Rozdział 25
Rozdział 25
Reszta wakacji minęło naprawdę szybko. Harry spędzał sporo czasu w towarzystwie Caleba albo pomagając profesorowi w jego pracowni. Oczywiście nie warzył niczego skomplikowanego, ale przygotowywał składniki, opisywał je i segregował. Snape zrobił mu dzięki temu gruntowną powtórkę podstaw i chłopiec przyznał mu szczerze, że bardzo mu to pomogło. Zwłaszcza że zdecydował się kontynuować eliksiry. Doszedł do wniosku, że to nie zaszkodzi, a może się okazać w przyszłości przydatne.
Powiedział o tym profesorowi, kiedy pomagał mu któregoś dnia.
– To dobra decyzja – pochwalił go. – Może nie masz talentu swojej matki, ale najgorszy też nie jesteś.
Harry uśmiechnął się. Po tych kilku miesiącach potrafił już rozpoznać komplementy mężczyzny.
– Mama była podobno dobra w eliksirach – powiedział.
– Lily była bardzo utalentowaną czarownicą. Jej specjalnością były zaklęcia. Do dziś pamiętam, ja pierwszy raz przeklęła twojego ojca. Dobrą godzinę dochodził do siebie.
– Wychodzi na to, że mój ojciec był pantoflarzem, skoro ożenił się z kobietą, która potrafiła mu dołożyć.
Kąciki ust Severus drgnęły lekko. Zastanawiał się, kiedy przywykł do obecności tego chłopaka obok siebie. Nigdy nie tolerował innych w swoim najbliższym otoczeniu i nie brał pod uwagę mieszkania z kimś. Harry był i dziwo pierwszą osobą, która nie działała mu na nerwy. Oczywiście, że lubił towarzystwo Lily, ale nie mógłby sobie wyobrazić ich jako współlokatorów. I nie chodziło nawet o to, że Lily była kobietą. Severus za bardzo cenił sobie prywatność.
Harry okazał się idealnym współlokatorem. Nie był głośny, nie zawracał głowy bez potrzeby, potrafił sam się sobą zająć, a w dodatku wziął na siebie sprzątanie i gotowanie. Severus paradoksalnie czuł się, jakby dorobił się żony, albo w jego przypadku męża. A to odczucie wzmogło się ostatnio jeszcze bardziej.
Którejś nocy Harry obudził się przerażony. Mimo dość szczelnych osłon umysłu, co jakiś czas nadal był w stanie zobaczyć urywki planów Voldemorta albo odczuwać to, co on. Nie był w stanie się uspokoić, więc po cichu wstał i po chwili pukał już do sypialni profesora.
Severus miał zawsze bardzo czujny sen i obudził się natychmiast, słysząc pukanie do drzwi. Od razu wiedział, że to musiał być Harry, bo osłony wokół domu były nienaruszone. Kiedy otworzył drzwi, chłopak wydawał się zakłopotany, jakby dotarło do niego, że przeszkodził mężczyźnie w odpoczynku.
– Przepraszam – powiedział cicho. – Niepotrzebnie pana obudziłem.
– Wizja? – spytał Severus wprost.
– Bardziej jej fragmenty. Jest strasznie wściekły – przyznał szczerze Harry. – Przepraszam. Pójdę już. To było głupie.
Severus westchnął cicho i przyciągnął go do siebie.
– To nie jest głupie. Mówiłem ci, że możesz zawsze do mnie przyjść – przypomniał mu.
Harry po chwili wahania skinął głową i wtulił się w niego. Severus bez słowa wciągnął go do pokoju i zamknął drzwi. Pozwolił mu spać tej nocy u siebie. Nie przypuszczał jednak, że taka sytuacja będzie miała miejsce co kilka dni.
Z początku sądził, że Złoty Chłopiec ma kolejne wizje i będzie musiał zmienić swoje osłony wokół umysłu. Kiedy spytał go o to, Harry zarumienił się i wyjaśnił, że nie miał kolejnych wizji. Po prostu chciał się przytulić.
– Jak wrócimy do Hogwartu, nie będę miał do tego zbyt wielu okazji. Albo w ogóle ich nie będzie – powiedział.
W taki oto sposób Harry spędził noce ostatniego tygodnia wakacji w łóżku Mistrza Eliksirów. Seks uprawiali w tym czasie raz, ale ten tydzień wystarczył, żeby Severus zauważył coś, co go delikatnie mówiąc, zaniepokoiło. Temat jednak był bardzo delikatny i musiał zastanowić się, jakich słów użyć, żeby nie przestraszyć chłopca.
