2 - Mine
Kookie, ogar xd
(6600 słów)
~~~~~~~~~~~~
Po pierwszej nocy, spędzonej na łóżku pana Yoongiego, czułem, że w końcu w pełni wypocząłem. Co prawda obudziłem się w pustym mieszkaniu z karteczką, na której była informacja o pójściu przez mojego wybawiciela do pracy. I w tym momencie bardzo się cieszyłem, że mój właściciel nauczył mnie czytać, bo nie wszystkie kotki to potrafiły. A gdybym nie wiedział, gdzie poszedł pan Yoongi, chyba bym oszalał ze strachu. A tak musiałem sobie tylko poradzić jakoś z samotnością, przez którą, jeszcze będąc małym kotkiem, potrafiłem zrobić dużo głupich rzeczy, których później żałowałem.
Nie miałem zamiaru demolować mieszkania czarnowłosego, tylko się po nim rozglądając. Poznałem lepiej wszystkie pomieszczenia, dotykając niektórych rzeczy delikatnie i oczywiście nie mogąc się powstrzymać przed tym, aby w sypialni nie pozaczepiać łapką tej lampki z wiszącymi elementami. Obawiałem się jednak zrzucenia jej, dlatego szybko dałem jej spokój.
W kuchni znalazłem śniadanie dla siebie, z podobną karteczką do tej, którą pan Yoongi zostawił w sypialni. Obie sobie zachowałem, bo bardzo podobało mi się pismo mojego wybawiciela. A mogłem go już przecież nie zobaczyć, skoro teraz wszyscy ludzie używali tylko laptopów i telefonów. Ja nie byłem zainteresowany ani jednym, ani drugim, ciesząc się z innych, mniej elektronicznych rzeczy, jak chociażby kulka papieru, czy patyczki do uszu. Pan Hobi czasami chciał mnie nauczyć grać na telefonie w jakieś gry, ale nie widziałem sensu w siedzeniu całymi godzinami w jednym miejscu i męczeniu sobie oczu i palców. Wolałem biegać, lub spać, lub jeść, lub łasić się i prosić o pieszczoty.
Cały dzień obserwowałem drzwi i zegarek, zastanawiając się o której wróci pan Yoongi. Trochę przy tym przysnąłem, pielęgnując też swój ogonek i uszka, które znów były ładnie puszyste, gładkie i miękkie. Pobawiłem się chwilę z własnym odbiciem w lustrze, poobserwowałem moje rany, a nawet natrafiłem wzrokiem na ubranie czarnowłosego, które po prostu musiałem obwąchać! Pachniało tak jak on, czymś lekko uzależniającym i przyciągającym mój nos. Nawet pan Hobi nie miał takiego zapachu, raczej kojarząc mi się z bezpieczeństwem i miękkimi rzeczami, do których chciałem się tulić i łasić. A pan Yoongi... dziwnie działał na moje kocie zmysły. Może to dlatego, że był taki przystojny?
Nie miałem zamiaru przyznać się do obwąchiwania jego rzeczy, wiedząc że to jest normalnie raczej dla piesków, a nie dla nas. Dlatego kiedy w końcu doczekałem się jego powrotu, z uśmiechem na ustach opowiadałem mu o tym, że łapki już mnie nie bolą, że wypielęgnowałem sobie sierść i pozwoliłem sobie poznać lepiej całe mieszkanie. Podziękowałem również za śniadanie, zaraz dopytując o obiad, którym czarnowłosy obiecał się zająć jak tylko się przebierze. Miałem ochotę porwać jego ubrania i najlepiej gdzieś je schować, aby mieć ten zapach przy sobie, kiedy będę chciał się zdrzemnąć. Ale nie mogłem tego zrobić, bo musiałbym się mu tłumaczyć. A nie chciałem i nie potrafiłem.
Znów wspólnie zjedliśmy. Do tego na podłodze. Mój wybawiciel dostał za to kolejnego buziaka, obdarowując mnie zaraz po tym swoim pięknym uśmiechem. Moje oczy nie potrafiły przez to skupić się na jedzeniu, tylko zerkały non stop w jego stronę, zawstydzając mnie jak tylko zacząłem myśleć o tym jak bardzo chciałbym łasić się nie tylko o jego rękę lub ramię, a o szyję, na której na pewno było jeszcze więcej tego uzależniającego zapachu.
Uspokajałem się cały czas w myślach, mając ochotę warczeć na siebie cicho, bo takim zachowaniem mogłem sprawić, że mężczyzna jednak odeśle mnie do jakichś władz i będę musiał siedzieć w klatce, dopóki mój pan mnie nie odnajdzie lub nie zgłosi zaginięcia. Dlatego ciągle się upominałem i pilnowałem z tym.
Nasze dni wyglądały bardzo podobnie przez jakiś czas. Spałem na kolanach pana Yoongiego, lub na jego łóżku. Budziłem się sam, bawiąc przez kilka godzin i tylko odliczając minuty do otworzenia się drzwi wejściowych. Rzadko, ale nadal mi się zdarzało, obwąchiwać jego ubrania, przesiąknięte pięknym zapachem, przez który raz lub dwa zasnąłem wtulony w koszulkę lub bluzę czarnowłosego. Byłem też zmuszany do codziennych kąpieli, choć w przeciwieństwie do tej pierwszej, teraz pan Yoongi czasami trzymał moją łapkę, sprawiając w ten sposób, że skupiałem się na jego cieple i dotyku, nie płacząc aż tak bardzo jak wcześniej. Za to wieczorami smarował moje biodra i uda, zmieniając też plasterki na stopach, które i tak odpadały mi cały czas w ciągu dnia.
Przyzwyczaiłem się do tej rutyny, zaczynając ją wręcz uwielbiać, bo dla mojego wybawiciela nie byłem tylko kotkiem, potrzebującym opieki i miłości. Tak jak wspominał, traktował mnie bardziej jak człowieka, tylko z uszkami i ogonkiem. A to sprawiało, że nie patrzyłem na niego jak na potencjalnego właściciela. Zresztą, nawet mój instynkt mi to codziennie pokazywał, domagając się jego zapachu i dotyku.
Któregoś dnia z kolei, gdy na zegarku w sypialni dojrzałem, że zbliża się szesnasta, wyciągnąłem szybko ząbkami sznurek z bluzy na krześle, mając nadzieję, że pan Yoongi nie będzie miał mi tego za złe, bo korciło mnie to od samego rana, po czym popędziłem z nim prosto pod drzwi. Mój ogonek sam zaczął się cieszyć z możliwości ponownego ujrzenia go, machając i co jakiś czas ocierając się o moje ramiona. Uszy czekały, aż tylko usłyszą jego kroki, które nauczyłem się już rozpoznawać. A pyszczek trzymał długi sznurek, goszcząc też niewielki uśmiech.
