XII

Chciał powiedzieć, że czuł się wyśmienicie. Chciał przyznać, że poprzednia noc była niesamowicie udana, a na samo wspomnienie, aż uśmiech wpływał na jego usta. No właśnie. Chciał. Szkoda tylko, że na samym "chceniu" się kończyło, bo tak mocno jak pragnął, by wszystko w ten sposób wyglądało, tak bardzo miało się to nijak z rzeczywistością.

Tępy ból rozchodził się po całym ciele Parka, promieniując w najgłębsze jego zakamarki. Tak potwornego cierpienia chyba jeszcze w całym swoim życiu nie doświadczył i miał nadzieję, że nie będzie już ku temu okazji. Miał wrażenie, że w czaszce zaległa mu się cała masa szpilek, które milimetr po milimetrze wbijały się coraz głębiej, starając się dostać do jądra jego umysłu, razem ze świadomością, a ta niestety nie ukazywała niczego dobrego. Każdy mięsień dawał o sobie znać w najbardziej dotkliwy sposób, rwąc nieprzyjemnie nawet najmniejsze pasmo włókien. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze lekki dyskomfort w tyłku, który oznaczał tylko jedno, pieprzył się z kimś. I to owe myśli, a dokładnie tylko ich niewielki zalążek, gdyż reszta była jakby zasnuta za mgłą, spowodowały nagle nieokiełznaną chęć dowiedzenia się więcej o swoim aktualnym położeniu. Jednakże, skończyło się na nieudanej próbie otwarcia oczu, której niepowodzenie można było przypisać tylko przez silny światłowstręt. Dlatego też jedynie był w stanie jedną dłonią zakryć oczy, drugą zaś po omacku wybadać miejsce w jakim się znajdował.

Łóżko. Miękki i wygodny materac, pachnąca świeżością pościel, wraz z poduszką, w której zatapiał głowę. Jednak wymiary mebla jasno mówiły, że nie znajdował się on u siebie, a w jakimś obcym mieszkaniu, na co westchnął cicho zaniepokojony, by przypadkiem nie zwrócić na siebie czyjejś uwagi. Bowiem nie wiedział, czy był sam w pomieszczeniu i nie chciał ryzykować. Przerażała go nieco myśl, że nie znalazł się u siebie, a w nieznanym mu miejscu. Owszem, były epizody w jego życiu, kiedy to chodził do klubu, by znaleźć faceta na jedną noc, bo jak każdy normalny mężczyzna, miewał ochotę nie tylko na samozaspokajanie się, ale także na prawdziwy seks. Mimo tego, niczym ognia starał unikać sytuacji, gdzie budziłby się w innym mieszkaniu aniżeli jego własne cztery kąty. Odczekał więc chwilę i gdy żadne dźwięki poza jego oddechem, nie dotarły do jego uszu, ponowił próbę otwarcia oczu, by rozejrzeć się wokół. Światło znów podrażniło wrażliwe tęczówki, lecz chęć poznania otoczenia była silniejsza i tylko siłą woli nie zamknął powiek. Po kolejnych parudziesięciu sekundach oswajania się z rażącymi promieniami, oparł się na obu przedramionach i powoli zaczął skanować miejsce, w którym przebywał. Ewidentnie była to sypialnia, lecz nie byle jaka. Nie skromna, tak jak jego, bo mimo iż panował minimalizm w pomieszczeniu, gołym okiem można było dojrzeć, że każdy przedmiot tam się znajdujący, nie należał do tanich. Sama szafa o przesuwanych drzwiach zapewne warta była tyle, co wszystkie meble stojące u niego w pokoju o takim samym przeznaczeniu, jak w tym, w którym obecnie leżał. Wychodziło na to, że nocował u jakiegoś bogatego typka, który zapewne wziął go za męską kurwę, zważywszy na to, co przedstawiały prześwity wspomnień. Ewentualnie, mógł jeszcze wyjść na desperata pragnącego seksu i chyba ta druga opcja okazała się być prawdziwa, gdyż dwudziestosiedmiolatek nigdzie nie potrafił dojrzeć pozostawionych dla niego pieniędzy za usługi dziwkarskie, co go nieco uspokoiło. Gdy tylko zdołał zapanować zarówno nad myślami jak i ciałem, powolutku podniósł się do pozycji siedzącej, a następnie wstał z łóżka w poszukiwaniu swoich ubrań, które zamierzał szybko przywdziać, nie hałasując przy tym zbytnio. Chciał jak najszybciej wyjść z tego mieszkania, najlepiej niezauważenie i zapomnieć o tym, co się wydarzyło poprzedniego wieczora, a dokładnie to, do czego prawdopodobnie doszło, bo prześwity wspomnień w jego głowie nie ukazywały zbyt wiele. Wsunął więc na siebie ciuchy, które na jego szczęście były rzucone nieopodal niego. Dokumenty, klucze, komórka oraz wszystkie rzeczy, które miał ze sobą na imprezie, nadal znajdowały się na swoim miejscu, więc dodatkowy stres związany z próbą okradzenia go okazał się być niepotrzebny. Podszedł na palcach niemal bezdźwięcznie do drzwi, po czym otworzył je i zaczął skradać się w kierunku, który według niego zmierzał ku wyjściu. Przystanął, gdy dotarło do niego, że w tak bogato urządzonym wnętrzu jeszcze nigdy nie miał okazji się znaleźć i tylko ostatkiem sił zdołał przemóc się myśli, by choć chwilkę odwlec w czasie opuszczenie tego miejsca. Nie mógł nawet tego nazwać mieszkaniem, bo apartament był ogromny, powierzchnią przypominający średniej wielkości parterowy domek jednorodzinny. Urządzony był w całości w stylu nowoczesnym, minimalistycznym dokładnie tak samo jak sypialnia, z której ledwo co wyszedł. Niby dominował biały kolor, lecz dodatki wprowadzały niezwykle dużo życia nawet w zwyczajnym przedpokoju, a ich barwy płynnie przechodziły między sobą, łącząc w ten sposób każde pomieszczenie z osobna, w jedną spójną całość. Dwudziestosiedmiolatek był zachwycony, gdyż od zawsze marzyło mu się mieszkać w tak pięknie urządzonym mieszkaniu i nawet w katalogach nie znalazł nigdy projektu, który przedstawiałby równie idealny wystrój, jak ten. Kroczył niezwykle wolno, nie tylko ze względu na strach, że ktoś mógłby przyłapać go na próbie ulotnienia się niczym podrzędny złodziejaszek z miejsca kradzieży. Starał się przy okazji chłonąć całym sobą te jakże idealne według niego połączenia najdrobniejszych detali, by móc może kiedyś zastosować je u siebie, choć w niewielkim stopniu.