– Możemy porozmawiać? – spytał, kiedy na dwa dni przed powrotem do Hogwartu zjedli śniadanie.
Harry popatrzył na niego pytająco i skinął głową. Nie miał nic przeciwko. W końcu rozmawiali dość często na różne tematy.
– Muszę ci zadać dość osobiste pytanie.
– Ok... – odpowiedział powoli. – O co chodzi?
– Od kilku dni śpisz u mnie i coś zauważyłem.
– Och. Jeśli przeszkadzam, to wrócę do swojego pokoju – zapewnił mężczyznę. Zastanawiał się, o co mogło chodzić? Może chrapał strasznie albo rozpychał się?
– Nie przeszkadzasz mi – zapewnił go Severus. – Gdyby tak było, dowiedziałbyś się o tym bardzo szybko. Moje pytanie może cię nieco zawstydzić, ale proszę, żebyś był ze mną całkiem szczery. – Harry uniósł brwi w górę, ale pokiwał głową. – Kiedy ostatni raz miałeś poranny wzwód?
Przez kilka sekund Złoty Chłopiec nie reagował. Gapił się tylko na swojego profesora, a potem jego twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora.
– Co? – jęknął, czując, że jego policzki są niesamowicie gorące. Dlaczego Snape go o to pytał?
– Harry. Rozumiem, że czujesz się zawstydzony, ale to ważne.
– Nie pamiętam. Praktycznie ich nie miewam – powiedział w końcu chłopiec.
– Nie zaniepokoiło cię to?
– A powinno? – spytał. – Rozmawiałem o tym z psychologiem. Mówił, że przyczyną może być długotrwały stres. To wydawało się logiczne i nie drążyłem tematu.
Severus potarł twarz dłońmi. Miał ochotę porządnie przekląć Petunię. Chłopak był tak zaniedbany, że nie zwracał uwagi na oczywiste sygnały, jakie wysyłał mu jego własny organizm.
– To może być jedna z przyczyn u mugoli, ale ty nie jesteś mugolem. U czarodziejów to może być objaw problemów z przepływem magii – wyjaśnił mu.
Harry popatrzył zaskoczony. Całe zażenowanie tematem rozmowy zupełnie minęło.
– Nie czuję się chory – zapewnił.
– Bo nie będziesz się tak czuł, ale z czasem zaczniesz zauważać problemy ze swoją magią. Może dojść do tego, że twój magiczny rdzeń może zostać uszkodzony, a wtedy możesz trafić na leczenie nawet na kilka miesięcy. Nie będziesz też miał gwarancji, że twoja magia się ustabilizuje. Wolałbym, żeby nie doszło do zaburzenia rdzenia.
– A gdyby doszło? – spytał Harry niepewnie. Nie podobało mu się to, co słyszał.
– Wtedy to już nie byłaby tylko fizyczna dysfunkcja organizmu, ale zacząłbyś mieć niekontrolowane wybuchy magii. Odruchowo próbowałbyś je powstrzymywać i tworzyłoby się błędne koło. Nie będę ci opowiadał w szczegółach, jak niebezpieczne mogłoby to być.
Harry przez chwilę siedział w milczeniu, a potem schował twarz w ramionach.
– Dlaczego ze mną jest ciągle coś nie tak? – spytał cicho łamiącym się głosem.
– Harry. To się zdarza. Nie jesteś jedynym, którego to spotkało. Skonsultuję się ze znajomym magomedykiem i przygotuję dla ciebie odpowiednie eliksiry. Oczywiście było lepiej, gdybyś poszedł na wizytę, ale znam cię już na tyle, żeby wiedzieć, że będziesz się przed tym bronił rękami i nogami.
– To zbyt krępujące – jęknął.
Severus westchnął, ale cały czas powtarzał sobie, że musi być delikatny, żeby Harry znowu nie zaczął myśleć o sobie, jak o jakimś dziwadle. Musiał przyjąć do wiadomości, że to nie był powód do wstydu. Takie sytuacje zdarzały się głównie u chłopców, którzy nie rozpoczęli jeszcze nauki w szkole i wybuchy magii były u nich czymś normalnym. Jednak u dorastającego czarodzieja, który powinien już kontrolować swoją moc, coś takiego było powodem do niepokoju. Powinien nabrać podejrzeń już w momencie, gdy patronus Harry'ego zaczął nagle się pojawiać. Z początku naprawdę powiązał to z gwałtowną zmianą nastrojów u chłopca. Patronus pojawiał się, kiedy Harry był naprawdę szczęśliwy i przez myśl mu nie przeszło, żeby szukać innej przyczyny i zapytać go o coś tak intymnego. Teraz jednak wszystko nabierało innego wyrazu.