Będzie chciał się ze mną pobawić? Będzie? Może jak ładnie poproszę?
Byłem cierpliwy, nie ruszając się ani o milimetr, tak długo, aż nie usłyszałem otwierania drzwi do bloku. Zmieniłem przez to trochę pozycję, unosząc na chwilę pośladki do góry i zaraz ponownie opadając nimi na moje stopy, na których siedziałem. Łapki nadal trzymałem na kolanach, nie pozwalając im nic zrobić, choć już chciały się wyrwać do drapania pod drzwiami.
Mężczyzna trochę leniwie wszedł po schodach na nasze piętro, a do mojego nosa dość szybko dotarł jego zapach, gdy już włożył klucz do dziurki od drzwi, zaczynając je otwierać. Jeszcze bardziej się przez to podekscytowałem, przechylając głowę tak, aby zajrzeć przez szparę, która zaczyna się tworzyć jak tylko czarnowłosy uchylił drzwi.
Na pewno nie spodziewał się zastać mnie tutaj, bo zazwyczaj, kiedy wracał z pracy, jedynie wyglądałem na niego z sypialni, by dopiero po chwili pójść się z nim przywitać. Ale dzisiaj czułem się jeszcze bardziej samotnie niż zazwyczaj, pragnąc od razu wejść z nim w interakcję.
Mój wybawiciel odłożył tylko klucze na szafkę przy drzwiach, po czym zaraz przy mnie kucnął, sięgając ręką do moich włosów. Nie uciekałem już od niej, jak jeszcze na samym początku. Teraz nie chciałem, aby ją kiedykolwiek stamtąd zabierał. Mógłby mnie głaskać całymi dniami, a ja nadal nie miałbym dosyć.
Nie zamykałem oczu tylko dlatego, że domagały się jego widoku, zaczynając chłonąć każdy detal tej porcelanowej twarzy. Nadal nie odważyłem się zbadać jej łapką, aby przekonać się jak miękka i delikatna jest jego skóra. Tylko usta miały okazję się o tym przekonać, już wyczekując momentów, w których znów będę mógł mu podziękować buziakiem w policzek.
– Idziemy na spacer? – zapytał mnie po chwili mężczyzna, gdy nic nie mówiłem, za bardzo skupiony na podziwianiu tego, jak układają się jego włosy. Były lekko roztrzepane, jakby przed chwilą przejechał po nich ręką. Też miałem ochotę to zrobić i zanurzyć w nich najlepiej nosek. Bo tam na pewno też tak ładnie pachniał.
Zaśmiałem się przez to pytanie, wracając spojrzeniem na jego oczy i czując jak przez moją radość, trzymany przeze mnie sznurek w ząbkach, upada na podłogę. Złapałem go od razu, nie pozwalając nigdzie uciec. Bo niektóre przedmioty wystarczyło, że spuściłem z oczu, i w sekundzie znikały, zazwyczaj już do mnie nie wracając. Co było dość dziwne?
– Nie jestem pieskiem, panie Yoongi. Pobawimy się? – zaproponowałem, tłumacząc mu co mam na myśli czekając tutaj z tą zabawką. Uśmiechnąłem się dodatkowo, przekręcając lekko głowę i czekając na jego odpowiedź, która miałem nadzieję, że będzie pozytywna, bo tak bardzo, bardzo chciałem się z nim pobawić.
Mężczyzna albo mnie nie zrozumiał, albo uważał to za niezbyt mądre, bo zdziwił się, na chwilę przestając mnie głaskać.
– Sznurkiem?
Pokiwałem natychmiast głową, spiesząc też z wyjaśnieniami, bo może po prostu był zły, że go wyciągnąłem?
– Zauważyłem na krześle. Jest fajny, ale nie umiem sam się tym bawić. A pościel już przestaje być ciekawa – przyznałem, czując jak kąciki moich ust powoli opadają, ukazując mój smutek. Choć nie na tyle duży, aby dotarło to do uszy, które nadal były podniesione. W końcu poniekąd potrafiłem być samodzielny w zabawie, właśnie chociażby łapiąc zagięcia, które powstały dzisiaj na pościeli.
– Bawić się... pościel... co?
Mój entuzjazm opadł, tak jak uszka, jak tylko to usłyszałem. Byłem trochę rozczarowany i smutny, ale powinienem to rozumieć.
– Pan jest zmęczony? Przepraszam! – Zmarszczyłem lekko brwi, nie panując nad swoim głosem, w którym kryła się szczera skrucha i niestety też smutek.
Może pan Yoongi tego nie lubi i nie chce, a ja tak zacząłem nalegać...
Zerwałem się, nie dając mu szansy jakkolwiek na to odpowiedzieć, bo nie chciałem wprowadzać go w zakłopotanie i zmuszać do wytłumaczenia mi tego. Nie wszyscy właściciele bawili się ze swoimi pupilami i może musiałem się tego po prostu nauczyć?
– Kookie, zaczekaj. – Usłyszałem, jednak byłem szybszy od mężczyzny, zaraz lądując już na lekko ściągniętej na ziemię pościeli, na której położyłem się bokiem i zwinąłem w kulkę, zakrywając ogonkiem. Tylko moje oczy były teraz widoczne, bo cały pyszczek zakryty był puszystą końcówką ogona. I trochę niepewnie przyglądałem się, jak czarnowłosy kroczy w moją stronę, znów przy mnie kucając i zaczynając głaskać po głowie. Nie panowałem nad swoim ciałem, czując jak pomimo smutku, moje uszka od razu się unoszą, ciesząc że są przez niego pieszczone.
Nie przestawaj.
Miałem ochotę przymknąć oczy i najlepiej przenieść się do niego na kolana, jednak mocno się przed tym powstrzymywałem, obserwując go zza końcówki ogonka.
– Po prostu nie rozumiem do czego zmierzasz – oznajmił, posyłając mi jeden z tych uroczych uśmiechów, przez które widziałem małe gwiazdki w jego oczach. Był naprawdę ładny i uwielbiałem go wywoływać. Czasami obierałem to sobie za cel dnia, za wszelką cenę starając się go rozweselić, zwłaszcza gdy widziałem, że był bardzo zmęczony.