Jednak ze swego rodzaju transu wyrwały go odgłosy rozmowy prowadzonej w pokoju, prawdopodobnie w salonie, obok którego właśnie stawiał z kroki. Najważniejszym był fakt, iż głosy wydawały mu się dziwnie znajome, lecz nie potrafił ich dokładnie skojarzyć, ani tym bardziej, wyłapać sensu konwersacji czy nawet poszczególnych słów. Jego ciekawość została pobudzona do tego stopnia, że nie mógł się powstrzymać i podszedł nieco bliżej, starając się dyskretnie zajrzeć do pomieszczenia, ale tak by nikt tego nie dostrzegł. Drzwi były w połowie otwarte, co tylko umożliwiło mu postawione przed sobą zadanie. Opierając się o ścianę, nieopodal framugi, wziął głęboki wdech, gdyż serce waliło mu jak oszalałe. Czuł się jakby był bohaterem filmu akcji, a od tego co ujrzy, będzie zależało jego życie. Kąciki jego warg uniosły się ku górze na tę myśl i po doliczeniu do trzech, zerknął do środka.

Uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy, a w jego miejscu pojawiło się niedowierzanie, które przesiąknięte było niewyobrażalnym bólem. Mózg zaczął działać na przyspieszonych obrotach, łącząc wszystkie zachowane myśli z poprzedniego wieczora, w jedną spójną całość, przy okazji dopowiadając sobie prawdopodobny przebieg całego zdarzenia.

- Co... - W oczach zaczęły zbierać się łzy spowodowane niemiłosiernym pulsowaniem w czaszce, który niemal przyprawiał go o mdłości. - Nie... - Mimo, iż wymówił te słowa dość cicho, zwrócił na siebie uwagę gospodarzy, których głowy odwróciły się w jego kierunku. Nie był jednak w stanie patrzeć na nich, a przez rozrywające uczucie w skroniach, zamknął oczy, mocno zaciskając powieki i rękoma starając się rozmasować obolałe miejsce.

- Jimin. Już wstałeś? Nie byliśmy wystarczająco cicho? - Szarowłosy uśmiechnął się, spoglądając na niego.