Patronus był trudnym zaklęciem i potrzeba było sporo magicznej mocy, żeby je opanować. Dowodziło to, że Harry miał naprawdę wielkie pokłady magicznej mocy, ale jednocześnie oznaczało, że w przypadku zaburzenia jej przepływu, wybuchy magii będą naprawdę potężne. Srebrny jeleń był tego najlepszym dowodem.
– Spokojnie Harry. Wszystko będzie dobrze – zapewnił go Severus. Podszedł do chłopca i przytulił go mocno. Minęła dłuższa chwila, zanim chłopiec uspokoił się na tyle, że pokiwał głową.
Złoty Chłopiec niechętnie przyznał potem, że ciotka i wuj nigdy nie poruszyli z nim takich tematów. Nie wiedział zatem, że coś mogło być z nim nie tak jeszcze bardziej, niż było. Zapytać nie mógł, bo ciotka nie odpowiadała na jego pytania, a w szkole podstawowej nie było żadnego nauczyciela, z którym mógłby przeprowadzić taką rozmowę. Tam też miał opinię małego dziwaka. Był zatem przekonany, że taki po prostu jest i pogodził się z tym. Tymczasem okazało się, że zarówno mugole, jak i czarodzieje miewali problemy o podobnej naturze. Pozostało mu tylko zastosować się do zaleceń medycznych i mieć nadzieję, że przyniesie to pożądany efekt.
,,,
– Paskudztwo – burczał Harry, a idący obok niego Caleb, chichotał w najlepsze. Rano po śniadaniu Złoty Chłopiec musiał wypić pierwszą dawkę eliksiru stabilizującego magię i nie było to najmilsze doświadczenie.
– Przestań marudzić. Dobry lek nie musi smakować – stwierdził Severus.
– Ale mógłby – stwierdził chłopak.
Ponieważ Snape miał odprowadzić Harry'ego dyskretnie na King's Cross, uznał, że może zabrać także Caleba. Jego dziadkowie byli wdzięczni, że nie musieli zastanawiać się, jak zorganizować wyjazd do Londynu, skąd odjeżdżał pociąg do Hogwartu. Caleb uściskał oboje i obiecał pisać tak często, jak tylko zdoła, a potem profesor aportował ich ze sobą. Wylądowali w małej uliczce naprzeciwko dworca i kiedy znaleźli się przed wejściem, musiał ich zostawić.
– Niedługo pewnie pojawią się Weasleyowie. Dacie sobie radę do tego czasu? – spytał ich.
– Jasne – zapewnił go Harry z uśmiechem.
– Pewnie, że tak – zawtórował mu młodszy chłopiec. – Niech się pan nie martwi.
– W takim razie widzimy się w Hogwarcie – powiedział Severus. Szybko wrócił między budynki i aportował się do szkoły na ostatnie zebranie przed pojawieniem się uczniów.
– Chodźmy. Musimy się dostać na peron – powiedział Harry. Już wcześniej wyjaśniał chłopcu, gdzie jest przejście na peron 9 i 3/4, ale opowiadać, a skorzystać z niego, to były dwie zupełnie różne sprawy.
– Super! – krzyknął chłopiec, kiedy znaleźli się na peronie. Czerwona lokomotywa była już na miejscu, a uczniowie żegnali się ze swoimi rodzinami. – Mogę siedzieć na razie z tobą?
– Jasne, że możesz – zapewnił go Harry. – Chodź. Poszukamy sobie wolnego przedziały i zaczekamy na Rona – dodał, ruszając wzdłuż wagonów.
Dość szybko udało im się znaleźć wolny przedział. Umieścili kufry na półce i zaczęli rozglądać się za znajomym rudzielcem. Harry starał się nie krzywić, kiedy zauważył kilku znajomych Ślizgonów.
– Wyglądają niesympatycznie – odezwał się Caleb.
– Poza profesorem Snapem nie znam żadnego Ślizgona, którego polubiłbym – przyznał Harry. – Ciężko się z nimi rozmawia.
– A próbowałeś?
– Pamiętasz tego blondyna, którego spotkaliśmy w sklepie, gdzie kupowaliśmy mundurki? – Caleb pokiwał głową. – To był Draco Malfoy. Jest Ślizgonem, który próbował mnie przekonać, że niektórzy są lepsi od innych. Zniechęcił mnie tym do siebie.