– Nie zawsze... mogę się sam ze sobą bawić. A nie masz żadnych piesków lub kotków, więc mam tylko ciebie – zacząłem powoli i ostrożnie, przestając przy tym patrzeć mu w oczy i wysuwając do przodu łapkę, w której trzymałem ten sznurek. Chciałem go oddać i przeprosić, jeżeli nie powinienem go brać, dlatego nie odważyłem się już przenosić wzroku z powrotem na jego twarz, zwłaszcza gdy dodałem: – Wiem, że... pracujesz i jesteś zmęczony. I nie chciałeś hybrydy... – Miałem coś jeszcze dopowiedzieć, ale ten fakt tak mnie zasmucił, że wtuliłem na chwilę pyszczek w pościel, ukrywając się w niej.
Przecież to był przypadek. Mieliśmy znaleźć pana Hobiego i miałem do niego wrócić. Pan Yoongi nigdy mnie nie chciał...
– Nie „nie chciałem", tylko „nie mogłem" – sprecyzował, a moje uszy wyłapały ciche szuranie, na które od razu zerknąłem na pana Yoongiego jednym okiem, widząc że podniósł sznurek, który mu oddałem. – Po prostu musisz mnie nauczyć, jak się bawić z hybrydą – wyjaśnił z uśmiechem, tym, który tak bardzo lubiłem. Przez co nie chciałem się już chować, wpatrując w niego, aby upewnić, że naprawdę jest gotów to dla mnie zrobić.
– Lubimy... łapać myszki, a wszystkie sznurki, wstążki i liny właśnie nam je przypominają – zacząłem trochę niepewnie, powoli zabierając ogonek od pyszczka, bo zaczynałem jeść własną sierść. – Po prostu poruszaj nim po podłodze – poprosiłem z uśmiechem, nie potrafiąc się już dłużej smucić, nawet jeżeli nie byłem do końca pewien, czy na pewno chce to zrobić.
– Och. Dobrze. – Pan Yoongi roześmiał się, a moje serce zaczęło przez to nieco szybciej bić. Raczej nie ze względu na zabawę, a jeden z moich ulubionych widoków.
Lubię, lubię. Tak bardzo, bardzo go lubię.
To było zaraźliwe, dlatego sam również zacząłem się uśmiechać, nadal na niego patrząc. I dopiero gdy zauważyłem jak może trochę niechcący poruszył sznurkiem po podłodze, moje oczy automatycznie zrobiły się większe, zmieniając swój obiekt zainteresowań. Próbowałem złapać go łapkami, rozpoczynając tym samym naszą zabawę, ale pan Yoongi był równie szybki jak ja, nie pozwalając mi na to i uciekając z moją zdobyczą.
Przez cały czas byłem skupiony tylko na tym małym polowaniu. Mój ogon szybko się napuszył, a uszy wyłapywały wszelkie dźwięki z otoczenia. Specjalnie nie wysuwałem pazurków, wiedząc że bardzo łatwo mogę zranić rękę człowieka. I tak wystarczyło mi jego zaangażowanie, dzięki któremu mogłem trochę poszaleć.
Wpadłem w trans, dlatego kilka razy zamiast sznurka złapałem jego dłoń lub nogę. A kiedy chciałem się zaczaić, wchodząc na łóżko i chwilę obserwując jak mężczyzna porusza moją zdobyczą po podłodze, trochę tego nie przemyślałem i skoczyłem na niego.
Na szczęście czarnowłosy był szybki, łapiąc mnie i pozwalając przewrócić się do tyłu, gdy moje ciało na nim wylądowało. Byłem trochę zaskoczony, nie potrafiąc zapytać go, czy niczego mu nie zrobiłem, a po prostu wpatrując się w jego oczy.
Mężczyzna jako pierwszy wykonał w moją stronę jakiś gest. A widząc jak kieruje swoją rękę w stronę mojej twarzy, myślałem że powędruje nią wyżej, żeby mnie pogłaskać po włosach. Jednak on, zamiast na moją głowę, położył ją na policzek, zaczynając go delikatnie pieścić swoim kciukiem.
– Chyba złapałeś dużą mysz – skwitował to z uśmiechem, nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego. I choć początkowo taki komentarz wywołał mój krótki śmiech, kiedy dotarło do mnie jak blisko jego twarzy się znajduję, a jego ręka nie głaszcze mnie tak jak ludzie głaszczą kotki, zamilkłem.
Nie chciałem, aby przestawał i kazał mi z siebie schodzić. Moje oczy były tego samego zdania, zamykając się, gdy nos powoli podsunął do jego skóry, ocierając o nią. Usta też pragnęły się tam znaleźć, z taką samą ostrożnością dołączając do noska.
– I chyba nie wypuszczę jej ze swoich łapek – oznajmiłem cicho, prosto w jego dłoń, przez której dotyk zaczynało mi być naprawdę ciepło. W końcu przy nim nie czułem się tak jak przy innych właścicielach. Nie robiliśmy tego samego, co robiłem z nimi. I przede wszystkim nie pachniał tak, jak oni pachnieli. Pachniał lepiej. Tak dobrze i tak... pięknie.
– Naprawdę? – dopytał, lekko rozbawiony, albo moim ocieraniem się o jego rękę, albo tym stwierdzeniem. Ale naprawdę nie chciałem pozwolić mu ode mnie uciec.
Pokiwałem lekko głową, oczywiście na tyle ostrożnie, aby jego ręka nie zmieniła położenia przy moim pyszczku. A zaraz po tym odważyłem się otworzyć powoli oczy i popatrzeć na niego niepewnie, chcąc go o coś podpytać.
– Pan Yoongi... naprawdę traktuje hybrydy jak ludzi?
– Tak. To... źle?
Nie, nie, nie, nie.
Oczka aż mi się zaświeciły na taką odpowiedź, nawet jeżeli on nie do końca zrozumiał co miałem w ten sposób na myśli.
– Czyli mogę być dla pana jak człowiek? – Nie przemyślałem tego pytania, dopiero po wypowiedzeniu go, uświadamiając sobie, że takim stwierdzeniem mogę go urazić. Bo przecież nie umiałem tego, co potrafią ludzie, nawet jeżeli czułem to samo, a niekiedy nawet więcej. A to utrudniało mi normalny kontakt z nim.
– Możesz. Mówiłem ci, jesteś tak samo człowiekiem, jak ja. Tylko masz ładne uszka i ogon – wytłumaczył, posyłając mi uśmiech. A słysząc to, znów się podekscytowałem, bo... naprawdę tak uważał?
– Ładne? – powtórzyłem słowo, którym je opisał, zaraz czując jak mój ogon zaczyna lekko drgać, czując się w tej chwili chyba tak samo dobrze jak ja. W końcu również został doceniony.
