4 - Precipice
Pobiłam swój rekord z one-shotami :O Zawsze to było 13 tysi słów, a tu prawie 17 :OOO
Yes, to ostatnia część z naszym pięknym kotkiem Kookiem (jego ogonkiem Ggukiem) i Yoonem-supermanem (XDmózgmisięprzegrzałodpisaniaxd). Mam nadzieję, że znów się fajnie bawiliście (tak jak ja, bo AAAA, JK KOTEK TO WSZYSTKOOO).
Dziękuję KS za bycie YG :3 A Wam za komentarze i gwiazdki ;)
& Enjoy ostatnią częścią <3
(2000 słów)
~~~~~~~~~~~~~~~
Nie było tak, jak sobie to wyobrażałem. Co prawda po powrocie do naszego mieszkania, wręcz rzuciłem się na swoje zabawki, nie mogąc nacieszyć moim ulubionym otoczeniem. Prawie każde pomieszczenie w naszym domu, było dostosowane do kociej hybrydy. Miałem tu drapak, własne miseczki, zabawki, legowisko, miejsce do siedzenia na parapecie, misie i moje ukochane ubranka. Pan Hobi od razu zaproponował mi założenie obróżki. Zresztą, jednej z naprawdę wielu. A ja zaraz zdecydowałem się na cyklamenową, czyli taką, jak moja sierść. Jednak pomimo tej chwilowej radości z ukochanego mieszkania i przedmiotów, czegoś mi tu brakowało. A raczej kogoś. Wiedziałem, że nie wytrzymam bez hyunga nawet pięciu minut, bo jak tylko zjadłem, uciekłem pod swoje okno w salonie, zaczynając przypatrywać się znajomej okolicy. Jakoś tak w sumie niepotrzebnie liczyłem, że zaraz zobaczę kierującego się tutaj czarnowłosego, który pośle mi swój piękny uśmiech i jak tylko dotrze na górę, weźmie mnie w ramiona. Nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem miauczeć przez takie myśli. A gdy pan Hobi zapytał, co się stało, posłałem mu tylko smutne spojrzenie.
Rozumiałem, że nie mogę się z nim spotkać jeszcze tego samego dnia. Dlatego kiedy kolejnego, po powrocie mojego pana z pracy, zostałem zabrany do weterynarza na badania, miałem nadzieję, że zaraz po tym udamy się po mojego hyunga. Nawet specjalnie przypomniałem o tym panu Hobiemu, ale niestety powiedział, że dzisiaj nie zdążymy. I faktycznie, musieliśmy jeszcze odwiedzić komisariat, na którym opowiedziałem o miejscu, z którego uciekłem, pokazując też swoje blizny na nadgarstkach i wspominając o siniakach na biodrach i nogach. Jednak dopiero kiedy powiedziałem im o martwym panu, którego widziałem w tamtym domu, wyglądali na zainteresowanych moją opowieścią. Pan Hobi nie był z tego zadowolony, mówiąc że powinni martwić się też o bezbronne hybrydy, a nie o zboczonych porywaczy. Nie rozumiałem tego, wiedząc że nawet gdybym spróbował zrozumieć, w ogóle by mi to nie wyszło. Świat ludzi był dla mnie zbyt skomplikowany, dlatego wtuliłem się tylko w mojego właściciela, chcąc już wrócić do domu i schować się w swoim legowisku.
Mój pan chyba nie chciał tego tak zostawić, bo jeszcze kilka razy mówił mi, że jedzie na komisariat, po czym wracał do domu zdenerwowany, potrzebując odpoczynku i mojej obecności przy swoim boku. Nie chciałem w takich momentach przypominać mu o tym, co mi obiecał. Dlatego milczałem, starając poradzić sobie jakoś z tęsknotą i samotnością.
Jedzenie, spanie, zabawa, kąpiel, płacz przy oknie, czasami płacz przy drzwiach. Zaczynałem być naprawdę nieszczęśliwy, gdy mój pan nie wysłuchiwał moich próśb o zabranie mnie do Yoongi hyunga. Tęskniłem za nim całym sobą i przez to powoli zaczynałem się buntować. Bo choć nie chciałem być niegrzecznym kotkiem, nie potrafiłem sobie już poradzić ze swoimi uczuciami i ciągłą potrzebą poczucia i usłyszenia mojego ukochanego. Doprowadziło to do tego, że po pierwszym tygodniu zacząłem myśleć o ucieczce. Często przypatrywałem się drzwiom, śledząc jak pan Hobi je zamyka, abym mógł później to powtórzyć i wybiec na klatkę schodową. Ale nigdy nie miałem odwagi tego zrobić. Zresztą, za bardzo kochałem mojego właściciela i to miejsce, aby nagle je opuścić.