– Musi być głupi.
Harry mruknął w odpowiedzi. Nie nazwałby Draco Malfoya tak do końca głupim. Dokonywał może głupich wyborów, ale sam w sobie Ślizgon był całkiem inteligentny i gdyby nie jego uprzedzenia, całkiem możliwe, że zostaliby kolegami.
– Tam chyba idzie Ron – powiedział Caleb, wskazując na kilka rudych głów. Harry uśmiechnął się i zawołał przyjaciela. Ten szybko pożegnał się z rodzicami i niedługo później jego kufer dołączył do innych na półce.
– Dobrze cię widzieć, stary. Cześć młody – powiedział rudzielec i poczochrał włosy Caleba. – Podekscytowany?
– Jeszcze jak! – zapewnił chłopiec. – Jaka fajna sówka – powiedział, zauważając Świstoświnkę. – To twoja? Mogę pogłaskać?
– Możesz – powiedział Ron i zerknął na Harry'ego. Ten tylko wzruszył ramionami z rozbawieniem. Caleb z zadowoleniem głaskał sówkę po główce do momentu, aż pociąg w końcu nie ruszył.
Chłopcy z zadowoleniem rozsiedli się i zatopili w rozmowie o wakacjach.
– A właśnie. Dzięki za znaczek, ale naprawdę nie musiałeś – powiedział Ron, rumieniąc się lekko. Harry wyszczerzył się w odpowiedzi.
– Uznaj to za mój wkład w waszą znajomość.
– Czy to dziwne, że podoba mi się mugolka? – spytał rudzielec.
– A co w tym jest dziwnego?
– Właśnie? – spytał Caleb. – Przecież to nie kosmitka. Nie ma macek, zielonej skóry ani nic w tym guście.
Ron miał taką minę, że Harry zaczął się śmiać. Wiedział, że jego przyjaciel nie ma bladego pojęcia, o czym mowa. Czarodzieje nie zagłębiali się w tematy kosmiczne tak jak mugole.
– Potem ci wyjaśnię – obiecał. – A wracając do twojego pytania, to Caleb ma rację. Nie ma w tym nic złego. Abby to fajna dziewczyna i kto wie? Może coś z tego wyniknie.
– Myślisz, że nie miałaby nic przeciwko?
– Musisz ją sam zapytać. Myślę, że listy pozwolą wam się lepiej poznać, a nawet jeśli nic nie wyjdzie, to zyskasz fajną koleżankę.
Ron pokiwał głową. Taka odpowiedź go satysfakcjonowała. Jakąś godzinę później do ich przedziału zajrzeli Neville i Luna. Harry przedstawił im Caleba. Chłopiec z ciekawością patrzył na Lunę przez dłuższą chwilę, a Krukonka odpowiadała takim samym spojrzeniem. W końcu oboje uśmiechnęli się do siebie.
– Nie myślałam, że w Hogwarcie spotkam kogoś podobnego do mnie – przyznała tym swoim rozmarzonym głosem. – To miłe.
– Podobnego? – spytał Ron, kiedy Luna podała chłopcu nowy numer Żonglera. Caleb z ciekawością zaczął go przeglądać.
– Jest tak samo wrażliwy, jak ja – wyjaśniła.
Harry mógł się z tym zgodzić. Znał już Lunę na tyle, że to, co ludzie brali w niej za dziwactwo, było swego rodzaju wrażliwością. Nie komentował więc jej dziwnych wypowiedzi i zachowania. Dziewczyna po prostu taka była i wyglądało na to, że ją, w przeciwieństwie do Hermiony Ginny, Caleb polubił. Harry mruknął mu do ucha, że niektóre rzeczy, o których mówiła Luna, należało brać nie do końca serio, ale chłopiec pokręcił głową i powiedział, że on też ma bujną wyobraźnię.
Kiedy zjawił się wózek z jedzeniem, Harry kupił dla wszystkich przekąskę. Luna obserwowała go z uśmiechem, kiedy dzielił się z młodszym chłopcem.
– Zachowujesz się jak starszy brat, Harry – powiedziała.
– Ja tam uważam Harry'ego za mojego brata – odezwał się Caleb, zanim sam Złoty Chłopiec zdołał to zrobić. – Takiego niespokrewnione.
