wylądowaliśmy w sypialni gubiąc gdzieś po drodze części naszej garderoby.

Zostaliśmy tylko w samych bokserkach, tu już nie było żadnych grzecznych ruchów. Wszystko było robione w pełni z porządania i uczucia którym się darzyliśmy nawzajem.

Mimo, że nikt nie powiedział tych dwóch słów "Kocham Cię" i tak zaufaliśmy sobie nawzajem. Doskonale wiedzieliśmy, że to do czego dążymy nie jest tylko seksem a zapieczętowaniem naszym uczuć.

- Masz może coś na poślizg? - wyszeptał brunet pozostawiając moją szyję i skupiając się na moich oczach.

- Masz na myśli Krem? - odpowiedziałem nie rozumiejąc jego pytania.

Na moją odpowiedź natychmiast się zaśmiał co mnie zdziwiło. Chyba od tych wszystkich emocji mój mózg przestał racjonalnie i logicznie myśleć...

- Chodziło mi o lubrykant Erwiś - uśmiechnął się w moją stronę, a ja cały się zarumieniłem że wstydu.

No tak przecież od początku chodził po lubrykant, a nie jakiś krem...

- W szafce przy łóżku - wyszeptałem chowając swoja twarz za rękoma.

Matko co za wstyd... Przynajmniej będziemy mieli co wspominać gdy pomyślimy o naszym pierwszym stosunku.

*Następnego dnia*

Kui Pov

Staliśmy z Panacletti przy drzwich galerii czekając na negocjatora. Speedo wraz ze spadiniarzami łamali szyfrowania do zabezpieczeń laserów i kamer.

- Czemu tak bardzo nie chciałeś by to Erwin hackował? - zapytał ciekawsko już któryś raz z rzędu co irytowało mnie niezmiernie.

- Słuchaj co cie to tak interesuje? - odburknąłem powoli tracąc cierpliwość.

- No bo jesteś w stanie oddać wszystkich ale nie jego - popatrzył na mnie i się zamyślił - Jest on kimś ważnym dla ciebie?

- Przestań wtykać swój nos w nie swoje sprawy - gdy to powiedział speszylem się.

- Czyli jednak. Jest w nim coś co próbujesz ochronić za wszelką cenę - spojrzał na mnie i zwycięsko się uśmiechnął - Moi ludzie napewno bardzo zainteresują się informacja o tak cennej rzeczy przetargowej.

- Erwin nie jest żadną rzeczą! - wykrzyczałem w jego stronę na co się wzdrygl.

*Wspomnienie Kuia*

Chłopczyk jak zwykle siedział daleko w kącie i niechciał bawić się z innymi dzieciakami. Gdy próbowali do niego podejść albo mu coś dać zasłaniał się cały rękoma i drżał.

- Hej Erwinku co się dzieje - gdy usłyszał mój głos odrazu podniósł się na równe nogi i przytulił się do mnie co odwzajemniłem.

- Możemy iść z tąd? Oni chcą mnie wymienić... Znów robić mi te okropne eksperymenty! Widziałem ich igły mają je schowane w tych fałszywych plastikowych rzeczach.. - wyłkał w moją stronę ciągle płacząc więc wziąłem go na ręce.

Wtulił się we mnie chwytając się rękoma za mój kark i chowając głowę w moją szyję.

- Proszę nie oddawaj mnie im tak jak inni. Będę grzeczny obiecuje. Mogę nic nie jeść, spać ja podwórku. Wszystko! Tylko proszę nie oddawaj mnie tym ludziom.. - gdy to mówił moje serce pękało na kawałeczki.

Z tego co zrozumiałem jego rodzice oddawali go jak jakiegoś bezużytecznego śmiecia. W dodatku do jakiś laboratorium na eksperymenty na małym dziecku. Jak oni mogli potraktować tego malucha jak rzecz, którą się wymienia na bardziej wartościowe przedmioty.

- Nigdy cię nie oddam maluchu. Ze mną jesteś już bezpieczny. Obiecuję - pocałowałem go w czółko i wyszedłem z przedszkola trzymając go dalej jak najbliżej siebie.

*Koniec wspomnienia*

- Przepraszam... Nie chciałem byś tak myślał - odpowiedział i popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem.