W drugim tygodniu zacząłem składować pod misiami ubrania, które chciałem w coś spakować, aby być przygotowanym do odwiedzenia hyunga choćby na kilka dni. Oczywiście dobrałem sobie najładniejsze zestawy z obróżkami, aby wyglądać jak najlepiej i ucieszyć mojego ukochanego swoim widokiem. Niestety, na tym zakończyłem swoje plany, bo widząc mojego smutnego pana, który na to natrafił, nie potrafiłem dłużej tego robić.
Po miesiącu, po prostu przestałem się czuć jak u siebie w domu. Godzinami chodziłem po wszystkich pomieszczeniach bez celu, miaucząc i szukając kogoś, kogo tutaj nie było. Nie tylko w całym mieszkaniu, a po prostu w moim życiu. Kochałem pana Hobiego. Bardzo, bardzo mocno. Ale... Yoongi hyunga mimo wszystko mocniej. Dlatego podjąłem trochę głupią decyzję, której wiedziałem, że mogę żałować, jednak nie miałem już innego wyjścia.
Nie zabierałem niczego, nawet nie wiedząc w co mógłbym włożyć swoje zabawki i ubrania. Otworzyłem okno, tak jak to zawsze robił mój właściciel, po czym przez nie wyskoczyłem. Nie spodziewałem się, że podczas lotu nie upadnę na bok, a prosto na swoją łapkę, przez co zamiast wstać i biec do mojego ukochanego, zostałem na ziemi, płacząc z bólu i czekając aż pan Hobi wróci z pracy. Oczywiście przepraszałem go za to, i tak otrzymując swoją karę w postaci odwiedzenia weterynarza, który musiał założyć mi gips. Ale ten incydent sprawił, że mój właściciel mnie wysłuchał, poznając prawdę o relacji łączącej mnie z Yoongi hyungiem i wyciągając z tego swoje wnioski. Mówiłem mu, że sam tego nie rozumiem, chowając przy tym pyszczek w zdrowej łapce i bojąc się jak na to zareaguje. Jednak on stwierdził, że po prostu wybrałem już swojego alfę, skoro aż tak potrzebuję jego zapachu, aby czuć się bezpiecznie. I próbował na to znaleźć jakieś rozwiązanie.
Okazało się, że niepotrzebnie to wszystko trzymałem w tajemnicy, bo pan Hobi stawiał moje szczęście i dobro na pierwszym miejscu, już na następny dzień pakując do samochodu i zawożąc prosto pod blok mojego ukochanego.
Po tylu tygodniach rozłąki, niezbyt to do mnie docierało. Ledwo zdążyłem poprawić swoją obróżkę na szyi i kokardkę przy uchu, upewniając się jeszcze, że ładnie wyglądam, po czym zostałem odprowadzony przez mojego właściciela pod blok. Mężczyzna wsunął mi niewielką karteczkę do kieszeni, dając buziaka w czoło i puszczając już samego na klatkę schodową.
Znów pachniało tutaj jakimiś hybrydami. Jednak tym razem wyłapywałem też zupełnie inny zapach, przez który o mało się nie popłakałem.
Nogi same zaprowadziły mnie pod odpowiednie drzwi, a zdrowa łapka od razu zaczęła pukać, zaraz wysuwając pazurki i trochę nieświadomie drapiąc w drewno. Miałem nadzieję, że go zastanę. I nic się między nami nie zmieniło. Bo jednak miesiąc to dość sporo czasu.
W końcu usłyszałem te charakterystyczne kroki, a gdy drzwi się uchyliły, moje oczy zwiększyły swój rozmiar kilkakrotnie. Tak jak te mojego ukochanego.
– Kookie. – Mężczyzna był zaskoczony moim widokiem. I początkowo, chyba tak jak ja, nie wiedział co zrobić.