Harry zdołał się tylko uśmiechnąć. Cieszył się, że Caleb patrzył na niego podobnie. W końcu też dołączyły do nich Hermiona i Ginny. Siostra Rona sztyletowała najmłodszego chłopca w grupie wzrokiem. Zamierzała usiąść obok Harry'ego, ale najwidoczniej nie miała szczęścia. Caleb za to zauważył jej wzrok i spytał, czy chce usiąść. Dziewczyna już miała zmienić o nim zdanie i uznać, że może nie jest taki zły, ale w tym momencie chłopiec najzwyczajniej w świecie wpakował się Harry'emu na kolana. Ron z wielkim trudem próbował się nie śmiać. Ten mały był bardziej cwany, niż się wydawało.
Ginny nie miała pojęcia, że Harry nie gustuje w kobietach, ale Ron nie zamierzał jej o tym mówić. To było coś, co Złoty Chłopiec musiał powiedzieć sam, gdy będzie gotowy na takie wyznanie. Nie miał odwagi spytać, czy aktualnie ktoś podoba się Harry'emu. Doszedł do wniosku, że jeśli brunet będzie chciał mu powiedzieć, to po prostu mu powie.
Ponownie zajęli się rozmową, kiedy do środka wszedł jakiś chłopiec. Wyglądał na trzecią albo czwartą klasę.
– Mam to dać Harry'emu Potterowi i Neville'owi Longbottomowi – powiedział, podając obu chłopcom wiadomości, zapisane na małych kawałkach pergaminów.
Harry podziękował i rozwinął wiadomość. Skrzywił się od razu i schował ją do kieszeni.
– Profesor Slughorn? – spytał Neville. – Kto to?
– Nowy nauczyciel – wyjaśnił Harry. – Miałem okazję go poznać. Nie zrobił na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia.
– Więc nie idziesz?
Harry pokręcił głową.
– Ja nie, ale jeśli masz ochotę iść i dowiedzieć się, o co chodzi, to nie krępuj się – zapewnił go Harry.
– Chyba nie skorzystam. Skoro mówisz, że nie zrobił na tobie zbyt dobrego wrażenia, to chyba nie warto sobie zawracać głowy.
– Nie sugeruj się tym, co ja mówię – powiedział Harry. – To tylko moje zdanie.
Neville wahał się przez chwilę, ale chyba ciekawość zwyciężyła, bo powiedział, że pójdzie zobaczyć, co dokładnie chodzi. Harry miał rację, twierdząc, że musi sobie wyrobić własne zdanie.
– Jakby o mnie pytał, to możesz powiedzieć, że coś mnie zatrzymało – poprosił Harry, wskazując z uśmiechem na siedzącego mu na kolanach Caleba. Młodszy chłopiec wyszczerzył się tylko i w najlepsze przytulił. Ginny nadal piorunowała go wzrokiem. Widać było, że bardzo chciałaby być na jego miejscu. Nie miała jednak na to szans.
Harry nie był nią zainteresowany i nigdy nie będzie. Widział jej spojrzenia i wiedział, że się w nim podkochiwała, ale nie patrzył na nią w ten sposób. Była dla niego tylko koleżanką.
Neville wrócił jakąś godzinę później i stwierdził, że spotkanie z nowym profesorem było dziwne.
– Jakby mnie oceniał – wyjaśnił. – Raczej go nie polubię i już rozumiem, co miałeś na myśli, Harry. Rozmawiał z tymi, którzy mają rodziców i krewnych na jakichś wysokich stanowiskach.
Złoty Chłopiec skinął głową. Doskonale rozumiał, o czym mówił Neville. Z ulgą przyjął wiadomość, że zbliżają się do Hogwartu i wszyscy przebrali się w mundurki. Caleb z niecierpliwością czekał na moment, gdy zostanie przydzielony.
– Jak myślisz, gdzie trafię? – spytał, kiedy wysiadali z pociągu.
– To nie jest najważniejsze. Każdy dom ma swoje plusy i minusy, a gdzie trafisz? Nie wiem. Przekonamy się niedługo – powiedział Złoty Chłopiec, słysząc, jak Hagrid nawołuje pierwszorocznych. – To właśnie Hagrid, o którym ci opowiadałem. Idź. Widzimy się na uczcie.