- Nie, nie to ja powinienem przeprosić.. - westchnąłem i poprawiłem uchwyt na broni która trzymałem w rękach - poprostu nie wiesz przez co on musiał przejść i ile wycierpieć by być tu gdzie jest teraz. Nie mogę pozwolić by już kiedykolwiek cierpiał tak samo.

Przytaknął mi tylko i już dalej nie drążył tematu co mnie ucieszyło.

- Ym... Kui? - zwrócił się do mnie nie pewnie przykuwając moją uwagę.

- Słucham?

- Łładnie dziś wygglądasz - wydusił z siebie odwracając swój wzrok ode mnie.

- Dziękuję? - odpowiedziałem mu, a moja uwagę przykuł rumieniec który wkradł się na jego twarz - Coś się stało? Masz gorączkę? - podszedłem do niego i przyłożyłem rękę do jego czoła co zwróciło jego uwagę na mnie.

Nasz wzrok skrzyżował się ze sobą a czas nagle przestał istnieć. Tak jagby jakaś niewidzialna siła ciągnęła mnie do niego, zmuszając do skrócenia naszego dystansu.

Ułożyłem swoje ręce za jego karkiem, a ten swoje na moim torsie. Uśmiechnęliśmy się do siebie krótko co mnie zdziwiło.

Co my tak właściwie odwalamy? Ze strony trzeciej musi to wyglądać jagbysmy byli jakaś zakochana para która właśnie obściskuje się gdy nikt nie patrzy. Tylko... Może ja właśnie chce by tak pomyśleli..? Nie, nie co ja gadam? Do reszty zwariowałem?

- Przepraszam czy mogę rozmawiać z negocjatorem - nasza chwilę przerwał głos policjanta który widząc nas w tej jedno znacznej pozycji speszyl się jak i my. Odskoczyliśmy od siebie odrazu jak poparzeni poprawiając swoje stroje.

- Tak, już idę - odchrząknąłem niezręcznie i poszedłem w stronę negocjatora by przedstawić jemu nasze żądania.

*Time skip o 2 tygodnie*

Montana pov

- Erwiś zauważyłeś, że ostatnio Kui chodzi jakiś nadzwyczaj szczęśliwy? - zapytałem się swojego chłopaka który siedział na moich kolanach wtulony we mnie.

- Chłopaki mówią, że podobno kręci coś ze Spadino - odburknął na co sie zdziwiłem.

Nigdy nie sądziłem, że Kui jest gejem a już tym bardziej, że zainteresuje go sam Spadino Panacletti. Jego odwieczny wróg.

- Nie podoba mi się, że akurat kręci ze Spadino, ale ciesze się jego szczęściem - popatrzył na mnie i się uśmiechnął co i ja uczyniłem. 

Złączyłem nasze wargi w pocałunku który został przerwany przez chałasy ludzi wbiegających do restauracji w której się znajdowaliśmy.

- Ręce do góry! Oddawaj nam Knuckels'a! - wykrzyczał jeden na co odrazu przyciągnąłem bliżej siebie siwowłosego by o chronić.

- Nigdy! Kim wy jesteście? Wiecie z kim macie doczynienia!? - odkrzyczałem i usłyszałem jakiś strzał.

Niestety za późno zareagowałemz a jakaś strzykawka strzeliła prosto w ramie mojego kochanka wstrzykując jakąś substancje.

- Jeszcze sie zobaczymy Knuckles - powiedział jeden i wszyscy wybiegli.

Zignorowałem ich jednak bo Erwin zemdlał na moich rękach. Wyjąłem ostrożnie igłe z jego ramienia i zadzwoniłem do Kuia kierując się z nim do auta.

- Halo? 

- Kui postrzelili Erwina przyjedź na szpital szybko! - wykrzyczałem w pośpiechu wkładając nieprzytomnego siwowłosego na miejsce pasażera.

- Co! Jak to! Nic mu się nie stało! Już jade! - mówił chaotycznie więc rozłączyłem się by samemu zająć miejsce kierowcy.

Wiedziałem, że jestem roztrzęsiony i nie powinienem prowadzić auta w takim stanie. Jednak to wszystko stało się dla mnie nie ważne. Teraz najważniejsze było by Erwinowi nic się nie stało. 