Złapałem go, nie mogąc przestać się uśmiechać, choć ponownie byłem przy tym ostrożny, aby nie przerwać kontaktu fizycznego z czarnowłosym.
– Bardzo ładne – potwierdził, wsuwając swoje palce w moje włosy, skąd szybko dotarł do jednego z uszu, zaczynając go delikatnie drapać. Było mi tak ciepło i przyjemnie, że kwestią sekund było rozbrzmienie mojego mruczenia, które jakoś tak... pomogło mi wypowiedzieć kolejnych kilka słów.
– Pan Yoongi jest cały ładny – przyznałem, od razu spuszczając przez to wzrok, bo mimo wszystko obawiałem się, że to będzie zbyt wiele i przekroczę jakąś granicę, której nie powinienem przekraczać z tym człowiekiem. Byłem kotkiem i nawet jeśli miałem ciało podobne do tego ludzkiego, nie dzieliłem z nim tych samych zainteresowań, nie mogłem pracować, nawet nie potrafiłem wyjść sam na ulicę, od razu chcąc się gdzieś ukryć przed ludźmi i niektórymi hybrydami. Ale... mogłem go tak samo kochać, jak inny człowiek. Tylko nie wiedziałem, czy przyjąłby moją miłość. Jeżeli tu zostanę i postanowi traktować mnie jedynie jak pupila, znajdując sobie jakiegoś ludzkiego ukochanego lub ukochaną, złamie mi serce. Dlatego tak bardzo bałem się podnosić na niego ponownie wzrok, nie chcąc zobaczyć smutku lub rozczarowania, wymalowanego na jego twarzy.
– Naprawdę? Dziękuję – zaczął, a w jego głębokim głosie nie wyłapałem żadnego z tych uczuć. – Ale Kookie też. Jest najśliczniejszą hybrydą, jaką widziałem – dodał, przenosząc drugą rękę na moje ciało, aby drapać mnie delikatnie po grzbiecie. Jednak mój umysł nie na tym się teraz skupił. Wolał sobie powtarzać non stop i w kółko: „Podobam mu się! Podobam mu się!".
Przez chwilę odrzuciłem te wszystkie niepewności i obawy, uczepiając się tego jednego stwierdzenia i pozwalając sobie na coś, na co się czaiłem od tylu dni. Wyrwałem się w jego ramiona, nie podtrzymując już łapkami, a wtulając w jego tors. Mój nos oczywiście to wykorzystał i znalazł się tuż przy jego szyi. A zaciągając się jego zapachem z tak bliskiej odległości, znów musiałem zamknąć oczy, bo całe moje ciało stało się wiotkie. Od samych koniuszków palców u stóp, aż po uszka. Zacząłem delikatnie pocierać końcówką nosa o jego skórę, trochę nieświadomie zostawiając na nim w ten sposób swój jeszcze słaby zapach. A chcąc mu okazać jeszcze więcej czułości, zacząłem trochę ostrożnie i delikatnie lizać go samą końcówką mojego szorstkiego języka. W mojej kociej formie komunikacji, oznaczało to po prostu, że go bardzo, bardzo lubię i się do niego przywiązałem. Ale jego ciało było na tyle wrażliwe w tym miejscu, by czarnowłosy zaraz zaczął się cicho śmiać, zapewne przez łaskotki. Mimo wszystko nie zaprzestałem lizania go, zmieniając co chwilę miejsce i nie spiesząc się z tym zbytnio, bo było mi w jego ramionach idealnie.
– Kookie... – Sposób, w jaki wypowiedział moje imię, nie przypominał niczego, co do tej pory od niego słyszałem. Ale ten głęboki i nietypowo zachrypnięty głos, jeszcze bardziej mi się podobał, sprawiając, że lekko zacisnąłem palce na jego barkach, zwłaszcza gdy obie jego ręce zaczęły głaskać mnie po głowie, a usta dały buziaka prosto we włosy.
Podniosłem powoli wzrok, odsuwając się już od jego szyi, bo od razu zrobiłem się lekko zazdrosny, że te wargi znalazły się tylko na mojej głowie. Ale... czy mogły znaleźć się gdzieś indziej?
Jedna z moich łapek sama wyrwała się w stronę jego policzka, chcąc go obdarzyć takim samym ciepłem, jak on obdarzył przed chwilą mnie. Jednak nie byłem tego pewien. Nie wiedziałem, czy tego chce i czy jej nie strąci ze swojej twarzy. Dlatego zrobiłem do tego dwa podejścia, już się chcąc wycofać... gdy jego policzek sam przysunął się do mojej łapki. Przyglądałem się uważnie, jak moja skóra dotyka tej jego, porcelanowej. A kiedy zauważyłem jak bardzo jest ciepła i miękka, patrząc mu prosto w oczy, zbliżyłem się do drugiego policzka swoimi ustami. Tym razem nie dałem mu szybkiego całusa, mającego na celu tylko mu podziękować. Ten buziak znaczył dla mnie dużo więcej. To była obietnica, prośba oraz wyznanie.
„Zostanę przy tobie już zawsze",
„Jeżeli to ty mnie nie zostawisz",
„Bo cię potrzebuję".
Niestety nie mogłem być pewien, że tak to odebrał. Choć postarałem się, aby ten kontakt fizyczny trwał jak najdłużej, zostawiając przy tym delikatnie mokry ślad na jego skórze.
Bądź mój, panie Yoongi. Proszę, bądź mój.
Mężczyzna uciekł wzrokiem od moich oczu, a kiedy powoli się od niego odsunąłem, zauważyłem, że jego policzki są pokryte lekko różowymi rumieńcami. Nie chciałem go zawstydzić, wiedząc że dla ludzi to naprawdę nieprzyjemne uczucie, dlatego nie miałem zamiaru narzekać, gdy całkowicie przerwał nasz moment bliskości.
– Nie jesteś głodny? Zrobię obiad – oznajmił, raczej po prostu mnie o tym informując. I choć moje oczy tak bardzo nie chciały przestać na niego patrzeć, poddały się, razem z całym ciałem, które przeturlałem na miejsce obok.
– Trochę jestem, panie Yoongi – przyznałem, posyłając mu delikatny uśmiech i uginając przy tym wszystkie łapki.
– W takim razie idę do kuchni. – Czarnowłosy przeniósł się do siadu i już myślałem, że mnie zostawi, chcąc ode mnie uciec po tak odważnym geście, ale jego ręka przeniosła się jeszcze na moje włosy, głaszcząc je chwilę. Uśmiechaliśmy się do siebie, przypatrując swoim oczom, lub, tak jak on, uszom i włosom. A kiedy w końcu zabrał rękę i ruszył do kuchni, nie chciałem się za nim wyrywać, potrzebując chwili.