Przyglądałem się jego twarzy, śledząc jej każdy detal, jakby chcąc się upewnić, że to naprawdę on i w końcu mogę go zobaczyć. A kiedy to do mnie dotarło, aż miauknąłem.
– Hyuung. – Nie spodziewałem się, że to jedno słowo zabrzmi aż tak smutno, a moje ciało, nie zwracając uwagi na uszkodzoną łapkę, wyrwie się do niego i wpadnie w jego ramiona.
Zapach, zapach, zapach. Zapach i jego ciepło. Ciepłe, delikatne ręce, które trzymały mnie tak mocno. Przy swoim uchu ciągle słyszałem powtarzane: „Kookie, Kookie, Kookie". Wyłapywałem tę ulgę w jego głosie, którą i ja odczuwałem, znów będąc całkowicie spokojny. W końcu przez okres naszej rozłąki, miałem tylko jedno zmartwienie: Czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczę i będę szczęśliwy. A teraz znów nie musiałem się zastanawiać nad czymś takim, bo nawet gdyby jakiś człowiek próbował mnie od niego zabrać, nie pozwoliłbym na to.
– Co ty tu robisz? Gdzie jest pan Hoseok? – Na pierwsze niepewne pytania, skierowane w moją stronę, oczywiście miałem zamiar odpowiedzieć prosto w jego szyję, w którą się wtulałem. Hyung pachniał teraz nie tylko sobą, a również jakimś jedzonkiem, przez które uruchomił też moje inne zmysły.
– Na dole. Pozwolił mi wejść tutaj samemu – przyznałem, lekko roztrzęsionym głosem, na razie nie będąc w stanie udzielić mu dłużej odpowiedzi. Bo znów był tak blisko mnie.
Jednak wystarczyło, abym zmienił nieco położenie moich łapek na jego plecach, a hyung zaraz wyłapał moją małą kontuzję, niestety odsuwając mnie przy tym od siebie, aby to obejrzeć.
– Co ci się stało?
Przyglądałem się jego zmartwionej twarzy, ciesząc się jej widokiem, choć wystarczyło, abym zaczął się tłumaczyć, a moje uszy od razu opadły.
– Chciałem... uciec. Mamy siatki w oknach, bo czasami za bardzo się wychylałem, patrząc na ptaszki... ale przedarłem ją... i wyskoczyłem – wyjaśniłem, spuszczając głowę, bo czułem się z tym bardzo, bardzo źle. Narobiłem panu Hobiemu tyle problemów. Z moim zniknięciem, miłością i teraz jeszcze ucieczką... Yoongi hyung chyba też tak uważał, bo zaraz podniósł na mnie zszokowane spojrzenie.
– Kookie... nie możesz uciekać... Zwłaszcza w taki sposób – oznajmił, na co pokiwałem głową, jego też mając ochotę za to przeprosić. W końcu teraz nie tylko pan Hobi będzie się mną opiekował. – Jak długo możesz tu zostać? Pan Hoseok jest zły, że tu jesteś? Może zaprosimy go na górę?
– Porozmawiałem z panem Hobim... – zacząłem niepewnie, bo nie miałem pojęcia, czy mimo wszystko mój ukochany zgodzi się na to, co wymyśliliśmy. – Nie wiedział, że cię kocham. Myślał, że się tylko przywiązałem i w końcu mi to minie... Mogę tu zostać do wieczora, jeśli tylko hyung ma dla mnie czas – zdradziłem, zerkając na niego, aby upewnić się, że nie pokręcił na to przecząco głową lub nie wykonał jakiekolwiek innego gestu, świadczącego o tym, że mnie nie chce. Ale na szczęście nic takiego nie zauważyłem, dzięki czemu mogłem mówić dalej: – A kiedy skończę dziewiętnaście lat... pan Hobi powiedział, że będę mógł zdecydować, czy nadal chcę z nim mieszkać. Na razie... mogę dać ci mój adres. I możesz mnie odwiedzać – dodałem, sięgając do kieszeni, z której wyciągnąłem karteczkę z adresem. Przekazałem ją hyungowi, który od razu się jej przyjrzał. I nie minęła zaledwie sekunda, a ja już znalazłem się z powrotem w jego ramionach. Choć tym razem nie otrzymałem tylko przytulenia, a również pocałunek, do tego prosto w usta.
