Część 11.
Miłego dnia ♥
Zbliżamy się do końca bajki :(
Będzie jeszcze jeden rozdział, zakończenie oraz dodatek ♥
Perspektywa: Dylan.
Obudziłem się dzisiaj cały w skowronkach. Było już grubo po godzinie dwunastej po południu, a ja nawet nie zrobiłem zakupów. Zadzwoniłem do pizzerii po jakieś jedzenie i postanowiłem rozejrzeć się po sypialni w poszukiwaniu jakichś ciuchów. Zobaczyłem leżący na parapecie aparat, którym koledzy księcia musieli się bawić, bo był prawie rozładowany, gdyż nie raczyli go nawet wyłączyć. Wszedłem do galerii zdjęć i uśmiechnąłem się do siebie, gdy zobaczyłem fotografie przedstawiające mnie obejmującego księcia, jak siedzieliśmy na ławce i patrzeliśmy sobie w oczy.
- Eureka! - krzyknąłem po kilku minutach na cały dom, jak bym odkrył co najmniej Amerykę lub wynalazł coś super świetnego, jak druk, albo telefon. Pobiegłem do swojego komputera i włączyłem go, ponieważ w głowie miałem wspaniały pomysł na okładkę dla swojego klienta. To będzie hit, ja to wiem. Czuję to w kościach.
Po około czterech godzinach projekt był już całkowicie gotowy. Jestem pod wrażeniem, że tak szybko udało mi się ją stworzyć, bo zazwyczaj potrzebuję na to około doby, aby każdy element do siebie pasował, a całość komponowała się znakomicie.
Uśmiechnąłem się sam do siebie, gdy patrzyłem się na swoje zdjęcie, jak obejmuję czule Tommy'iego. Nie widać było naszych twarzy, tylko włosy, więc zaryzykowałem i posłużyłem się tą fotografią, zwłaszcza, że w tle widać było piękny ogród oświetlany blaskiem białego jak śnieg księżyca. Siedzieliśmy na huśtawce, co jeszcze bardziej powodowało, że klimat był magiczny, tak jak sam książę. Wpisałem autora, tytuł i dodałem parę innych ozdóbek, po czym wysłałem projekt do klienta oraz wydawnictwa.
Spojrzałem na zegarek, a do spotkania z blondynem pozostało mi jeszcze kilka godzin. Prędzej zniosę jajko, niż wytrzymam. Kręciłem się niespokojnie po domu, nie mogą się doczekać, aż w końcu go zobaczę. Chciałbym się z nim znów spotkać, ale wiem, że tego nie przyśpieszę, więc do tego czasu zająłem się sprzątaniem syfu, jaki panował w moim domu oraz rozmową przez telefon ze Scottem. Przez chwilę nawet poczułem się jak zakochana nastolatka, bo pierdolnąłem się na łóżko i wisiałem na komórce chyba z trzy godziny.
W sumie to jestem zakochany, ale nie jestem nastolatką.
Całe szczęście.
Scott by tego pewne nie zniósł.
Gdy na zegarze wybiła północ, punktualnie czekałem z bukietem czerwonych róż przed zwierciadłem. Może to głupie, ale chciałem dać księciu jakiś prezent. Nie jest to jakiś super-hiper wielki bukiet, ale dziesięć skromnych, czerwonych róż udekorowanych wstążką wydaje się całkiem spoko.
Książę opuścił swoją krainę, a gdy przekroczył próg mojego domu, zacząłem się szczerzyć jak głupi na jego widok, a moje ciało, jak by zostało sparaliżowane. Czułem się jak przed jakimiś oświadczynami. To było piękne uczucie, gdy patrzył na mnie swoimi czekoladowymi oczami, a ja z każdą chwilą zakochiwałem się w nim coraz bardziej.
- Hej. - powiedział pierwszy, przeczesując nieśmiałe swoje włosy i spoglądając w moje oczy. Postanowiłem, że nie będę się z niczym śpieszyć. Chcę go poznać, chcę, aby kiedyś był mój.
- Cz-cześć. - odpowiedziałem, próbując ukryć swoje zdenerwowanie. Wystroiłem się dzisiaj, jak szczur na otwarcie kanału. - To dla Ciebie. - rzekłem po chwili, spoglądając na trzymane w dłoniach kwiaty, które podałem chłopakowi.
- Dziękuję, są piękne. - odpowiedział, wąchając róże, a ja złapałem go za rękę, po czym powolnym romantycznym krokiem skierowaliśmy się do ogrodu, w którym spędziliśmy kolejną, cudowną noc na nieustannie toczących się rozmowach oraz śmiechach.