Nim się zorientowałem byłem już pod szpitalem. Chwyciłem Erwina i zamykając pospiesznie swoje auto pobiegłem w strone drzwi krzycząc o pomoc lekarską.

Kui Pov

Siedziałem z Panacletti w parku. Mieliśmy taki piknik na którym rozmawialiśmy o wszystkim i niczym. Naszą konwersacje przerwał nam mój telefon. Gdy zobaczyłem kto dzwoni lekko się zdziwiem bo żadko Montana do mnie dzwonił.

-Halo? 

- Kui postrzelili Erwina przyjedź na szpital szybko! - odpowiedział odrazu bardzo szybko.

Gdy to powiedział serce staneło mi na chwile w miejscu.

- Co! Jak to! Nic mu się nie stało! Już jade! - mówiłem strasznie chaotycznie przez co mój rozmówca się rozłączył.

Wstałem na równe nogi zostawiając zdezorientowanego przyjaciela na kocu i pobiegłem w strone parkingu na którym stało moje auto. Słyszałem, że za mną pobiegł Spadino co lekko mnie ucieszyło. Wsiedliśmy do auta i pognaliśmy w stronę szpitala.

- Co się stało Kui? - zapytał się mnie zmartwiony na co westchnąłem.

- Znaleźli go... - pociągnąłem nosem bo łzy chciały wkraść się do moich oczu.

- Kogo? Kto znalazł? - odpowiwdział zdezorientowany.

- Ci psychopaci którzy znaleźli sobie w nim obiekt testowy.. - więcej już się mnie nie pytał za co byłem mu wdzięczny.

Byłem na siebie okropnie zły. Obiecałem mu, że będę go chronił nie ważne co, a zamiast tego poszedłem sobie na randkę ze Spadino. Jak mogłem mu to zrobić... Już wystarczająco w życiu wycierpiał, czemu nie odpuszczają jemu...?

Gdy dojechaliśmy na szpital zauważyłem Corvette Montany co oznaczało, że już tu są. Ruszyliśmy w stronę recepcji by dowiedzieć się gdzie znajduje się Erwin. Pielęgniarka powiedziała w jakiej sali możemy się go spodziewać więc ruszyliśmy do niej jak najszybciej tylko mogliśmy.

- Erwin! - wykrzyczałem od razu gdy wszedłem do sali prywatnej. Zauważyłem Gregorego trzymającego mocno za rękę złotookiego i płaczącego.

- Co z nim jest? - podeszłem bliżej nich zwracająć na siebie uwage policjnta.

- Lekarze mówią, że została jemu wstrzyknięta jakaś trucizna... - ledwo wydusił z siebie. Gdy słuchało się jego głosu serce łamało się na kawałeczki. Był pełny goryczy i smutku - nie znają niestety co to za substancja więc nie mają antidotum...

Łzy same zaczeły lecieć do oczu gdy widziałem jego bladą skóre, posiniaczone oczy i wargi kompletnie pozbawione ich naturalnego koloru przechodzące w fioletowe.

Do sali wparowała cała grupka Erwina, a widząc w jakim stanie jest również się rozpłakali.

- Siwy, braciszku obudź się - podszedł do łóżka Davidek i Carbo lekko poruszająć jego ciałem na boki.

- Wujku on żyje prawda? - powiedział ze łzami w oczach w moją strone Carbo - Jest taki zimny, a jego cera jest jeszcze bardziej bledsza niż zwykle...

- Nie wiem Carbuś.. miejmy nadzieje, że tak - pociągnąłem nosem i zostałem przyciągnięty do uścisku przez Spadino który oddałem dając upust swoim łzom.

- Nie! To nie może być prawda! Musi być jakiś sposób... - wykrzyczał San patrząc na wszystkich.

- San życie to nie jakaś bajka w której wszystko kończy się dobrze... - wyszeptał Dia - Też bym chciał by siwy był tu z nami, ale naszą jedyną nadzieją są aktualnie lekarze...

Naszą rozpacz przerwał nam niechętnie lekarz prosząc wszystkich o opuszczenie sali. Mieli zabierać Erwina na sale operacyjną. To może być jego ostatnia albo kolejna operacja która zadecyduje o jego życiu.