Park znów na nich spojrzał i nie wiedział, czy przypadkiem mu się to nie śni, bo miał wrażenie, że już do reszty zwariował. Stał w progu pokoju pięknie urządzonego apartamentu, którego wszystkie uprzednio podziwiane walory projektowe przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Z jednej strony pomieszczenia, które jak wcześniej przeczuwał było pokojem gościnnym, patrzył się na niego Jeon Jeongguk ze swym nieprzeniknionym uśmiechem i hipnotyzującymi tęczówkami. Na drugim zaś krańcu, w kuchni zza blatu kuchennego przyglądał mu się dwudziestodziewięcioletni Yoongi w równie pogodnym nastroju.

- Co? Co tu się dzieje? - Park zaczął mamrotać pod nosem. - To nie może być... Nie! - Nie wytrzymał. Ogrom smutku i żalu przytłoczył go do tego stopnia, że na oślep ruszył biegiem, w kierunku drzwi wyjściowych, wcześniej dopadając butów, które w podskokach założył na nogi.

Przez zaszklone oczy, w których zebrała się niesamowita ilość wody, niemal się nie wywrócił, gdy dostał się do klamki, a ta jak na złość nie chciała z nim współpracować. Kiedy usłyszał za sobą głosy mężczyzn, którzy prawdopodobnie poszli za nim, oprzytomniał nieco i przekręcił zamki, dzięki czemu mógł bez przeszkód wydostać się z tego piekła. Nie czekał na windę, zbiegał schodami w dół, a z tego co zdążył zauważyć, był prawie na samym szczycie ogromnego, a zarazem niezwykle stylowego apartamentowca, gdzie nawet zejście ewakuacyjne wyglądało jak małe dzieło sztuki. Wydawało mu się, że słyszy jakieś głosy za sobą, ale nie był pewny czy to nie tylko echo odbijanych przez niego kroków mieszało się z cichym pociągnięciem nosa i sapaniem po całym pionie budynku. W tamtym momencie niebywale cieszył się z tego, że ćwiczył tak zażarcie każdego dnia, a do tego miał kondycję, przez codzienne przebieżki i cotygodniowy jogging z dłuższym dystansem. Gdyby nie to, już pewnie dużo wcześniej musiałby zwolnić, bojąc się przy tym, że ktoś go jednak złapie lub zatrzyma. Wątpił, by tamtej dwójce chciało się za nim taki kawał gnać, raczej posłużyliby się portierem, który stał w lobby tego ekskluzywnego wieżowca. Choć w sumie po co mieliby to robić? Wychodziło na to, że nieźle się nim zabawili ubiegłej nocy. Najgorsze, że na jego własne życzenie, bo sam się spił jak świnia, a do tego zostawił przez spory kawał czasu alkohol bez nadzoru, do którego bez przeszkód ktoś mógł coś dosypać, co prawdopodobnie też uczynił.

Jeszcze raz w myślach przeanalizował całe zdarzenie z owej imprezy. Do momentu, gdy nie odszedł z Tae na parkiet, zostawiając otwarte soju przy barze, wszystko było klarowne i wyraźne w jego głowie. Problemy z pamięcią zaczynały się dopiero od czasu ponownego picia wcześniej napoczętej butelki. Jednak nie był pewien, czy dorobiona przez niego teoria z dosypanymi narkotykami do napoju była słuszna, w końcu wypił takie ilości i mieszanki różnych trunków, że i bez prochów mógł się doprowadzić do stanu, kiedy to niezbyt kontaktował z otaczającym go światem. Po opróżnieniu praktycznie na raz zawartości szklanej flaszki, znów poszedł tańczyć, po chwili tracąc z oczu przyjaciela. Później ze wspomnieniami było już znacznie gorzej. Pamiętał dłonie, które zachłannie go dotykały, w stanowczy i jednoznaczny sposób. Po chwili jakby dotyk ten się zmienił, lecz par rąk chyba było więcej, a możliwe, że i czyjeś usta zaczęły wodzić po jego ciele. Otoczenie też się zmieniło, ale nawet nie wiedział kiedy, bo wszystko było tak niewyraźne i zamazane, że cudem i ów wizje udało mu się odzyskać z wnętrza swego umysłu. Na pewno, kojarzył różne głosy, czasem chyba były również podniesione, lecz nie wiedział z jakiego powodu, ani kto z kim rozmawiał, a może nawet kłócił się? Gdzieś w tym wszystkim był on sam, a tym co najlepiej zapamiętał, było niewyobrażalne, wręcz nie do opisania ciepło, żar, które paliło go od środka i pobudzało jak jeszcze nikt, nic wcześniej. Ten ból w penisie stojącym na baczność ciężko było zapomnieć, tak samo jak to, że każdy najmniejszy dotyk jeszcze bardziej go pobudzał, co wydawać się mogło niemożliwe. Pamięć w większości była pusta, prawdziwą czernią spowite myśli i wśród tego wszystkiego jeszcze tylko jedno wspomnienie się przebijało, przez które tak gwałtownie zareagował wybiegając z mieszkania przed tamtą dwójką.