Dnia mijały, a właściwie to nawet tygodnie. Wróciłem do pracy, a za stworzoną okładkę dostałem krocie od wydawnictwa, ponieważ dzięki niej sprzedaż książki wzrosła. Dostałem nawet awans oraz podwyżkę, w co nie mogłem uwierzyć. Bardzo się z tego powodu cieszę.
Z księciem regularnie widywałem się od północy, do piątej nad ranem. Codziennie spędzaliśmy czas na naszej ulubionej huśtawce, poznając się coraz lepiej. Jego przyjaciele o dziwo nie demolowali mojego domu, a wręcz przeciwnie. Byłem pod wielkim wrażeniem, że sprzątali i pomagali w remoncie, przez co nie musiałem wynajmować żadnego, seksownego projektanta wnętrz. Wszystko jest super, ale jeden z pokojów udekorowany przez Magnusa raczej średnio przypadł mi do gustu uwagi na kontrowersyjne kolory, obrazy i pełno brokatu, ale chociaż barek pełen alkoholu był w porządku/
Nasze rozmowy z blondynem nie były już w żadnym stopniu sztywne, ani wymuszone. Książę, gdy tylko opuszczał bajkową krainę, rzucał mi się na szyję, przytulając mnie. Nie sądziłem, że moja obecność tak bardzo zadowoli księcia. W jego ramionach czułem się po prostu szczęśliwy.
Pewnej jednak nocy, kilka minut przed tym, jak na zegarze wybiła godzina piąta nad ranem, książę poprosił, abyśmy przeszli się na krótki spacer. Z radością złapałem go za rękę, po czym udaliśmy się na przechadzkę po ogrodzie, w którym zrobiłem nawet kamienną ścieżkę, a także wykopałem stawek. Z każdym dniem czułem, jak bardzo magiczne jest to miejsce, a ja jestem szczęśliwy, zwłaszcza u boku księcia. Zadziornego jak diabli księcia, ale seksownego i przepięknego jak anioł.
- Dylan... - zaczął powoli Tommy, zatrzymując się i spoglądając mi w oczy. Spojrzałem na jego buzię i muszę przyznać, że dziś po raz pierwszy, jak nigdy w życiu przestraszyłem się, gdy ujrzałem minę księcia. To zdecydowanie nie wróży nic dobrego i nie podoba mi się. - Musimy porozmawiać. - dodał, a moje serce gwałtownie przyśpieszyło, bo słowa ,,musimy porozmawiać" wcale nie wróżyły dobrze. Mój były właśnie w taki sposób chciał mi powiedzieć, że ze mną zrywa.
Kurwa, książę chce mnie rzucić.
Na pewno.
Bo kto normalny używa takich sformułowań?
No właśnie.
- O czym? - zapytałem z nutą drżącej niepewności w głosie, bojąc się, obawiając wręcz najgorszego. Momentalnie pobladłem na buzi, próbując unormować oddech, lecz na marne. Było mi gorąco, aż odpiąłem dwa guziki koszuli przy szyi. Tommy spoglądał w moje oczy, a jego wyraz twarzy był całkowicie poważny, co tylko pobudziło moją wyobraźnie. Zacząłem przygotowywać się na najgorsze.
- O nas. - odpowiedział, a ja prawie, że zemdlałem. Jestem pewny, że za chwilę mnie rzuci. Zostaw mnie samego. Powie mi, że jestem idiotą i nie chce ze mną być. Na bank. Jestem niemalże pewny.
- Chcesz mnie rzucić, prawda? - stwierdziłem, nie owijając dłużej w bawełnę, chcąc jak najszybciej usłyszeć te raniące słowa, a następnie iść do swojego pokoju, pierdolnąć się na łóżko, wziąć lody, zadzwonić po Scotta i upić się w jego towarzystwie, aby rozpaczać, jak bardzo moje życie jest chujowe, że nawet książę z bajki mnie nie chce.
Thomas spojrzał na mnie, machając mi dłonią przed oczami, bo na chwilę się wyłączyłem, tworząc w głowie miliard scenariuszy, co zrobię, gdy mnie rzuci. Otrząsnąłem się z letargu i spojrzałem na niego, a on wyglądał, jak by nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Chłopak przez chwilę spoważniał bardziej, choć nie wiem, czy tak się w ogóle da, lecz za chwilę roześmiał, obejmując moją twarz swoimi dłońmi.
- Nie, głupku. - rzekł, spoglądając mi głęboko w oczy, z radością tryskającą od niego. - Kocham Cię, Dylan. - powiedział romantycznym głosem, a ja uśmiechnąłem się dziś po raz pierwszy w życiu naprawdę szczęśliwy. Kamień spadł mi dosłownie z serca. Objąłem swoimi dłońmi jego nadgarstki, a Tommy zaczął się do mnie przybliżać, po czym złączył nasze usta w pocałunku.
Nasz pierwszy pocałunek.