Przeniosłem łapkę na swoje serduszko, nie spodziewając się, że będzie biło aż tak szybko. Ciesząc się, potrzebując go i już tęskniąc za jego dotykiem. Nigdy nie sądziłem, że będę żywił takie uczucia do człowieka. Ale może pan Yoongi nie był tylko człowiekiem. Był moim ratunkiem, moim opiekunem, moim... panem i właścicielem?
Wstałem powoli, w końcu za nim ruszając i odrzucając choć na chwilę te myśli. A kiedy tylko usiadłem na podłodze w kuchni, zaczynając go obserwować, mężczyzna zaraz rozpoczął ze mną dialog, dopytując o mój dzień.
Opowiedziałem mu jak zwykle o wszystkim. Zaczynając od tego, jak bardzo smakowało mi przygotowane przez niego śniadanie, a kończąc na wszelkich zabawach, które dla siebie wymyśliłem. Przyglądałem się w międzyczasie wszelkim jego gestom, sposobie w jaki układają się jego usta, kiedy kieruje jakieś zdanie prosto do mnie, czy też jego szyi, przy której jeszcze przed kilkoma minutami upajałem się jego zapachem. A przez to w mojej głowie pojawiały się kolejne pytania. Czy będę mógł tak częściej? Czy zawstydziłem go aż tak bardzo, że już nawet nie będzie chciał mnie trzymać na kolanach? Miałem nadzieję, że tylko niepotrzebnie się stresuję, a mężczyzna nadal nie ma nic przeciwko mojej bliskości.
Kiedy już obie miseczki znalazły się w jego rękach, przeszedłem bliżej szafek, klękając na chwilę, żeby wziąć od niego jedną z nich. A widząc jak pan Yoongi zajmuje z nimi miejsce przy stole, przekręciłem lekko łebek zdezorientowany.
– Usiądziesz ze mną?
Zawahałem się, słysząc to pytanie. Choć zauważając jego ciepłe spojrzenie i lekki uśmiech, przypomniałem sobie o wszystkich jego słowach, stawiających nas sobie na równi. Dlatego wstałem powoli z klęczków, otrzepując lekko nogi z wszelkich okruszków, by zaraz zająć miejsce na krześle tuż obok czarnowłosego. Co prawda nie potrafiłem siedzieć tak równo jak on, bo było mi po prostu niewygodnie, przez co podkurczyłem nogi, siadając ostatecznie po turecku.
– Dziękuję, panie Yoongi. – Moje kiełki już się wysunęły, a oczy nie mogły napatrzeć na miseczkę pełną jedzenia, jednak pomimo tego, czułem się trochę nieswojo. Mężczyzna zaczął już jeść swoją porcję, oczywiście pałeczkami, które jak najbardziej pasowały do spożywania posiłków przy stole. Siedząc na podłodze, nigdy nie martwiłem się jedzeniem łapkami, jednak tutaj... nie potrafiłem się do tego przełamać.
Czarnowłosy w końcu to zauważył, nie pozwalając mi się dłużej wahać i po prostu wpatrywać w moją miseczkę. A widząc jak łapie swoimi pałeczkami trochę ryżu i kieruje go w stronę mojego pyszczka, przeniosłem na niego spojrzenie, od razu czując ulgę. Co prawda i tak musiałem trochę się nagimnastykować swoją głową, aby obrać odpowiedni kąt i bez problemu złapać całe nabrane przez pana Yoongiego jedzenie, ale to i tak było lepsze od siedzenia i spożywania tego posiłku tylko oczami.
Byłem ostrożny z moimi kiełkami, starając się nie łapać nimi samych pałeczek, gdy uśmiechnięty czarnowłosy ponownie nabrał mi trochę jedzenia i podsunął pod pyszczek. Widziałem, że nie ma nic przeciwko temu, a nawet cieszy go taka interakcja ze mną. Do tego na tyle, aby po kilku takich porcjach, odsunął się od stołu, klepiąc wolną ręką jedno ze swoich ud.
Uwielbiałem siedzieć na jego kolanach, dlatego nawet się nie zawahałem, od razu tam przechodząc szczęśliwy i chwilę ugniatając sobie delikatnie miejsce. Patrzyłem mu przy tym z uśmiechem prosto w oczy, nie mogąc się powstrzymać przed krótkim wtuleniem głową w jego tors. Zacząłem przy tym głośno mruczeć, siadając już tak, aby nam obu było wygodnie. A chcąc ułatwić mu to karmienie, zająłem miejsce bokiem, czując też jak jego druga ręka przenosi się na moją głowę, aby zacząć głaskać.
Przyjąłem w ten sposób kilka kolejnych, niewielkich porcji jedzenia, ciesząc się każdą z nich i co jakiś czas zerkając na jego twarz lub ocierając głową o pieszczącą moje uszy rękę. A gdy mój brzuszek powoli zaczynał być pełny, złapałem tę karmiącą mnie dłoń w obie łapki i przysunąłem do swojego policzka. Najpierw lekko się o nią otarłem, nadal głośno mrucząc, by zaraz po tym lekko polizać i pocałować.
– Pan Yoongi jest dla mnie taki dobry. Bardzo, bardzo, bardzo go kocham – wyznałem, trochę nieśmiało, bo ograniczyłem się do szeptu, mówiąc to dodatkowo prosto w tę rękę, a nie patrząc mu w oczy.
Mógł to uznać za ten rodzaj miłości, którą pupil zawsze, prędzej czy później, obdarza swojego pana. Za opiekę, za pieszczoty. Jednak dla mnie, i mojego znów szybko bijącego serca, było to coś innego.
Bałem się, że nie otrzymam odpowiedzi. Pan Yoongi mógł udawać, że tego nie usłyszał, skoro wypowiedziałem to takim tonem. Choć na szczęście nie zrobił tego mojemu sercu, dodatkowo pochylając się do mnie i mówiąc to tak blisko, że aż puściłem jego dłoń.
– Też cię kocham, Kookie. – Mężczyzna nie ograniczył się do słów, bo kiedy skrzyżowałem z nim nasze spojrzenia, zauważając w jego oczach z jak ogromną czułością na mnie patrzy, jego usta przeniosły się powoli na mój policzek. I były tuż obok moich warg, które automatycznie rozchyliły się, czując go tak blisko.
Nikt jeszcze nie dał mi buziaka prosto w usta. A podobnież nawet dla hybryd było to cudowne uczucie. I przez chwilę myślałem, że czarnowłosy podaruje mi właśnie mój pierwszy pocałunek.