On. Klęczący na materacu. Pieprzony przez dwóch facetów. Mocno. Bardzo mocno.

Gdyby to była przypadkowa impreza, po której wylądowałby z nieznajomymi w takiej konfiguracji, pewnie byłby zły, rozżalony i obwiniałby siebie za idiotyzm, naiwność czy brak myślenia. Aż sam się prosił tak nieodpowiedzialnym zachowaniem o wykorzystanie, więc pretensje mógłby mieć tylko i wyłącznie do siebie, że tamci potraktowaliby go w taki, a nie inny sposób. Jednak to nie byli nic nie znaczący ludzie. Do cholery jasnej, mowa była przecież o Yoongim i Jeongguku! Kochał tych mężczyzn wręcz na zabój, a gdyby mógł, to oddałby im całego siebie, w zamian mając nadzieję, że otrzyma odrobinę uczucia, choć nawet tyle by nie oczekiwał. Jednak oni potraktowali go jak najgorsze ścierwo pałętające się po tej planecie. Nie wiedział, jakim cudem znaleźli się w tym samym klubie, ale kogo to obchodziło? Jasno z tego wynikało, że nawet jeśli mu niczego nie dosypali, to wykorzystali okazję i przerżnęli jak najgorszą dziwkę. Ta musiała okazać się w ich mniemaniu najpaskudniejszą i najnędzniejszą kurwą, skoro nawet zapłaty za to nie dostał, nie? Gruby, ohydny, paskudny i naiwny idiota, który dał się wykorzystać w tak żałosny sposób. On cały był żałosny, tak samo jak jego godne politowania życie. Idiota. Debil. Pizda. Te wszystkie słowa tak idealnie opisywały jego marną egzystencję. A wydawało mu się, że wcześniej tamci mieli go dość i chcieli w jasny sposób mu przekazać to, jak nic nieznaczącym dla nich bytem był. Śmieszny. Dopiero teraz dotarło do niego, że tak naprawdę był tylko zabawką w ich rękach, którą idealnie dało się sterować niczym zwykłą marionetką. W życiu nie spodziewał się czegoś takiego, bo wydawało mu się, że byli ze sobą blisko. W końcu z Minem się wcześniej przyjaźnił. Ludzie jednak okazują się strasznie fałszywi, gdy pokazuje się im prawdziwego siebie oraz otwiera się przed nimi swoje wnętrze. Jak widać nie zasługiwał na przyjaźń, miłość czy nawet odrobinę człowieczeństwa. Dostał to, na co zasługują takie obrzydliwe szmaty jak on. Totalne zero. Potraktowany jak nic nie warty kundel, którego można wykorzystać, by później wyrzucić przy najbliższej okazji. Choć tutaj to on uciekł jak pies z podkulonym ogonem.

