XVIII
- No jak wam nie wstyd! Taki przykład dawać dzieciom! - pan Jeon chodził w tę i z powrotem po salonie besztając kobiety, a jego żona i pani Jung siedziały z potarganymi włosami i odzieżą, przyjmując cały ochrzan - Kochana wybacz tym dwóm babom. Chyba przez chwilę zapomniały co to dobre wychowanie. - tym razem ojciec Jungkooka zwrócił się do Ciebie.
- Ależ nie ma problemu. - machnęłaś ręką - Każdy mógłby się zdenerwować. - wyrwał Ci się delikatnie nerwowy śmiech - Zawsze mogło być gorzej. Prawda?
- Fakt. Mogłyby się pozbijać, a wtedy to trzeba by było ryć ogród, żeby ukryć ciała. - teraz mężczyzna też się śmiał - Będziemy się zbierać. Trzymajcie się dzieciaki. - pomachał do Was - Idziemy! - ostrym tonem zwrócił się do dwóch winowajczyń.
Dłuższą chwilę po opuszczeniu dormu przez rodziców, rozległ się kolejny dzwonek do drzwi. W podskokach ruszyłaś do przedpokoju. Myślałaś, że może czegoś zapomnieli albo Pan Jeon chciałby zabrać Ciebie i swojego syna na jakieś dobre jedzenie.
Kiedy otworzyłaś przybyszowi, na Twojej twarzy zagościł lekki szok. A mianowicie, przed Tobą nie stał nikt z bliskich Twojego ukochanego, a Jinsoo. Na głowę miał założoną czapeczkę z daszkiem, na to zarzucony obszerny kaptur czarnej bluzy, na nosie okulary przeciwsłoneczne i jeszcze pół twarzy zasłaniała mu maseczka. Agent od siedmiu boleści, myślał że go nikt nie pozna czy jak?
- Co ty tutaj robisz? - nerwowo rozglądnęłaś się na boki - Jak ktoś cię zobaczy to będziesz miał, delikatnie mówiąc, przekichane. - byłaś trochę zdenerwowana, nie spodziewałaś się chłopaka. Nie wiedziałaś też co miałabyś mu powiedzieć, a tym bardziej jak spojrzeć w twarz, po tym co odwaliło się parę dni temu.
- Spoko Y/N. Chcę tylko coś Ci dać i spadam. - wyszeptał w pośpiechu - Proszę. - wręczył Ci jakiś pakunek - To na przeprosiny. Ode mnie. Głupio wyszło. Nie powinienem tak mówić, robić, cokolwiek. - wzruszył ramionami - Mam nadzieję, że Ci się spodoba. - po tych słowach odwrócił się na pięcie i oddalił pospiesznym krokiem.
Co to do cholery miało być? Czy on myśli, że da radę przekupić Cię byle jakim prezentem? I w ogóle co on miał w głowie przychodząc tutaj? Przecież mają treningi, ćwiczenia wokalne. Pomimo wszystko nadal chodziłaś do pracy i wiedziałaś jak wygląda ich grafik. Jeśli dobrze się orientowałaś, a na pewno tak było, powinni teraz ćwiczyć nowy układ. Cholerny dzieciak. Same problemy z tymi idolami...
Wróciłaś z powrotem na kanapę w salonie i postanowiłaś odpakować ten prezent przeprosinowy. Co jak co, ale zżerała Cię ciekawość, co też mogłoby być w środku. Rozerwałaś papier i Twoim oczom ukazała się bardzo dobrze znana marka. Czy on nie miał na co wydawać kasy?!
Włożyłaś drżące dłonie do środka i Twoje palce zacisnęły się na delikatnym materiale. O boże, dotykanie tego to była sama przyjemność, a jeszcze nie wyciągnęłaś zawartości na światło dzienne. Wzięłaś głęboki wdech, zamknęłaś oczy i wysunęłaś dłonie z pudełka. Delikatnie uchyliłaś lewą powiekę, a potem szybko prawą. Nie mogłaś uwierzyć swoim oczom. Jezu, to był chyba najwspanialszy prezent jaki dostałaś. Zaczęłaś wrzeszczeć, skakać i piszczeć, na przemian. Do pomieszczenia wbiegł zaalarmowany Kook.
- Co tu się dzieje? Mordują kogoś? - wysapał.
- Nie, ale chyba zaraz dostanę zawału ze szczęścia! - krzyczałaś - Patrz co mam! - wyciągnęłaś w jego kierunku dłonie, w których spoczywała Twoja wymarzona torebka od Gucciego.
- Skąd to masz? - zapytał poważnym tonem.
- Dostałam.
- Od kogo?
- Nie ważne. Mam i koniec. Widocznie ktoś lubi mnie bardziej niż mój własny chłopak. - wytknęłaś mu język.
- Od kogo? - nie odpuszczał. Usiadłaś na sofie.
- Jinsoo.
- Zabije gnoja. - tak szybko wyszedł z pokoju, że aż się za nim kurzyło.
- Ej narwany króliku! - wrzasnęłaś za nim - To na przeprosiny za twoją krzywą akcje i jego głupie zachowanie! - do salonu wsunęła się sama głowa.
- To co z tego? Nie będzie mi tutaj dawał Ci fajnych prezentów. - fuknął obrażony. Podeszłaś do Jungkooka, oczywiście wciąż trzymając torbę. Oplotłaś go ramionami w pasie na tyle, na ile mogłaś.
- No nie gniewaj się. Ważne, że przerosił. Gorzej by było jakby komuś dał w zęby i nawet nie chciał przeprosić. - rzuciłaś mu znaczące spojrzenie. Westchnął głęboko.
- No dobrze księżniczko. To gdzie w ramach przeprosin chciałabyś pojechać? Możesz wybrać dowolne miejsce.
- Hmm - udawałaś, że się zastanawiasz - No nie wiem, no nie wiem. Może mój mężczyzna podejmie męską decyzję i sam mi powie? - lubiłaś go podpuszczać.
- I bez tego jestem męski. - zrobił buzię w ciup.
- Jasne, dalej se wmawiaj. - rzuciłaś sarkastycznie.
- Dobrze. Niech Ci będzie. Przynajmniej będę jeszcze bardziej męski.- dumnie wypiął pierś, mocniej przyciskając Cie do siebie - Kochanie, jedziemy do Japonii.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top