Musiałem go o to dopytać. Musiałem się upewnić, że jego wyznanie nie odnosi się do naszej przyjaźni. A te wszystkie gesty nie są po prostu jego sposobem na okazywanie swojemu pupilowi uczuć.
– Naprawdę? – odezwałem się, nadal nie puszczając jego ręki i nie odrywając wzroku od jego oczu. Zaraz mogłem też zobaczyć jak kiwa pewnie głową.
– Jesteś kochanym kotkiem – odpowiedział, zabierając powoli swoją dłoń od mojej twarzy. Ale tylko po to, aby odłożyć pałeczki i przygarnąć całe moje ciało w swoje ramiona. Nie potrafiłem z tego nie skorzystać, od razu obejmując go obiema łapkami i łapiąc się delikatnie jego koszulki na plecach, gdy mój nos ponownie znalazł się przy jego szyi. Zaciągałem się powoli tym uzależniającym zapachem, zastanawiając jakie pytanie mu zadać, aby uzyskać satysfakcjonującą mnie odpowiedź. Lub po prostu poznać prawdę.
– Jestem... kochanym i ładnym kotkiem? – powtórzyłem oba określenia, których dzisiaj użył opisując mnie, powoli, powoli zbliżając się do tego najważniejszego pytania.
– Kochanym, ładnym, pięknym, dobrym, miłym, cudownym, wspaniałym kotkiem – przyznał nieco ciszej, bo jego usta znajdowały się tuż przy jednym z moich uszu, gdy dłoń głaskała delikatnie po ramieniu.
Nie mogłem powstrzymać cichego chichotu, słysząc to. Dodatkowo trochę niechętnie odsunąłem się od jego szyi, aby znów móc patrzeć mu w oczy, nadal potrzebując kilku zapewnień. Mój ogon od razu się przy tym pobudził, nie zwisając już z krzesła, a unosząc się i zaczynając powoli ruszać, machając za moimi plecami. Na szczęście chociaż on był w tej chwili spokojny, bo moje serce nadal szybko biło.
– Ale tylko Kookie? Tylko Kookie jest dla pana Yoongiego... takim kotkiem?
– Tylko Kookie jest i tylko Kookie zawsze będzie – potwierdził, pozostając przy tym całkowicie spokojny i dając mi dodatkowo całusa prosto w czoło, dzięki czemu nie bałem się dalej dopytywać.
– A... a człowiekiem? – Przy tych słowach trochę się zmieszałem, bo jednak stawianie się na równi z ludźmi, nadal było dla mnie czymś nowym.
– Człowiek, hybryda... wiesz, że to dla mnie bez znaczenia. Jesteś po prostu najbardziej wyjątkową istotą, jaką spotkałem – zapewnił, już w stu procentach utwierdzając mnie w tym, że niepotrzebnie zaczynałem się o cokolwiek martwić. Pan Yoongi kochał mnie w taki sposób, w jaki ja kochałem jego, nie przejmując się jakimikolwiek różnicami w naszym zachowaniu lub myśleniu, czy też umiejętnościach. A to sprawiło, że uśmiechnąłem się na tyle szeroko, by pokazać mu swoje kiełki w całej okazałości. Bo wiedziały, że jeszcze nie skończyliśmy posiłku i na pewno się teraz nie schowają.
– Kookie się bardzo cieszy. Nie tylko tutaj... – zacząłem, przenosząc łapkę na swoje gardło, z którego dobiegało od kilku minut głośne mruczenie, pokazujące mojemu panu jak jest mi z nim dobrze. – Ale też tutaj. – A zaraz po tym przesunąłem łapkę prosto na serce, które szczególnie w tej chwili było niezwykle szczęśliwe.
Otrzymałem na to całusa, znów w kącik ust. I mogłem nie tylko wpatrywać się w jego przepiękny uśmiech, a również zauważyć mieniące się oczy, skrywające tyle pozytywnych uczuć.
– Proponuję, by Kookie dokończył obiad i pójdziemy się znowu bawić. Co ty na to? – Jego głos sprowadził mnie z powrotem na Ziemię, uświadamiając że trochę nieświadomie wpatrywałem się w jego usta. Były tak ładnie różowe i lekko mokre, po tym jak wysunął na chwilę język, żeby je nawilżyć, że zaczynałem marzyć o tym, aby znalazły się prosto na moich wargach.
Czemu tego nie zrobiły? Może... zrobią to w odpowiednim czasie?
Pokiwałem entuzjastycznie głową, nie zastanawiając się już nad tym, tylko siadając znowu bokiem, z uśmiechem na pyszczku.
– Pan Yoongi mnie pokarmi? – zapytałem z nadzieją, znów chcąc do tego powrócić, aby nie wybrudzić sobie całych łapek i choć trochę dostosować do zasad panujących przy stole.
– Oczywiście. – Mężczyzna nie miał nic przeciwko temu, zaraz łapiąc zarówno za miseczkę, jak i pałeczki, aby kontynuować karmienie mnie.
Starałem się już w niego nie wpatrywać, tylko skupić na jedzeniu, bo inaczej zaraz chciałbym się w niego wtulać, zamiast zapełnić swój brzuszek.
A kiedy ostatnia porcja z mojej miseczki została przeze mnie przeżuta i połknięta, podziękowałem czarnowłosemu za nakarmienie mnie, zwijając się w kulkę na jego kolanach i pozwalając mu w końcu zjeść. Cały czas podglądałem jednym okiem, czy już skończył, niby trochę przysypiając, niby po prostu leżąc. Mruczałem przez cały czas, ciesząc się też z możliwości przyglądania mu nawet pod takim kątem. A gdy w końcu do mnie dotarł odgłos odkładania pałeczek, podniosłem łebek, zaglądając do jego miseczki i uśmiechając się szeroko, bo widząc, że nic w niej nie ma, wiedziałem że teraz przyszedł czas na zabawę.
Nie odezwałem się. Wolałem zachęcić go do tego w inny sposób, od razu zeskakując z jego kolan i kierując się do wyjścia z kuchni.
Mój ogonek już zaczął drgać, a kiedy schowałem się za ścianą, wyglądając na niego z korytarza, uśmiechnąłem się szeroko, czekając aż za mną pobiegnie. Oczywiście zaraz to zrobił, ale początkowo nie bardzo wiedział jak chcę się z nim bawić. I dopiero gdy przebiegłem do sypialni, a potem na korytarz, zrozumiał, że musi mnie złapać. W taki rodzaj polowania, z odwróconymi rolami, potrafiłem bawić się tylko z drugim stworzeniem. Lubiłem kiedy ktoś mnie ganiał, bo wtedy najszybciej traciłem całą energię i lepiej mi się spało. Poza tym mogłem zacieśnić w ten sposób więzi z panem Yoongim, śmiejąc się, tak samo jak on, kiedy po raz kolejny uniknąłem jego dłoni.