Operacja udała się połowicznie. Lekarze utrzymali Erwina przy życiu jednak czasami randomowo mdlał i tracił kontrole nad swoim ciałem co kończyło się jego upadkami. Tym razem nie spuszczałem z jego oka. Przepraszałem go na każdym kroku za to, że nie dotrzymałem obietnicy i nie chroniłem go. Za każdym razem mówił, że to nie moja wina i nie jest na mnie zły, ale poczucie winy zrzerało mnie od środka.

Z mojego i naszej ekipy śledzwta dowiedzieliśmy się, że Erwin posiada w sobie truciznę i tylko oni posiadają antidotum. By uzyskać je musieliśmy jednak oddać go im już na zawsze. Oczywiście, że nigdy na to nie pozwolilibyśmy, ale z dnia na dzień patrzenie jak się męczy było gorsze od jakichkolwiek tortur.

- Musimy go oddać.. - gdy to powiedziałem każdy popatrzył na mnie wściekle i z nie dowierzaniem.

- Do reszty ci odbiło Kui! - wykrzyczał Montana w moją strone trzymając na swoich kolanach Erwina który spał, bo trucizna coraz bardziej męczyła jego organizm.

- Spokojnie mam... plan.. - odpowiedziałem niepewnie.

- Nigdy sie na to nie zgodzimy! - odburkneli wszyscy na co westchnąłem.

-Słuchajcie musicie mi zaufać... Chcecie by żył czy by męczył się tak jak teraz - pokazałem ręką na Erwina który jagby nigdy nic spał na rękach Gregorego. 

Wszyscy posmutnieli i patrzyli na siebie nie wiedząc co zrobić. Wiem, że było im ciężko podjąć jaką kolwiek opcję bo życie ich szefa, przyjaciela, brata i chłopaka była w moich rękach i moim planie.

- No dobrze... - przytulił do siebie mocno Erwina Montana - lecz jeżeli twój plan nie wypali wiedz, że własno ręcznie cię zabije - popatrzył na mnie morderczym wzrokiem przez który się zlękłem.

- Jeżeli Grzesiu ci ufa to ja też - odparł Carbo, a za nim reszta co niezmiernie mnie ucieszyło - Mam nadzieje, że wiesz co robisz wujku...

- Myślę, że tak... - wyszeptałem na tyle cicho bym tylko ja to usłyszał.

Montana pocałował ostatni raz Erwina w usta, czoło, nos i policzek na końcu płacząc. Wiem, że między nimi stworzyła się silna chemia i jeden dla drugiego zrobił by wszystko. 

Reszta ekipy porzegnała się z chłopakiem przytulasem. Niestety siwowłosy nie zaszczycił im żadną odpowiedzią, bo jego organizm był za bardzo pochłonięty snem. Wkońcu dużo energi i siły kosztowało go normalne funkcjonowanie.

Wziołem go na ręce i poszedłem do swojego auta. Pomachałem do wszystkich ostatni raz. Gdy miałem już odjeżdżać zatrzymałem się przy Spadino. Wysiadłem na szybko i przytuliłem się do niego mocno płacząc czego chłopak nie zrozumiał, ale również oddał mój uścisk. 

Gdy oderwałem się od niego szybko pocałowałem go w usta i uciekłem jak najszybciej do auta.

Dlaczego to zrobiłem? To oczywiste. Zakochałem się w nim. Czuł bym się źle ze świadomością, że przed własną śmiercią nie wyznałem mu tego.

Byłem już przed wielkim magazynem, widziałem sporo uzbrojonych ludzi więc wiedziałem, że to ten. Zaparkowałem nie daleko jego i wyjąłem Erwina z pojazdu. Ucałowałem go w czoło i mocno przytuliłem. Błagam by ten plan wypalił... 

Gdy szłem w ich stronę widziałem, że zgłaszają coś sobie na radiu. Bez słowa patrzyli jak wchodzę do środka magazynu.

- Słuszną decyzję podjąłeś Kui - odpowiedział jakiś mężczyzna który wyglądał jak doktor - Już nie jesteś nam potrzebny oddaj nam go i znikaj z tąd.

- Nie, najpierw podaj mu antidotum - trzymałem twardo na swoim co zaskoczyło lekarza.

- Oczywiście gdzie moje maniery - nagle zmienił swój ton mówienia i przyturlał w moją stronę jakąś strzykawke.