Było mu niedobrze. Mięśnie paliły przez wysiłek, bo nadal biegł, choć nawet nie wiedział, gdzie się znajdował ani w jakim kierunku zmierzał, gdyż łzy zasłaniały mu całą widoczność. Do tego wciąż był w równie opłakanym stanie, co po przebudzeniu. Głowa pulsowała, w brzuchu rwało nieprzyjemnie, przez co miał wrażenie, że jeszcze chwila a zwymiotuje pod własne nogi, upadając później bez sił i lądując w mazi pochodzącej z jego wnętrzności. W uszach boleśnie szumiało, a przez natłok myśli oraz negatywnych emocji nie potrafił się na niczym skupić. Dezorientacja wraz z paniką ogarnęły jego ciało, bo pomimo tego, iż sam uwierzył w to, że był nic nie znaczącym kawałkiem turlającego się tłuszczu, nie chciał umierać wpadając pod koła rozpędzonego samochodu. Nie wiedział, co ze sobą zrobić i gdzie się udać, lecz musiał się ogarnąć. Przystanął na chwilę, by otrzeć opuchnięte oczy, z których wciąż kapały łzy wielkimi kroplami. Tego, czego był pewien, był fakt, że ostatnim miejscem w jakie aktualnie pragnął się udać było jego mieszkanie, w którym siedziałby sam, a różne scenariusze podsyłałby mu umysł. Wtem wpadł na jednocześnie najlepszy i najgorszy z możliwych pomysłów, bo wizja odwiedzin kuzynki w tamtej chwili mogła, albo ukoić jego zszargane w całości nerwy oraz serce, albo zepchnąć go w jeszcze większą otchłań rozpaczy. Jakby nie patrzeć, szarowłosy z Minjin byli wcześniej parą i co prawda dziewczyna wiedziała o orientacji Parka, lecz nie wiadomo jak mogła zareagować na wieść o jego miłości do Mina. Już nie wspominając o akcie, który dokonał się poprzedniej nocy. Dużo tym ryzykował, ale również nie miał zbyt wiele wyjść z dość kiepskiej sytuacji, w jakiej się znajdował. Musiał się gdzieś schronić do czasu wyjazdu do domu, a nie wiedział u kogo jeszcze mógłby się zatrzymać, nie wywołując tym samym lawiny krępujących pytań czy nieprzyjemnych spojrzeń. Na samą myśl o przyjeździe do Busan zrobiło mu się słabo przez kolejną dziwną mieszankę uczuć, która nim zawładnęła. Strasznie stęsknił się za rodzicami i możliwość zobaczenia ich po takim czasie napawała go zarówno radością, jak i wywoływała uśmiech na jego ustach. Jednak wszystko pieprzyło się, gdy docierało do niego w jakiej sytuacji się obecnie znajdował i jak bardzo nędzne było jego jestestwo. Co odpowie bliskim na typowe pytanie po tytułem: "Jak ci się wiedzie?" lub "Jak sobie radzisz?". Miał ich okłamać, mówiąc, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a jego życie jest usłane płatkami róż mieniącymi się niczym posypane brokatem? Może i mógłby to zrobić, w końcu był całkiem dobry aktorem, ale nie w momencie, kiedy nie tylko jego serce, lecz cała dusza była w kawałkach.

Jesteś największym ścierwem na świecie, Park. Nikt cię nie chce, a niedługo nawet rodzina się ciebie wyrzeknie, gdy poznają całą prawdę o tobie. Pamiętaj, jesteś szmatą, Park.

Nie pozostało mu nic innego jak wyciągnąć z kieszeni telefon, usunąć wszystkie powiadomienia o nieodebranych połączeniach, smsach czy zwykłych przypomnieniach z Internetu i wybrać numer dziewczyny, która zdawała się być jego jedynym ratunkiem.
- Hej Minjin, mam może nieco dziwne pytanie. Mógłbym teraz do Ciebie wpaść?

----------------------------------------------------------------------------------------------


Jestem! Wybaczcie, że tak późno, ale chciałam wam po prostu oddać zbetowany rozdział^.- Yoshino_5 (Xerolypse zmieniła nicka xp) jak zwykle spisała się na medal i nawet nie wiem jak mogłabym jej dziękować <3

No to się porobiło, nie? Miała być utopia (choć z jednym z nich), a jest piekło...
Może wam się nie podobać nagły zwrot akcji, ale taki był mój zamysł od samego początku. Ogólnie cały ficzek jest już dawno rozplanowany i tylko czeka, aż go w całości przeleję na karty Worda czy innego dokumentu. Mimo tego, mam nadzieje, że jednak zostaniecie ze mną do końca tej opowieści, bo jeszcze trochę bd się działo ^.^

Przy okazji, pragnę wam podziękować, bo jesteście najlepszymi czytelniczkami na świecie! 💛 Nawet pod postem sprzed tyg pojawiło się mnóstwo gwiazdek i tak pięknych komentarzy, że aż nie byłam wstanie tego usunąć, mimo pierwotnego zamiaru... Dziękuję Wam! Zarówno za miłe słowa, wsparcie, jak i ogrom miłości, którym obdarowujecie mnie oraz Jimbunny'ego! 😢 Serio, uwielbiam was! 💚

Również i teraz proszę o ☆ oraz komentarze, bo strasznie mnie ciekawi, co o tym wszystkim sądzicie~

Ogólnie miałam w zamiarze się mega tutaj rozpisać, ale standardowo, gdy przyszło co do czego, wszystko zapomniałam XD

Miłego dzionka (nocy)!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top