Niestety, jego mieszkanie nie było na tyle duże, abym mógł uciekać przed nim w nieskończoność. I ostatecznie zagonił mnie w kąt, rozkładając ręce i nie dając mi możliwości ucieczki. A kiedy złapał mnie, mówiąc: „Mam cię", i obejmując delikatnie w pasie, obaj się zaśmialiśmy, oddychając nieco szybciej. Moje ciało automatycznie wtuliło się w jego ramiona. Pan Yoongi przeniósł nas na podłogę, abyśmy zapewne odpoczęli. Jednak kiedy zająłem miejsce na jego kolanach i z lekkim uśmiechem spojrzałem mu w oczy, mężczyzna zbliżył nagle usta do moich warg, dając mi krótkiego buziaka.
Zrobiłem wielkie oczy, bo to już nie był całus w policzek lub nawet kącik ust. Może wynikał z jego radości lub moich natrętnych myśli, które przecież jeszcze przed kilkunastoma minutami prosiły się o taki pocałunek? A może po prostu uznał, że chce mnie pocałować i to zrobił? Byłem tak zaskoczony, że znowu zaczynałem mieć dziwne przemyślenia.
Mężczyzna nie zauważył od razu tej mojej nietypowej reakcji, dlatego kiedy się ode mnie odsuwał, posyłał mi piękny uśmiech. Choć jak tylko zobaczył moje zaskoczenie i niepewność, jego uśmiech zniknął, a ja natychmiast zacząłem tego żałować.
– Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć... – zaczął.
– Nie... To nie tak. – Złapałem swój sztywny ogon, zmuszając go do rozluźnienia się, tak jak resztę mojego spiętego ciała. Nawet nie wiedziałem, co mam teraz powiedzieć, bo to było tak niespodziewane, że jedynie mogłem w tej chwili przywołać coś, czego zostałem nauczony, nie będąc po prostu zdolnym przemyśleć naszej sytuacji. – Pan Hobi mówił, że kiedyś pozwoli mi znaleźć kotka alfę i to z nim będę się całował. W usta. Ale nigdy nie wspominał o człowieku...
O człowieku? Przecież mógłbym...
Niestety nie zdążyłem niczego dodać, bo palnąłem w tej chwili zbyt dużą głupotę.
– Och... no tak. Twój pan... Przepraszam, Kookie. Ja... chyba muszę iść do łazienki – stwierdził nagle pan Yoongi, zdejmując mnie ze swoich kolan i wstając od razu, aby skierować się do wyjścia z sypialni.
– Nie, nie, nie – powiedziałem szybko, wystraszony. Bo nie miałem prawa wspominać o panie Hobim, który nawet po tylu dniach się po mnie nie zgłosił, a to oznaczało, że teraz należę do czarnowłosego i nie mogę ranić go takimi słowami. To, czego nauczył mnie mój poprzedni właściciel, oczywiście było dla mnie ważne i kształtujące, jednak nie w naszym przypadku.
Poderwałem się, łapiąc go za rękę tuż przy wyjściu na korytarz. I nawet jeśli się zatrzymał, to nie odwrócił w moją stronę, choć na szczęście pozwolił mi mówić.
– Chcę mieć człowieka alfę... nie chcę kotka alfy. Chcę... pana Yoongiego. Tylko pana Yoongiego – oznajmiłem mu spanikowany, wiedząc że całkowicie zepsułem nasz pierwszy pocałunek, za co tak bardzo, bardzo chciałem go przeprosić.
– Nie musisz tego mówić. Jesteś hybrydą, Kookie. A ja człowiekiem. Twój pan nie byłby z tego powodu zadowolony. Nawet jeśli ja traktuję nas na równi, to nie znaczy, że inni ludzie też będą.
Te słowa zabolały. Bo tak jak do tej pory, słyszałem od niego, że nasze różnice nie mają znaczenia, tak teraz wrzucił nas do całkowicie innych kategorii, w których nie moglibyśmy się znajdować razem.
– Ale... przecież mam tylko dodatkową parę uszu i ogonek. Tak to... tak to jesteśmy tacy sami? – zapytałem bardzo powoli, nie spodziewając się, że mój głos przejdzie do tak cichego i niepewnego szeptu. Zabrałem powoli łapkę od jego ręki, a mój wzrok przeniósł się gdzieś na podłogę. Bo przecież właśnie to mówił mi pan Yoongi, kiedy chciałem sam jeść na podłodze lub spać w kącie pokoju...
Właśnie. To nie jest powiązane z miłością. I może dlatego źle to odebrałem?
Pogubiłem się... Już nic nie wiem. Nic nie wiem.
Chciałem się wycofać i pozwolić mu udać się tam, gdzie się kierował. Jednak nie zdążyłem postawić ani jednego kroku do tyłu, bo zaraz nagle znalazłem się w ramionach czarnowłosego. Zaskoczony, nadal lekko zraniony i zdezorientowany, ale wystarczyło kilka sekund, abym całkowicie się uspokoił, również obejmując go łapkami i czując niewielką ulgę, bo bałem się, że już nigdy mnie nie przytuli.
– Tak. Jesteśmy. Ale... ja mogę o sobie decydować. A ty... ty musisz zrobić to, co chce twój pan.
Co chce mój pan...
Potrzebowałem chwili, aby ułożyć sobie to wszystko w głowie. A będąc otoczony zapachem mężczyzny, byłem w stanie to zrobić w miarę szybko, nie każąc mu długo czekać na mój punkt widzenia.
– Nie wiem gdzie jest pan Hobi... Na razie... należę do pana Yoongiego. I to on o mnie decyduje – oznajmiłem, podnosząc powoli głowę, aby spojrzeć mu niepewnie w oczy. Bo mimo wszystko to były moje gdybania, które on mógł potwierdzić lub którym mógł zaprzeczyć.
Chcesz, abym był twój? Tylko i wyłącznie twój?
Czarnowłosy przyglądał się mojemu spojrzeniu, widocznie wahając, ale nie pospieszałem go z decyzją, będąc jak zwykle cierpliwy.
– Nie jestem twoim panem – zaczął, kręcąc głową, a ja już czułem jak kąciki moich ust znowu zaczynają opadać. Jednak wystarczyło, by dodał: – Dla mnie to ty jesteś swoim własnym panem – a zacząłem się uśmiechać tak szeroko, że aż zaczęły mnie boleć policzki.