Niechętnie wziąłem ją i wstrzyknąłem w ramie Erwina jej zawartość. 

- Kiedy zacznie działać? - zapytałem głaszcząc po włosach siwego.

- Niedługo - opowiedział tajemniczo.

Wpatrywałem się w niego i oczekiwałem na jaki kolwiek ruch. Po 5 minutach zaczął się przebudzać co mnie niezmiernie ucieszyło.

- Kui? Gdzie jesteśmy? - zapytał z chrypką w głosie patrząc na mnie swoim pół przytomnym wzrokiem.

- Nieważne najważniejsze jest to, że żyjesz - pogłaskałem go po włosach i pocałowałem w czoło.

Patrząc na jego byłem już pewny swojej decyzji. Erwin był dla mnie jak syn którego nigdy nie miałem i jestem gotowy się poświęcić dla jego życia.

- No tak tak bardzo słodka scenka, ale chyba sie nie zrozumieliśmy panie Kui. Dotrzymałem swojej obietnicy teraz pana kolej - odpowiedział a za nim pojawili się ochroniarze co źle wróżyło.

- O czym on mówi Kui? - zapytał się mnie lekko przerażony złotooki.

- Oooo czyżby Kui ci nie powiedział? Ceną za antidotum było oddanie nam ciebie do dalszych testów - gdy to powiedział wmurowało mnie - nie pamiętasz mnie numerze 696 ? - po wypowiedzeniu tych liczb chłopak zaczął się cały trząść, a łzy zaczeły mu lecieć do oczu.

- Jak mogłeś mi to zrobić Kui? Ja... zaufałem ci... - popatrzył na mnie tym samym wzrokiem gdy spotkałem go 1 raz pełne rozpaczy, zawiedzenia przeradzające się w brak jakichkolwiek emocji.

- Nie Erwin to nie tak - chciałem go dotknąć, ale chłopak odepchnął moją rękę i wyszarpał się z mojego uścisku.

- Już nie jesteś moim ojcem Kui - mówił to ze łzami w oczach co zabolało mnie koszmarnie - A tak ci ufałem... Czy trzymałeś mnie tylko dla korzyści? - po wypowiedzeniu ostatnich słów zaczął iść w stronę lekarza.

- Nigdy w życiu nie wykorzystał bym twojego zaufania Erwin robie to dla twojego bezpieczeństwa - nie patrząc już na mnie stanął obok niego.

Lekarz nagle zaczął się śmiać, a ochroniarze zakuli go i rzucili przez co padł na ziemie tuż pod moimi nogami. 

- Co ty wyprawiasz! - od razu zareagowałem na takie agresywne traktowanie go.

Gdy przykucnąłem by pomóc wstać Erwinowi usłyszałem dźwięk odbezpieczenia broni przez co się wzlękłem.

- Jakieś ostatnie słowa Knuckles? - rzucił telefonem w jego stronę.

Kątem oka widziałem jak loguje się na swojego twitera i pisze "żegnajcie". Po chwili zadzwonił do niego Grzesiu. Odebrał i ze łzami w oczach powiedział, że go kocha po czym rozłączył się i oddał telefon jednemu z ochrony.

- To żegnaj Erwinie Knuckles - uśmiechnął się morderczo i gdy miał wystrzeliwać strzał prosto w jego stronę odepchnąłem go i zasłoniłem swoim ciałem.

Czułem jak strzały trafiają prosto w moje ciało. Widziałem na sobie wzrok Erwina cały przerażony i płaczący.

- Kocham cię jak syna Erwin - wyszeptałem ostatni raz w jego stronę aż nie opadłem z braku sił obok jego.

Ostatnio co słyszałem zanim odszedłem do innego świata to płacz Erwina który przytulał mnie z całej siły i powtarzał w kółko - Ja ciebie też Kocham Kui jak tate którego nigdy nie miałem. Kocham cie.. Kocham... - Słysząc to uśmiechnąłem się i zamknąłem swoje już ciężkie powieki. 

Mam nadzieje, że Spadino nie będzie na mnie wściekły, że go zostawiłem samego.

Erwin pov

Widząc przed sobą ciało Kuia z którego wydobywała się krew łzy same pchały się do moich oczu. Stanął w mojej obronie życia. Poświęcił swoje by ratować mnie mimo, że przed chwilą powiedziałem taką okropną rzecz w jego stronę. 