Caleb skinął głowa i szybko podbiegł do gajowego, a Harry z resztą wsiedli do powozu, który zabrał ich do szkoły. W Wielkiej Sali Harry od razu zauważył Snape'a, siedzącego na swoim miejscu przy stole prezydialnym. Uśmiechnął się lekko na jego widok i usiadł przy stole Gryfonów, czekając na przydział pierwszorocznych. Przywitał się z Colinem, który jak zawsze chciał zrobić mu zdjęcie. Harry jednak przystopował go, twierdząc, że to może się nie spodobać profesorom. Colin chciał najwyraźniej coś odpowiedzieć, ale powstrzymało go wejście profesor McGonagall, za którą szli nowi uczniowie.
Harry szybko wypatrzył Caleba, który szedł obok jakiegoś jasnowłosego chłopca i mówił coś do niego cicho, wskazując na sufit. Uśmiechnął się. Kilka lat temu był na jego miejscu i wszystko było dla niego zupełnie nowe.
Po chwili profesor McGonagall rozwinęła pergamin z nazwiskami pierwszorocznych i wyjaśniła im, na czym polega ceremonia przydziału. Po chwili pierwsza dziewczynka z listy usiadła na stołku, a Tiara Przydziału opadła na jej głowę.
– Ravenclaw! – krzyknęła Tiara i Krukoni zaczęli klaskać, kiedy dołączyła do nich. Harry zauważył, że Caleb zaczyna się troszkę denerwować. Był jednak pewien, że chłopiec uspokoi się, kiedy tylko jego przydział się odbędzie.
– Wright, Caleb – wyczytała w końcu profesor transmutacji i chłopiec usiadł na stołku. Nie minęło może piętnaście sekund, a Tiara wykrzyknęła:
– Gryffindor!
Harry i Ron zaczęli klaskać razem z resztą Gyfonów, kiedy Caleb podekscytowany podbiegł do nich. Złoty Chłopiec przytulił go szybko, a potem zasugerował, żeby usiadł ze swoimi kolegami z roku i poznał ich. W końcu spędzą ze sobą kilka lat. Chłopiec z uśmiechem pokiwał głową, a potem usiadł z innymi pierwszorocznymi Gryfonami.
Kiedy przydział dobiegł końca, Dumbledore wstał ze swojego miejsca. Chłopiec, Który Przeżył, z całych sił starał się zachować kamienną twarz.
– Miło mi powitać was ponownie na kolejny rok nauki – zaczął. – Pragnę przypomnieć wam, jak i poinformować naszych nowych uczniów o kilku regułach. Zakazany Las jest zakazany i nie ma wyjątków od tej reguły. Zakazane jest używanie jakichkolwiek produktów ze sklepu Weasleyów, a cisza nocna nie jest taka jedynie z nazwy. Z przyjemnością także przedstawiam wam profesora Slughorna, który w tym roku będzie uczył eliksirów. – Harry wiedział już o wszystkim i był przygotowany na pełne zaskoczenia okrzyki. Wiedział, co usłyszą za chwilę. – Natomiast posadę nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią obejmie w tym roku profesor Snape.
– Merlinie... – jęknął, któryś z Gryfonów, blednąc momentalnie.
Harry i Ron zachowali spokój. Oczywiście rudzielec został dyskretnie poinformowany o wszystkim, ale i tak delikatnie zbladł. W czasie uczty atmosfera rozluźniła się na tyle, że wszyscy ponownie zaczęli rozmawiać na przyjemniejsze tematy niż nagła zmiana w kadrze pedagogicznej.
– Nie martwi cię to, Harry? – spytał go nagle Neville.
– Co takiego? – spytał.
– No, że Snape będzie nas uczył obrony.
– Szczerze? Niespecjalnie. Może okaże się jednak lepszy jako nauczyciel obrony niż eliksirów? Zobaczymy.
Neville ani żaden inny Gryfon, który to słyszał, nie wyglądali na przekonanych. Większość nadal bała się Snapea'a. W końcu był Postrachem Hogwartu, któremu lepiej było schodzić z drogi.
Harry z prawdziwą ulgą kładł się po uczcie do swojego łóżka w dormitorium. Wszyscy byli tak zmęczeni, że ledwo przebrali się na noc, powiedzieli dobranoc i zasnęli. Złoty Chłopiec zasnął jako ostatni. Przez ostatni tydzień spał, mając kogoś obok siebie i teraz czuł się dziwnie, kiedy nie obejmowały go ciepłe ramionami. Uśmiechnął się na samo wspomnienie. Zasypiając w końcu, miał nadzieję, że jednak nadarzy się okazja, żeby ponownie mógł zasnąć obok Mistrza Eliksirów.
---
Też wam się zdarza, że czasem kompletnie nie macie mocy przerobowej?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top