Cudowny, romantyczny i niezwykle magiczny,
Objąłem chłopaka w pasie czując, jak pociera swoje wargi o te należące do mnie. Zarzucił ręce na moją szyję, a z okna usłyszeliśmy dzikie okrzyki radości oraz oklaski, a także przepełniającą Brada euforię, który tak głośno wiwatował nam, że wypadł z okna, lądując w wielkiej kałuży pod domem.
Książę przerwał pocałunek, patrząc mi głęboko w oczy, a ja zauważyłem, jak różowe promienie otaczają go. Chłopak nie wiedział, co się dzieje, a ja gwałtownie odwróciłem głowę za siebie widząc, jak mój dom oraz jego przyjaciele również są otoczeni ową aurą.
Po chwili, niespodziewanie jak nigdy, jasny, oślepiający blask wydobył się z domu, a ja nie zarejestrowałem, co się właśnie stało. Czułem, że upadam na ziemię, a oczy bolały mnie jeszcze chwilę i trochę minęło, nim ponownie je otworzyłem. Ten blask omal nie spowodował, że oślepłem.
Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem Tommy'iego siedzącego na trawie. Chłopak wyglądał tak, jak poprzednie z tym, że był bardziej realny. Zawsze, gdy widziałem się z księciem, jego rysy twarzy, postura, ubrania były mocno wygładzone, jak by ktoś nałożył na niego retusz komputerowy.
- Co się stało? - spytałem, łapiąc się za głowę, bo pod wpływem tego dziwnego jak diabli blasku rozbolała mnie głowa. - Czyżby oślepił nas blask mojej zajebistości? - zaśmiałem się, a książę rzucił mi się na szyję, przewracając mnie na trawę, tak, że teraz leżałem na niej plecami.
- Odczarowałeś mnie, Dylan. - powiedział, lecz ja nie zarejestrowałem przez chwilę, co się dzieje. Chłopak pocałował mnie, lecz pocałunek ten był inny, niż tamten. Czułem teraz jego prawdziwe usta na swoich. Odruchowo wplątałem dłoń w jego włosy, miękkie i jedwabiste w dotyku, mające w końcu swoją unikalną fakturę.
- Jesteś prawdziwy... - rzekłem, odrywając się od niego, ginąc w jego czekoladowych oczach, których głębia pochłania mnie. - Nie mogę w to uwierzyć...
- Udało Ci się sprawić, że zły, nieumiejący kochać książę w końcu poczuł, co to jest prawdziwa miłość. - usłyszałem głos jakiegoś chłopaka, a gdy odwróciłem się, przed nami stała cała jego załoga z tym, że teraz wszyscy wyglądali normalnie i nie mieli na sobie swoich śmiesznych kostiumów. Derek w końcu nie był włochatą bestią, Brad miał nogi, a Brett nie siedział w lampie.
- Dziwnie mi się z Tobą rozmawia, gdy nie jesteś gadającym koniem. - mimowolnie stwierdziłem, przyglądając się Sebastianowi. Wszyscy wyglądali normalnie, a przede wszystkim byli żywi. Tommy spojrzał na mnie, gładząc dłonią mój policzek, a po chwili poszliśmy wszyscy do domu, który nie był już tą starą ruiną, tylko piękny, dużym pałacem, a właściwie niewielkim zamkiem.
- Mój zamek! - ucieszył się blondyn, wbiegając do środka, a na ścianie nie było już tego ogromnego zwierciadła. Na podłodze leżały odłamki tafli lustra wraz z połamaną ramą.
- Po kilku wiekach męczarni, Tommy w końcu poznał, co to jest miłość. To takie piękne. - skomentował Brad, ciągając nosem i wycierając oczy od płaczu.
- Co teraz będzie? - zapytałem, obejmując swojego chłopaka w tali.
- Zaczniemy nowe życie. - odpowiedział, na co uśmiechnąłem się i tym razem to ja objąłem jego twarz w dłonie.
- Kocham Cię, mój książę. - rzekłem, składając na jego ustach tak samo magiczny i pełen czułości pocałunek, łącząc nasze języki w cudownym i pełnym pasji pocałunku, co zostało nagrodzone gromkimi brawami ze strony naszych przyjaciół.
Mówią, że cuda się nie zdarzają, ale to nie prawda.
W życiu oprócz pieniędzy i rodziny liczą się też marzenia, bo bez nich jesteśmy niczym więcej, niż pyłem na wietrze.
Ale marzenia nie spełniają się przecież ot tak.
W tym cała ich magia.
Że trzeba umieć po nie sięgnąć.
Uwierzyć w siebie i dodać odrobiny magii do swojego życia.
Tak właśnie odnalazłem swojego pięknego księcia z bajki na białym rumaku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top