Całą naszą tęsknotę i miłość, przelaliśmy w tę pieszczotę. Nie potrafiliśmy się od siebie oderwać, nawet jeżeli nasze wargi nie były zachłanne, a jak zwykle ostrożne i delikatne. Jedno muśnięcie po drugim, a moje serce zaczęło bić tak szybko, że aż musiałem uczepić się jego koszulki, aby nie upaść przez te wszystkie emocje.
I nawet kiedy już musieliśmy się od siebie oderwać przez brak tlenu, ja nadal pozostałem jak najbliżej jego ust, otwierając jedynie oczka, które wpatrywały się w te jego.
– Mogę zostać? Mogę? – zapytałem, będąc przy tym tak podekscytowany, że aż zmienił się nieco ton mojego głosu.
– Tak. Zrobiłem obiad. Chodź, zjemy razem – zaproponował, równie szczęśliwy jak ja, biorąc mnie zaraz na ręce i kierując się do kuchni. Tuliłem się w tym czasie do niego, pozwalając sobie zamknąć na chwilę oczy, ciągle powtarzając: „Jeszcze chwilę, jeszcze chwilę", kiedy już chciał mnie odłożyć. Dlatego w końcu wpadłem na jedyne, dobre rozwiązanie, prosząc go, aby posadził mnie na swoich kolanach. I dopiero idąc na taki układ, puściłem się jego szyi, pozwalając zacząć karmić. Uśmiech nie znikał z mojego pyszczka, szczególnie kiedy usta hyunga ciągle lądowały na moich wargach.
Jedliśmy i obdarowywaliśmy się takimi czułościami, na razie nie chcąc rozmawiać, a woląc wpatrywać się w swoje oczy. Nawet nie wiem, kiedy mój ukochany zdążył zjeść swoją porcję, dokładając nam zaraz po tym jedzenia i znów mnie karmiąc. A kiedy zacząłem kręcić mu główką na kolejną kierowaną w moją stronę porcję, odłożył już pałeczki i nie przejmując się zostawionymi naczyniami, wziął na ręce, przenosząc prosto na kanapę.
Mogłem się tam w niego wtulić, mrucząc głośno i czując jak nawet mój ogonek zaczyna się z tego cieszyć, drgając co jakiś czas, kiedy usta hyunga zatrzymały się przy moich na dłuższą chwilę. I dopiero gdy nacieszyliśmy się trochę swoją obecnością, mój ukochany ponownie się odezwał.
– Dziękuję, że do mnie wróciłeś. Bardzo za tobą tęskniłem, Kookie. Obiecuję, że gdy skończysz dziewiętnaście lat i będziesz chciał, to zamieszkamy razem – oznajmił, dając mi kolejnego całusa w głowę, na który znów się uśmiechnąłem. – Mój słodki kotek. – A na to miłe określenie, od razu zrobiło mi się cieplej. Do tego na całym ciele.
– Będę chciał! – powiedziałem entuzjastycznie, obejmując go mocniej zdrową łapką i pocierając nosem gdzieś o jego tors. – Ale... mogę odwiedzać pana Hobiego? – dodałem, trochę niepewnie, nie mając pojęcia jaki stosunek ma do niego mój hyung. Na szczęście mój właściciel sam powiedział, że jest dla mnie bardziej jak rodzic i rozumie, że w końcu musi dać mi odejść.
– Oczywiście. Zawsze będzie mógł nas odwiedzić. Nie będę twoim panem. Sam będziesz o sobie decydował.
– Ale... hyung będzie się mną opiekował? I kochał już zawsze, zawsze? – Próbowałem się upewnić, podnosząc na chwilę głowę, aby skrzyżować nasze spojrzenia.
– Tak. Już zawsze, zawsze. – Starszy wykorzystał to do kolejnego buziaczka, na który zaśmiałem się wesoło, obejmując łapką jego szyję i starając się pogłębić pocałunek.
Teraz już na pewno nie musiałem się martwić o to, jak dokładnie będzie wyglądać nasze życie. Bo może być pełne wzlotów i upadków. Czasami niepewności i strachu. Jednak tak długo, jak będziemy blisko siebie, nasze serca będą spokojne. I zawsze się odnajdą, przygotowane do walki z każdym, kto zechciałby nas rozdzielić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top