- Kocham cię jak syna Erwin - wyszeptał w moją stronę zanim opadł z braku siły przy mnie.

Gdy to słyszałem rozpłakałem się jak małe dziecko i przytuliłem mocno do siebie.

- Ja ciebie też Kocham Kui jak tate którego nigdy nie miałem. Kocham cie.. Kocham... - widziałem jak uśmiecha się  po czym zamyka swoje oczy. 

Rozpłakałem się jak małe dziecko gdyż osoba którą uważałem za rodzinę, która mnie przygarnęła nadając mi nowe życie właśnie umarła z mojej winy. 

- Kurwa - usłyszałem gdzieś za sobą jakieś stłumione rozmowy zebranych osób. 

Miałem jednak je gdzieś bo bardziej mnie interesowało by próbować zatamować rany na ciele Kuia. Wiem że moje starania były na marne ale nie umiałem się pogodzić z tym, że go stracę.

Nagle usłyszałem syreny policyjne co oznaczało, że jakimś cudem namierzyli nas. Modliłem się w głębi duszy bo zdążyli na czas. Mam nadzieje, że z nimi jedzie karetka.

Zostałem mocno odciągnięty od ciała Kuia przez co przeturlałem się lekko po pokoju zatrzymując się na jakiś starych ciężkich kontenerach. 

Widziałem Spadino który przytulił mocno do siebie Kuia i zaczął płakać. Po chwili spojrzał na mnie morderczym wzrokiem przez co przeraziłem się go jeszcze bardziej.

- To twoja wina! - wydarł się w moją strone odkładając ciało Kuia na ziemie - To przez ciebie nie żyje! Widzisz co zrobiłeś?! - stanął nade mną przez co skuliłem się cały i znów płakałem.

- Zapłacisz mi za to... - mówiąc to chwycił za broń która leżała na ziemi - To ty miałeś umrzeć! Nie on! - wykrzyczał ze łzami po czym chwycił mnie mocno za koszulkę i przyłożył broń do skroni.

Wyszedł ze mną z magazynu przykuwając uwagę wszystkich. Widziałem moją ekipe oraz policję z Grzesiem na czele. Od razu gdy go zauważyłem krzyknąłem by mi pomógł. Spadino gdy widział jak Gregory wraz z moimi ludźmi zbliżali się do nas, a reszta celowała do niego mocniej przyłożył broń do moich skroni przez co od razu wszyscy się zatrzymali.

- Co ty robisz Panacletti!? - Wykrzyczał Davidek - Od razu wiedziałem, że nie można tobie ufać.

- Wy nic nie rozumiecie! - wykrzyczał Spadino który kompletnie tracił kontrole nad sobą - To on miał zginąć! Nie mój Kui... Ja go kochałem... - pod koniec głos mu sie załamał i popatrzył w moją stronę. 

Patrzył w moje oczy i gdy miał już wciskać za spust westchnął.

- Nie dam rady.... - pociągnął nosem - Za dużo znaczyłeś dla niego... Mówił mi jak dużo przeżyłeś w życiu.. - patrzył ciągle w moje oczy mówiąc to z wielkim bólem.

Nagle  usłyszałem strzały po czym broń z mojej skroni zsuneła się opadają na podłogę tak samo jak Spadino.

- Przepraszam, że tak wyszło. Może tam na górze będzie czekała na mnie moja miłość życia - wyszeptał ostatni raz, a ja rozpłakałem się kolejny raz.

Zostałem przyciągnięty do mocnego i bezpiecznego uścisku przez Grzesia i resztę mojej rodziny.

- Już spokojnie jesteśmy z tobą - pocałował mnie w czoło Grzesiu lekko uspokajając mnie.

-----------

Osoby: BlackWolfSQ, CreatywnaSmerfetka, Idikila, PiekarnikLazienkowy, 
Lisomi_21, Pieknadamusi, MoonaziHisilka, vixs21, hlep__, Yukka_mikko, Toster 
Słowa klucz: Nowicjusz, Krem, Błoto, Wystawa, Korzyść, Oprogramowanie
Ilość słów: 3000 napisane 5068
Ship: Kuino

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top