Dodatkowy całus prosto w czoło, przy którym zamknąłem na chwilę oczy, sprawił że już całkowicie się uspokoiłem, a moje myśli nie galopowały w nieodpowiednie rejony. Musiałem mu jeszcze tylko wytłumaczyć jak to „bycie jego własnością" dokładnie wygląda.
– Gdybym nie miał swojego pana, nigdy bym się nie zbliżył do wanny, jadłbym to, co bym znalazł w lodówce i na pewno zniszczył pół mieszkania. Potrzebuję cię – przyznałem, unosząc się na palcach, aby dosięgnąć jego policzka i delikatnie ucałować. Na szczęście jego ręce nadal trzymały mnie blisko jego ciała po tym geście, a oczy patrzyły z taką samą czułością.
– Noo... może niszczenie mieszkania, czy stronienie od kąpieli, nie są zbyt akceptowalne w tym mieszkaniu... ale na pewno możesz być grzecznym kotkiem, z kontrolą nad samym sobą. Dlatego zaczniemy od tego, że będziesz mi mówił „hyung", a nie „pan".
„Hyung"? Pan Hobi kiedyś mi o tym... Aaa. Jestem młodszy od pana Yoongiego, dlatego powinienem używać takiego zwrotu. „Noona", gdy młodsza osoba zwraca się do starszej koleżanki, „oppa", gdy młodsza dziewczyna zwraca się do starszego kolegi i... „hyung", gdy młodszy chłopak... lub kotek, zwraca się do swojego starszego kolegi.
– Hyung – powtórzyłem to, ciesząc się z lekkości tego wyrażenia. Bo nawet jeśli nadal podkreślało ono szacunek, jakim darzyłem czarnowłosego, to dodatkowo pokazywało jak blisko ze sobą jesteśmy. A przez to w mojej głowie pojawiła się myśl, czy wszystkie relacje ludzko-hybrydowe tak wyglądają. Czy ludzie pozwalają swoim ukochanym hybrydom zwracać się do nich po prostu po imieniu lub z tym honoryfikatem? Miałem nadzieję, że tak.
Przez chwilę jedynie mu się przypatrywałem, ale wystarczyło, że przypomniałem sobie o tym, do czego między nami doszło, a zabrałem łapki z jego torsu, opuszczając je, tak samo jak głowę. Zerknąłem na niego trochę niepewnie, a moje ciało samo zaczęło się delikatnie bujać na piętach.
– A mogę... dostać jeszcze jednego buziaczka? – Moja nieśmiała prośba od razu spotkała się z odpowiedzią. Jednak nie w postaci słów, a powolnego złapania mojej twarzy przez ręce hyunga. Były cieplutkie i delikatne, zaczynając pieścić moje policzki palcami, co sprawiło, że znów zacząłem mruczeć, przymykając oczy. A czując jak zaczyna się do mnie zbliżać, uniosłem się powoli na palcach, zaraz napotykając jego usta swoimi.
Tak było idealnie. Obaj wiedzieliśmy, że tego chcemy i obaj zdążyliśmy sobie wszystko wyjaśnić. Dodatkowo jego wargi były miękkie, delikatniejsze od szyi, czy też rąk. I wywoływały o wiele więcej uczuć niż tamte części ciała. A kiedy lekko rozchyliłem usta, poniekąd przez przypadek, ale i po to aby zaczerpnąć trochę powietrza, hyung musnął je w taki sposób, że o mało nie opadłem z powrotem na pięty.
Mój, mój, mój.
To, jakie uczucie wywołał we mnie w ten sposób, było nie do opisania. Nie umiałem tego nazwać i chyba nawet nie próbowałem, czując jak moje ciało po prostu robi się wiotkie w jego ramionach, a wargi nie pozwalają się od niego oderwać nawet na sekundę. Starałem się naśladować jego ruchy, skoro było mi dzięki temu aż tak przyjemnie, dlatego gdy nasze usta zaczęły się uczyć jak się o siebie ocierać, naprawdę zacząłem się obawiać, że jeśli hyung przestanie mnie przytrzymywać, wyląduję przed nim na kolanach.
Nie chciałem się już od niego odsuwać, a cały mój świat skurczył się tylko do jego osoby. Yoongi hyung, Yoongi hyung, Yoongi hyung. Tylko mój hyung. Nikt nie liczył się tak bardzo jak on. Teraz i już zawsze. Zawsze, zawsze, zawsze.
Nie wiem, jak długo to trwało. Może minutę, a może godzinę. Dzień lub całą wieczność. Zatraciłem się w tym uczuciu, pozwalając na zawsze zamknąć się w jego sercu. Bo kiedy nasze usta delikatnie się od siebie odsunęły, a oddechy zaczęły ze sobą mieszać, nie potrafiłem przestać patrzeć w jego oczy. Tak ciemne i pełne miłości.
– Jeśli mogę o sobie decydować... to chcę się dzisiaj cały dzień całować z Yoongi hyungiem – oznajmiłem cicho, powoli opadając w jego ramiona, aby skryć nosek w jego szyi, czując jak szybko bije moje serce, oddech nie potrafi się unormować, a usta nie przestają uśmiechać. – I nie biorę kąpieli – dodałem, pół żartem, pół serio, nie wiedząc, czy mimo wszystko mój hyung nie będzie na to nalegał. Ale... przecież mogłem sam się umyć. A przynajmniej wypielęgnować swój ogonek i uszka.
Mężczyzna roześmiał się na to radośnie, obejmując mnie mocno i nie pozwalając się od siebie odsunąć choćby na milimetr, dzięki czemu nadal było mi cieplutko i tak przyjemnie.
– No dobrze. Ale jeśli nie będziesz się codziennie mył, to ograniczymy te przyjemności – ostrzegł, sięgając znów do moich ust, które tym razem cmoknął krótko. Moje wargi same chciały się do niego znowu wyrwać. Na szczęście czarnowłosy to przewidział, mówiąc ciche: „Chodź" i biorąc mnie na ręce. A kiedy przeniósł nas na kanapę, ledwo zająłem miejsce na jego kolanach, a nasze usta już się złączyły. Tym razem nie na jeden, a na kilka długich pocałunków.
Tak spędziliśmy prawie całe popołudnie i wieczór. Całując się, tuląc, rozmawiając. Jego ręce znów drapały mnie za uszami, a ja nie ukrywałem już jaką przyjemność mi w ten sposób sprawia, mówiąc mu to wprost. Jego cichy śmiech i delikatne dłonie, wywoływały mój uśmiech, a usta i szczere wyznania pozwoliły mi pozostać w naszym świecie tak długo, jak tylko chciałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top